Stan wyjątkowy, stan wymarzony

Stan wyjątkowy, stan wymarzony

Prezydent Andrzej Duda, po głębokim namyśle (tak dla niego charakterystycznym), wyważając racje (jak na rasowego wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego przystało), wyraził niezwłocznie (już rozumie, co to znaczy, kiedy to dla jego partii korzystne) zgodę na wprowadzenie stanu wyjątkowego na mniej więcej trzykilometrowym pasie przy granicy z Białorusią, na terenie województw podlaskiego i lubelskiego. Na 30 dni, na dobry początek. W ten sposób na wniosek premiera Morawieckiego chce bronić bezpieczeństwa Polski i Unii Europejskiej. Tyle oficjalna gadka. Mariusz Kamiński (który, zamiast odsiadywać wyrok kilku lat więzienia za przestępstwa dokonane, kiedy był szefem CBA, pełni obowiązki ministra spraw wewnętrznych i administracji), faktyczny inicjator tego politycznego „wyjątkowego” posunięcia, uzasadniając całą operację, perorował do mediów, że „tak, jesteśmy atakowani przez obce reżimy” (nie sprecyzował niestety które), „nasze bezpieczeństwo jest zagrożone” (nie uściślił, w jaki sposób, przez kogo, gdzie i jak).

Z tym patologicznym, jaskiniowym antykomunistą jest trochę tak, że należy traktować jego wypowiedzi w sposób samoniwelujący ich sens, to znaczy zawsze czytać je na odwrót. Jeśli nas zapewnia o „ataku”, możemy być pewni, że nic takiego się nie dzieje. Jeśli jak zawsze winni są inni, to oznacza niechybnie, że sami sprokurowaliśmy problem. Jeśli z charakterystycznym patosem i zaśpiewem pseudopatriotycznym wygłasza tezę, że „w żadnym wypadku problem, o którym mówimy, nie dotyczy 32 osób przebywających w Usnarzu” (choć od dwóch tygodni pisowska władza i jej wiernopoddańcze media gardłują, że uchodźców w Polsce nie ma – czyżby Kamiński Usnarz oddał Łukaszence???) – możemy być pewni na 200%, że tak właśnie jest. 38-milionowy kraj zadrżał w posadach przed grupą zagłodzonych, pozbawionych wody, chorych, niemogących zaspokajać potrzeb fizjologicznych ludzi, którzy zgodnie z obowiązującymi w Polsce od 30 lat przepisami mają prawo złożyć prośbę o ochronę międzynarodową i zostać objęci adekwatną procedurą. Mam głęboką nadzieję, że zarówno Kamiński, jak i Duda, Morawiecki oraz „niewidzialny” wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński za to przestępstwo staną przed niezawisłym sądem.

Zostawiając na boku kłamliwe i wydumane słowa polityków rządzącej formacji (choć nie tylko, POPiS-owy konsensus w sprawie uchodźców daje o sobie wyraźnie znać, wypowiedź Donalda Tuska o konieczności ochrony granic Europy równie dobrze mogłaby popłynąć, albo i płynęła, z ust wyżej wymienionej bandy czworga), spójrzmy, jaka wizja uprawiania polityki i tym samym wizja Polski wyłania się z tego policyjno-wojskowego konceptu wprowadzenia stanu wyjątkowego. Może jeszcze warto przypomnieć, że śmierć prawie 100 tys. Polaków i Polek w wyniku zarażenia covidem nie była wystarczającym powodem do wprowadzenia w jakiejś formie stanu wyjątkowego. Premier Morawiecki zapewniał wówczas: „Już teraz nie trzeba się jego bać (koronawirusa). Trzeba pójść na wybory. Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, nie obawiajmy się, idźmy na wybory”. Gdyby ogłoszono stan wyjątkowy, uzasadniałoby to najróżniejsze ograniczenia swobód obywatelskich, które w tym czasie wprowadzano bezprawnie. Ale nie można by wtedy zorganizować wyborów prezydenckich, a „długopis” Andrzej Duda jest, był i będzie partii niezbędny do parafowania czegokolwiek, pocokolwiek i jakkolwiek.

Co oznacza de facto obecny stan wyjątkowy? W praktyce jest skierowany przeciw dwóm grupom zawodowo-społecznym, czyli organizacjom aktywistycznym, takim jak Fundacja Ocalenie, oraz dziennikarzom patrzącym na ręce funkcjonariuszom straży granicznej i policji oraz wojsku, których w opinii komentatorów oprócz łamania konwencji genewskiej można bezdyskusyjnie oskarżyć o tortury i nękanie, a także o stosowanie nieuznanej przez prawo metody pushback, czyli wypychania (często przy użyciu kolb karabinów i innej broni) uchodźców „z powrotem” na stronę białoruską. Warto dla potomności dorzucić jeszcze bezsprzeczne utrudnianie i uniemożliwienie parlamentarzystom wykonywania obowiązków poselskich czy – jak w przypadku posła Sterczewskiego – przekazania leków, wody i jedzenia maltretowanym, głodzonym i moknącym na deszczu uchodźcom i uchodźczyniom, w tym dzieciom. O braku imiennych identyfikatorów, oznaczeń jednostek (czy to jeszcze polskie służby, czy zielono-granatowe ludziki?) nawet nie wspominam. I o porażającym, stuporowym milczeniu i nieodpowiadaniu na jakiekolwiek pytania podczas tych kuriozalnych interwencji.

Tak właśnie wyobrażają sobie Polskę Kaczyński i jego podwładni: Duda, Morawiecki, ministrant Kamiński. Łamią obowiązujące prawo, bo co im kto zrobi? Kolejna podwładna Julia Przyłębska ze swoim tzw. Trybunałem Konstytucyjnym? Media nie opiszą, bo nie wolno im będzie się zbliżyć, organizacje pozarządowe nie przetłumaczą oczekiwań, żądań, próśb zamęczanych ludzi znad granicy, nie napiszą raportów, karetki nie podjadą, lekarze nie podejdą. Fotografie i filmy nie powstaną. To marzenie władzy: wolna ręka, brak kontroli, śmierć transparentności, zero odpowiedzialności za przestępstwa.

Tak się jednak nie stanie, choćby nie wiadomo jak autorzy filozofowania drutem kolczastym wyginali swoje autokratyczne móżdżki.

Przed Sejmem głoduje w proteście przeciw tym działaniom kilkanaście osób. Chylę czoła.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2021, 37/2021

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy