Sprawa diabelska

Sprawa diabelska

Wchodzę do wydawnictwa, na stole stoi wieża książek i lśni jak szklany wieżowiec. Udaję, że tych książek nie widzę, chyba jestem zawstydzony. Tak czasami reaguje się na cud. A to cud, że „Dom pisarzy w czasach zarazy” w końcu napisałem (tytuł proroczo wymyśliłem trzy lata temu), cud, że słowo stało się ciałem. Począłem zbierać materiał do tej opowieści 40 lat temu. Pisałem, odkładałem, nie miałem pomysłu, jak pisać, po czym wracałem do książki. W latach 90. miałem gotową jakby głowę komety, a za nią ciągnął się ogon rozproszonych słów. Jak spleść w jedno tak wiele rozmaitych wątków? To historia budynku na warszawskim Czerniakowie w latach 40., gdy jeszcze zanurzony był w ruinach, losy jego mieszkańców, znanych pisarzy, moja historia rodzinna. Ważny dla mnie był każdy szczegół, też brzęk butelek stawianych o świcie pod drzwiami. A nad wszystkim jak czarna chmura wisiał stalinizm. Jak to możliwe, że pisarze podpisali wtedy pakt z diabłem, że niemal wszyscy? Nie mogłem znaleźć formuły na opowiadanie tej historii. 20 lat temu poddałem się. Trzy pudła pełne dokumentów spojrzały na mnie z wyrzutem. A ja przez te lata udawałem, że nie czuję, że siedzę na tej nienapisanej książce jak na kolcu. Cztery lata temu, gdy tylko milimetry dzieliły mnie od nicości, a jednak tu wróciłem, coś się we mnie przełamało. A teraz biorę książkę do ręki, dotykam gładkiej, błyszczącej skóry i mam wrażenie, że ona dostaje gęsiej skórki. To rzadko się zdarza książkom.

Mikołaj Pawlak, rzecznik praw dziecka, mówi o wychwytywaniu przez edukatorów seksualnych „rozchwianych” dzieci i podawaniu im leków mających powodować zmianę płci. Za chwilę będziemy palili czarownice. I nasila się walka z LGBT, PiS potrzebny jest zawsze wróg, LGBT świetnie brzmi, trochę jak choroba, coś groźnego i obrzydliwego. Nie ma to wyraźnego kształtu, potwór wielogłowy, zdobny w narządy płciowe, używane nie po bożemu. Można rzec, że czterech jeźdźców Apokalipsy. A to monstrum straszy prezesa. Podejrzewa się, że zablokował sferę seksu. Stąd agresja. To znany psychologiczny mechanizm, świetnie pokazany w filmie „American Beauty”. A lud polski, ten narodowy, konserwatywny, usztywniony, załapuje się na LGBT, bo lud ma często powikłany seks, także przez kościelną edukację. Kościół sobie z seksem nie radził i nie radzi, stąd tylu pedofilów wśród księży. Upieram się też, że jakaś seksualna trauma leży u źródeł myślenia polskiej prawicy narodowej, zdechły szczur w studni. Przy okazji perfidnie gra się na emocjach, LGBT ma szczególnie zagrażać polskim dzieciom. Gej, transwestyta to potencjalny pedofil. Dzieci uczone są masturbacji i innych niecnych praktyk. LGBT to zaraza przywleczona z Zachodu, który moralnie gnije. Od Europy musimy brać pieniądze, ale broń Boże obyczaje, Polska będzie inna. Ostoja cywilizacji, której grozi zagłada. A ci nasi strażnicy moralności nocą myk do burdelików, z pejczykami w teczuszkach.

Wczoraj spotkanie z sąsiadami. Zauważyłem, że zawsze jest podobny scenariusz „długich nocnych rozmów rodaków” w wieku XXI. Więc o zniewoleniu Polski, nie jak za czasów Mickiewicza przez carat, ale przez PiS. Drugi temat to podróże. Polacy nauczyli się jeździć po świecie, tym bardziej zaraza dla nich dolegliwa. Trzeci to jedzenie. Jak wiadomo, to główny temat dialogów w zachodnim świecie i w Japonii. Doskoczyliśmy więc do zamożnego świata. A zupełna nowość to oczywiście gadanie o pandemii. Tu jest wyraźny podział, część ludzi śmiertelnie boi się zarazy, a część nic. Ja należę do tych drugich. Sąsiadka nie pozwoliła mi się pocałować na powitanie, co za nietakt, że miałem taki zamiar. Sąsiad nie podał mi ręki. Śmiertelnie boją się zachorować. Szanuję ten lęk i nie kpię z niego. W końcu życie to najcenniejszy dar, jaki mamy. Nie wykluczam zresztą, że wkrótce powiedzą komuś znajomi: wiecie, mamy sąsiada, był z niego taki chojrak, a teraz leży pod respiratorem. I właśnie dowiaduję się, że mój przyjaciel padł ofiarą zarazy. Bardzo chorował, serce chciało mu wyskoczyć z piersi. Zaraził się na pogrzebie Pilcha. Był z nim blisko i serdecznie wspierał go w chorobie. A tu taka odpłata. Sprawa diabelska. Wiem, że skoro nikt nie umarł, to Pilchowi bardzo by się spodobała ta zaraza na jego własnym pogrzebie.

Wydanie: 2020, 37/2020

Kategorie: Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy