Stolica nie jest łupem

Stolica nie jest łupem

Czego Warszawa dowiedziała się o Balickim, czego Balicki dowiedział się o Warszawie?

Najczęściej używane przez niego słowa wywołane przez dyskusję to Dallas (burmistrz idealnie dogadał się z mieszkańcami), straż miejska (wszyscy chcą ją zlikwidować), WaPark (trzeba zerwać fatalną umowę), burmistrz Giuliani (bądźmy uczciwi, burmistrz Nowego Jorku ma inne uprawnienia, odwoływanie się do niego to tylko kokietowanie elektoratu). Do tego dochodzą sformułowania: równość szans wszystkich mieszkańców, zrównoważony rozwój miasta, bo trzeba skończyć z chaotyczną rozbudową i burzeniem zabytków, przełom, bo decyzje mają być uspołecznione, czyli podejmowane w dialogu z mieszkańcami. I odwoływanie się do mądrości prof. Zofii Kuratowskiej: Polityka ma sens, gdy służy ludziom. I apel, by warszawiacy nie zbojkotowali wyborów, bo od wyniku zależy, w jakim kierunku będzie się rozwijać miasto.
***
– Wie pan, ja studiowałem z Kaczyńskim. To proszę mnie teraz przekonać, żebym na niego nie głosował.
– Jestem lekarzem. Przywieziono nam pacjenta z urazem czaszki, żaden oddział neurochirurgii w innej placówce nie chciał go przyjąć. Wiedzieli, że pacjent jest nieubezpieczony, więc wykręcali się brakiem miejsc. Co pan zrobi, żeby takie sytuacje się nie powtarzały?
– Czy to prawda, że chce pan zlikwidować ogródki piwne nad Wisłą?
Pytanie za pytaniem.
– Czy będzie budował stadion narodowy? A halę widowiskową?
Ostatnie dni przed wyborami. Kaczyński, Olechowski, Balicki, potem Kaczyński, Balicki, Olechowski – taka jest kolejność głównych kandydatów w Warszawie. Balickiemu przybywa przyjaciół wraz z procentami w badaniach sondażowych.
Stołówki, świetlice, hale, ulice. Zapach schabowego, wywiadówki albo pośpiechu. Nie starcza krzeseł lub stoją puste pierwsze rzędy. Dni nabite są spotkaniami z wyborcami. Balicki ciężko pracuje i to, jak uważa, wywindowało go na drugie miejsce, co jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się mało realne. Prawie każde spotkanie zaczyna od sakramentalnego: „To są bardzo ważne wybory, bo bezpośrednie. Poza tym prezydent w nowym ustroju miasta ma olbrzymią władzę”.
Nie jest showmenem, najlepiej było to widać w czasie debaty Kaczyński-Olechowski-Balicki zorganizowanej przez studentów Uniwersytetu Warszawskiego.
To tutaj pojawia się gorąco oklaskiwane zapewnienie kontrkandydata: będę takim prezydentem jak Giuliani w Nowym Jorku. – Przecież tam jest zupełnie inny ustrój – złości się Balicki. – Na przykład Nowy Jork ma własną prokuraturę. Nie można robić takich porównań.
Sam Balicki odwołuje się do Stefana Starzyńskiego. Ale czy w Warszawie nadszedł czas na pozytywizm? – Na razie podoba się szeryf Olechowski i szalejący z paragrafami Kaczyński – tłumaczą studenci.
Olechowski uśmiecha się, Kaczyński żartuje z teorii spiskowych. Ale w połowie spotkania studencka sala zaczęła przełamywać się na stronę lewicowego kandydata. Precyzyjne odpowiedzi, dobra znajomość uprawnień prezydenta przypomniały studentom, że w grupie zawsze przyda się prymus. Zawsze podpowie.
Balicki stara się być akuratny, co nie zawsze popłaca. Wielu warszawiaków do tej pory nie wie, jakie są nowe kompetencje prezydenta. – Kaczyński chce rozwiązywać problemy miasta za pomocą kodeksu karnego, Olechowski zupełnie oderwał się od realiów, chce do władz miasta zaangażować generała, a tam potrzebni są lekarz, architekt – złości się Marek Balicki. – Za bezpieczeństwo miasta odpowiada generał policji, chyba nie jest nam potrzebna wojna generałów? – pyta Balicki, gdy okazuje się, że Andrzej Olechowski chce do władzy wciągnąć generała Gawora.
Koniec kolejnego spotkania. Dwie panie przysiadły z siatkami, chudy chłopak przyszedł tylko ze względu na prośbę swojej dziewczyny. – Po liceum jestem, jak mi Balicki da pracę, to na niego zagłosuję – wyciąga papierosy.
Marek Balicki nie zgadza się z chwytliwym hasłem Olechowskiego, że dziura w ulicy nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. – Kolejność załatwiania spraw jest decyzją polityczną – tłumaczy. – Przykładem mogą być gabinety lekarskie, głośna sprawa ich likwidacji w szkołach, teraz próba przywrócenia. Na Pradze Północ już „odtworzono” gabinety stomatologiczne. Oczywiście, że była to decyzja samorządowa, ale i polityczna. Człowiek lewicy uzna tę sprawę za priorytet, liberał powie, że obywatele sami odpowiadają za swoje zdrowie i lekarza szkolnego skreśli z listy spraw do załatwienia.
Na spotkania raczej przychodzą zwolennicy – żeby się upewnić, otrzymać deklaracje. – Liczba złożonych przeze mnie obietnic nie przekroczyła granic przyzwoitości – śmieje się Balicki.
Unika kampanii negatywnej, ale „nie będzie chwalił przeciwników”. – Olechowski kojarzy się z wielkim kapitałem, a wielki kapitał nie kojarzy się z emerytami – tak w sztabie wyborczym Marka Balickiego oceniany jest kontrkandydat. Zdumienie budzi również deklaracja Kaczyńskiego, który w Warszawie nie wyobraża sobie żadnej współpracy z SLD.

Przyśpieszenie budowy metra, łatwiejszy przejazd przez stolicę *)

Warszawskie metro potrzebuje 1,5 mld zł. Pierwsza linia ma zostać ukończona za cztery lata. Balicki chciałby, aby ostatnie jej odcinki były współfinansowane z funduszy europejskich.
Warszawska ulica uważa, że każda władza jest zła. Najsympatyczniejszy polityk, który przesiada się do lancii, staje się wrogiem. Dlatego ludziom tak trudno jest uwierzyć, że Balicki chce (tu cytat): „Dokonać przełomu w pełnieniu funkcji mandatu samorządowego”. Co to znaczy? Marek Balicki często przytacza przykład Dallas, którego burmistrz uspołecznił podejmowanie decyzji. Z referendum wyłoniło się wiele mądrych inwestycji. Między innymi plan budowy autostrady pod ziemią, tak by nie naruszyć parku. Mieszkańcy zdecydowali się opodatkować na ten cel. – W Warszawie decyzje podejmuje się arogancko – komentuje Balicki. – O najważniejszych sprawach ludzie dowiadują się na końcu. Potem są protesty, procesy, złość. I brak zainteresowania współrządzeniem miasta. Byłem na spotkaniu z mieszkańcami Pragi Południe. Nikt z nimi nie rozmawiał o planowanej Trasie Tysiąclecia.
Kandydat SLD-UP nie chce po wyborach traktować organizacji społecznych jak konkurentów. Powstanie rada konsultacyjna. Powołana zostanie także pełnomocniczka ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Tam, gdzie to będzie możliwe, Balicki wprowadzi parytet. Kobiety dostaną część władzy.
Bo Warszawa Balickiego ma być miastem dającym przykład, jak powinny być przestrzegane prawa kobiet. Badania prenatalne, aborcja wykonana w zgodzie z restrykcyjnym prawem – nawet to nie było w Warszawie przestrzegane. Szpitale wymigiwały się, lekarz odsyłał do kolegi. To ma się skończyć.
W tym miejscu studenci pytają wprost o neutralność światopoglądową. – Wiadomo, że taki lekarz, który nie chce dać skierowania na badania prenatalne, powołuje się na religię – tłumaczy chłopak z prawa.
Balicki wylicza – szpitale i uroczystości państwowe mają być wolne od każdej religii. Świątynia Opatrzności Bożej? Nie za samorządowe pieniądze.
Marek Balicki wziął udział w kilkunastu czatach. Nie odmówił gejom. – Zawsze opowiadałem się za chronieniem praw mniejszości seksualnych – zaznacza.

Bezpieczne miasto

– Ludzie domagają się likwidacji straży miejskiej, która uważana jest za wroga mieszkańców. Na widok bandyty strażnik ucieka, goni tylko wtedy, gdy może założyć blokadę na koła – komentuje Marek Balicki.
Rzeczywiście, straż miejska to temat, który podnosi ciśnienie warszawiaków. – Bandyci urządzający łapanki – mężczyźni nie przebierają w słowach.. – Trzeba ich zreformować, do policji się nie nadają, są za słabi – próbuje rozładować sytuację kandydat.
W kuluarach słychać ostrożność warszawiaków. – Trzeba pójść na inne spotkania, dopiero potem zdecydować – poucza mąż żonę. Jej podoba się wypowiedź Balickiego, że „trzeba przekonać ludzi, żeby byli szlachetni”. On wygląda na dobitego tą ideą. Wyrzuca z siebie przekleństwa, z których najłagodniejsze to o rozpędzeniu tej całej hołoty. Wyważony Balicki nie jest dla niego. – Rozwiążę umowę z WaParkiem i wprowadzę bardziej tolerancyjne zasady płatnego parkowania – kontynuuje Balicki. – No, jak parkowanie byłoby tańsze, to się jeszcze nad panem zastanowię – burczy mężczyzna.

Dostęp do lekarzy specjalistów

– Bliższa koszula ciału – odpowiada lekarzom, którzy mają wątpliwości, jak w roli prezydenta potraktowałby służbę zdrowia. I dodaje, że „nie ma serca do komercyjnych szpitali”.
Nie chodzi do Szpitala Bielańskiego, którego był dyrektorem. Tam pracownicy mają o nim jasną opinię. Kiedy trzy lata temu objął funkcję dyrektora, szpital był bankrutem. Teraz rozwija się, otwiera oddziały, ściąga specjalistów z innych placówek. Był za to w Szpitalu Grochowskim. Spotkanie, przerywane komórkami, bo lekarze nie mogli ich wyłączyć, należało do najciekawszych.
Miasto będzie teraz właścicielem 11 szpitali, więc kandydata na prezydenta warto pytać o zamiary. W przyszłym roku na tzw. wydatki majątkowe w służbie zdrowia budżet miasta przeznacza 0,1% środków. To zdumiało nawet lekarzy. – Budżet miasta to 6 mld 300 mln zł – wylicza – 40 mln zł zaoszczędzę na samej administracji. Dorzucę służbie zdrowia.
Balicki cieszy się, kiedy dyskusja jest merytoryczna. Z lekarzami żongluje danymi o warszawskiej służbie zdrowia.
– Co z cudzoziemcami i nie ubezpieczonymi? – pyta młody lekarz. – Nie płacą, a to jest około 5% kosztów szpitala.
– Trudno zliczyć ilość głupstw, które zrobiono przy tworzeniu kas chorych – odpowiada Balicki. – Rynek miał wszystko rozwiązać, no i proszę, część pacjentów nie mieści się na tym rynku, a zwalnianie pielęgniarek nazywa się restrukturyzacją.
– Czy będzie zamykał szpitale?
– Nie.
– Co pan sądzi o prywatnych?
– Spijają śmietankę, czyli podejmują się drogich operacji, a nie mają np. nieopłacalnej intensywnej terapii.
– Co z długami tych 11 szpitali?
– Przekroczyły 20 milionów. Przygotowałem program, dzięki któremu będą mogły normalnie funkcjonować.
Marek Balicki odwiedził dwa ośrodki Markotu. Umówił się co do współpracy. Niezależnie od wyników wyborów. Warszawa, jak każda stolica, przyciąga bezdomnych – czy będzie senatorem warszawskim czy prezydentem miasta – będzie o tym pamiętał.

Praca dla absolwentów z Warszawy

Ulica jest dobrym barometrem. Oto spacer praską ulicą Ząbkowską. Lekarz nie może bać się ludzi. – Osobiście nie mam żadnych kłopotów z nawiązywaniem kontaktów – zapewnia Balicki. Większość przechodniów chciała rozmawiać, przeciwnicy chłodno ucinali rozmowę, ale była też duża grupa, wśród nich wiele młodych osób, które nawet nie wiedzą, czy w ogóle pójdą głosować.
W warszawskim Empiku mówił o swoim programie dla młodych. W przyszłym roku chce wprowadzić program – wsparcie dla przedsiębiorstw, małych i średnich, które zatrudnią absolwentów.
– Czy absolwenci studiów pedagogicznych mają szanse na pracę w stolicy? Przecież mamy niż demograficzny?
– Czy warto założyć własną firmę? – pytali młodzi. Spotkanie zorganizował „Przegląd” i studenci, najbardziej zainteresowani przyszłą pracą, ale w piątkowe popołudnie, na dziesięć dni przed wyborami, dyskusji przysłuchiwali się także ci, którzy na warszawską Ścianę Wschodnią przyszli nie dla Balickiego, a dla książek.
– Jest pan politykiem, ale ciągle podkreśla pan swoją społecznikowską pasję. Czy to się da pogodzić?
– Co było najgorszym doświadczeniem w tej kampanii? Czego się pan dowiedział o Warszawie? A o przeciwnikach?
– Gdyby w stanie wojennym ktoś panu powiedział, że będzie kandydował z lewicowej listy, to chyba byłoby zaskoczenie?
– Czy zrobi pan czystkę wśród urzędników? Pozwalnia ich?
Kameralna atmosfera Empiku pełna była ostrych pytań.
Kolejne spotkanie w świetlicy szkolnej. Pan w skórzanej kurtce (ma dzieci w tej szkole) próbuje wymóc przyrzeczenie, że kandydat zmieni dopiero co ustanowiony ustrój Warszawy. – Trzeba twardo stąpać po ziemi. Brać fakty takimi, jakimi są – odpowiada senator. – Nawet niedoskonałe prawo może poprawić dobra praktyka.

Otwartość i przejrzystość działania

Media żywią się wyborami. Właściwie jedyną atrakcją są kandydaci na prezydenta. Zaskoczyła go rewelacja oburzonej gazety, która napisała, że odwiedził Stadion Dziesięciolecia i nic nie kupił. Aż głupio było pisać sprostowanie, że nabył skarpetki i krawat. Bardzo często zdarza się, że gdy czyta relacje z debat, w których uczestniczył, wydaje mu się, że był na innym spotkaniu. Do ostrego spięcia doszło między nim a Krzysztofem Skowrońskim, który w czasie studenckiej debaty twierdził, że kuriozalny dokument z Internetu to program Balickiego.
Pojechał do Pałacu Kultury. Jak zawsze zaskoczyła go pustka. – To martwy, niewykorzystany budynek – powtarza. Jeśli wygra, w Pałacu znajdzie swoją siedzibę cała warszawska władza.
– Prezydent Warszawy musi znaleźć dwie, trzy godziny tygodniowo, żeby mieszkańcy mogli zadać mu pytania. Dziś można by zapytać, dlaczego po każdej burzy wylewa Kanał Służewiecki, dlaczego drogi dla rowerzystów brukuje się najdroższą kostką, dlaczego nowy most ma tak luksusowe instalacje do rozmrożenia.
Korupcja wisi w powietrzu każdej debaty. Pomysłem na nią ma być oddzielenie obsługi mieszkańca od podejmowania decyzji. Poza tym, dzięki Internetowi, każdy będzie mógł śledzić, na jakim etapie załatwiania jest sprawa. Ale znowu pada zapewnienie, że nie będzie rewolucji. – Nie będę szukał sześciu tysięcy nowych urzędników – ucina Balicki.
Wśród siedmiu zobowiązań nie ma kultury. Ale za to są konkretne propozycje. Po spotkaniu z twórcami Marek Balicki doszedł do wniosku, że miasto musi ratować wielkie archiwum teatru należące do ZASP. Jeśli ani ZASP, ani resort kultury nie ma pieniędzy, to pomoże stolica. Tu znowu pojawia się problem dziury w drodze, która jednak może być prawicowa lub lewicowa. Liberał powie artystom – znajdźcie sponsora, lewica uzna, że ratowanie pamiątek to wspólny obowiązek.

Lepsza współpraca z rządem

Rozwój Warszawy to sprawa całego kraju. Są konkretne przykłady. Z budżetu państwa Balicki wyrwał dla warszawskiego metra 100 mln zł. Jako senator zgłosił taką poprawkę. Przeszła. Wyrywanie też może być współpracą z rządem. Innym kandydatom by się to nie udało.
Kolejna sprawa. – Werdykt Trybunału Konstytucyjnego, tak bardzo sprzyjającego właścicielom kamienic, wymagał reakcji. Wystąpiłem do premiera i otrzymałem jego akceptację, by wstrzymać ustawę o dodatkach mieszkaniowych. Werdykt trybunału nie może oznaczać wyrzucenia na bruk – komentuje.
Ursus. Wizyta premiera. Towarzyszy mu Marek Balicki. Żeby dojechać do właściwego biurowca, trzeba przejechać martwą ziemię. Wielkie hale, rdza, dziurawe okna, sypiący się mur, zachwaszczone drogi. Tyle zostało z wielkiego zakładu, który teraz został odcięty od miasta szarym, blaszanym ogrodzeniem. Jakby zarażał.
Premier minął pustą ziemię, bo przyjechał porozmawiać o dobrych wydarzeniach. Ursus realizuje kontrakt z Nigerią. Wypracowano coś, co określa się jako ścieżkę ratunku, choć – jak mówi dzisiejsze kierownictwo – „po drodze zgubiono 10 tysięcy pracowników”.
Ale ten Ursus zszarzały to także będzie problem nowego prezydenta. Wśród 65 tysięcy warszawskich bezrobotnych, z których można by utworzyć miasto, wielu jest mieszkańców Ursusa.
Rozmowy w czasie wizyty premiera przypominają kręgi na wodzie. W centrum, pod okiem kamer premier rozmawia z młodymi inżynierami, którzy dostali pracę w fabryce. Na obrzeżach szepcą przestraszeni. Wyszukują Balickiego. Oceniają go i komentują. Każdy z nich ma w rodzinie kogoś bezrobotnego.
– Chciałbym, żeby rozwój miasta nie zależał od kadencji – tłumaczy Balicki. – Żeby udało się podjąć decyzje pokoleniowe. Żeby nie było żadnych rzutów na taśmę, tak jak w Wilanowie, gdzie na ostatnim posiedzeniu rady gminy, pomimo protestu części mieszkańców, podjęto decyzję o budowie hipermarketu. Radni odejdą, decyzja pozostanie. Dlatego warto wybrać kandydata, który za dwa lata nie będzie próbował z prezydentury Warszawy wyskoczyć do Belwederu. A takich planów nie kryje ani Kaczyński, ani Olechowski.
Wyjeżdżamy z Ursusa. – Przez ostatnie 12 lat miasto sprzyjało tym, którym się lepiej wiodło – komentuje robotnik. Zgaszono jupitery. – Ciekawe, jak teraz będzie.
*)Śródtytuły to 7 punktów programu Marka Balickiego.


MAREK BALICKI – kandydat koalicji SLD-UP na prezydenta Warszawy. Lekarz, warszawski senator. Wcześniej radny, dyrektor dużych szpitali, poseł na Sejm I i II kadencji, wiceminister zdrowia, doradca prezydenta Kwaśniewskiego. Żona farmaceutka, pracuje w szpitalnym laboratorium. Syn i córka studiują na Uniwersytecie Warszawskim.


* ulubione miejsca w Warszawie: – stara Praga i kwiaciarnia na rogu Kruczej i Alej Jerozolimskich, Pałac Kultury, kawiarnia „Telimena”.
* W Warszawie nie przyjąłby Haidera. Przyczyna? Jego faszystowskie poglądy.
* Zanim go wciągnęła kampania, zdążył obejrzeć „Tożsamość Bournea`a” (kino) i „Nad złotym stawem” (teatr).
* Chyba nie przemaluje Pałacu Kultury na tęczowo, choć domagano się tego na czacie.
* Jego rodzina nie zatrudnia sprzątaczki. Wszyscy sami dbają o porządek.
* Ma patent sternika jachtowego.
* Tak jak Starzyński chce, by Warszawa była „wielka”.
* Wzorem dla Warszawy może być Madryt, który za rządów socjaldemokratów rozkwitł, a jednocześnie zachował tradycję.
* Z Gliulianiego można wziąć jedną zasadę: zero tolerancji dla chuliganów.
* Berlinowi zazdrości naziemnej kolejki.
* Mogą na niego liczyć bezdomne zwierzęta. Przygarnął porzuconą kotkę, Niunię.
* Bił się tylko raz i to dawno. W drugiej klasie szkoły podstawowej, w obronie koleżanki.
* W wyborach do Senatu zaufało mu 246 tys. warszawiaków.


O życiu osobistym konkretnie.
Bożena i Marek poznali się w liceum. Parą stali się przed maturą. Potem razem studiowali w gdańskiej Akademii Medycznej. Małżeństwem są od 26 lat. Mają dwoje dzieci – syn Andrzej (25) i córka Ewa (23).
W gotowaniu kandydat nie jest tak mocny jak w rządzeniu. Udaje mu się tylko potrawa zwana „niedzielną jajecznicą”. W domu chwali porządek – bardziej słowami niż czynami. Łagodny wobec dzieci, uważa, że to matka jest od karania.
On, kiedy jest zły, zamyka się w pokoju i słucha muzyki poważnej. Ona nie wchodzi mu w drogę i czeka, aż mu przejdzie.

 

Wydanie: 2002, 42/2002

Kategorie: Sylwetki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy