Sto lat żyletki

Sto lat żyletki

Stalowa, cienka płytka z dwustronnym ostrzem umieszczana w maszynce do golenia – tak definiuje żyletkę Komputerowy Słownik Języka Polskiego Wydawnictwa Naukowego PWN. Tak jak gilotyna wywodzi się od nazwiska francuskiego lekarza Guillotina, który wprowadził w 1789 r. poręczny przyrząd do ścinania głów, tak samo żyletka wskazuje na nazwisko swego wynalazcy. Był nim w 1901 r. Amerykanin o francuskim nazwisku – King Camp Gillette. Podobno pomysł na maszynkę z żyletką (dwa patenty w jednym) wpadł mu do głowy podczas golenia tradycyjną brzytwą – zdał sobie sprawę, że wystarczy jeden niezbyt zręczny ruch, aby wąskim ostrzem podciąć sobie gardło. King Gillette, zaczynający jako wędrowny sprzedawca towarów żelaznych ze środkowo-zachodniej Ameryki, okazał się nie tylko wynalazcą, ale i producentem „aparatów do bezpiecznego golenia”. Dziś założona przez niego firma jest potężnym koncernem międzynarodowym Gillette Company, mającym także filię w Polsce.

Błyskawiczna kariera

Opatentowany w USA wynalazek szybko przyjął się na całym świecie, choć golenie brzytwą wciąż było bardzo popularne, zwłaszcza wśród zawodowych fryzjerów. Pierwsze ostrza według patentu Gillette’a trafiły do sprzedaży w 1904 r., wcześniej pomysł uchodził za zbyt ekstrawagancki i przetestowało go zaledwie kilkudziesięciu mężczyzn. Żyletki można było nabyć u jubilera, w drogerii i w sklepach z towarami żelaznymi. Stalowo-węglowe ostrza pakowane w pudełkach po 12 sztuk wystarczały na 20 goleń. Do 1906 r. udało się już sprzedać 12 mln żyletek i 90 tys. maszynek.
W 1940 r., gdy opatentowano golarkę elektryczną, sprzedano jednocześnie 16 mln tradycyjnych maszynek, a każdego tygodnia kupowano 27 mln żyletek. Rywalizacja pomiędzy producentami elektrycznych golarek i zwyczajnych maszynek z żyletką powodowała szybkie udoskonalanie technologii wyrobu ostrzy.
Odczuł to także polski przemysł żelazny, który w końcu lat 50. wzbogacił się o nowoczesną fabrykę żyletek w Rawie Mazowieckiej. Zakupiona technologia szybko jednak się zestarzała, a duma z produkcji poszukiwanych ostrzy przemieniła się we wstyd.

Krwawa Rawa

Jeśli w epoce PRL próbowano lansować tezę o wyższości ustroju socjalistycznego nad kapitalizmem, to w dziedzinie produkcji żyletek kłamstwo uwidaczniało się najwyraźniej. Panowie, którzy nie mogli każdego ranka znieść widoku krwi, musieli zaopatrywać się w żyletki „ze zgniłego Zachodu”. Czynniki polityczne próbowały różnymi sposobami podnieść jakość wyrobów Rawy-Lux, ale bez skutku. Naukowcy z Politechniki Warszawskiej pracowali nad udoskonaleniem węglowo-stalowych ostrzy, stopniowo rosła produkcja, także eksport, np. do Ghany i do ZSRR. Do produkcji żyletek używano stalowej taśmy o grubości przeciętnego włosa, czyli ok. 0,1 mm. Stal na żyletki musiała zawierać 13% chromu, ponadto hartowano ją w zimnej cieczy. Natomiast ostrze żyletki mierzyło się w tysięcznych częściach milimetra. Żeby ochronić powierzchnię tnącą i zmniejszyć tarcie, ostrze pokrywano kolejno: chromem, materiałem ceramicznym i teflonem. Chrom chronił przed korozją, warstwa ceramiczna opóźniała zużycie, a teflon dawał poślizg. To wszystko w teorii, a w praktyce…
Optymiści mówili, że ostrzami Rawy-Lux można się golić bez bólu, a jednak piszący w „Przekroju” poeta Ludwik Jerzy Kern celowo przekręcił nazwę fabryki z Rawa-Lux na Krwawa-Lux, i tak już zostało. Nie pomogła licencja niemieckiej firmy Solingen ani produkowanie żyletek z oryginalnej stali szwedzkiej, na zmianę ze stalą z Huty Baildon (ponoć równie dobrą). Fabryka w Rawie nigdy nie osiągnęła wymarzonego poziomu produkcji – 200 tys. sztuk żyletek rocznie, a jej rozwój uniemożliwiło pojawienie się na rynku nowej generacji żyletek ze stali nierdzewnej, zwanych silverami. To był początek końca Rawy-Lux. Niebawem nazwę zakładu zmieniono na Rafan. Początkowo nawet planowano zakupienie nowej licencji dla Rawy, jednak polsilvery zaczęto wytwarzać w Łodzi. W 1992 r. łódzkiego producenta kupiła Gillette Company i wzbogaciła o nowe technologie. Jednorazowe golarki z nazwą Polsilver przetrwały do dziś.

Tradycyjne żyletki o charakterystycznym kształcie i dwustronnym ostrzu zostały wyparte przez nowe dziecko Gillette – golarki jednorazowe bądź z wymiennymi wkładami złożonymi z kilku jednostronnych, nierzadko jednorazowych ostrzy.

Triumf bezpiecznego golenia

Zmierzch patentu maszynki z wymiennymi żyletkami dokonał się na naszych oczach. Proces golenia rozwija się dziś dwutorowo – w starszym, „mokrym” i bardziej tradycyjnym prym wiodą golarki jednorazowe, choć niekiedy sprzedaje się również ostrza wymienne, w tym ostatni krzyk techniki – ostrza mach3 (nie są to jednak typowe żyletki), natomiast w procesie „suchym” nastąpił bardzo szybki rozwój maszynek elektrycznych. Generalnie golenie „na mokro” uchodzi za bardziej eleganckie, męskie, ponieważ jest radykalne i doskonalsze od „suchego”. Wymaga więcej dodatkowych akcesoriów – kiedyś były np. specjalne mydła i pędzle z borsuczego włosia. Ale i golenie elektryczne ma zalety. Wprawdzie na dolnej szczęce i górnej wardze pozostawia pojedyncze włoski, ale pozwala tworzyć różne modele bród, bródek, np. w typie twardziela, który każdego dnia ma taki sam „tygodniowy” zarost.
Golenie jest sprawą niemalże strategiczną. W ciągu doby przeciętnemu mężczyźnie przyrasta pół milimetra zarostu na twarzy na każdym z 25 tys. włosów. Już tysiące lat temu mężczyźni golili zarost na twarzy ostrymi kawałkami krzemienia, a potem brązu, w końcu metalowymi ostrzami. Pierwsza brzytwa o stalowym ostrzu powstała w Sheffield w 1680 r. Panowie z wyjątkowo twardym, gęstym i ciemnym zarostem muszą używać opisywanych przyrządów dwa, a nawet trzy razy dziennie, jeśli chcą mieć skórę na policzkach gładką jak pupcia niemowlęcia. Firmy kosmetyczne prześcigają się w dostarczaniu coraz nowszych akcesoriów: przed goleniem pianki i żele, po – specjalne płyny i balsamy. Istnieje wiele odmian pianek, płynów i kremów o różnych zapachach i dla wielu rodzajów skóry. W sumie proces pozbywania się owłosienia z twarzy wspierają najnowocześniejsze technologie, nie wyłączając kosmicznych. Opracowanie najnowszego produktu firmy Gillette – nożyków mach3 – zajęło lata prac badawczych i kosztowało setki milionów dolarów (mniej więcej tyle, ile cały budżet polskiej nauki). Urządzenie ma pasek nawilżający ze wskaźnikiem zużycia ostrzy, nożyki zaś specjalne krawędzie DLC, ponoć najcieńsze z dotychczas wyprodukowanych.


Zgolenie brody miało i ma nadal znaczenie symboliczne, znamionuje jakiś przełom np. w poglądach albo stylu życia, postawie religijnej lub politycznej. Masowe obcinanie bród traktowane było albo jako przejaw despotyzmu, albo odwrotnie – wyzwolenia.
Piotr I Wielki (1672-1725), car rosyjski, zmodernizował Rosję według wzorów zachodnioeuropejskich. Swoje reformy przeprowadzał z całą bezwzględnością, nierzadko z okrucieństwem. Nakazał m.in. obcinanie bród. Wielkie osiągnięcia Piotra dokonywały się kosztem niebywałego ucisku społeczeństwa.
Inaczej wśród mahometan – np. u mieszkańców Kabulu golenie jest efektem wyzwolenia spod władzy talibów. Prorocy z Bliskiego Wschodu nosili brody, więc ich uczniowie i naśladowcy także się nie golili, a gdy trzeba było przysięgali np. „na brodę proroka Mahometa”. Podobnie było z wyznawcami judaizmu, zwłaszcza bardziej ortodoksyjnych odłamów. Starozakonni Żydzi nie golili się, a pozbycie się zarostu traktowano jako wyrzeczenie się dotychczas wyznawanych zasad.

Do kolekcji „znaczących” bród zaliczyć można także brodę Fidela Castro, który u zarania kariery politycznej ogłosił, iż ogoli się dopiero, gdy kubańska rewolucja socjalistyczna ostatecznie zwycięży. Wygląda jednak na to, że broda będzie Fidelowi towarzyszyła do jego ostatnich dni.
I najmniejszy włosek rzuca cień.
(Goethe)


Czy prawdziwy mężczyzna goli się żyletką?

Janusz Rewiński, aktor, satyryk
Tadedusz Chyła śpiewał kiedyś: „Cysorz to ma klawe życie… złotą goli się żyletką”. Ja mam do żyletek stosunek sentymentalny. Dla starszego brata chodziłem po żyletki Rawa-Lux. Pamiętam, że były po złotówce, a reszta pieniędzy wsiąkała w oranżadę i cukierki. Pierwszą maszynkę na żyletki kupiłem we Wrocławiu. Kiedy się kręciło rączką, sama się otwierała, a gdy się zakręcało, ostrze miało właściwy kąt. Tę maszynkę miąłem jeszcze do niedawna. Teraz golę się jednorazówkami i na sucho, bo tak całkiem się nie golę, tylko policzki – gdybym tego nie robił, wyglądałbym jak wilkołak.

Bronisław Komorowski, poseł PO, b. minister obrony narodowej
Mężczyzna w XXI w. używa nowoczesnej golarki, a nie żyletki. Moim zdaniem, ważne, by prawdziwy mężczyzna w ogóle się golił. Z przerażeniem obserwuję polityków, którzy się nie golą i pokazują się z niewielkim zarostem albo też wyglądają, jakby chcieli zapuszczać brody.

Janusz Korwin-Mikke, lider UPR
Nie wiem, czy to jest teza słuszna, ale ja golę się żyletką, do tego firmy Gillette. Nie lubię się golić maszynką elektryczną, bo ryczy i hałasuje. Jeśli ten szczegół może być dla kogoś istotny, to czasami podgalam się prawdziwą brzytwą.

Cezary Żak, aktor
Prawdziwy mężczyzna goli się brzytwą. Ja jednak nie przywiązuję wagi do tego, czym się golę. Dbam jedynie o to, aby to było efektywne. A zatem nie używam ani brzytwy, ani żyletki, tylko posługuję się jednorazówkami. I to jest absolutnie zadowalające.

Franciszek Starowieyski, artysta plastyk
A dlaczego nie brzytwą? Brzytwa daje najszlachetniejsze golenie. Próbowałem i ja, ale to mi nie wychodziło. Zawsze popierałem arystokrację, więc także wynalazek maszynki barona Bica. Umarł w zamku dwa lata temu, a w życiu dał tylko jeden wywiad do gazety. Używam zwykłej maszynki, jednorazowej, standardowej, z rączką z plastiku, bo one są najprzyjemniejsze. Natomiast elektryczne są obrzydliwe, skóra po nich swędzi, człowiek czuje się nieogolony.

Cezary Pazura, aktor
Golę się żyletką. Maszynki elektrycznej właściwie nigdy nie używałem, bo ona goli bardzo niedokładnie. Brzytwą próbowałem, ale to jest ciężkie, trzeba umieć. Mój ojciec golił się brzytwą.

Stanisław Mikulski, aktor, odtwórca roli kpt. Klossa

Nie wiem, czy jestem 100-procentowym mężczyzną, czy 200-, czy tylko 20-procentowym, ale od 30 lat goliłem się maszynką elektryczną. Ostatnio, zaledwie od dwóch tygodni, golę się żyletką i myślę, że przerzucę się na to urządzenie. Bardziej sprawnie to wychodzi i broda po takim goleniu wygląda lepiej.

Laurent, znany fryzjer warszawski
Prawdziwy mężczyzna powinien golić się brzytwą, ale musi ją sam ostrzyć, przygotować i uważać, aby się nie skaleczyć. To jest praca prawie rzemieślnicza. W zakładzie ani brzytwy, ani żyletki nie używamy, od kiedy lekarze zaczęli gadać o AIDS i o tym, że przy goleniu krwawimy. Wtedy wycofaliśmy wszystkie takie narzędzia. Używamy tylko maszynek elektrycznych na baterię. One jedynie ścinają, nie golą. Tym przycinamy brody i włosy na głowie, nie ma tutaj żadnej możliwości podrażnienia skóry. I mamy spokój. Brzytwy używa się w domu. Jeśli się człowiek nawet skaleczy, ma pewność, że tylko on miał dostęp do tego narzędzia.

Notował BT

Wydanie: 2001, 50/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy