Spowiedź posła

Klamka zapadła. Donald Tusk nie chce rządu przejściowego i 7 września sejmowa większość zagłosuje za samorozwiązaniem parlamentu. Tym samym 460 posłanek i posłów plus 100 senatorów, osób żyjących z pomocy społecznej, wyrzuci się z pracy. Będzie to pierwszy przypadek samorozwiązania się Sejmu w najnowszej naszej historii.
Klamka zapadła. Szkoda, że Donald Tusk nie chce rządu przejściowego. Wybory jesienne będą pod dyktando scenariusza napisanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Wybory pełne haków, oskarżeń, podejrzeń. Salwy padną przede wszystkim w stronę platformiarzy, o czym sadomasochistyczny Tusk zapewne wie. Wybory jesienne też sprawią, że za cztery lata będzie kłopot, bo termin następnych wyborów wypadnie w czasie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Ale kto by się UE w Polsce na serio przejmował. Poza tym nie ma gwarancji, że wybrany jesienią parlament przetrwa pełną kadencję.
Przez dwa lata Sejmu V kadencji żyłem na koszt podatnika. Częściowo rekompensowałem to podatkami odprowadzanymi od mych dochodów za honoraria autorskie. Ponieważ łapówki w naszym kraju nie są opodatkowane, nie wszyscy parlamentarzyści mogli się ze swych dodatkowych dochodów dorzucić do skarbu państwa. Teraz każdy parlamentarzysta powinien zrobić rachunek sumienia.
Byłem posłem opozycji. Moim podstawowym obowiązkiem była kontrola władz państwowych i w mniejszym stopniu samorządowych.
Nie milczałem w Sejmie. Zabrałem głos przynajmniej 214 razy, co według portalu internetowego Money.pl mieści mnie w pierwszej trójce przemawiających posłów. Pierwszy jest Tadeusz Iwiński, ale nie spotkałem jeszcze osoby, która by Tadeusza przegadała. Oczywiście były to wystąpienia różnej rangi, lecz nie milczałem, jak to się zdarzyło w tej kadencji niemałemu gronu kolegów z Wiejskiej.
Nękałem koalicję rządzącą interpelacjami i zapytaniami poselskimi. Skierowałem ich prawie 160. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że zostałem okłamany przez wiceministra edukacji narodowej i posła PiS w jednym, Sławomira Kłosowskiego. Kiedy interweniowałem w tej sprawie u marszałka Sejmu, Ludwika Dorna, ten kłamstwa swego partyjnego kolegi zaaprobował. Nie pierwszy raz uznał wyższość interesu partyjnego nad parlamentarnym.
Wilczym prawem opozycji jest kontrola, krytyka, obstrukcja nawet. Ale opozycja powinna pokazywać także swoje rozwiązania. Przeciwstawiłem się fali zaostrzania prawa, składając do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji kodeksu karnego. Usuwający idiotyczną sankcję za obrazę prezydenta, paragraf, z którego odpowiadał w IV RP bezdomny Hubert H., a bezkarny okazał się ojciec dyrektor Rydzyk. Przygotowałem też projekt nowych zasad finansowania publicznej telewizji i radia. Nie zdążyliśmy z ukończeniem projektu ustawy likwidującej Komisję Majątkową – organ przekazujący Kościołowi katolickiemu majątek państwowy i samorządowy. Pracowałem w dwóch sejmowych komisjach – Kultury i Środków Przekazu oraz Komisji Europejskiej. Ta druga, obok Komisji Finansów Publicznych, uważana jest za najbardziej pracochłonną w Sejmie. Niewdzięczną, bo niewidoczną w mediach. Oprócz polskiego Sejmu pracowałem też w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Wybrano mnie tam na wiceprzewodniczącego Podkomisji Równego Startu Zawodowego Kobiet i Mężczyzn.
Niestety, nie smarowałem pleców posła Maksymiuka ani płuc posłanki Sandry Lewandowskiej. Nie byłem zatem bohaterem mediów kolorowych i elektronicznych. Przez dwa lata polujące na przewiny posłów media złapały mnie tylko na jednym – raz przeszedłem ponoć nieprawidłowo przez jezdnię. Czy zasłużyłem sobie na życie z pomocy społecznej?
W Polsce parlamentarzyści coraz częściej odgrywają rolę gwiazd, stają się „celebrytami”. W Sejmie jest jak w świecie aktorskim. Popularność zdobywa się, grając w niewymagających kunsztu aktorskiego serialach, a nie w ambitnych, lecz mało popularnych spektaklach teatralnych. Jesienią zobaczymy, ile w nowym parlamencie będzie gwiazd seriali i czy zostanie odrobina profesjonalnego kunsztu.

PS Pełną spowiedź z mojej działalności poselskiej znajdziecie na blogu http://www.gadzinowski.bloog.pl.

Wydanie: 2007, 36/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy