Spory nad przeszłością

Spory nad przeszłością

Korespondencja prof. Andrzeja Walickiego z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na temat PRL

W maju 1999 roku Jan Nowak-Jeziorański przysłał mi swoją książkę Polska wczoraj, dziś i jutro (Czytelnik, Warszawa 1999) z dedykacją:
„Panu Profesorowi Andrzejowi Walickiemu ze słowami uznania i zaproszeniem do polemiki”.
Jan Nowak-Jeziorański, 25 maja 1999.
Poznałem Jana Nowaka w roku 1978, w czasie pobytu w Woodrow Wilson International Center For Scholars w Waszyngtonie. Mój bliski kuzyn, Marek Walicki, będący wówczas szefem polskiej sekcji Głosu Ameryki, przez wiele lat współpracował z Nowakiem w Radiu Wolna Europa, a w USA był jego najbliższym przyjacielem. Miałem więc liczne okazje, aby spotykać się z Janem Nowakiem w domu Marka w Falls Church pod Waszyngtonem i wymieniać z nim myśli na temat sytuacji w Polsce. Od czasu do czasu spotykałem się z nim także w latach dziewięćdziesiątych, mieszkałem bowiem wówczas w USA jako profesor uniwersytetu Notre Dame w Indianie. Zaproszenie do dyskusji nad przysłaną mi książką było więc naturalne i chętnie je przyjąłem.
Na mój list z dnia 6 sierpnia 1999 Nowak-Jeziorański odpowiedział obszernym wyjaśnieniem swego stanowiska w sporze o PRL, datowanym 15 sierpnia 1999. Po otrzymaniu mojej odpowiedzi z dnia 9 września 1999 posłał mi z kolei swój artykuł w „Gazecie Wyborczej” (13-14 XI 1999) pt. „Sojusz lewicy czy demokracji?”. Potraktowałem to oczywiście jako dalszy ciąg naszej dyskusji i ustosunkowałem się do otrzymanej publikacji w liście z dnia 18 listopada 1999. Nowak zareagował na to przysłaniem mi kolejnych swoich artykułów, których tytułów niestety nie pamiętam. Ja zaś pokwitowałem to listem z dnia 10 grudnia 1999, dołączając do niego recenzje mojej książki Marksizm i skok do królestwa wolności pióra prof. Jerzego Wiatra i prof. Jerzego Szackiego.
Wydaje mi się, że po dziewięciu latach, w momencie gdy mój korespondent nie żyje już i z całą pewnością należy do wciąż żywej historii, opublikowanie naszej ówczesnej wymiany myśli ma pewien sens, dobrze wpisuje się bowiem w spory nad niedawną przeszłością, wciąż niestety dzielącą Polaków.

6.8.99
Szanowny Panie,

Serdecznie dziękuję za Pańską „Polskę wczoraj, dziś i jutro”, którą Marek wysłał mi do Warszawy. Przeczytałem ją z wielkim zainteresowaniem, podziwiając zwłaszcza wszystko to, co pisze Pan o problemach polskiej polityki zagranicznej. Wydaje mi się, że unikalna wartość tej książki polega przede wszystkim na mocnym osadzeniu problematyki polskiej w kontekście międzynarodowym.
W miłej dedykacji, za którą dziękuję, zachęca mnie Pan do polemiki. Nie chciałbym tego robić w pełnym wymiarze, bo byłoby tego zbyt wiele. Sporo zresztą pisałem już na ten temat. Za kilka miesięcy ukaże się zbiór moich artykułów o sprawach polskich pt. „Widziane z boku”, otrzyma go Pan ode mnie. W niniejszym liście wskazuję tylko dwie sprawy, leżące u źródła większości różnic między nami.
Po pierwsze, przeżycie roku 1945. To, co Pan pisze w „Roku klęski”, jest dla mnie w pełni zrozumiałe. Dla emigracji powrześniowej nie był to rok wyzwolenia, ale definitywnego zerwania ciągłości, utraty nadziei, poczucia, że nastał czas nowej i trwalszej okupacji. Ja, jako chłopiec, także boleśnie przeżywałem fakt, że nie spełnią się nadzieje wyrażone w pieśni „A gdy skończą się dni, trudów walki i krwi, bratni legion gdy z Anglii powróci”… Pod wpływem takich nastrojów napisałem nawet wiersz, zawierający słowa: „lecz by goryczy polskiej spełnić kruż, pójdziemy walczyć, chociaż już rozmaryn nam się nie rozwinie” (Vide moje „Spotkania z Miłoszem”)1. Mimo to jednak nie mogło dla mnie ulegać wątpliwości, że wojna kończy się, będzie można chodzić do polskiej szkoły, wrócić do Warszawy, mieć wokół polską prasę, polskie instytucje, nie lękać się o fizyczne przetrwanie. To dotyczyło wszystkich w kraju. Mój dziadek, ojciec Marka2, śledził w napięciu wydarzenia na froncie wschodnim, pragnąc jak najszybszego zwycięstwa Rosjan nad Niemcami. W mieszkaniu mego ojca byłem świadkiem dyskusji, „jak włączyć się w nową rzeczywistość z udziałem przedstawicieli AK-owskiego podziemia”3. Nikt nie miał wątpliwości, że włączyć się trzeba, że trzeba budować polskie państwo, chociażby nawet niesuwerenne. Nie uważano takich działań za kolaborację! Mój ojciec chętnie objąłby stanowisko w min. kultury (np. dyrektora departamentu), bo pomogłoby to w odbudowie muzealnictwa i rewindykacji dzieł sztuki. Mój wuj, Tadeusz Manteuffel, objął w najgorszych czasach stalinowskich stanowisko Dyrektora Instytutu Historii PAN – właśnie dlatego, że historiografia stawała się „frontem ideologicznym” i trzeba było temu przeciwdziałać „wewnątrzsystemowo”. Była więc zasadnicza różnica w stosunku do okupacji niemieckiej! Pomniejszanie tej różnicy przez mówienie o „nowej okupacji” paraliżowałoby energię narodu, obrażało ludzi pragnących „włączyć się” i robiących to z powodów patriotycznych.
Po drugie, mocniej niż Pan akcentowałbym ewolucję systemu. Z satysfakcją odnotowałem, że zauważa Pan dziś (patrz s. 121) pewną jednostronność oglądu rzeczywistości PRL z perspektywy monachijskiej. Dla mnie osobiście w roku 1956 zmieniło się wszystko, pojawiła się bowiem możliwość wolności od nacisku ideologicznego. Jeśli już na początku lat 60. mogłem pisać książki, które mogły być bez żadnych zmian przyswojone nauce zachodniej (moja Historia myśli ros. jest do dziś dnia najpopularniejszym podręcznikiem w USA)4, a nawet nagrodzone po latach (w ub. roku) międzynarodową nagrodą Balzana5, to znaczy to, że w dziedzinie dla mnie najistotniejszej żyłem w PRL jako człowiek wolny.
Oczywiście, odwrotną stroną detotalitaryzacji i faktycznej dekomunizacji PRL była korupcja i klientelizm, wspólnoty brudnych interesów, przekształcenie planowania w anarchię itd. (co zresztą walnie sprzyjało delegitymizacji systemu). Sądzę jednak, że jest Pan zbyt surowy dla gen. Jaruzelskiego. Gomułka mógł w r. 1956 przeciwstawić się Rosjanom, ponieważ partia była w społeczeństwie jedyną zorganizowaną siłą, ustrój socjalistyczny miał duże rezerwy, społeczeństwo gotowe było entuzjastycznie poprzeć reformatorów partyjnych. W latach 1980-1981 warunków tych nie było. W r. 1981 „Solidarności” zależało głównie na kompromitowaniu władzy, jej siła, niestety, znajdowała ujście w przepychankach lokalnych, powtórzenie roku 1956 – czyli konsolidacja narodu wokół partii – było czymś absolutnie niemożliwym. Wyśmiano by Jaruzelskiego, gdyby zechciał czegoś takiego, nie uwierzono by mu, gdyby powoływał się na niebezpieczeństwo z zewnątrz. Uznano by to za kolejne oszustwo. Gdyby za cenę „postawienia się Rosjanom” można było w r. 1981 uzyskać podporządkowanie „S” autorytetowi Generała, to na pewno nie doszłoby do stanu wojennego.
W rzeczywistości jednak wedle słów Kuronia, było tak, że nawet gdyby władza dała „S” złote jajko, to powiedziano by, że nie dała, ale zabrała w celu oddania go ZSRR.
Intencją moją było ukazanie różnic nie tyle w sferze wartości, co w percepcji wydarzeń. Pańska książka pobudza mnie czasem do sprzeciwu, ale jest to sprzeciw połączony z szacunkiem dla Pańskiej drogi życiowej i Pańskich racji.
Z najlepszymi życzeniami
Andrzej Walicki

JAN NOWAK

3815 Forest Grove Drive
Annandale, VA 22003

08.15.1999

Prof. dr. Andrzej Walicki
Department of History
Notre Dame, Indiana 46556

Szanowny Panie Profesorze,
Serdecznie dziękuję Panu za długi i ciekawy list. Mam wiele szacunku i uznania dla Pana dorobku naukowego, który zyskał Panu zasłużone uznanie w skali międzynarodowej. Właśnie dlatego zależało mi na tym, by zapoznał się Pan z moją publicystyką, choć w pełni zdaję sobie sprawę, że mamy odmienne poglądy. Ścieranie się poglądów nie tylko pobudza do myślenia, ale także do formułowania myśli.
Wydaje mi się, że w liście do mnie polemizuje Pan z myśleniem skrajnie antykomunistycznej części emigracji Londyńskiej. Różniłem się od niej zasadniczo. Nie tylko nigdy nie twierdziłem, że Polska jest „pod okupacją” sowiecką, ale stałem się przedmiotem ataków Janusza Kowalewskiego w prasie emigracyjnej za publiczne wystąpienie w londyńskim Ognisku Polskim, w którym twierdziłem, że Polska jest pod rządami wasalnymi, ale nie jest krajem okupowanym.
Zgadzam się z Panem w zupełności, że ludzie skazani na życie w powojennej rzeczywistości musieli szukać dla siebie miejsca, które pozwoliłoby im służyć krajowi. I że wymagało to często przymusowych kompromisów. (Jeszcze niedawno przypominałem, że nawet Kościół, by móc przetrwać i działać, musiał iść na kompromisy). Istnieje jednak zasadnicza różnica między przymusowym kompromisem a dobrowolnym współdziałaniem z wrogiem (Stalinem) w politycznym podboju własnego kraju albo współpracą z aparatem represji stosowanych wobec własnego społeczeństwa. Znajdzie Pan w mojej książce zdanie: „Państwo polskie było zniewolone, ale sama jego odrębność stanowiła wielką wartość, której nie wolno było lekkomyślnie utracić”
(str. 86). Walczyłem jako dyrektor Wolnej Europy z wasalnymi, monopartyjnymi rządami, ale zachowałem szacunek i przyjacielskie stosunki osobiste z przedwojennymi przyjaciółmi jak przedwcześnie zmarły
dr Jerzy Morzycki, pierwszy minister zdrowia, albo Witold Trąmpczyński, prezes NBP, a później członek rządu. Źle się stało, że Ojciec Pana nie został po wojnie ministrem kultury. Położył za to olbrzymie zasługi w odbudowie Muzeum Narodowego i odzyskiwaniu dzieł sztuki. W nagrodę został uwięziony, cudem uniknął wyroku śmierci, spędził 4 lata w więzieniu6. Zmarł przedwcześnie prawdopodobnie na skutek tych przeżyć. Musiało to być dla Pana traumatycznym przeżyciem. Dlatego najbardziej zdumiewają mnie Pana słowa, że każdy mógł „nie lękać się o fizyczne przetrwanie”. Nie przetrwało lat „utrwalania Władzy Ludowej” około 200 tys. ludzi. Są to obliczenia historyka tego okresu, prof. H. Kerstenowej.*
Pisze Pan, że nie doceniam w pełni ewolucji systemu. Odwrotnie. W latach RWE cała moja koncepcja polegała na budzeniu i podtrzymywaniu nacisku czynnika społecznego na rządzących jako dźwigni stopniowego rozszerzania marginesu wolności. Osiągnął ten nacisk swój pierwszy punkt kulminacyjny w r. 1956. To nie naród skonsolidował się – jak Pan pisze – „wokół partii”, ale odwrotnie, część partii z Gomułką i Ochabem na czele przeszła na chwilę na stronę narodu i jego aspiracji do uniezależniania państwa, choćby częściowego, od sowieckiego hegemona. To częściowe uniezależnienie nastąpiło tylko w polityce wewnętrznej. Pod naciskiem społecznym i wydarzeń w 1970 i 1976 r. ewolucyjne przemiany doprowadziły w latach Gierka do stanu półwolności, który pozwolił co najmniej dużej części społeczeństwa na pogodzenie się z rzeczywistością Polski Ludowej. Podobnie jak względna swoboda życia narodowego w Galicji doprowadziła co najmniej część ludności do pogodzenia się ze statusem prowincji monarchii austro-węgierskiej.
Pomimo tego podział na „my” i „oni” przetrwał. Nie był on, jak Pan zdaje się sugerować, podziałem między emigracją i krajem. Jak pokazały wydarzenia 1980/81 r., ten podział biegł w poprzek partii.
PRL pozostał do końca systemem przestępczym. W latach stalinowskich jedną z ofiar był Pana Ojciec. W latach gierkowskich świeccy i duchowni przeciwnicy reżymu byli przedmiotem tzw. „akcji specjalnych”. Były, jak Pan wie, wypadki morderstw politycznych. Ja sam podobnie jak wielu innych byłem ofiarą prób morderstwa moralnego. Utworzony został zespół „roboczy”, który w sposób niezwykle kunsztowny produkował i rozpowszechniał fałszywki mające mnie zdyskredytować i zniszczyć. Kodeks karny ustanawia karę długoterminowego więzienia za sfałszowanie dokumentu.
Jaruzelski jest postacią bardzo złożoną. Pozostaje zagadką, jak się to stało, że syn wroga klasowego i obszarnika, wychowanek zakonnej szkoły, który należał do szkolnej Sodalicji Mariańskiej, zrobił tak błyskawiczną karierę wojskową. Powierzono mu wpierw zadanie indoktrynacji wojska ludowego, a później stanowisko ministra obrony i zastępcy dowódcy Układu Warszawskiego. Czym zaskarbił sobie tak daleko posunięte zaufanie Moskwy?
Temperatura wrzenia społecznego była w październiku 1956 r. wyższa niż w grudniu 1981. Fala rewolucyjna opadła, gdy społeczeństwo stało się świadome, że Gomułka stawia opór naciskom Kremla. W 1989 r. sytuacja bardziej sprzyjała Jaruzelskiemu. Z ujawnionych dokumentów sowieckich wynika, że w grudniu 1980 r. Sowiety poniechały zamiaru bezpośredniej interwencji jako zbyt kosztownej w sensie politycznym i postanowiły wyręczyć się Jaruzelskim. W moim przekonaniu generał mógł uniknąć stanu wojennego i odpływu za granicę pół miliona elitarnego elementu ludzkiego, gdyby poszedł za przykładem Gomułki i miał odwagę postawienia się sowiecianom.
W roku 1989 Jaruzelski odegrał bezspornie rolę konstruktywną bez względu na motywy, które nim kierowały.
Cieszę się zapowiedzią otrzymania Pana nowej książki. Po zapoznaniu się z nią chętnie podyskutowałbym z Panem.
Łączę najlepsze pozdrowienia
Jan Nowak-Jeziorański

* Od redakcji: liczba przytoczona przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego jest wysoce zawyżona, nie znajduje potwierdzenia w źródłach i naukowej literaturze.

A. Walicki
16113 Bent Free Drive
Granger, Indiana 46530

4.9.99
Szanowny Panie,

Bardzo dziękuję za list z 08.15. Potwierdza on raz jeszcze, że w wielu sprawach mamy poglądy zbieżne. Nigdy nie przypisywałem Panu antykomunistycznego fundamentalizmu, przeciwnie – podziwiałem Pańską politykę w 1956 r. jako znakomity dowód myślenia w kategoriach realistycznie pojętego interesu narodowego. Z drugiej strony, ja sam jestem bardzo antykomunistyczny we wszystkim, co dotyczy klasycznego, doktrynalnego, wojującego komunizmu – vide moja książka „Marxism and the Leap to the Kingdom of Freedom” (Stanford 1995)7. Książka ta jest właściwie bardziej antykomunistyczna (w tym, co dotyczy twórców komunizmu) niż trzytomowe dzieło Kołakowskiego. Od stereotypów polskiego antykomunizmu różni mnie natomiast łagodniejsza ocena PRL – jako, mimo wszystko, państwowości polskiej, spełniającej rolę „parasola ochronnego”, wyróżniającej się na tle innych państw bloku zaawansowanymi procesami detotalitaryzacji i faktycznej dekomunizacji. Dotyczy to również PZPR po roku 1956: nie musimy się nią zachwycać, ale powinniśmy docenić, że była to organizacja (z wyjątkami oczywiście) porzucająca ideologię komunistyczną, podatna na nacisk postaw pragmatycznych. Średnie pokolenie działaczy PZPR w czasach Gierka (nie mówiąc o młodych) nie było już komunistami sensu stricto, nie poczuwało się do więzi z tradycją komunistyczną, wykorzystywało wszelkie okazje do zdystansowania się od niej. Ta erozja komunizmu przejawiała się zarówno u ludzi uczciwych i myślących (którzy tam byli), jak i ludzi działających w skorumpowanych układach klientelistycznych – układy takie bowiem także walnie przyczyniły się do destrukcji systemu.
Piszę o tym szczegółowo w ostatnim rozdziale wyż/wym książki, dotyczącym ewolucji „realnego socjalizmu”. A w innych swych artykułach opowiadam się bardzo stanowczo przeciw polityce izolowania b. PZPR-owców, dyskryminowania ich i koncentrowania uwagi na podziałach z przeszłości. Sądzę, że taka „zimna wojna domowa” bardzo Polsce szkodzi – nie tylko dlatego, że stwarza zbędną polaryzację, ale także dlatego, że sprzyja rozbudzaniu ducha prawicowej krucjaty oraz utrudnia funkcjonowanie normalnych mechanizmów demokracji parlamentarnej.
Oczywiście rozumiem, że z Pana perspektywy różne sprawy mogą inaczej wyglądać. Na tym właśnie polega wieloperspektywiczność poznania.
Miło mi będzie przysłać Panu wybór mojej publicystyki, który ma się ukazać w końcu br.8
Łączę najlepsze pozdrowienia
– Andrzej Walicki

Granger, IN

18 XI 99
Szanowny Panie,

Chciałbym podzielić się z Panem pewną refleksją ŕ propos Pańskiego artykułu w „Gazecie Wyborczej” (13-14 XI) pt. „Sojusz lewicy czy demokracji?”. Najpierw jednak chciałbym sprostować dziwną plotkę, o której powiadomił mnie Marek – że podobno nazwałem Pana „siewcą nienawiści”. Jest to całkowita nieprawda, będąca zapewne drastycznym zniekształceniem wzmianki o Pańskim stanowisku wobec zbrodni okresu stalinowskiego w moim artykule o sprawach tzw. dekomunizacji, opublikowanym przez gdański „Przegląd Polityczny”9. Posłałem Markowi kopię odpowiedniej strony, aby zobaczył, że nie ma tam ani przytoczonych słów, ani negatywnej oceny Pańskiego stanowiska w kwestii „obrachunków z bardziej odległą przeszłością”. Zarzutu szerzenia nienawiści można się w tym artykule doczytać, ale dotyczy on nie Pana, lecz tych przedstawicieli obozu posierpniowego, którzy kwestionują „okrągły stół” i politykę Mazowieckiego.
Ale ad rem. Chwali Pan Z. Siemiątkowskiego za surowe słowa o KPP, wyrażając jednocześnie obawę, że w SLD mogą jeszcze istnieć siły, trzymające się dziedzictwa przeszłości. Ponieważ napisał to Pan w kontekście agenturalności KPP, to pragnę wyrazić pogląd, że od niepamiętnych czasów było to w PRL dziedzictwo martwe, niewygodne, celowo ukrywane, przypominane tylko przez dobrze wykształconych przeciwników ustroju. Gomułka w swoich pamiętnikach pisał, że KPP „napędzała wiatr w żagle faszyzmu hitlerowskiego” (t. I, s. 384), i porównał ją do Targowicy (s. 395). Było tam jeszcze 200 stron szczegółowej analizy stanowiska KPP w kwestii narod., ale wydawcy usunęli to ze względów komercyjnych, nie chcąc rozpychać książki materiałami nikogo nie interesującymi! Ostatecznym końcem jakichkolwiek powiązań z „internacjonalistycznym”, sekciarskim komunizmem był rok 1968. Moczar był pewnie agentem, ale jego zwolennicy w partii czuli do „starego komunizmu” głęboką odrazę. Pamiętam rozmowę z historykiem polskiego socjalizmu, Marianem Żychowskim, który po prostu ział nienawiścią do tradycji luksemburgizmu i KPP. Za to środowiska liberalnej inteligencji uważały wówczas za nietakt, niemal dowód szowinizmu, przypominanie autonarodowego stanowiska KPP, a nawet – sic! – zbrodni stalinizmu, kojarzyło się to bowiem z moczaryzmem właśnie.
Podstawą światopoglądową PZPR po 1956 była – wyłączając resztki starej gwardii usuniętej w r. 1968 – ideologia geopolityczno-państwowa, niemal nic ponadto. To było wystarczające, aby skłonić Jaruzelskiego do wprowadzenia stanu wyjątkowego – radykalizacja „S” była bowiem naprawdę zagrożeniem dla tamtego państwa w tamtych realiach geopolitycznych. Ale przecież realia geopolityczne zupełnie się zmieniły, a skoro tak, to lekko lewicująca odmiana postawy geopolityczno-państwowej, reprezentowana dziś przez SLD, nie może stanowić żadnego zagrożenia. Trening w „geopolitycznym realizmie”, nakazujący liczenie się z realiami układu sił w świecie, czyni dziś z SLD wyjątkowo ostrożną i odpowiedzialną partię lewicy. To nie są utopiści dążący do władzy wbrew Europie i USA, wierzący w jakąś uniwersalną misję itp.
Rozumiem, że Pana biografia uwrażliwia Pana na zagrożenie niepodległości przez komunizm. Moje spojrzenie uwarunkowane jest natomiast głębokim przeżyciem „odwilży”, która zmieniła całe moje życie, a następnie śledzeniem sytuacji od wewnątrz PRL, porównywaniem jej z sytuacją w ZSRR i prawie trzydziestoletnim analizowaniem jej z pktu widz. dziejów światowego komunizmu (co podsumowałem w Marxism and the Leap to the Kingdom of Freedom). Sądzę, że daje mi to prawo do podzielenia się z Panem moimi obserwacjami na ten temat.
Załączam przy okazji tekst opublikowany niedawno w książce zawierającej artykuły o „nacjonalizmie” i krótkie autobiografie (w tym kontekście) ich autorów10. Mowa tam m.in. o sprawach, które w tym liście poruszam.
Z wyrazami szacunku
– Andrzej Walicki

10 XII 1999

Szanowny Panie – dziękuję za przysłanie mi ciekawych artykułów. Proszę o przyjęcie w zamian dwóch artykułów o mojej książce „Marxism and the Leap to the Kingdom of Freedom”11 – dowodzącej, że nie jestem przeciwnikiem rozliczeń intelektualnych, bo, nie chwaląc się, nikt po 1989 r. nie napisał tak surowego rozliczenia z całą tradycją marksistowskiego komunizmu. Nikt w ogóle, o Polsce nawet nie wspominam. Przyznaje to Szacki na łamach „Gazety Wyborczej”. Książka kończy się słowami „Nigdy więcej”.
Wiatr natomiast pociesza się, że na tle całościowego obrazu polscy komuniści wypadają dużo lepiej niż inni, a od 1956 w ogóle przestają być komunistami. I ma rację! Jest zasadnicza różnica między „komunistami” czeskimi, którzy do dziś tak się nazywają, a PZPR-owcami (nie mówiąc o posłach sejmu kontraktowego, którzy w sposób zdyscyplinowany i z przekonaniem uchwalili najważniejsze reformy systemowe).
Siemiątkowski, Szymczycha… Proszę Pana, gdybym był kiedykolwiek w PZPR, to miałbym chęć do krytycznej refleksji nad sobą, ale nie byłem! I dlatego m.in. wymagam od siebie zrozumienia, uwzględnienia warunków, czasu i miejsca, a także pewnej wielkoduszności. To mój zawód.
Labuda czuje się dotknięta, że reakcje na jej artykuł były w SLD (z wyjątkami) nie takie, jak oczekiwała. Jej też się dostało. Pamiętam parę lat temu olbrzymi pochód „S” wychodzący z Kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu ze śpiewem „Baśka Labuda to żydowska szmata jest”. A potem: „Oleksego rozliczymy, na gałęzi powiesimy”. Ale jednak przypomniała w wywiadzie dla „Przeglądu Tygodniowego” (z 1.XII, s. 3), że ludzie „S” traktowali ludzi z formacji po-PRL-owskiej „jak ostatnich złoczyńców”, „nie chcieli uznawać demokratycznego werdyktu wyborców”: „Pamiętam, jak wyglądały tamte debaty – w Sejmie często odbierano im nawet prawo do zabierania głosu, do posiadania poglądów w danej sprawie”.
Przecież to oczywiste, że ta atmosfera uniemożliwiała głębszą samokrytykę, bo to groziło delegalizacją. Ale jeśli tylko była furtka do wyjścia z twarzą – wtedy okazywało się, że „postkomuniści” są wobec komunizmu b. krytyczni, legitymizują się nie komunizmem, lecz faktyczną dekomunizacją. Vide recenzja Wiatra! Proszę przyjąć najlepsze życzenia świąteczne i noworoczne. A ja jutro wyjeżdżam na 3 m-ce do Warszawy.
Z szacunkiem – A. Walicki

1 Patrz A. Walicki, „Spotkania z Miłoszem”, w idem. Zniewolony umysł po latach, Czytelnik, Warszawa 1993, s. 34-35.
2 Leon Walicki. Marek był jego synem z drugiego małżeństwa, przyrodnim bratem mojego ojca, Michała.
3 Mój ojciec, historyk sztuki Michał Walicki (1904-1966) był w czasie wojny współpracownikiem Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej ZWZ-AK, szefem sekcji prasowej komórki kontrwywiadu pod nazwą „Korweta”.
4 Patrz A. Walicki, History of Russian Thought From the Enlightenment of Marxism (Stanford University Press, 1979. Clarendon Press, Oxford 1980, pierwodruk polski 1973). Książka ta, corocznie dodrukowywana, używana była ćwierć wieku jako podręcznik na uniwersytetach USA.
5 W listopadzie 1998 roku otrzymałem za całokształt mojego dorobku międzynarodową nagrodę Eugenia Balzana, wręczaną w Pałacu Kwirynalskim przez prezydenta Włoch.
6 Ojciec mój, aresztowany pod zarzutem „działania na szkodę narodu polskiego” w kontrwywiadzie AK, aresztowany został 30 stycznia 1949 roku i skazany na pięć lat więzienia. Decyzją Rady Państwa zwolniony został z więzienia 11 września 1953 roku.
7 Autorski przekład tej książki pt. Marksizm i skok do królestwa wolności. Dzieje komunistycznej utopii, opublikowany został przez PWN w 1996 roku.
8 Mowa o mojej książce pt. Polskie zmagania z wolnością. Widzenie z boku (Universitas, Kraków 2000).
9 Patrz A. Walicki, „Sprawiedliwość na pasku polityki”. Przegląd polityczny. Nr 40/41, 1999).
10 Tekst ten, opublikowany w książce Intellectuals and the Articulation of the Nation (Red. R.G. Suny i M.D. Kennedy, Ann Arbor, MI 1999), ukazał się niedawno w przekładzie polskim pt. „Zmagania z problemem narodu w Polsce” na łamach „Przeglądu Politycznego”. Nr 88, 2008.
11 Patrz wyżej, przypis 7. Mowa o artykule J. Szackiego „Nieudany skok do królestwa wolności” (Gazeta Wyborcza, 24-25 maja 1997) oraz o recenzji pióra J. Wiatra (której niestety nie udało mi się odnaleźć).

Prof. Andrzej Walicki – historyk idei, członek rzeczywisty PAN i emerytowany profesor Uniwersytetu Notre Dame w Indianie w USA, uczony o międzynarodowym autorytecie, laureat prestiżowej międzynarodowej nagrody im. Eugenia Balzana. Autor licznych prac z zakresu filozofii społeczno-politycznej, tłumaczonych na wiele języków, badacz myśli rosyjskiej, polskiej filozofii narodowej, historii marksizmu i myśli liberalnej.

Jan Nowak-Jeziorański (1913-2005) – uczestnik kampanii wrześniowej, w latach 1941-1943 kurier i emisariusz Naczelnego Wodza i Komendanta Głównego AK na trasie Warszawa-Londyn. Uczestnik powstania warszawskiego, po wojnie na emigracji, w latach 1952-1975 dyrektor sekcji polskiej Radia Wolna Europa, następnie we władzach Kongresu Polonii Amerykańskiej. W 2003 r. wrócił na stałe do Polski.

 

Wydanie: 2008, 34/2008

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy