Statek bez portu

Statek bez portu

Przypadek norweskiego statku dowodzi, że Australia zamyka granice przed uchodźcami

U brzegów Wyspy Bożego Narodzenia rozegrał się dramat uchodźców, których nie chce przyjąć rząd Australii. Premier John Howard pragnie popisać się przed społeczeństwem polityką twardej ręki i wygrać wybory. Lekceważy przy tym konwencje humanitarne i dobre tradycje morskie.
W niedzielę, 26 sierpnia, Arne Rinnan, kapitan norweskiego frachtowca „Tampa”, płynącego z Perth do Singapuru, odebrał sygnały australijskiej straży przybrzeżnej. Australijczycy prosili o wzięcie na pokład ludzi ze starego, drewnianego promu, który zaczął tonąć. Rinnan posłuchał i uratował 438 osób, uchodźców ze Sri Lanki, Pakistanu i przede wszystkim Afganistanu, którzy usiłowali drogą morską nielegalnie przedostać się do „ziemi obiecanej” – Australii. Za podróż zapłacili znaczne kwoty indonezyjskim gangom przemytników ludzi. Byli na oceanie już ponad tydzień, kiedy statek zaczął przeciekać.
Międzynarodowa konwencja genewska z 1951 r. przewiduje, że uchodźcy wzięci na pokład na pełnym morzu powinni zostać przyjęci w najbliższym porcie. Kapitan Rinnan, wilk morski z 40-letnim doświadczeniem, skierował się więc w stronę Wyspy Bożego Narodzenia, położonej 300 km na południe od indonezyjskiej Jawy i 1,5 tys. km na północny wschód od Australii. Wyspa ta jest terytorium australijskim i ulubionym celem nielegalnych imigrantów. Płynąca z Jawy łódź rybacka może dotrzeć do niej już po dwóch dniach.
Kapitan Rinnan nie wierzył własnym uszom, kiedy władze w Canberze

odmówiły „Tampie” zgody

na przekroczenie strefy 12 mil morskich wokół wyspy. Premier Australii, John Howard, przedstawił swój punkt widzenia bezpardonowo i jasno: jego kraj ma pełne prawo do ochrony swych granic i nielegalnych imigrantów nie przyjmie. Powinni oni zostać odstawieni do portów indonezyjskich, gdyż zostali wzięci na pokład wprawdzie na wodach międzynarodowych, ale blisko Indonezji, z której terytorium wypłynęli. Także Norwegia może przyjąć uciekinierów, jeśli zechce – przecież norweski kapitan lekkomyślnie wpuścił podstępnych uciekinierów na swój statek. „To z pewnością jeden z najcięższych kryzysów w dziejach współczesnej Australii, ale musimy zachować suwerenność naszych granic. W przeciwnym razie utracimy kontrolę nad strumieniem ludzi, który wciąż do nas napływa”, oświadczył Howard.
Oslo odmówiło przejęcia odpowiedzialności za los stłoczonych na „Tampie” uciekinierów, chociaż władze Australii „wspaniałomyślnie” oświadczyły, że pokryją koszty ich przelotu do Norwegii. Także władze Indonezji nie zamierzały zaopiekować się uchodźcami. Dżakarta ma ogromne kłopoty z wyżywieniem miliona własnych obywateli, którzy uciekli z terenów objętych zamieszkami i konfliktami etnicznymi. W końcu Indonezja „ze względów humanitarnych” zgodziła się przyjąć tułaczy, ci jednak oświadczyli, że wyskoczą za burtę, jeśli „Tampa” oddali się od Wyspy Bożego Narodzenia. Kapitan Rinnan w końcu złamał zakazy i wpłynął na australijskie wody terytorialne, zatrzymując się 5 mil morskich od brzegu wyspy. Tłumaczył, że sytuacja na pokładzie jest dramatyczna, a jego statek nie może podjąć pełnomorskiej żeglugi. „Tampa” przystosowana jest do przewozu najwyżej 40 osób, na statku brakuje toalet, wody pitnej, lekarstw, a nawet żywności. Uchodźcy, wśród których znajduje się 26 kobiet i 43 dzieci (najmłodsze ma rok), koczują na pokładzie, chroniąc się w kontenerach lub pod rozpiętymi płachtami przed

skwarem tropikalnego słońca.

Wielu cierpi na biegunkę lub inne choroby. Załoga lęka się, że wśród zdesperowanych ludzi dojdzie do buntu, statek nie może więc odpłynąć. Mężczyźni na pokładzie już rozpoczęli strajk głodowy.
Władze australijskie zareagowały stanowczo. 29 sierpnia uzbrojeni po zęby komandosi z doborowych oddziałów SAS przybyli szybkimi łodziami motorowymi i wdarli się na pokład „Tampy”. „Wyglądali jak w drodze na bojową misję. To całkowicie niewspółmierna reakcja. W przeszłości uchodźcy zachowywali się bardzo dobrze i nie było żadnego niebezpieczeństwa”, opowiada mieszkaniec Wyspy Bożego Narodzenia, Oliver Lyons. Australijscy żołnierze przejęli kontrolę nad statkiem, aczkolwiek oburzony kapitan rozkazał zatrzymać maszyny. Komandosi zaciągnęli straż przy burtach, pilnując, by żaden z uciekinierów nie rzucił się do morza.
Twarda reakcja władz Australii doprowadziła do ostrego spięcia dyplomatycznego z Indonezją, a przede wszystkim z Norwegią. Szef MSZ w Oslo, Thorbjörn Jagland, określił postępowanie Canberry jako „niehumanitarne i nie do przyjęcia”. Ove Tvedt z Międzynarodowej Rady Bałtyckiej i Morskiej, skupiającej około tysiąca armatorów, wyraził obawę, że postępowanie Australii stanowi niebezpieczny precedens i zwiększa ryzyko dla uchodźców i rozbitków. Kapitan „Tampy” postąpił zgodnie z najlepszą morską tradycją i uratował zagrożonych ludzi, ale nie pozwolono mu zawinąć do portu. W przyszłości dowódcy statków mogą ignorować wezwania o pomoc aby uniknąć podobnych kłopotów.
Oslo zwróciło się do ONZ i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o pomoc w rozwiązaniu kryzysu.
Komentarze światowej prasy są dla państwa na antypodach miażdżące. Według niemieckiego dziennika „Frankfurter Rundschau”, „Haniebne postępowanie rządu w Canberze jest nie tylko fałszywą odpowiedzią na niezwykle palący problem humanitarny, ale po prostu nieludzkie. Jest tylko jedno rozwiązanie: Australia musi niezwłocznie zezwolić uchodźcom zejść na ląd”. Glen Barclay z Australian National University wyraził obawę, że jego ojczyzna stanie się pariasem narodów. Robert Manni, publicysta z Melbourne uważa, że jego kraj będzie postrzegany jako „twierdza białych, do tego mocno samolubna”.
Publicyści zwracają uwagę, że Australia przyjmuje rocznie tylko około 5 tys. nielegalnych imigrantów, głównie ze środkowej Azji – czyli niedużo jak na ogromny, słabo zaludniony kontynent.
Pod adresem Canberry padają słowa potępienia ze strony Kościołów i organizacji humanitarnych.
Premier Howard nie przejmuje się tymi głosami, jest pewny swego.

Jego bezwzględną politykę

poparły niemal wszystkie media. 90% społeczeństwa Australii uważa, że uchodźcy nie mogą zostać przyjęci, gdyż stanie się to zachętą dla innych. A przecież większość Australijczyków stanowią potomkowie imigrantów. W tamtejszych dziennikach ukazują się ksenofobiczne komentarze.
„Ci »boat people« to nie nielegalni imigranci czy uchodźcy. To piraci, porywacze i złodzieje”, napisał John Thos Brown w dzienniku „Sydney Morning Herald”. Zdaniem komentatorów, sprawa „Tampy” stała się dla premiera Howarda prawdziwą manną z nieba. Wydawało się, że jego partię konserwatywną czeka klęska w wyborach, które odbędą się pod koniec roku. Kiedy szef rządu zapowiedział, że przepędzi uchodźców, natychmiast odzyskał łaski zachwyconego elektoratu.


Bogaci bronią się przed biednymi

Premier Howard rzeczywiście popisał się wyjątkową gruboskórnością, ale problem ma charakter globalny. Na całym świecie masy zdesperowanych biedaków szturmują twierdze dobrobytu białych. USA wzniosły na granicy z Meksykiem prawdziwy „międzykontynentalny mur berliński”, a przecież nie udało się powstrzymać napływu imigrantów. Nad kanałem La Manche koczują tysiące Irakijczyków, Pakistańczyków, Afgańczyków i Kurdów, by przedostać się do Wielkiej Brytanii. Niektórzy giną w swych gumowych łodziach, zatopionych przez fale lub wielkie tankowce. Brytyjczycy urządzili nawet oddział urzędu imigracyjnego na lotnisku w Pradze, by od razu w Czechach nie wpuszczać do samolotów tamtejszych Romów. Polska na zlecenie Unii Europejskiej uszczelnia granice na Odrze i Bugu. Na plażach Hiszpanii odnajdywane są ciała desperatów, którzy stracili życie, usiłując przeprawić się z Afryki przez Cieśninę Gibraltarską. W lutym br. przerdzewiały statek kambodżański „East Sea” dosłownie wjechał na piasek francuskiego Lazurowego Wybrzeża z 908 kurdyjskimi uchodźcami na pokładzie. Włoska marynarka wojenna nie potrafi zatrzymać sypiących się promów, kutrów i łodzi przedzierających się przez cieśninę Otranto z Albanii. „Nie będziemy przecież do nich strzelać”, rzekł pewien oficer floty. Jeśli możni tego świata nie poczynią zdecydowanych kroków, by poprawić warunki w ojczystych krajach uchodźców, szturm nędzarzy będzie coraz gwałtowniejszy. Nie można nawet wykluczyć, że w XXI w. dojdzie do nowej wędrówki ludów.

Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy