Śpiewają pieśni gniewne

Śpiewają pieśni gniewne

Chórzyści do swoich zadań podchodzą profesjonalnie. Spotykają się na cotygodniowych próbach, których liczba zawsze zwiększa się przed występem. Zależnie od okazji wprowadzają do repertuaru nowe pieśni. W przypadku protestu w obronie ul. Dąbrowszczaków po raz pierwszy zaśpiewali po hiszpańsku pieśń „A las barricadas”, która wykonywana jest na melodię „Warszawianki 1905”.

Publiczne wykonywanie lewicowych pieśni niesie we współczesnej Polsce pewne ryzyko. Na występ zawsze mogą wpaść ogoleni na łyso „miłośnicy ojczyzny” i „obrońcy polskości”, którzy spory zwykli rozstrzygać przy użyciu pięści. Na całe szczęście dotychczas członków Warszawianki nie spotkały nieprzyjemności. Pytani o to śpiewacy nie wydają się przestraszeni. – Mamy nadzieję, że nasza sława będzie na tyle duża, że w końcu doczekamy się jakiejś pokojowej kontrmanifestacji – żartują.

Okazji nie zabraknie, ponieważ Warszawianka regularnie występuje na różnego rodzaju lewicowych manifestacjach i uroczystościach. W Łodzi warszawski chór łączy siły z krakowskim starszym bratem i wspólnie upamiętniają wydarzenia rewolucji 1905 r.

Przeciwko zakłamywaniu historii

W przypadku niezgody na dekomunizację ul. Dąbrowszczaków warszawski chór ściśle współpracuje z inicjatywą „Łapy precz od Dąbrowszczaków”, której pomysłodawcy od ponad roku walczą o to, aby polscy bohaterowie wojny domowej w Hiszpanii pozostali patronami jednej z ulic na stołecznej Pradze. Nie przez przypadek protest odbył się pod budynkiem należącym do IPN. To właśnie Instytut Pamięci Narodowej przekonuje, że dąbrowszczacy byli „realizatorami polityki stalinowskiej na Półwyspie Iberyjskim”. Historycy związani z IPN ignorują fakt, że polscy ochotnicy stanęli do walki z faszyzmem w obronie legalnie wybranego rządu.

– Żołnierze z Legionu Condor, którzy zrzucali bomby na hiszpańskie miasta, kilka lat później, we wrześniu 1939 r., bombardowali Polskę – mówił podczas manifestacji Jeremi Galdamez z inicjatywy „Łapy precz od Dąbrowszczaków”. Po tych słowach zgromadzony na Marszałkowskiej tłum zaczął skandować hasła: „Nie zakłamiecie naszej historii!” oraz słynne No pasarán!

– Robimy, co możemy. Wystosowaliśmy petycję, którą podpisało ponad tysiąc osób oraz kilkadziesiąt organizacji z polski i zagranicy. Chodziliśmy na Radę Warszawy oraz na posiedzenia Komisji ds. Nazewnictwa Miejskiego. Teraz trudniej nam będzie działać, bo Sejm przyjął ustawę dekomunizacyjną, ale nie składamy broni. Tym bardziej że dokument ten nie przewiduje żadnego katalogu nazw do likwidacji – wyjaśnia Galdamez.

Żyjemy w czasach wszechobecnej walki z „lewactwem”. Młodzi ludzie z Warszawianki śpiewają stare pieśni, bo wiedzą, że media i historycy o bohaterów Polski i lewicy się nie upomną. – Cieszymy się, kiedy przychodzi dużo ludzi. Mamy kontakt z wnukami dąbrowszczaków, którzy dziękują nam za to, że odkłamujemy to, co mówi się o ich przodkach. Wtedy jeszcze bardziej czujemy, że warto to robić – podkreśla Hanka Szukalska, członkini Warszawianki.

Śpiewają też po to, żeby przywrócić w rozmowach o polskiej historii normalność i równowagę. – Oficjalne mówienie o historii Polski zaczyna się robić zdumiewająco jednotonowe. Jeśli dąbrowszczacy są do dekomunizacji, to swoje ulice powinni również stracić Mickiewicz i Piłsudski – przekonuje Weronika Samolińska. I dodaje: – Pomijanie lewicowej myśli i jej bohaterów to kastrowanie historii. Udawanie, że czegoś nie było, przestaje być nauką, a zaczyna być projektowaniem własnych mitów. XX-wieczna historia Polski obfituje w różne myśli polityczne. Nie godzimy się na rugowanie jednej z nich.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 39/2016

Kategorie: Obserwacje

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 30 września, 2016, 15:42

    „współcześnie wielu młodych ludzi, szczególnie chłopców, interesuje się historią XX w (…) Zdecydowana większość utożsamia się z prawicową narracją o „żołnierzach wyklętych” (…) Paradują w ubraniach z patriotycznymi emblematami, a na wlepkach rozklejanych w różnych miejscach informują, że tych, których określają mianem wrogów ojczyzny, czeka śmierć.”
    To w Polsce mozna ot tak sobie otwarcie grozic smiercia osobom o odmiennym swiatopogladzie? To na tym ma polegac ta „wolnosc slowa”? Moze mi ktos przypomni, czy za tzw. „komuny” ulicami chodzily demonstracje nawolujace otwarcie do mordowania kogokolwiek? Bo ja sobie nie przypominam (w kazdym razie nie w latach 80).
    A przepraszam – bylo nawolywanie do „wieszania komunistow” – to sie ladnie nazywalo „pokojowy etos Solidarnosci”.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy