Spółdzielczy węzeł gordyjski

Prawo spółdzielcze z 1982 r. zamiast zostać zastąpione nową ustawą, było już ponad 30 razy nowelizowane. Są w nim sprzeczności i niespójności

Źle się dzieje w ustawodawstwie spółdzielczym – ten fakt dostrzegają chyba wszyscy, a sytuacja prawna tej formy gospodarowania wyraźnie nie służy rozwojowi spółdzielczości w Polsce. Ofensywa środowiska związanego z Krajową Radą Spółdzielczą wywołała już spore poruszenie intelektualne, czego dowodem były zorganizowane ostatnio debaty. Ta z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego i wielu ekspertów w ramach Forum Debaty Publicznej wykazała, że ruch spółdzielczy znalazł w otoczeniu głowy państwa nieco zrozumienia, lecz przyniosła również smutną konstatację, którą podczas spotkania z mediami 26 kwietnia wyraził prezes Zarządu Krajowej Rady Spółdzielczej Alfred Domagalski.

Gdzie ci eksperci?

– Nie można się dziwić – powiedział prezes Domagalski – że ustawodawstwo regulujące sytuację prawną tej formy gospodarowania jest niedobre, bo w Pałacu Prezydenckim wystąpiło m.in. trzech ekspertów, którzy wypowiadali opinie bez elementarnej wiedzy o spółdzielczości. Jeden z nich np. postawił znak równości między korporacjami a spółdzielniami, choć w istocie korporacja jest przeciwieństwem spółdzielni. W korporacjach właściciele kapitału są anonimowi, co naraża gospodarkę kraju na szwank, w spółdzielniach zaś właściciele i władze są jawne, jest też system kontroli. Inny ekspert stwierdził, że spółdzielczość jest pojęciem historycznym, a sektor finansowy zupełnie nie przystaje do gospodarowania spółdzielczego. Jak można wypowiadać takie opinie, skoro na świecie jest około miliarda spółdzielców, a spółdzielczy system prowadzenia działalności finansowej okazał się najbardziej wiarygodny w ogarniającym świat kryzysie. Jeśli w każdej sprawie, o której mają decydować politycy, korzysta się z rad ekspertów równie niekompetentnych, nie można się dziwić, że w rezultacie do systemu prawnego trafia tyle bubli – konkludował prezes Domagalski.
Poprowadzone przez red. Jerzego Domańskiego drugie „śniadanie prasowe przy Jasnej”, którego bohaterem kulinarnym były wyroby Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Żukowie (woj. pomorskie), skupiło się właśnie na prawnych warunkach działania sektora spółdzielczego, ze szczególnym uwzględnieniem spółdzielni mieszkaniowych. Zaproszony gość, dr Paweł Borecki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, nie ukrywał, że sam nie jest spółdzielcą, ale od wielu lat zajmuje mieszkanie należące do Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Batory, co bardzo sobie chwali. Przyznał jednak, że po 1989 r. wiele zrobiono, by zdeprecjonować ten ruch, uważany w tzw. obozie posierpniowym za relikt Polski Ludowej. Widać to było w treści dwóch projektów ustaw (o spółdzielczości i o spółdzielczości mieszkaniowej), które wyraźnie traktowały te podmioty jako instytucje służące zarobkowaniu, a pomijały jakże istotny aspekt społeczny – aktywizację środowisk uboższych, mniej wykształconych, niepełnosprawnych i wykluczonych, działania integracyjne oraz kulturowe.
– Dziwić może tak wąskie postrzeganie sektora spółdzielczego – stwierdził dr Borecki – mimo ewidentnych zasług historycznych, ekonomicznych i społecznych całego ruchu. Zaskakuje też, że obowiązujące do tej pory Prawo spółdzielcze z 1982 r. zamiast zostać zastąpione nową ustawą, doczekało się ponad 30 nowelizacji, w wyniku czego powstały liczne sprzeczności, niespójności i luki prawne. Najwyraźniej taka sytuacja sprzyjała interesom różnych grup nacisku, którym istnienie sektora spółdzielczego było solą w oku, stanowiąc niewygodną konkurencję. Udało się np. w ramach ustawy deregulacyjnej z 2008 r. uprościć tryb przekształcania spółdzielni w spółki prawa handlowego, ale brakowało jakiejkolwiek kompleksowej wizji przyszłości i rozwoju całego sektora.

Ustawy pod zamówienie polityczne

Dr Paweł Borecki wymienił jedynie dwie regulacje prawne, które niosły promyczek nadziei – były to ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych i o spółdzielniach socjalnych. Cóż jednak po przepisach szczegółowych, kiedy nie stworzono ram prawnych dla całego ruchu, a dodatkowo wiele dokumentów stwarza poważne zastrzeżenia konstytucyjne. Ogranicza się bowiem prawo do dziedziczenia po zmarłych członkach spółdzielni i prawo do zrzeszania się, dyskryminuje członków spółdzielni w przypadku podziału majątku spółdzielni, która staje się spółką, ogranicza się też dochodzenie praw na drodze sądowej. Zdaniem dr. Boreckiego, w obecnej sytuacji prawnej tego typu negatywne tendencje będą się nasilać, chyba że zostanie uchwalone nowe prawo, kompleksowa ustawa o spółdzielczości, a jeszcze lepiej pełny kodeks spółdzielczości, zawierający zarówno przepisy ogólne odnoszące się do generalnych zasad funkcjonowania branży, jak i szczegółowe z podziałem na rozmaite typy spółdzielni. Trudno jednak liczyć, że przy obecnym układzie sił politycznych w parlamencie i umocnieniu negatywnych stereotypów znajdzie się parlamentarna większość zdolna poprzeć taką koncepcję. Dr Paweł Borecki wyraził jednak nadzieję, że w obecnej kadencji nie dojdzie przynajmniej do pogorszenia sytuacji prawnej spółdzielczości.

Niedoceniana spółdzielczość

Po tej kompetentnej analizie sytuacji prawnej rozpoczęła się dyskusja, w której głos zabrali praktycy, działacze, w tym prezesi spółdzielni mieszkaniowych, którzy w jednym z poselskich projektów zmian w spółdzielczości mieszkaniowej zostali uznani za powód całego zła, za relikt niemal patogenny i kryminogenny w naszym życiu gospodarczym. Chyba to nie przypadek, że na sali znaleźli się wyłącznie działacze głęboko dotknięci takimi sugestiami, ludzie z dużym dorobkiem organizacyjnym i poparciem setek, a nawet tysięcy mieszkańców, spółdzielców i konsumentów usług. Takie były istotne elementy wypowiedzi Zbigniewa Gawrona, Anny Tylkowskiej, Sławomira Żuka, Dariusza Sienkiewicza, Apoloniusza Dobrzyckiego i Czesława Smagały.
Helena Pośpieszyńska, główna księgowa w Spółdzielni Mieszkaniowej Imielin w Warszawie, zwracała uwagę na nierównomierne rozliczanie podmiotów na rynku mieszkaniowym. Kazimierz Lemańczyk ze spółdzielni Nowa Praca Niewidomych mówił nie tylko o pracy, lecz także o rehabilitacji, działalności kulturalnej i artystycznej, które zapewnia jego spółdzielnia.
Dyskusję podsumował prezes Zarządu KRS Alfred Domagalski. Wyraził nadzieję, że istota problemów spółdzielczości zostanie choćby w drobnej części rozpropagowana przez media, bo na niwelowanie negatywnych i błędnych stereotypów nie ma lepszego lekarstwa niż rzetelna informacja o misji, jaką mają do spełnienia spółdzielnie w Polsce i na całym świecie.

Budujemy domy, zarządzamy majątkiem, przyjmujemy wspólnoty mieszkaniowe

Grażyna Hrycan,
prezes Międzyzakładowej Spółdzielni Mieszkaniowej ZWAR w Warszawie
Najbardziej zaskoczyła nas wiadomość, że wspólnoty mieszkaniowe, które powstały w domach oddanych mieszkańcom przez deweloperów, zgłaszają się do was z prośbą o opiekę i zarządzanie ich majątkiem. Przecież miało być odwrotnie.
– Myślę, że to nie przypadek, ale w żadnym z budynków MSM ZWAR mieszkańcy ani spółdzielcy nie wyrazili zainteresowania odłączeniem się i przekształceniem we wspólnotę mieszkaniową. Wręcz przeciwnie – widzimy zainteresowanie naszymi możliwościami zarządzania substancją mieszkaniową ze strony nowych wspólnot, które najwyraźniej zobaczyły dobrą jakość tego, co robimy. Jedna wspólnota już została objęta naszymi usługami zarządczymi, a trzy kolejne rozważają taką możliwość.
To oznacza, że dobrze gospodarujecie i administrujecie majątkiem spółdzielni.
– Tak, to na pewno jest jakaś ocena naszej pracy. Od 19 lat jestem prezesem spółdzielni i zarząd też się nie zmienił. Spółdzielnia ZWAR powstała w 1981 r. z połączenia zasobów mieszkaniowych Biura Planowania Rozwoju Warszawy i zakładów ZWAR. Początkowo stanowiły ją trzy osiedla spółdzielczych domków jednorodzinnych. Potem pojawiły się trzy budynki wielorodzinne i dodatkowe osiedla. W sumie dziś jest ich siedem, a budujemy kolejne dwa osiedla i własną osiedlową oczyszczalnię ścieków. W sumie zarządzamy ok. 1000 lokali mieszkalnych, co oznacza, że w spółdzielni ZWAR mieszka co najmniej 3 tys. osób.
A jak liczny jest etatowy personel spółdzielni?
– To 13 osób.
Niemożliwe! Chyba samych gospodarzy domów jest więcej.
– Gospodarz domu jest jeden na trzy budynki wielorodzinne. Pozostałe sprawy załatwiają mieszkańcy we własnym zakresie i służby spółdzielni.
Gdzie mieści się wasza spółdzielnia?
– W dzielnicy Warszawa Wawer, między Traktem Lubelskim a Wałem Miedzeszyńskim. Zapraszamy do nas.
Życzymy powodzenia i dalszego rozwoju, ilościowego i jakościowego.
Not. BT

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy