Sport na głowie stoi

Sport na głowie stoi

Nie zdarzyło się do tej pory, żeby któryś z zawodników nie płakał u mnie w gabinecie

Rozmowa z Katarzyną Selwant, psychologiem sportowym, psychoterapeutą, nominowaną psycholog PKOl

Rozmawia Artur Zawisza

– Spróbujmy wyjaśnić na początku podstawową kwestię. Po co człowiek uprawia sport? To sposób na życie?
– Różne są przyczyny uprawiania sportu. Zasadniczą rolę odgrywają geny i kultura. Do uprawiania sportu zachęcają nas rodzice, szkoła, koledzy na podwórku. Sport to też chęć podnoszenia adrenaliny. Chcemy dodatkowych pobudek. Sport nierozerwalnie wiąże się ze szczęściem, ze stanem osiągania spełnienia. Człowiek potrzebuje rywalizacji, chce wygrać za wszelką cenę, przede wszystkim po to, żeby sobie coś udowodnić. Pokonać rywala to połowa drogi do sukcesu. Najważniejsze i najtrudniejsze jest pokonać siebie.
Na początku musi być zawsze pasja, zabawa i radość. Sport zawodowy to poważna decyzja, która niesie poważne konsekwencje. Zawodnik musi pamiętać, dlaczego zajął się sportem. Że to kiedyś było fajne, że byli koledzy, że to była zabawa, bo tylko to może trzymać w sporcie do końca. Nie sukcesy, pieniądze i ciśnienie z zewnątrz.

– Psychologia zajmuje się badaniem duszy. Czym różni się dusza sportowca od duszy zwykłego człowieka?
– Zwykły człowiek nie ma aż tak dużych obciążeń psychicznych jak sportowiec. Sportowiec wie, że on pracuje tylko sobą, jego ciało jest najważniejszym narzędziem w pracy. Jakakolwiek kontuzja albo wycofanie się sponsora już wpływa na jego zachowanie. On nie może zachorować, musi szybko wyjść z kontuzji, z choroby i wie, że tylko on jest odpowiedzialny za to, co robi. To jest trochę podobne do jednoosobowej firmy. Proszę zauważyć, jacy sportowcy wygrywają. Ci, którym umożliwiono indywidualny tok przygotowania. Jeśli potrzebowali dodatkowych osób w sztabie szkoleniowym, takie osoby im zapewniono. Tacy sportowcy właśnie odnoszą sukces.
Psycholog sportu trenuje przede wszystkim głowę. To jak z treningiem na siłowni, gdzie sportowiec trenuje mięśnie. Psycholodzy sportu w treningu mentalnym dbają o głowę sportowca. Potrzeba kilku miesięcy, żeby taki trening zdolności umysłowych przeprowadzić i żeby był skuteczny, i żeby zawodnik mógł z niego korzystać. To taki minimalny czas potrzebny, aby wdrożyć podstawowe umiejętności.

– A jakie są te podstawowe umiejętności?
– Umiejętność koncentrowania się, radzenie sobie ze stresem, trening pewności siebie, trening wyznaczania właściwych celów, motywacji. Taki ogólny trening, który można nazwać interpersonalnym, np. poprawa funkcjonowania zawodnika w grupie sportowej. W sportach drużynowych celem psychologa jest zbudowanie ducha drużyny, bo to też jest bardzo ważne.

– Kiedy psycholog wkracza do pracy? Czy tworzy z trenerem wspólną strategię, koncepcję pracy z zawodnikiem?
– To sytuacja idealna, kiedy trener zauważa jakieś rzeczy i czuje potrzebę wprowadzenia psychologa sportu do grupy albo zaangażowania do dla jednego zawodnika. Bardzo często osoby z zewnątrz, rodzice, nauczyciele, przyjaciele przekonują zawodnika, że ma on problemy z głową, i mówią, że powinien pójść do psychologa. Bo np. spala się na starcie. Świetnie mu idzie na treningu, ale na zawodach już gorzej. Zdarza się, że to zawodnik sam zauważa takie problemy i zgłasza się do nas, ale bez konsultacji z trenerem. Niestety w polskim sporcie trenerzy boją się współpracy z psychologiem. Boją się, że psycholodzy zabiorą im jakieś narzędzie pracy. Zabiorą im po prostu robotę, ale to nieprawda, bo my trenujemy zupełnie inne rzeczy. My nie trenujemy zawodnika od strony technicznej.

– Adam Małysz największe sukcesy zaczął odnosić, odkąd w jego życiu pojawił się psycholog sportu.
– Okazuje się, że człowiek ma ogromne zasoby niewykorzystane i to są zasoby mózgu. Nie wystarczy sam trening ciała. Poziom treningu technicznego jest dzisiaj bardzo wysoki na całym świecie i wygrywają ci, którzy wygrywają głową, są mocniejsi psychicznie, mogą przezwyciężyć samych siebie. Jak jest się juniorem, trzeba dostosować się do systemu szkoleniowego. Trzeba jakoś się wdrożyć w sport. Ale później są już indywidualności. Związki sportowe i system szkoleniowy muszą dopasować się do indywidualności, aby te wyjątkowe jednostki mogły osiągać tak wspaniałe sukcesy jak Adam Małysz. Adam intensywnie współpracował z psychologiem i przeskoczył własne słabości. W ciągu zaledwie kilku miesięcy z przeciętnego zawodnika wskoczył na najwyższe podium.

– Jak zmienić przeciętnego zawodnika w mistrza?
– To jest tak, że zawodnik, wydawałoby się, przeciętny, ale w którym drzemią ogromne, jeszcze niewykorzystane pokłady, zaczyna szkolić głowę z psychologiem sportu, zaczyna poznawać swoje dodatkowe zasoby, np. jak dobrze wyznaczyć sobie cel, jak cieszyć się z małych sukcesów, potrafi się skoncentrować, zredukować stres, czego wcześniej nie robił, i nagle zaczyna odnosić ogromne sukcesy.

– Jak wygląda trening psychologiczny?
– Zazwyczaj są to spotkania indywidualne, w gabinecie. Rozmowy, czasami, chociaż rzadko, testy psychologiczne. Sportowcy boją się testów. Częściej są to psychozabawy, które ukazują niewykorzystane obszary, gdzie jeszcze można coś zrobić. Scenki, które się odgrywa, które zawodnik ma zagrać, pokazać swoją postawą pewność siebie… Zawodnik powinien zrozumieć różnice między zwycięstwem i porażką, sukcesem i poddaniem siebie.

– Uczycie ich „odnosić” porażki?
– Jak najbardziej! Porażki zdarzają się bardzo często, nawet częściej niż zwycięstwa, a zaangażowanie zawodnika jest ogromne. Nie zdarzyło się do tej pory, żeby któryś z zawodników nie płakał u mnie w gabinecie. Dlaczego? Dlatego, że to są tak wielkie emocje. Rozczarowania są ogromne, łzy szczęścia zdarzają się rzadko. My jednak zawsze musimy myśleć pozytywnie, nawet w najgorszych sytuacjach.

– Jakie konkretnie rady dają psycholodzy tuż przed zawodami?
– Najprostszym sposobem radzenia sobie ze stresem jest dobre wyznaczenie celów, tego, do czego dążymy. Obniżenie wagi i rangi sytuacji, pokazanie, że na tym życie się nie kończy. Świetnym i wypróbowanym sposobem radzenia sobie ze stresem jest oddychanie przeponą. Uczymy też tego. Uczymy relaksacji i wizualizacji, czyli umiejętności wyobrażenia sobie wcześniej sytuacji, w której zawodnik uczestniczy w dużych zawodach i wykonuje wszystko od strony technicznej świetnie, tak jak na treningach, kiedy nie ma stresu. Zaczynam zwykle od wywołania ujścia pewnych emocji. Pozwalam sportowcowi się wygadać. On często nie ma z kim porozmawiać o swojej porażce. Jeśli sam jeszcze hodował w sobie wizerunek silnego człowieka i był przez resztę w nim utrzymywany, wtedy ma naprawdę poważne problemy. Są w psychologii trzy podstawowe zasady. Z angielskiego stop, start, continue. Uczymy, z czym należy skończyć, co należy zacząć i jak to kontynuować.
Jeden z moich podopiecznych, olimpijczyk z Pekinu, musiał np. pogodzić się z porażką, bo zawiodły warunki pogodowe. Trudno wtedy wyjaśnić przyczyny przegranej, motywacje jednak na tym cierpią.

– Ale praca ze sportowcem powinna polegać na tym, żeby motywować, nie żeby przygotowywać na porażki.
– My w ogóle nie mówimy o porażkach. Mówimy o zwycięstwach. Psycholog nie jest terapeutą, my nie leczymy z choroby, lecz ćwiczymy w zawodnikach zdolności umysłowe, które później mają im służyć.

– A jakie uczucia towarzyszą uprawianiu sportu?
– To przede wszystkim odporność na niesamowite naciski z zewnątrz. Ze strony sztabu szkoleniowego, dalszego i bliższego środowiska zawodnika. Media, rodzina, kibice, nacisk ze strony samego siebie. Odporność na presję otoczenia jest bardzo ważna.

– Agresja? Dla mężczyzn bardzo naturalna. Odnoszę wrażenie, że niektórym polskim sportowcom przydałoby się więcej pary.
– Tak, ambicja na pewno jest. Ale nie jest to wyjątkowa cecha sportowców. Każdy z nas jest na swój sposób ambitny, chce coś osiągnąć. Z agresją jest różnie. Niektórzy potrzebują jej więcej, inni mniej. Sami sportowcy powinni wiedzieć najlepiej, jakie mają granice. Nie mogą na pewno poddać się tłumowi, muszą do końca zachować kontrolę nad sobą. Sportowiec, który nie panuje nad sobą, nie może dobrze wykonać zadania. Agresja to rzadki problem, to raczej kontrola emocji.

– Strach, lęk? Czego boi się sportowiec?
– W każdym sporcie jest tak, że pojawia się strach. Np. czy uda się odbić piłkę, czy dam radę, czy mi się uda. Stres, który paraliżuje. Mimo że na treningu w warunkach neutralnych wszystko dobrze wychodziło, na zawodach niestety nic nie idzie, jak trzeba. Ciężkie nogi, ucieka gdzieś ręka, wszystkie techniczne aspekty danej dyscypliny idą w zapomnienie.

– I psycholog w tych najtrudniejszych momentach jest obecny przy zawodniku?
– My trenujemy z zawodnikiem wcześniej i przygotowujemy go, żeby był samodzielny, żeby te psychologiczne umiejętności wypracował sobie przed zawodami. Zawodnik na starcie ma być samodzielny, sam wiedzieć, jak pokonać stres, bo już się tego nauczył. Jako psycholog mogę na starcie to wszystko jeszcze raz mu powiedzieć, przypomnieć o jego możliwościach. Najczęściej mnie na starcie nie ma, bo nie mogę wszędzie pojechać z zawodnikiem. Psycholog powinien być na stałe w umyśle zawodnika. Sportowiec ma ciągle pamiętać o jego radach.

– I wtedy wygra?
– Wygra z samym sobą, pokona strach. Mój zawodnik jest wyedukowany, bo to jest psychoedukacja. Psycholog uczy zawodników, jak mają się zachowywać, żeby stres nie stał się przyczyną porażki. Badania wskazują, że to głowa przeważa, a nie przygotowanie techniczne.

– Czyli te relacje, które psycholog wypracowuje z zawodnikiem na treningu, nie mogą być za bliskie, żeby sportowiec za bardzo nie przyzwyczaił się do obecności psychologa?
– To nie są relacje. To po prostu nauka. Tutaj musimy odróżnić psychoterapię od psychologii sportu. Psychoterapia wkracza głębiej w sferę prywatnego życia zawodnika, w dzieciństwo, sytuację w rodzinie itd. A psychologia sportu zajmuje się psychoedukacją, uczy zawodnika, jak ma postępować, jak stawać się coraz lepszym.

– Jak głęboko wnika w życie sportowca?
– Nie dotykamy sfery życia prywatnego. Kiedy mamy do czynienia z juniorami, nie interesuje nas, kto ma ile sióstr czy braci. Interesuje nas np., co się dzieje na korcie, jak ten młody tenisista postępuje.

– Nie interesują psychologów osobiste problemy sportowców?
– Poznanie całego środowiska życia sportowca jest ważne i taki pierwszy wywiad ogólny się przeprowadza, ale nie jest on bardzo głęboki, nie na tyle, żeby dotykać delikatnych spraw. Miałam kiedyś takiego zawodnika, który na pierwszym spotkaniu powiedział, że on o żonie mówić nie będzie, a ja w ogóle nie chciałam o tę żonę pytać. Mnie interesowało tylko to, jak on się zachowuje na zawodach. To przykład mylnego myślenia o psychologii.

– O czym sportowiec myśli, gdy przegra?
– Najczęściej mówi, że spalił się na starcie. Zobaczył przeciwnika, uznanego rywala, i przegrał. Na zawodach wszystko może wywołać negatywne myśli. Lepszy i nowocześniejszy strój przeciwnika też ma znaczenie. Zawodnik musi mieć pewność siebie.

– Pani pierwsze zdanie do przegranego zawodnika?
– Pytam, co się stało. Chcę, żeby sam to powiedział.

– Jaka najczęściej pada odpowiedź?
– Za bardzo chciałem. Sportowcy liczą często na więcej niż aktualne możliwości. Stawiają sobie wtedy niemożliwy do osiągnięcia cel. Trzeba nauczyć ich dostrzegać małe sukcesy. To nie muszą być najwyższe laury. Trzeba patrzeć, co jest przed nami. Zostawić porażkę za sobą.
Każdy sportowiec chce wystartować na 100% swoich możliwości. Ale w szczególnych sytuacjach, takich jak zawody olimpijskie, zawodnik chce wystartować na 110%. Musi zaryzykować. I my jesteśmy od tych dodatkowych 10%, które mają dodać mu pewności siebie. Od tego, że zaryzykuje i to ryzyko mu się opłaci. Do prestiżowych zawodów zawodnik podchodzi inaczej. My mamy sprawić, żeby podchodził tak samo jak do każdych innych. Chcemy wyrobić w sportowcu przekonanie, że każde zawody są ważne, te na podwórku i te na dużym stadionie. Chodzi o to, żeby zdjąć z niego to psychiczne obciążenie. Kiedy na szali jest medal, on musi wiedzieć, jak go zdobyć. Na tym polega wyrabianie skuteczności działania. Zawodnicy w końcu różnią się od siebie. Jednego można zmotywować cukierkiem, drugiego marchewką.

– Czy płeć ma jakieś znaczenie w budowaniu osobowości zawodnika?
– Tak. Kobiety są bardziej emocjonalne, a mężczyźni lubią konkrety, przemawiają do nich mocne argumenty. Jeśli ktoś dzwoni do mnie i chce ze mną współpracować, to z reguły wie, czego chce. Nie mogę przyjąć osoby, która nie wie, po co do mnie się zwraca albo ma wobec mnie jakieś zastrzeżenia i uprzedzenia. Między nami nie będzie żadnej nici porozumienia. Fakt, że przegrany sportowiec przychodzi, świadczy, że chce dalej walczyć. Wytrzymałość psychiczna jednak jest bezpłciowa, zależy od pojedynczego człowieka.

– Kiedy zawodnik wyjedzie na dużą imprezę, a wcześniej media i wszyscy wokoło trąbili, że jest faworytem, powinien wygrać i przywieźć złoty medal, a nagle przegrywa i złotego medalu nie ma…
– Na wynik mają wpływ trzy czynniki. Sam zawodnik, otoczenie, czyli media i kibice, oraz trener. Jeżeli wsparcie jest z każdej z tych stron, możemy myśleć o sukcesie. Ale jeśli są zbyt duże naciski i coś nie zagra, porażka murowana. Najtrudniejsze jest rozczarowanie, niespełnienie celów.

– Stąd ukrywanie sportowców przed zawodami?
– Mówi się krytycznie o izolowaniu piłkarzy przed ważnym meczem. Ale takie zamknięcie jest bardzo dobre. Osobiście odradzam zawodnikom czytanie forów internetowych. Zawodnicy śledzą internet i później się załamują. Opinie zwyczajnie są podzielone, ale oni czytają i pamiętają głównie te negatywne. I w czasie kolejnych zawodów sportowiec będzie identyfikował się ze złą opinią kibiców. Jestem beznadziejny i tak mnie widzą. Była taka sytuacja z siatkarką, która zrezygnowała z kariery, jak sama powiedziała, zaszczuta medialnie. Osoba wrażliwa chce dobrego wizerunku i nie wytrzymuje często krytyki oraz napięcia wywołanego oczekiwaniami środowiska zewnętrznego.

– O przegranej Tomasza Sikory w Vancouver mówi się, że zawinił stres, że brakowało wsparcia psychicznego.
– To mógł być stres lub przypadek. Żal. Może nie był w najlepszej formie. Tomasz jest zbyt doświadczonym zawodnikiem, żeby ulec oczekiwaniom kibiców i mediów. Myślę, że tutaj zawiniły nadzieje i oczekiwania środowiska. Niewielu mamy zawodników, którzy mogą rywalizować w sportach zimowych ze światową czołówką. Dlatego tę niewielką iskierkę nadziei na medal Tomka rozdmuchano do dużego ognia. No i się spaliło, chociaż Tomek dał z siebie wszystko i zajął przyzwoite miejsce.

– Kto w takim razie ponosi odpowiedzialność za zwycięstwo czy porażkę? Cały zespół?
– Podstawowym błędem jest zła atrybucja. Tzn. szukamy wyjaśnień poza samym sobą i przypisujemy przyczyny porażki komuś innemu. To naturalne zachowanie. Kiedy spóźnia się kolega, mówimy, że jest spóźnialski, gdy my się spóźnimy, był korek. Winnych może być wielu. Ale nie o to chodzi. Jedna porażka nie przekreśla dalszej kariery. Zawodnika trzeba przywrócić do stanu normalności, czyli żeby myślał o kolejnych zawodach, o dalszym trenowaniu. Istotą sportu jest dążenie do wyznaczonego celu, a nie rozpaczanie nad porażkami.

– Jak długo u sportowca trwa stres po porażce?
– To bardzo indywidualna sprawa. Może trwać dzień, dwa. Zależy od intensywności emocji, jak długo działają, również od odporności psychicznej. Zdarza się, że stres trwa dłużej, tydzień, dwa miesiące, do następnych dużych zawodów, ale też może się przeciągać i trwać latami. Musi być czas, żeby emocje opadły, żeby zacząć na nowo pracę nad sobą, pamiętając również o ostatniej porażce. Sportowiec zawsze intensywnie przeżywa każde zawody. Nawet po sukcesie należy odpocząć.

– Ale to chyba naturalne, że zawsze lepiej odbieramy zwycięstwa niż przegrane. Szczególnie w Polsce, gdzie wielkie sportowe sukcesy są towarem deficytowym.
– My, Polacy, nie jesteśmy przygotowani na sukces. Miałam kiedyś w gabinecie mistrza świata, po dużych zawodach, które wygrał, i zapytałam, jak poszło. Odpowiedział, że wygrał, bo przeciwnik był gorszy. Ale to był dwukrotny mistrz świata, wygrać zdarzyło mu się dwa razy, więc to nie był przypadek. Zawodnik sam nie dostrzegał w sobie sukcesu. Polacy nie potrafią poradzić sobie z własnym sukcesem.

– Adam Małysz wypomniał dziennikarzom, że kilka lat temu zapowiadali jego koniec.
– Właśnie! Proszę zauważyć, że on kolejne osiem lat trenował, nie poddawał się i jaki osiągnął sukces. Dwa srebrne medale! To wzór mistrza. Cały czas wierzył w siebie, ale wierzył też trener i wielu innych. Pozytywne nastawienie zaprocentowało. Inna sprawa, że do Adama dostosował się system. Zindywidualizowane podejście do sportowca przyniosło, jak mówiłam, efekty.

– Na igrzyska olimpijskie pojechała duża grupa polskich sportowców i tylko dwóch wróci z medalami. Czy wśród pozostałych pojawia się zazdrość?
– Zwykle w grę wchodzi rozczarowanie. Osoby, które pojechały, wierzyły w swój sukces i przegrały, są rozczarowane. Lata wyrzeczeń i wysiłków poszły na marne. Bardzo chciały, ale im nie wyszło. Im większa porażka, tym większe rozczarowanie. Przegrana walka boli, jednak w konsekwencji może stać się przyczyną i bodźcem do dalszej walki, do osiągnięcia wielkiego zwycięstwa.

——————————-

Katarzyna Selwant, psycholog sportowy, psychoterapeuta, nominowany psycholog PKOl. Członek Zarządu Warszawskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, Sekcji Psychologii Sportu Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, założycielka Polskiego Towarzystwa Psychologii Sportu. Uprawia curling, trzykrotna mistrzyni kraju, od 2004 r. w kadrze narodowej.

Wydanie: 09/2010, 2010

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy