Stocznia źle sprzedana

Stocznia źle sprzedana

Prokurator oskarża syndyka, że za tanio sprzedał kolebkę „Solidarności”, a Stocznię Gdynia, że bezprawnie „zarobiła” na tej transakcji 43 mln zł

– Zrobili z nas balona, oszukali. Mamy akcje, które są mniej warte niż papier toaletowy! – krzyczeli przedstawiciele Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej „Arka” trzy lata temu po sprzedaniu Stoczni Gdańskiej, kolebki „Solidarności”. Potem wiele razy manifestowali, protestowali, wiecowali pod sądem i przed stocznią. Złożyli doniesienie do prokuratury. Nowi właściciele Stoczni Gdańskiej, działacze „S” w stoczni i w Komisji Krajowej uważali, że „Arka” nie ma racji. Teraz prokurator żąda zwrotu 42,8 mln zł, bowiem w akcie notarialnym cena sprzedaży Stoczni Gdańskiej wynosiła 115,7 mln zł, a faktycznie sprzedano stocznię za 72 mln zł, bowiem pieniądze zgromadzone na koncie stoczni – właśnie 42,8 mln zł – trafiły także do jej nabywcy.
Dochodzenie w sprawie sposobu sprzedaży Stoczni Gdańskiej trwało blisko dwa lata. Zgromadzono 40 tomów akt upadłości Stoczni Gdańskiej.
2 lipca 2001 r. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wystosowała do Grupy Stoczni Gdynia S.A., która jest teraz właścicielem Stoczni Gdańskiej, oficjalne wezwanie do zapłaty 42,8 mln zł na rzecz skarbu państwa. Prezes Stoczni Gdynia, Janusz Szlanta, ma 14 dni na uregulowanie roszczeń.
Kilka dni temu trafił także do Sądu Rejonowego w Gdańsku akt oskarżenia przeciwko syndykowi Andrzejowi W., który w 1998 roku sprzedał Stocznię Gdańską w upadłości Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej. Głównym udziałowcem korporacji była Stocznia Gdynia oraz firma Evip Progress. Syndykowi i notariuszowi zarzuca się zaniżenie ceny Stoczni Gdańskiej. 72 mln zł, które w rzeczywistości kosztowała Stocznia, to o 37% mniej, niż wynosi suma 115,7 mln zł podana do publicznej wiadomości, a także cena wpisana do aktu notarialnego zakupu stoczni. Ale tej różnicy nie kwestionował sędzia Dariusz Kardaś – komisarz nadzorujący proces upadłości Stoczni Gdańskiej, który wiosną 2000 roku oświadczał publicznie, że ta różnica nie ma żadnego znaczenia, bo syndyk sprzedawał „przedsiębiorstwo w ruchu” i nie było innych poważnych kontrahentów poza Trójmiejską Korporacją Stoczniową.
Dzisiaj stoczniowcy z solidarnościową przeszłością, którzy także sypiali na styropianie, a aktualnie pracują w Stoczni Gdańskiej, uważają, że po raz kolejny ktoś chce ugrać swoje punkty. Kto? Nie chcą odpowiadać na to pytanie, a Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „S”, denerwuje się, że znowu zbijany jest jakiś medialny kapitał na stoczni i nie ma to związku z obecnymi problemami stoczni.
– Prokuratura Okręgowa w Gdańsku ustaliła nieprawidłowości przy sprzedaży Stoczni Gdańskiej – mówiła już przed rokiem Maria Jeżowska-Kamirska, poprzedni rzecznik prokuratury, ale też zastrzegała, że prokuratura musi ocenić, czy te nieprawidłowości noszą znamiona przestępstwa.
Dzisiaj, według prokuratora Dariusza Popieniuka, „42,8 mln zł to nienależna korzyść, uzyskana przez Trójmiejską Korporację Stoczniową”, którą natychmiast trzeba zwrócić skarbowi państwa.
W obu stoczniach pracuje dziś 9 tysięcy osób. Średnia zarobków sięga 3 tysięcy zł. – To normalna firma
– mówią pracownicy z K-3 – choć z tradycjami. Budujemy statki, są nabywcy, wodowania.

Prokuratura i UOP w akcji
Syndyk Andrzej W. 2 grudnia 1998 roku, podczas wodowania i chrztu statku „Cape Nati” dla niemieckiego armatora Schoellera, na oczach wszystkich gości i stoczniowców podarł decyzję o grupowych zwolnieniach w Stoczni Gdańskiej. Mówiono wtedy, że plan symulacyjny zwolnień przewidywał, iż z 2,5 tysiąca pracujących w Stoczni Gdańskiej ma pozostać 350 osób. Groźba była realna, a gest syndyka pamiętny.
Wtedy też Karol Guzikiewicz ze stoczniowej „S” powiedział: „Chcę wierzyć, że nie ubogi kupił upadłego”.
„Nasz Dziennik” informował 3 grudnia 1998 roku: „Minister Skarbu Państwa E. Wąsacz oraz wicemin. transportu K. Tchórzewski podpisali dokument zezwalający na przejęcie terenów Stoczni Gdańskiej S.A. przez Trójmiejską Korporację Stoczniową S.A. Decyzję tę podjęto, nie przedstawiając żadnych racjonalnych argumentów. Jest ona wbrew dobru Polski”.
Działacze „Arki” nie mogą zapomnieć syndykowi, notariuszowi i prezesowi Szlancie, że w światłach jupiterów w Dworze Artusa w Gdańsku zrobili show pt. „Sprzedaż kolebki”. Na liście „winnych” złej sprzedaży, według „Arki”, jest 17 osób.
– Finalizowana z pompą sprzedaż naszej stoczni była hitem dnia, kilkakrotnie pokazywanym w telewizji. Obowiązywała dewiza sukcesu i optymizmu – wspominają działacze „Arki”. – Nas traktowano jako uciążliwych, czepiających się malkontentów. Powtarzano: „Transformacja wymaga ofiar. Na was padło”.
Najwięcej emocji poza ceną sprzedaży stoczni budzą tzw. grunty postoczniowe, czyli ponad 73 ha w centrum Gdańska. Tworzony aktualnie plan zagospodarowania przestrzennego miasta przewiduje zbudowanie na tych terenach centrum handlowo-kulturalno-rekreacyjnego, mariny dla jachtów i portu.
– To miejsce powinno przywrócić atrakcyjność turystyczną i świetność Gdańskowi – uważa Zarząd Miasta. Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, podkreśla, że najważniejszy jest inwestor, a kłótnie i spory wokół stoczni opóźniają pozyskanie atrakcyjnych dla miasta ofert.

Pieniądze dla spółki
Właścicielem terenów po byłej Stoczni Gdańskiej jest obecnie polsko-amerykańska spółka Synergia 99, która przejęła stoczniowe grunty od Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej. Przewodniczącym Rady Nadzorczej tej spółki jest Janusz Szlanta, prezes Grupy Stocznia Gdynia S.A.
Spółkę Synergia 99 założyły Stocznia Gdynia i warszawska firma Evip Progress. Od ponad roku mówi się, że spółka chce wynająć kilka tysięcy metrów kwadratowych postoczniowego terenu, w tym hale produkcyjne wyposażone w suwnice i wyciągarki. Władze Gdańska zostawiły Synergii 99 wolną rękę, jeśli chodzi o obrót gruntami i obiektami. Uzgadniane są tyko rozwiązania komunikacyjne na tym terenie. – Stocznia – zdaniem dyrektora produkcji, Bogdana Oleszka – skoncentrowała swą działalność produkcyjną na tzw. wyspie, a więc po drugiej stronie kanału pozostało bardzo wiele niewykorzystanego miejsca. Tego miejsca nie powinno się marnować – mówi dyrektor Oleszek – lepiej je wynająć.
Przeciwni działaniom spółki Synergia 99 są działacze Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej „Arka”. – To skandal! – mówi prezes „Arki”, Jan Piotr Koziatek. – Stocznia płaci olbrzymie pieniądze spółce, która nie wniosła żadnego kapitału, a teraz dysponuje majątkiem stoczni.
Działalnością spółki Synergia 99 zainteresowała się Prokuratora Okręgowa w Gdańsku i UOP. Synergii 99 zarzuca się niegospodarność i sposób, w jaki udziały tej spółki trafiły do kolejnych podmiotów. – Wycena wartości terenów została zaniżona – informuje prokuratura. – Sprawa ta wyszła na jaw przy okazji śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży całej Stoczni Gdańskiej – mówi Piotr Wesołowski, zastępca prokuratura okręgowego w Gdańsku. – Zachodzi podejrzenie, że doszło do działań na szkodę spółki, co stanowi naruszenie kodeksu handlowego.
Prezes Janusz Szlanta początkowo wszystkiemu zaprzeczał. Twierdził, że nie zna szczegółów postępowania prokuratury i UOP prowadzonego przeciw Synergii 99. W połowie maja tego roku oświadczył, że jest to realizacja kolejnych działań politycznych i gospodarczych. A ponieważ sprawę upublicznił „Dziennik Bałtycki” – gazeta niemieckiego koncernu Passauer Press – prezes Szlanta uważał, że realizowane są zlecenia „tajemniczego sponsora”, o czym pisała lokalna prasa.
Synergia 99 w rok po sprzedaży stoczni podwyższyła kapitał zakładowy o kilkadziesiąt milionów złotych, bowiem Stocznia Gdańska z Grupy Stocznia Gdynia (to obecna nazwa Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej) wniosła prawa majątkowe do ponad 70 ha postoczniowych gruntów. Synergia 99 zapłaciła Stoczni Gdańskiej 69 mln zł. Obliczono więc, że spółka Synergia nabyła prawo własności do każdego metra kwadratowego powierzchni postoczniowej w centrum Gdańska za około 100 zł.
Prezes Szlanta uważa, że wszystko jest w porządku, bo tak został wyceniony majątek i zawarta umowa. Kilka miesięcy po tych transakcjach udziałowcami Synergii zostały dwa amerykańskie fundusze inwestycyjne. Mają one obecnie blisko 24% udziałów. Reszta należy do Stoczni Gdynia. W Radzie Nadzorczej Synergii Amerykanie mają trzech przedstawicieli, Stocznia Gdynia – dwóch.
– Z tego, że ktoś ma większość w radzie, nie wynika, że rządzi
– mówił na konferencji prasowej w maju prezes Janusz Szlanta. – To długoterminowa umowa wynikająca z przepisów spółek handlowych. Nie ma w tym nieprawidłowości.
Prezes Szlanta podkreślał, że jego firma była wielokrotnie kontrolowana, także przez prokuraturę, i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Natomiast dziwi go, że prokuratura natychmiast przekazuje informacje do prasy, która „szuka sensacji”.
– Wiem – mówił prezes Szlanta – że Synergia pobiera od Stoczni Gdańskiej czynsz za tereny. Sprawę czynszu podnosiło Stowarzyszenie „Arka”, gdy składało doniesienie do prokuratury w związku – z ich zdaniem – bezprawnym sprzedaniem Stoczni Gdańskiej – dodał Szlanta.
Prezes Szlanta nie przewiduje możliwości spłaty 42,8 mln zł w ciągu 14 dni – jak żąda tego prokurator od Grupy Stoczni Gdyni S.A. na rzecz skarbu państwa. Uważa on, że to syndyk Andrzej W. i on mają rację, a nie Prokuratura Okręgowa, która źle interpretuje przepisy. – Mam świadomość, że sprawa zostanie skierowana do sądu – powiedział prezes Szlanta.
Stoczniowcy nie chcą komentować kolejnego zamieszania wokół Stoczni Gdańskiej. – Nic mnie nie obchodzą toczące się rozgrywki – mówi młody mężczyzna, który czwarty rok pracuje w stoczni w Gdańsku. – Nie chcę rozmawiać z żadną prasą, bo nie wiem, co potem zostanie napisane. A ja – dodaje – nie chcę stracić pracy, bo mam rodzinę i chcę żyć spokojnie. Do prezesa Szlanty mam daleką drogę. Widziałem go tylko w telewizji. Nie znam dokładnie zarzutów Stowarzyszenia „Arka”. Tam walczą emeryci o przeszłość. Ja byłem dzieckiem, gdy oni robili gdańską rewolucję. Teraz też o tym różnie mówią. W stoczni trudno dostać pracę, ale jak się już jest – to się zarabia, a dzisiaj to dla mnie najważniejsze.

 


dziennikarka „Głosu Wybrzeża”

Wydanie: 2001, 28/2001

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy