Sprzątają, uczą, gotują, nie narzekają – Ukrainki w Polsce

Sprzątają, uczą, gotują, nie narzekają – Ukrainki w Polsce

Oksana pojechała na Ukrainę. Ekspedientka w sklepie powiedziała jej: „Pani już nie jest nasza, inaczej pani mówi”

Jako pomoc i nauczycielka

Obywatele Białorusi, Mołdawii, Federacji Rosyjskiej i Ukrainy mogą podejmować krótkoterminową pracę w Polsce (w okresie do sześciu miesięcy w ciągu kolejnych 12 miesięcy) bez obowiązku uzyskiwania zezwolenia na pracę. Jak podaje GUS, w 2011 r. obywatelom Ukrainy wydano 18.669 zezwoleń na pracę w Polsce.
Z badań Anny Kordasiewicz z Instytutu Socjologii UW wynika, że Ukrainki najczęściej są zatrudniane jako pomoc domowa i jako nauczycielki języka angielskiego (zwłaszcza przy granicy polsko-ukraińskiej). Jako pomoce domowe pracują dla 1-10 pracodawców, średnio osiem godzin dziennie, 40-60 godzin w tygodniu, zarabiając 10-35 zł za godzinę, miesięcznie od 800 do 2 tys. zł.SZ.W.
Beata Znamirowska-Soczawa

Oksana mieszka w Polsce od ponad 20 lat. Dopóki nie otrzymała karty stałego pobytu, wykonywała różne prace. Starsza pani, którą się opiekowała, z wdzięczności nauczyła ją języka polskiego. Wyjaśniała zawiłości gramatyki i ortografii. Razem rozwiązywały krzyżówki. Oksana robiła jej zakupy, sprzątała i dotrzymywała towarzystwa. – Mieszkałam u niej przez jakiś czas, była bardzo wykształcona, pracowała jako księgowa w zakładach górniczych. I była samotna. Nigdy nie brałam od niej pieniędzy, przez osiem lat byłyśmy przyjaciółkami. Dzięki niej poznałam Bytom, miasto, w którym mieszkam na stałe.

Z bazaru do ogólniaka

Pod koniec lat 80. Ukraińcy, podobnie jak wcześniej Polacy, rozpoczęli swoje wycieczki handlowe w kierunku zachodnim. Oksana z bratem jeździła do różnych państw – na Węgry, do byłej Jugosławii i do Czechosłowacji. No i do Polski.
– Na Ukrainie kończyłam średnią szkołę geodezyjną. Nigdy nie wykorzystałam tamtej wiedzy. Gdy Związek Radziecki się rozpadł, wszyscy marzyliśmy o lepszym życiu. Wtedy jedynym wyjściem wydawał się handel. Przez kilka lat jeździłam za granicę dorywczo, w końcu brat zamieszkał w Katowicach i namówił mnie, żebym została w Polsce na stałe. Jeździliśmy na targowiska do różnych miast – Będzina, Rudy Śląskiej, Krakowa. W połowie lat 90. taka forma zarobkowania przestała się opłacać. Zbiegło się to z moimi kłopotami zdrowotnymi i postanowiłam zająć się czymś innym.
Przez ponad dwa lata wychowywała syna znajomych. Mama chłopca też pochodzi z Ukrainy, od wielu lat gra w orkiestrze Opery Śląskiej. Dzięki jej kontaktom Oksana zaczęła się spełniać w swojej pasji – gotowaniu. Gotowała dla rodzin i dla restauracji, była zapraszana na wesela albo inne uroczystości. Przygotowywała potrawy i ciasta na kolacje wigilijne. Jako mała dziewczynka towarzyszyła babci, która gotowała na karpackich weselach. Podglądała ją i zna wszystkie tajemnice ukraińskiej kuchni. Okazało się, że jej dania bardzo smakują Polakom.
Cztery lata temu zgłosiła się do gimnazjum na zastępstwo za chorą kucharkę. Jej potrawy tak zasmakowały dzieciakom i nauczycielom, że w końcu dostała swoją pierwszą legalną, etatową pracę. – Uwielbiam gotować dla dzieci. Przekonałam szkołę do złamania rutyny. Dzieciaki najbardziej lubią mój barszcz ukraiński, placki ziemniaczane z żółtym tartym serem, klopsiki i filety z kurczaka w specjalnym cieście.
Oksana urodziła się we Włosance, małej, przepięknej miejscowości w Bieszczadach Wschodnich. Potem mieszkała w Użgorodzie. – Brakuje mi rodziny, stałych kontaktów. Po ponad 10 latach nielegalnego pobytu w Polsce musiałam podjąć jakąś decyzję. Mieszkałam z obecnym mężem, ale wtedy niełatwo było się zdecydować na ślub. On ma podwójne obywatelstwo, polsko-niemieckie. Aby się ze mną ożenić, musiał wykazać odpowiednie dochody. Z drugiej strony było to jedyne wyjście, żebym dostała kartę stałego pobytu i mogła podjąć legalną pracę.
Na ponad miesiąc pojechała do ojczyzny. Odwiedzała rodzinę. Babcię, od której nauczyła się gotować, siostry i braci. Pewnego dnia w sklepie ekspedientka powiedziała jej: „Pani już nie jest nasza, inaczej pani mówi”. Oksana odkryła też, że w ukraińskim alfabecie pojawiły się dwie nowe litery, których nie znała. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej dom jest w Polsce, w Bytomiu, u boku człowieka, z którym spędziła wiele lat. – Wróciłam z radością. Z rodziną kontaktuję się przez Skype’a i w końcu w 2003 r. zalegalizowaliśmy nasz związek.
Po jakimś czasie dowiedziała się, że po ślubie była kontrolowana przez służby wewnętrzne. Pytano sąsiadów, kto ją odwiedza, co robi. Jednak nie obeszło jej to zbytnio. Rozumie, że na całym świecie imigranci są sprawdzani. Trochę ją tylko śmieszyło, bo przecież już wrosła w to śląskie miasto, ma mnóstwo przyjaciół i znajomych. Którzy nazywają ją Roksaną, bo tak łatwiej wymówić.
Uwielbia czytać. Czyta wyłącznie po polsku. Marzy o tym, by otworzyć zajazd, do którego dzieci przyjeżdżałyby na wycieczki i kolonie. Tęskni do gór, więc często z mężem jeździ w Tatry. – Do tej pory wiele pracowałam. Praktycznie od rana do wieczora. W końcu podjęłam decyzję o uzupełnieniu wykształcenia i w ubieg-
łym roku ukończyłam szkołę średnią dla dorosłych. Moja karta stałego pobytu uprawnia mnie do wszystkiego prócz głosowania, więc w końcu czuję się już pełnoprawną bytomianką.
Oksana uważa, że teraz nadszedł czas na zaangażowanie się w pracę społeczną stowarzyszenia działającego na rzecz dzieci z Drohobycza. Od pewnego czasu przyjeżdżają do Bytomia i wtedy dla nich gotuje. W końcu wie, co najlepiej będzie im smakowało. – Na Ukrainie nie je się śniadań takich jak w Polsce – kanapek, płatków, słodkich past. W zasadzie tradycyjne trzy posiłki są ciepłe, pieczywo jest tylko dodatkiem, niekoniecznym.
Na pytanie, dlaczego zamieszkała w Polsce, nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. – Na pewno impulsem był brat, a potem już tak zostało. W Polsce wszystko jest łatwiejsze. Na Ukrainie mimo przemian wiele spraw, np. w urzędach, pozostało niezmienionych. Ludzie nie wyzbyli się tak łatwo nawyków poradzieckich. W Polsce po tamtym systemie nie ma śladu. Mimo to wy, Polacy, zawsze znajdziecie powód do narzekania. Nawet jak jest dobrze, to jest źle. I to mnie trochę denerwuje. Bo przecież los trzeba przyjmować, znajdować swoje radości i iść do przodu. Podchodzić do życia z dystansem. Czasami zadziwia mnie ludzkie zachowanie. Poszłam kiedyś do warzywniaka. Mieszkam tu od wielu lat i sprzedawca mnie zna. Chciałam kupić sałatę, ale na wierzchu była taka przy-
więdła, więc sięgnęłam głębiej, żeby wybrać jakąś lepszą. Wtedy młody sprzedawca zapytał, czemu tak macam, czy wezmę całą skrzynkę sałaty. Popatrzyłam na niego zdziwiona, a ten niegrzecznie mnie wyprosił: „Wypier… i macaj warzywa u siebie”. To było przykre, ale przeszłam nad tym do porządku dziennego. Pomyślałam, że to on ma jakiś problem z akceptacją, a nie ja.

Zorza z Drohobycza

Zoriana Zoń pochodzi z wykształconej, tradycyjnej drohobyckiej rodziny. Mama jest nauczycielką języka polskiego, a tata inżynierem. Dzięki polskim korzeniom dziadków i rodziców dziewczyna otrzymała Kartę Polaka. Dokument przypomina dowód osobisty i jest wystawiany przez konsula. Pozwala jej studiować w Polsce, otrzymać stypendium i mieszkanie w akademiku.
– Języka polskiego uczyłam się od dziecka, od dziadków. Potem przez pięć lat uczęszczałam do polskiej sobotniej szkoły – opowiada Zoriana.
Poznawała nie tylko język, także historię, geografię i kulturę. Przyjeżdżała do Polski na wycieczki organizowane przez szkołę albo księdza i na pielgrzymki – najdłuższa wiodła z Zielonej Góry do Częstochowy.
Na Ukrainie maturę zdaje się w wieku 17 lat. Zoriana była wtedy za młoda na podjęcie decyzji o kształceniu się w Polsce. Przez trzy lata studiowała filologię polską i angielską na Ukrainie. Na czwartym roku, po kolejnych wakacjach w Cieszynie, gdzie poznała wykładowców i studentów Uniwersytetu Śląskiego, postanowiła uczyć się u nas. Zaczęła od zdania niezwykle trudnego egzaminu z języka polskiego i otrzymania certyfikatu na poziomie C2. To bardzo ważny dokument, bo łatwiej wtedy się dostać na studia na polskiej uczelni, daje też uprawnienia native speakera. – Pomogła mi prezeska stowarzyszenia działającego na rzecz młodzieży w Drohobyczu. Namawiała mnie, motywowała. Jednak gdy nadchodził termin wyjazdu, niemal tydzień płakałam. Tak się bałam.
Szybko się okazało, że polska uczelnia bardzo się różni od ukraińskiej. Tam studiowanie przypomina lekcje w szkole: dziennik, sprawdzanie obecności, zadania domowe. Zoriana w Katowicach została więc bardzo sumienną studentką. Wkrótce inni zaczęli korzystać z jej wiedzy i notatek. – Przyjęto mnie bardzo życzliwie. Zaprzyjaźniłam się ze współlokatorką i teraz nie wyobrażam sobie, jak mogłybyśmy utracić kontakt. Jednak zadziwiają mnie niektóre dziewczyny w akademiku. Otrzymałam bardzo porządne wychowanie. Nie rozumiem, jak można co noc imprezować, nie dając innym zasnąć.
Przez rok Zoriana studiowała równolegle w Polsce i na Ukrainie. Tam miała indywidualny tok nauczania. Obroniła dwie prace magisterskie. Na Uniwersytecie Śląskim wybrała filologię polską ze specjalnością dyskurs publiczny. W pracy magisterskiej zanalizowała fragmenty literackie z prac pisarzy związanych ze Lwowem i okolicami: Makuszyńskiego, Wittlina, Lema i Zagajewskiego. Ta praca tak zainteresowała wykładowców, że otrzymała propozycję studiów doktoranckich. Zaczyna od października. – Czekam na decyzję o stypendium, które pozwoli mi kontynuować naukę. Do tej pory utrzymywała się ze stypendium rządowego.
Zna cztery języki: angielski, rosyjski, ukraiński i polski. Ten ostatni tak dobrze, że wiele osób nie orientuje się, że Zoriana pochodzi z Ukrainy. – Mam kilku uczniów. Zaczęłam od angielskiego. Dałam ogłoszenie na portalu e-korepetycje i zgłosili się rodzice piątoklasisty. Okazało się, że musiałam wziąć udział w czymś w rodzaju castingu, zrobić lekcję pokazową. Myślałam, że nic z tego nie wyjdzie, ale po dwóch dniach dostałam pracę. Dopiero po kilku miesiącach mama ucznia zapytała mnie, czy pochodzę ze Wschodu, bo coś tam wychwyciła w moim akcencie. Myślała, że mieszkam w Polsce blisko wschodniej granicy.
Zoriana uczy też innych języków – krajanom udziela lekcji polskiego, a jedna z polskich studentek, mająca ukraińskie korzenie, uczy się od niej języka dziadków. – Ucząc na różne strony, dopiero widzę, co Polakom sprawia trudność w nauce ukraińskiego i odwrotnie. To nie gramatyka, bo jest zbliżona. Najwięcej kłopotów jest z prawidłową wymową i końcówkami.
Mimo wcześniejszych wątpliwości Zoriana świetnie czuje się w Polsce. Nigdy nie spotkały jej przejawy dyskryminacji czy chamstwo. Ma chłopaka, przyjaciół. Uwielbia się uczyć. Uważa, że w Polsce łatwiej się żyje niż na Ukrainie. Łatwiej znaleźć pracę, czuje się większą swobodę. Studiowanie pozwala na rozwój osobisty, spełnianie zawodowych marzeń.
Brakuje jej rodziny, chociaż rodzice ją odwiedzają, a wakacje spędza w Drohobyczu. Brat, który w przyszłym roku zdaje maturę, też chciałby studiować w Polsce.

Ciągną do Polski

– Dla młodych ludzi z Ukrainy Polska jest oknem na świat. Marzą, aby tu zdobywać wykształcenie i czuć się Europejczykami – podkreśla Alicja Brzan-Kloś, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Drohobyckiej w Bytomiu i skarbnik Wspólnej Polski. – Polskie uczelnie chętnie przyjmują studentów ze Wschodu. Uniwersytet Śląski na następny rok akademicki przygotował na różnych wydziałach aż 160 miejsc.
Stowarzyszenie pani Alicji aktywnie działa na rzecz mieszkańców Drohobycza i okolic. Zorganizowało np. akcję „Misja medyczna”, podczas której w ciągu trzech dni pięciu lekarzy przy wsparciu kilku ratowników medycznych przebadało 700 osób z tych terenów.
W grudniu zeszłego roku Drohobycz został miastem partnerskim Bytomia, dzięki czemu świetnie rozwinęła się współpraca między szkołami – dwie podstawówki i gimnazjum rozpoczęły regularną wymianę uczniów.
Szczególny nacisk kładzie się na wymianę edukacyjną i kulturalną. Pani Alicja podkreśla, jak ważne jest dla młodych Ukraińców zdobycie certyfikatu MEN poświadczającego znajomość języka polskiego. Egzamin jest trudny, pięcioetapowy. Jednak certyfikat otwiera drzwi na polskie uczelnie, udowadnia, że młody człowiek chce się uczyć, a nie przyjeżdża w innych celach. Dzięki działaniom promocyjnym stowarzyszenia coraz więcej osób z Ukrainy studiuje w Polsce na różnych kierunkach w różnych miastach.
– To bardzo ważne. Wspomagamy szkoły uczące języka, historii i kultury polskiej w Drohobyczu i okolicach. Jedna z wsi – Łazowice – składa się w 100% z ludności pochodzenia polskiego. Jest tam
180 rodzin, łącznie 2 tys. mieszkańców. Dzieciaki mogą korzystać z nauki weekendowej m.in. w Centrum Edukacyjno-Kulturalnym im. Makuszyńskiego w Stryju.
Pani Alicja kilka razy w roku wyjeżdża na Ukrainę, organizuje przyjazdy młodzieży i nauczycieli do Polski.
– Moim zdaniem te kontakty są bardzo przyjazne. Nie słyszę, żeby nasi goście spotykali się z chamstwem, poniżaniem. Są to normalne, przyjacielskie stosunki. Od sześciu lat organizujemy w bytomskich szkołach akcję „Podaruj Znicz na Kresy” – o skali zainteresowania niech świadczy fakt, że do tej pory zawieźliśmy tam ponad 20 tys. zniczy. Jeśli ktoś postrzega ludzi zza wschodniej granicy jako osoby, które wszystko zniosą, przyjmą najgorszą pracę i będą się zgadzać na poniżanie, byle tylko być w Polsce, to grubo się myli. Oni mają jasno określone cele, chcą się uczyć i żyć lepiej. Młodzież ukraińska jest świetnie wychowana i ma mnóstwo pozytywnej energii.
Beata Znamirowska-Soczawa

 

Wydanie: 2012, 27/2012

Kategorie: Reportaż

Komentarze

  1. Natalia
    Natalia 2 października, 2012, 14:25

    Fajnie, że innym się udało. Mi nie udało się życie w Polsce, żałuję że wyszłam za mąż za człowieka, który bardzo mnie krzywdzi, a odejść od niego nie potrafię, nie, nie dlatego że go kocham, już nie, a dlatego że mam dwójkę dzieci i boję się powrotu na Ukrainę, boję się zmienić swoje życie. I tak moje życie trwa. Często myślałam o odejściu w inny świat, teraz dzięki Bogu, nie mam takich myśli. Źle się czuję wsród ludzi, nie mam przyjaciół, a jak niby mam ich mieć, gdy ich nie chcę? Po prostu nie chcę nic, spotykają mnie same problemy i załamania. Bardzo chciałam studiować, marzyłam o tym przez wiele lat, zbierałam pieniędzy na pierwszy rok studiów, a okazało się że nie mogę studiować w Polsce, ponieważ niema w Polsce odpowiednika mojego dyplomu, mam ukończone czteroletnie studium pedagogiczne na Ukrainie i dyplom młodszego specialisty. Gdy się dowiedziałam o tym, płakałam przez pół dnia, nie chciało mi się źyć… Jakoś się pogodziłam z tym, ale nadal marzę o wyższym wykształceniu. Wtedy będę starać się o pracę. Wtedy będę mogła wyprowadzić się od męża. On nie ma nawet ukończonej szkoły zawodowej. Będąc jego żoną, poznałam jego chamstwo, arogancję, do tego wszystkiego pił i piję. Tak nie pasujemy do siebie, i ta różnica wieku- 9 lat. Co ja myślałam?- że będzie jak w bajce? że będzie mnie traktował jak królową? Boże, jaka byłam naiwna… Bardzo mi jest źle, nie mam do kogo zwrócić się o pomoc, wszyscy tak są zajęci swoimi sprawami… Nie jestem potrzebna nikomu, czasami mi się wydaję, że dzieci dobrze sobie poradzą beze mnie. Ale wciąż myślę, że kiedyś będzie lepiej, że będę szczęśliwa. Chciałabym tego…

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Alicja
      Alicja 3 października, 2013, 14:17

      Prosze Cie, napisz do mnie! Jestem ukrainką i mieszkam w Polsce!!!! Przeszłam taki sam koszmar i wiem o czym mówisz. Nie będziesz sama!!! Prosze napisz: monika.wrzosek@onet.eu telefon podam Ci jak napiszesz. Trzymaj sie rybko, nie załamuj się.

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. iryna
    iryna 22 października, 2012, 21:34

    nie tylko tobie się nie udało. wyszłam zamąż jako wdowa z 2 dzieci. cięzko mi było, więc pojechałam do Polski zarabiać jako opiekunka do dziecka. po roku pracy poznałam męzczyznę w tym wieku co ja, kawalera, niby bez nalogów, mieszkał z mamą. zabiegał o mnie, na różne sposoby chciał mnie zatrzymać. zaproponował pracę u niego w domu jako pomoc dla mamy w obowiązkach codzien. zaproponował wynagrodz o 500 zł więcej niż u poprzednich pracodawców. a że byłam uczciwa wobec tych ludzi, poczekałam aż dziecko pójdzie do przedszkola i przeszłam pracować do mego już wtedy” lubego”. po półroku pobraliśmy się. skończyło sie wszystko co dobre. nie dostałam ani grosza za wykonywanie swych obowiązków. wtedy już opiekowałam się leżącą teściową, która w wieku 87 lat była bardzo nerwowa, miała zanik pamięci, ale pamiętała że jestem z Białorusi, więc nazywała dlaczegoś mnie kurwą i td/
    mąż (przecież stary kawaler!!) nadużywał alkoholu. a ja// chodziłam do ludzi myć okna, bo miałam komu pomagać, miałam 2 synów, którzy tęsknili za mną, a widywali mnie raz do roku, a to i raz na półtora. jechałam w goście- więc chciałam kupić jakieś drobnostki dla dzieci i dla rodziców. oni nic nie wiedzieli o mym koszmarze. nie potrafiłam im powiedzieć. zmarnowałam 10 lat swojego życia. gdy mąż pobił mnie do tego stopnia że zabrało mnie pogotowie do szpitala (złamane żebra, wstrząs mózgu,) coś we mnie pękło, złożyłam pozew rozwodowy, wyjechałam. prosił, błagał, straszył. nie zasłużyłam na to że jakiś pijak i cham będzie traktować mnie jako służącą i niewolnice. teraz jestem u siebie, jestem szczęśliwa, a ten koszmarny 10letni „sen” będę pamiętać do końca życia. w Polsce straciłam zdrowie.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. ___
    ___ 4 stycznia, 2013, 10:27

    ~Żal mi Was ale z drugiej strony jak pomyślę sobie , że 28 letnia ukrainka rozwaliła mi małżenstwo ,które trwało 19 lat to….nie wiem czy jesteście w stenie mnie zrozumieć…

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. nicnac
    nicnac 20 kwietnia, 2013, 14:40

    te komentarze wyżej to marna prowokacja. nauczcie się chociaż dobrze kłamać.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 14 lipca, 2018, 15:12

      Prowakacja. A jak traktujecie Zydow. Co ? Tez prowakacja ? Jestem Zydem i wiem co o nas mowicie wy polskie antysemickie …..

      Odpowiedz na ten komentarz
  5. Monika
    Monika 3 października, 2013, 14:57

    Krotko opowiem moja histohje z mężem-polakiem. Na wstępie powiem, ze nigdy nie szukałam męża z Polski. Jestem prawniczka, swietnie sobie dawalam rade w Ukrainie, nie marzylam o przeprowadzkach do innych krajow, bo wbrew pozorom nie wszystkie Ukrainki pragną wyjechac za granice, chociaz pewnie na tyle ich duzo, ze robi sie powszechna opinia o kobietach z Ukrainy i tworzy sie pewny obraz (nie zawsze pozytywny). Więc, jako prawnik zajmowalam sie miedzy-innymi zakladaniem firm w tym dla obcokrajowców. Tak poznałam swojego przyszłego męża-polaka. Nie zrobil na mnie specialnego  wrazenia, starszy o 10 lat. Opowiadal mi o sobie ( przy obiedzie, na ktory bylam laskawie zaproszona), że jest po rozwodzie wiele lat i ze jest sam jak palec, ze ma córkę którą rzadko widuje, zajmuje się handlem. No cóż czlowiek jak czlowiek, pomyslalam, jak każdy, ze swoimi problemami. Żeby skrocic czas opisywania, jak po-mistrzowsku zabiegał się o moje wzgłędy, probowal mnie (jak to sie mowi w Polsce „zbajerowac”), bo nie odrazu nawet zrozumialam, co tak naprawde on ode mnie chce, bo ja byłam nastawiona wyłącznie na naszą współprace. No ale On robił takie szrmańskie podchody, kwiaty, komplimenty, wszystko jak zawsze to bywa, w sytuacjach, kiedy mężczyzna próbuje zwrócic uwage kobiety i  zawladnąć jej sercem, po mału zaczęłam zwracać na niego uwagę jak na mężczyzne. Po jakims czasie (1,5 roku) wzieliśmy ślub, mąż był miły (nawet bardzo), do poki nie przeprowadzilam sie do Polski…..a tu juz zaczał sie dla mnie koszmar. Na poczatku nie wierzyłam że on moze byc taki, próbowałam nawet go usprawiedliwiac, bo przeciez na poczatku był niesamowicie dobry, a to pewnie zaszlo jakies nieporozumienie (tak tłumaczyłam męża i przebaczałam wyzwiska, ubliżenia, nawet raz mnie popchnal w plecy, ze upadlam). Pobieglam spakowac walizke i chcialam natychmiast wyjechac do domu, ale mąż stał na kolana, powiedzial, ze czasami jest porywczy i nie kontroluje emocji, długo przepraszal i zapewniał że nigdy więcej. Wiec zostałam, bo jeszcze Go kochałam, chciałam wierzyć mu. Dalej bylo tylko z górki…., mogł mnie poniżyć nawet na ludziach, złoscil sie na mnie za to ze nie mowie poprawnie po polsku, wysmiewal. I ciag dalszy…jego przeprosiny i zapewnienia w milosci do grobu. Kółko w pewnym momencie dla mnie się zamkneło. Byłam cała obolała (psychicznie). Niespodziewanie dla siebie w Polsce, dowiedziałam się że jestem „russka”, (chociaż tak naprawde jestem Ukrainka), dowiedziałam się, że ze wzgłędu na moje pochodzenie, tutaj (w Polsce) jestem postrzegana jako drugi gatunek ludzi, a może nawet trzeci. Ja się przyglądałam jakiś czas temu wszystkiemu co wokoł mnie sie dzialo i czasami, gubilam sie, nie rozumialam czy to jaw czy sen.  Dalej, dowiedzialam sie od jego mamy (ktora zreszta w oczy byla do mnie bardzo i to bardzo mila), ze ona jak ktos ze wspólnych znajomych pyta ją co to za dziewczyna u twojego syna (ja juz bylam oficialna zona), to ona odpowiadala ludziom, ze: „to pracownica z Ukrainy”. Ona mi to w oczy powiedziala (z bardzo milym usmiechem), tlumacząc przy tym usrawidliwienie swoim zachowaniom „wiesz kochana, on (mój mąż) juz mial żone i my nikomu nie mowimy ze oni sie rozeszły, więc wszyscy znają o tamtej zonie, musialam ludziom powiedziec, ze jestesz wlasnie z Ukrainy i sprzatasz u syna).  Nie wiem na co ona sie spodziewala, na jaką moja reakcje….  moze na moja „ukrainska” wyrozumialosc…szok. Szok, gardlo mi scisnelo w momencie, lzy w oczach, ręce zaczęły się trząść, wybiegłam z jej domu, odjechałam samochodem jak najdalej i długo plakalam, nie wierząc że tak tez moze byc  w zyciu….Gdyby ja wiedziala o tym jeszcze w Ukrainie, gdyby ktos mi opowiedzial, że tak sie traktuje ludzi z Ukrainy w Polsce, jestem przekonana, ze nie zrobilabym takiego glupstwa, jakim bylo moje polsko-ukrainskie malzenstwo. To wszystko w skrocie….ale opowiadać o moich przykrych doswiadczeniach w Polsce, zwiazanych z mężem-polakiem, jego rodzina (dla ktorej pewnie na zawsze zostane tym gorszym gatunkiem ludzi) moge długo. Odradzam Ukrainkom meżów z Polski. Nie, nie i nie. I w ogole, jezeli ktos z Ukrainy chce przyjechac do tego kraju, to na krótko, turystycznie i szybko do domu, wtedy nie zdązycie doswiadczyc nienawisci ktora gleboko siedzi w Polakach do Ukraincow . Bo w domu jest najlepiej. Pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 14 lipca, 2018, 15:07

      Tak, zgadzam sie z Toba polacy to sa skur…. To jest patologia Europy. Oni nikogo nie nawidza nawet siebie. Nie jestem polakiem tylko Zydem urodzonym w Polsce (niestety). A mieszkam na stale w Canadzie. Wspolczuje wam dziewczyny naprawde. I jestem calym sercem zeby Wasza sytuacja sie zmienila na lepsze. Zycze milego dnia,pozdrawiam serdecznie z Toronto.

      Odpowiedz na ten komentarz
  6. Itt
    Itt 21 sierpnia, 2016, 07:24

    Niestety, ale Polacy maja poprzewracane w glowach, i czesto jest tak, jak napisala Pani powyzej. To jest kompleks bycia Polakiem, ktory polega na tym, ze chce byc nadczlowiekiem, a innych traktowac jak zwierzeta. Ulomnosc narodowa przez tradycje szlachecka. Swoja droga, Ukraincy tez zbyt normalni nie sa, bo z kolei buduja panstwo czczac mordercow kobiet i dzieci. Niestety, ale bestialstwo UPA nie pozwala myslec o Ukraincach jak o normalnych ludziach. A do tego ta typowa sowiecka mentalnosc, wedle ktorej wszystko mozna zaklamac, zwlaszcza wlasna zbrodnicza historie.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. paulinap
    paulinap 21 sierpnia, 2016, 19:05

    Ja jestem Polka mieszkajaca za granica (w Irlandii, ale mieszkalam tez w Kanadzie) i do glowy by mi nie przyszlo ocenianie kogos wedlug jego narodowosci. Jeszcze duzo w Polsce musi sie zmienic, raczkuje powoli w tym kraju mentalnosc w strone cywilizowanego swiata,ale juz sie lepiej robi, dzieki nowemu pokoleniu i imigrantom ktorzy wrocili. Jest pelno w Polsce ludzi o otwardych umyslach, ale niestety ksenofobowie krzycza najglosniej (jak bylo widac na anty-uchodzcowych manifestach). Gdziekolwiek by sie nie mieszkalo, nie mozna poddac sie tym negatywnym poglada i nastroja. Trzeba znac swoja wartosc, dawac dobry przyklad traktujac innych godnie i zyc swoje zycie najlepiej jak sie umie. Pozdrawiam wszystkich emi- & imi- grantow!

    Odpowiedz na ten komentarz
  8. Anonim
    Anonim 14 lipca, 2018, 15:13

    Tak, zgadzam sie polacy to sa skur…. To jest patologia Europy. Oni nikogo nie nawidza nawet siebie. Nie jestem polakiem tylko Zydem urodzonym w Polsce (niestety). A mieszkam na stale w Canadzie. Wspolczuje wam dziewczyny naprawde. I jestem calym sercem zeby Wasza sytuacja sie zmienila na lepsze. Zycze milego dnia,pozdrawiam serdecznie z Toronto.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy