Strach, który leczy

Strach, strach przed państwem Kaczyńskich i rokicimi wynalazkami może jedynie uratować dziś lewicę. A ściślej jej resztki. Zaliczkę na przyszłość.
Aktyw trzech istniejących jeszcze partii politycznych zachowuje się, jakby stracił widzenie dalsze niż czubek nosa. Aktyw Unii Pracy robił wszystko, aby wstrzymać tworzenie Unii Lewicy. Bo napływ ludzi z nowych, nieskażonych władzą partyjek, stowarzyszeń mógłby zagrozić „biorącym” pozycjom starego aktywu na listach wyborczych. Podobnie działa aktyw SLD. Wspólne listy z innymi, ale pod naszym przewodem. Aktyw SdPl milczy, bo zredukował się do roli komitetu wyborczego Marka Borowskiego i tylko lider Borowski mówi, co partia myśli. Oczywiście, wszyscy mają gęby pełne frazesów o jedności lewicy, o konieczności jej odbudowy itp. I wszyscy przyznają, że bez wspólnej listy do parlamentu, jednego kandydata w wyborach prezydenckich instytucjonalna lewica zostanie w przyszłym Sejmie zmarginalizowana albo spadnie do roli partii pozaparlamentarnej. Ale jeśli przekroczy 3% poparcia, to na otarcie łez dostanie trochę szmalu z refundacji wyborczej. Aktyw się wyżywi.
Strach przed państwem Kaczyńskich i rokicimi wynalazkami zmusza liderów do jednościowych deklaracji. Podobno jest już zgoda co do wspólnych kandydatów do Senatu. Bo to dla aktywów niewielkie wyrzeczenie. Aktyw tam nie kandyduje, bo tam trzeba być popularnym w społeczeństwie, a nie w partii. Zresztą szanse na wybór do Izby Dumania są dla lewicy tak marne, że trzeba będzie pewnie robić łapankę kandydatów.
Wszyscy są też zgodni, że lewa strona powinna wystawić jednego kandydata na prezydenta. Wszyscy są zgodni, że najlepszym jest Włodzimierz Cimoszewicz. Oprócz Marka Borowskiego. Co sprawia, że pomimo wątpliwości, jakie istnieją w SdPl co do szans kandydata Marka Borowskiego, partia ta ustami Marka Borowskiego dalej lansuje kandydaturę Borowskiego Marka.
O ile w wyborach prezydenckich kandydat centrolewicy Włodzimierz Cimoszewicz ma szansę na Duży Pałac, to w przyszłym parlamencie obecna lewica może być jedynie opozycją. Jeśli będą dwie albo trzy listy, opozycją marginalną. SLD będzie miał jakieś dwadzieścia parę szabel, a SdPl kilkanaście. Będzie opozycją w cieniu dużych partii opozycyjnych: Samoobrony i LPR. To spowoduje, że przyszła koalicja rządząca PO+PiS+PSL pozbawić może lewicowe klubiki miejsc w prezydiach sejmowych komisji, w sejmowych zagranicznych reprezentacjach, aby postkomuchy mogły obnaszać się ze swą opozycyjnością jedynie na korytarzach albo wygłaszając oświadczenia po zakończeniu obrad. Albo, na złość silnej opozycji z Samoobrony i LPR-u, koalicjanci zaczną obłaskawiać postkomuchów drugorzędnymi stanowiskami i koncesyjkami politycznymi. Co tylko zbiurokratyzuje reprezentację „lewicy”.
Czytając projekty manifestów wyborczych i programów obecnych partii „lewicowych”, nietrudno zauważyć, że czują się one, jakby dalej zamierzały współrządzić. Nie ma tam nie tylko krytyki dotychczasowych współrządców lewicy, ale przede wszystkim koncepcji, jaką zamierza być opozycja lewicowa w przyszłym parlamencie. Mówi się, że będziemy bronić III Rzeczypospolitej. Tyle że większości społeczeństwa, szczególnie rosnącej grupie „wydziedziczonych”, wcale ta RP numer 3 się nie podoba.
Lewica nie mówi, co warto z III RP zachować, a co jest nie do przyjęcia. Nie mówi, jak zamierza zablokować autorytarne zapędy PiS i PO. Zwłaszcza że niektóre propozycje mogą mieć poparcie LPR i Samoobrony.
Strach przed państwem Kaczyńskich sprawił, że lewica już widzi potrzebę posiadania hamulca autorytaryzmu, centrolewicowego prezydenta. Dostrzega już potrzebę wspólnych list. Teraz czas określić, jaki program i jacy ludzie są w stanie ograniczyć autorytarne zapędy prawicy.

 

Wydanie: 17-18/2005, 2005

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy