Strajk 13 milionów

Strajk 13 milionów

Rozczarowani Berlusconim Włosi na nowo odkrywają związki zawodowe

„Cyklon Berlusconi”, jak nazywają rodacy kipiącego energią premiera Włoch, zadziwił nawet swych najbliższych współpracowników, podsumowując przebieg pierwszego od 20 lat ośmiogodzinnego strajku generalnego, do jakiego doszło we wtorek, 16 kwietnia, we Włoszech. Przyjął jego sukces bez mrugnięcia. Zadowolony z siebie, jak zawsze podczas wystąpień telewizyjnych, dał do zrozumienia, że strajk 13 mln jego rodaków i olbrzymie tłumy demonstrantów pod czerwonymi sztandarami związkowymi na ulicach miast nie mają najmniejszego znaczenia. Powiedział tylko, że „bardzo umiarkowane wypowiedzi” liderów związkowych stwarzają „dobry prognostyk” do przyszłych rozmów. W których rząd – jak dodał zastępca Berlusconiego, Gianfranco Fini, szef byłych neofaszystów włoskich z Sojuszu Narodowego – „nie zamierza w sprawach zasadniczych ustąpić ani na milimetr”.

Pinokio

Zasadniczą sprawą stał się dla obu stron artykuł 18 uchwalonego w 1970 r. Statutu Pracownika, który nakazuje pracodawcy przyjąć z powrotem do pracy każdego zwolnionego, jeśli udowodni on, że został zredukowany bez „uzasadnionego powodu”. Związki bronią artykułu 18 jako podstawowej zdobyczy pracowniczej powojennego 50-lecia: ustawowej gwarancji, iż arbitralna decyzja pracodawcy nie wystarcza do zwolnienia pracownika. Rząd i stowarzyszenia pracodawców chcą zburzyć ten „bastion starej mentalności związkowej” wynikającej z przyzwyczajenia do „dożywotniego zatrudnienia”, jakie dawało „państwo opiekuńcze”, którego konstytucja w pierwszym artykule stwierdza, że „Włochy są Republiką opartą na pracy”.
Artykuł 18 – argumentuje rząd – zraża zagranicznych inwestorów. Nie damy odebrać pracownikom gwarancji bezpiecznego zatrudnienia, co podkopałoby stabilizację społeczną kraju – odpowiadają związki.
Spór o artykuł 18 był przyczyną zerwania w marcu br. przez centrale związkowe rozmów z rządem.
W pochodach, jakie z udziałem 2 mln związkowców odbyły się w dniu strajku w całym kraju, pojawiły się kukły Berlusconiego z nosem Pinokia, który miał tę cechę, że wydłużał się, ilekroć drewniany pajacyk kłamał. Związki uważają swego rządowego partnera za niewiarygodnego. Po wygranych wyborach w maju 2001 r pierwsze przedsięwzięcia legislacyjne nowego rządu polegały na zniesieniu podatku od miliardowych spadków i zaprzestaniu karania przestępstw polegających na fałszowaniu ksiąg handlowych. Dzięki temu zamknięto trzy procesy, w których obecny premier był głównym oskarżonym. W poprzednich – był już trzykrotnie uznany winnym, m.in. przekupywania policji skarbowej. Do tego doszła „oszukańcza ustawa”, jak ochrzcili ją włoscy dziennikarze. Miała ona rozwiązać konflikt interesów Berlusconiego-szefa rządu oraz Berlusconiego-magnata telewizyjnego i największego potentata finansowego Europy, a została tak sformułowana, że premier spokojnie rządzi nadal i swoimi koncernami (media, ubezpieczenia, budownictwo, finanse), i państwem.

Nowy lider

„Chociaż celem strajku była obrona Statutu Pracownika, może on stać się zapowiedzią zwrotu na włoskiej scenie politycznej, zdecydowanie zdominowanej od wyborów z maja 2001 r. przez prawicę w ofensywie przeciwko lewicy, zdezorientowanej i pozbawionej wyrazistego lidera politycznego. 16 kwietnia potwierdził, że takim przywódcą staje się 54-letni Sergio Cofferati, sekretarz generalny Włoskiej Generalnej Konfederacji Pracy (CGIL), najsilniejszej centrali związkowej, niegdyś ściśle współpracującej z Włoską Partią Komunistyczną.
O „Chińczyku” – jak ze względu na lekko skośne oczy przezwali go koledzy ze związku – mówią z sympatią, że inaczej niż wielu związkowych aktywistów dawnego chowu „bardziej używa głowy niż strun głosowych”. Bez emocji, z uśmiechem punktuje w debatach telewizyjnych co bardziej „napalonych” adwersarzy z obozu rządowego, którzy twierdzą, że nie zgadzając się na ułatwienie pracodawcom zwalniania „zbędnych pracowników”, „przeciwstawia ojców synom”, którzy nie mogą znaleźć pracy i że judzi konserwę związkową przeciwko „reformatorom”. Cofferati przypomina, że to właśnie związki zawodowe pokazały, jak wielka jest gotowość rzesz pracowniczych do wyrzeczeń. W połowie lat 80. związki zrezygnowały już z głównego przywileju – słynnej włoskiej scala mobile, ruchomych schodów płacowych gwarantujących automatyczne podwyżki płac w miarę postępującej inflacji. Tymczasem od roku 1992 do 2000 siła nabywcza włoskiego pracownika pozostaje na niezmienionym poziomie, podczas gdy jego wydajność wzrosła o 13%, tak samo jak zyski pracodawców

Raz już upadł po strajku

Pokerowy spokój, jaki Berlusconi zachował wobec strajku generalnego, miał odsunąć wszelkie skojarzenia z pamiętnym strajkiem generalnym z 1994 r., który związki zawodowe przeprowadziły przeciwko zamierzonej przez Berlusconiego reformie emerytalnej. Po tamtym strajku ówczesna koalicja – o podobnym składzie jak obecna (partia premiera Forza Italia, byli neofaszyści, była prawica chadecka i lombardzcy separatyści) – rozsypała się, a gabinet upadł po siedmiu miesiącach, co utorowało centrolewicy (socjaldemokraci i dawna lewica chadecka) drogę do władzy.
Strajk generalny, któremu towarzyszyły demonstracje w 21 miastach Włoch, unieruchomił cały kraj od Wenecji po Palermo i od Turynu po Bari. Na Stazione Termini, rzymskim dworcu głównym, kolejarze wywiesili tablice: „Zobaczymy się jutro”, ponieważ poza niektórymi lokalnymi pociągi nie kursowały. W nielicznych autobusach elektroniczne tablice informujące pasażerów o kolejnych przystankach tego dnia wyświetlały jedną informację: „Od godz. 9.00 do 17.00 strajk generalny”. Nie startowała większość samolotów, z portów nie wypływały promy, nie kursowało metro, nie pracowały banki ani urzędy pocztowe. Przede wszystkim jednak zamarły zakłady przemysłowe. Stanął wielki przemysł Lombardii i Piemontu na północy Włoch, z głównymi ośrodkami w Mediolanie i Turynie.
Nawiązując do tradycji walk robotniczych z przeszłości, zastrajkowały w 90% Fiat, Pirelli, Iveco, Electrolux, Zanussi, Italcementi. W sektorze publicznym strajkowało 80-90% zatrudnionych, a w szkolnictwie – 75%.
Strajk ogarnął prawie całkowicie media. Zrzeszeni w związku dziennikarze, którzy czują się niemal bezsilni wobec coraz pełniejszej kontroli, jaką obejmuje nad nimi koncern Berlusconiego Fininvest i jego przybudówki, przeszkodzili nawet w ukazaniu się dziennika „Il Sole 24 Ore”, którego właścicielem jest włoska Konfederacja Przemysłowców. Wyszły tylko dwa dzienniki – jeden wydaje brat premiera, a właścicielką drugiego jest jego żona.

Ojcowie przeciwko synom

Strajk proklamowały wspólnie wszystkie trzy wielkie włoskie centrale związkowe: lewicowa CGIL, katolicka CISL i centrowa zbliżona do koalicji rządowej UIL. Po raz pierwszy w historii Włoch razem z nimi strajkowały mniejsze, tzw. autonomiczne centrale broniące zazdrośnie swej niezależności.
Co zdołało tak bardzo zbliżyć konkurencyjne na co dzień centrale, że potrafiły przeprowadzić z powodzeniem strajk generalny, jakiego nie było od 1982 r.?
Pierwszym ostrzeżeniem włoskich związków wobec Berlusconiego była kolosalna, jak na dzisiejsze standardy, demonstracja uliczna w Rzymie: trzy miliony osób wyszły 23 marca na ulice Wiecznego Miasta, aby zaprotestować przeciwko zamierzonej przez rząd reformie ustawodawstwa pracy. Jednocześnie protestowano przeciwko „faszyzującej” rządowej retoryce polegającej na stawianiu znaku równości między walką związkowców a odradzającym się w Italii terroryzmem. 20 marca z rąk zabójców, którzy wystąpili pod szyldem Czerwonych Brygad, lewackiej organizacji terrorystycznej z lat 70., zginął doradca ministra pracy, prof. Marco Biagi, architekt forsowanej przez Berlusconiego reformy prawa pracy, który – notabene – zaczął ją przygotowywać jeszcze na zlecenie rządu centrolewicowego. Minister ds. reform w gabinecie Berlusconiego, Umberto Bossi, broniący przywilejów bogatej Lombardii, znany z ksenofobicznych poglądów lider Ligi Północnej, oświadczył, że „terroryści są we Włoszech dziećmi protestów związkowych”. Berlusconi podpisał się pod tą opinią, deklarując, że nie da się zastraszyć „ani strzałom (terrorystów), ani masowym wiecom”. Dostało się przy tym od premiera również włoskim intelektualistom, którzy ubolewali, że język, jakim posługuje się premier i niektórzy ministrowie, każe się obawiać „nowej faszyzacji” życia w Italii. Premier nazwał ich publicznie „pajacami”.
„Berlusconi chyba stracił rozum”, powiedział Enrico Boselli, lider niewielkiej nowej partii socjalistycznej. Giuliano Ferrara, b. rzecznik Berlusconiego, który zajął w 1994 r. to stanowisko po Gawrońskim, po raz pierwszy nie broni dawnego szefa, jak to czynił przy okazji jego licznych procesów . Ferrara, obecnie redaktor naczelny dziennika „Il Foglio”, rozpaczał na łamach swej gazety z powodu „fatalnych wpadek” ludzi Berlusconiego, które już raz, w 1994 r., doprowadziły ich do utraty władzy. „On sam wciąż nie rządzi, lecz komenderuje, jakby dyrygował swym prywatnym przedsiębiorstwem”, ubolewa Ferrara.

Mali nie strajkują

Według całej prasy włoskiej i europejskiej, bardzo umocnił on centrale związkowe przed wznowieniem rokowań z rządem. W strajku brało udział 13 mln z 14,5 mln włoskich pracowników najemnych. Prawie 90%. Ale premier Włoch nie bez racji zwraca uwagę, że do strajku na ogół nie przyłączyli się właściciele małych przedsiębiorstw rodzinnych, wszyscy, którzy pracują „na własny rachunek”, właściciele sklepów, restauracyjek i taksówek. Słowem – klientela wyborcza Berlusconiego, która uwierzyła hasłu: „Skoro potrafił zadbać o własne interesy, będzie umiał zadbać i o nasze”.
Był jednak wyjątek. Jedna z głównych stolic kultury europejskiej, Florencja, niemal w całości demonstrowała przeciwko premierowi. Strajkowały bary, sklepiki z pamiątkami, nawet słynne muzeum Uffizi. W Rzymie, Mediolanie, Turynie i Neapolu w pochodach związkowych maszerowało po 150-200 tys. ludzi. We Florencji na wiec przywódcy CGIL, Sergia Cofferatiego, przybyło 400 tys. związkowców. „Nie mamy celów politycznych, chcemy tylko bronić praw ludzi pracy i emerytów przed rządem, który nie potrafi wyprowadzić gospodarki Włoch z zastoju”, zapewniał przy niebywałym entuzjazmie tłumów przywódca związkowy i członek partii Lewicowych Demokratów. Jego mandat jako sekretarza generalnego CGIL wygasa w czerwcu tego roku. Sukces pierwszego od 20 lat strajku generalnego czyni z Cofferatiego naturalnego kandydata do wyprowadzenia politycznej lewicy tego kraju z głębokiej defensywy. Jako szef CGIL mówi, że nie chce konfrontacji z rządem, lecz rokowań, w których miałyby tyle samo do powiedzenia wszystkie strony: związki, rząd i pracodawcy. „Rząd i biznes – dodaje Cofferati – muszą wiedzieć, że mają przed sobą równoprawnego partnera”.


Włoskie centrale związkowe zrzeszają 11,2 mln członków, z czego ponad 40% stanowią emeryci.
CGIL – Włoska Generalna Konfederacja Pracy, lewicowa: 5,5 mln zrzeszonych; 30% stanowi młodzież, 2,9 mln członków to emeryci.
Sekretarz Generalny – Sergio Cofferati.

CISL – Włoska Związkowa Centrala Pracy, katolicka, dawniej związana z chadecją.
Sekretarz generalny – Savino Pezzota.

UIL – Włoska Unia Pracy, centrowa.
Sekretarz generalny – Luigi Angeletti.


Kość niezgody: artykuł 18
Włoski rząd prawicowy w listopadzie 2001 r. przyjął projekt ustawy o reformie rynku pracy, który obecnie znajduje się w parlamencie. Z chwilą jego uchwalenia rząd będzie mógł zawiesić działanie artykułu 18 Statutu Pracy z 1970 r., dzięki czemu pracodawcy będzie wolno bez odszkodowania i podania przyczyny zwalniać pracowników w trzech przypadkach:
* jeśli przyjmie innego pracownika, co sprawiałoby, że stan zatrudnienia w przedsiębiorstwie przekroczy 15 osób (i utraci ono przez to prawo do udogodnień podatkowych);
* kiedy przedsiębiorstwo wychodzi z szarej strefy i zaczyna płacić podatki;
* kiedy kończy się dozwolony prawem okres zatrudnienia pracownika na czas określony i miałby on przejść na umowę o pracę na czas nieokreślony.
Artykuł 18 zmusza pracodawcę do ponownego przyjęcia pracownika, jeśli został zwolniony bez „słusznego powodu”.

 

Wydanie: 16/2002, 2002

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy