Starsza pani kontra ROP

Starsza pani kontra ROP

W stanie wojennym ukrywała Seweryna Jaworskiego, teraz oskarża go o przywłaszczenie jej majątku

Pani Halina pisała już skargi do wszystkich świętych w kraju, w tym do prezydenta, premiera i ministra sprawiedliwości. Teraz został jej już tylko Europejski Trybunał Praw Człowieka i przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Sprawa wydaje się banalna, choć swój początek ma ćwierć wieku temu.

Dreszczyk emocji

W roku 1981, czyli w stanie wojennym, do pani Haliny zgłosiła się znajoma prawniczka z dyskretną prośbą. Chodziło o to, że trzeba przechować przez jakiś czas ukrywającego się działacza opozycji. Zgodziła się bez wahania i po jakimś czasie poznała Seweryna Jaworskiego. Czas przechowywania działacza podziemia nie był długi. Pani Halina zostawiała go w mieszkaniu, a sama wychodziła do pracy. Po trzech tygodniach Jaworski opuścił mieszkanie na ul. Sabały w Warszawie, gdzie „Solidarność” przechowywała również ulotki i drukowała dwa podziemne pisemka, ale znajomość z panią Haliną utrzymywał. Stał się niejako jej powiernikiem i przyjacielem, a ona mu ufała, zostawiła mu m.in. klucze od domu.
Działacz dawnej opozycji demokratycznej okazał się szczególnie przydatny w roku 2002, w trudnym dla każdego momencie, kiedy zmarł życiowy partner pani Haliny. Wtedy na jej prośbę zajął się sprawami pogrzebu i różnymi formalnościami związanymi z majątkiem pozostawionym przez zmarłego. I tutaj zaczyna się dramat starszej pani, która straciła zaufanie do swego pomocnika i przyjaciela.

Lepkie ręce?

Dziś trudno odtworzyć wszystkie fakty związane z pogrzebem Zygmunta G., a tym bardziej znaleźć dowody nieuczciwości czy nawet przestępstw, o które pani Halina posądzała dawnego opozycjonistę, następnie zaś jednego z czołowych działaczy partii Ruch Odbudowy Polski. Pani Halina twierdzi, że straciła znaczne sumy pieniędzy, także biżuterię, ale pozew, jaki złożyła do sądu, dotyczył spraw dających się udowodnić, rachunków za pogrzeb.
Wcześniej jednak, aby załatwić sprawę bez kierowania pozwu, zwróciła się ze skargą do zarządu ROP i osobiście do przewodniczącego partii, wówczas posła Jana Olszewskiego. Ponieważ jej pismo zostało zignorowane (były premier polecił sekretarce powiadomić panią Halinę, że porozumie się z nią telefonicznie, ale tego nie zrobił), sprawa w końcu trafiła do sądu.
Poszkodowana posądzała więc Seweryna Jaworskiego o przywłaszczenie różnych sum pieniędzy podczas organizowania pogrzebu Zygmunta G., o kradzież marmurowej płyty nagrobnej, która ponownie trafiła do zakładu kamieniarskiego, i o podrobienie przez Seweryna Jaworskiego podpisu Zygmunta G. na umowie związanej z planowanym pochówkiem. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi wprawdzie uniewinnił Seweryna Jaworskiego z zarzutu kradzieży pomnika nagrobnego, ale uznał za winnego zawyżania kwot wydatków, a więc przywłaszczenia pieniędzy pani Haliny przeznaczonych na pogrzeb, a także sfałszowania podpisu. Opinia grafologa potwierdziła podrobienie podpisu zmarłego. Sąd pierwszej instancji wydał wyrok sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.

Czy premier skłamał?

Na tym jednak sprawa się nie zakończyła, na rozprawę odwoławczą bowiem w 2006 r. Seweryn Jaworski przyszedł w towarzystwie świadka Jana Olszewskiego, przewodniczącego partii ROP, wiceprzewodniczącego Trybunału Stanu, a zarazem doradcy prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego. Panią Halinę dotknęły nie tyle słowa skierowane do sądu, prezentujące niezwykle pozytywnie sylwetkę Seweryna Jaworskiego, ile stwierdzenia podważające wiarygodność jej samej. Były premier Jan Olszewski oskarżył ją o sfałszowanie wyroku sądu, zwracał też uwagę na jej stan psychiczny, sugerując, że jest niepoczytalna. Sędzia jednak przyjęła z rąk świadka odpis wyroku w sprawie Seweryna Jaworskiego i podała do protokołu: „Świadek przedkłada akt oryginał wyroku”. W dalszej wypowiedzi Jan Olszewski zasugerował jeszcze, że pani Halina organizuje przy pomocy osób trzecich akcję wymierzoną w ROP, inspirowaną i przygotowaną przez przeciwników politycznych tej partii.
Pani Halinie jako osobie niedosłyszącej zezwolono na nagrywanie przebiegu rozprawy i właśnie z tego zapisu warto przytoczyć „mowę obrończą” Jana Olszewskiego w odpowiedzi na oskarżenia pod adresem Seweryna Jaworskiego. Powiedział m.in.: „Zarzut o przywłaszczeniu jakichś pieniędzy, w końcu sum stosunkowo niewielkich, uważano powszechnie za zarzut zupełnie niewiarygodny. Natomiast komentarze były skoncentrowane wokół zarzutu, za który został skazany – złożenie fałszywego podpisu. Wszyscy byli przekonani, że Seweryn Jaworski jest w tej sytuacji ofiarą własnego poczucia lojalności, bo wiadomo, że bez złożenia tego podpisu pochowanie pana Zygmunta G. nie byłoby po prostu możliwe”.
Pani Halina poczuła się głupio, bo naraz okazało się, że nawet jeden z tzw. autorytetów moralnych IV RP wyraźnie odbiega od standardów przyzwoitości. Jej zdaniem były premier przebrał miarę – oskarżył ją, skromną kobietę na emeryturze, o sfałszowanie wyroku niezawisłego sądu. – Albo rzeczywiście dokonałam tego czynu i za to powinnam ponieść karę – mówi pani Halina – albo to wszystko nieprawda, a były premier i doradca prezydenta jest kłamcą.

Odrzucone zażalenie

Po tej rozprawie pani Halina wiedziona żalem i goryczą stanęła do nierównej walki z elitami politycznymi o obronę własnej godności. Tym razem skierowała do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Jana Olszewskiego, ale tutaj spotkała się z barierą nie do pokonania. Jej zażalenie „dotyczące składania fałszywych zeznań przez świadka Jana Olszewskiego” zostało przez Prokuraturę Rejonową dla Warszawy-Pragi Południe odrzucone. Wydano postanowienie o umorzeniu śledztwa z uwagi na to, że zażalenie zostało złożone „przez osobę nieupoważnioną”. Prokurator Wiesław Wyrzykowski w uzasadnieniu postanowienia ze stycznia 2007 r. dowodzi, że dobro prawne pani Haliny nie zostało bezpośrednio naruszone ani zagrożone.
Po tej decyzji starsza pani wysłała jeszcze wiele pism i skarg, m.in. do prokuratora okręgowego w Warszawie, do ministra sprawiedliwości, do prezydenta RP, premiera, marszałka Sejmu i klubów poselskich. Liczba tych listów i ich coraz bardziej rozpaczliwy ton są odwrotnie proporcjonalne do ich skuteczności. Najwyższe organa władzy są zalewane tego typu beznadziejnymi i obsesyjnymi skargami, które rutynowo lądują w koszu. Napisała więc jeszcze jedno pismo pt. „Moje ostatnie słowo”, które skierowała do redakcji „Dziennika”. Siedmiostronicowy maszynopis podsumowuje przebieg tej skomplikowanej i trwającej już kilka lat sprawy, której końca nie widać. Są tam skargi nie tylko na pierwotnego sprawcę kłopotów, Seweryna Jaworskiego, i jego obrońcę, Jana Olszewskiego, lecz także na cały wymiar sprawiedliwości, który działa jak dziurawe sito – małe rybki wyłapuje, a duże przepuszcza. Służą temu skomplikowane procedury, przepisy pozwalające na niejednoznaczną interpretację oraz zwykły sądowy bałagan, gubienie dokumentów i przeciąganie postępowania ponad zwykłą miarę. Nie trzeba być szczególnie przewidującym, aby wywróżyć kompletne fiasko starań starszej pani. Epoka Prawa i Sprawiedliwości ma to zresztą wpisane w swój życiorys pod hasłem „Spieprzaj, dziadu”.
Pani Halina żałuje teraz, że w wyborach poparła PiS.

PS Telefon do Zarządu Głównego ROP. Słuchawkę podnosi Seweryn Jaworski.
„Przegląd”: – Zgłosiła się do nas pani Halina G.
Seweryn Jaworski: – Ja na ten temat nie zabieram głosu. Dziękuję. Odkłada słuchawkę.

 

Wydanie: 2007, 27/2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy