Nie było zapotrzebowania w polskim kinie na takiego aktora, na taką twarz jak moja. Zdarza się
Piotr Fronczewski – jeden z najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawalnych aktorów, oprócz ról teatralnych, filmowych i telewizyjnych ma na koncie również audiobooki – z takim głosem jest wprost stworzony do ich czytania.
Polscy filmowcy jakby o panu zapomnieli. Od dawna nie dostał pan roli na miarę swojego talentu. Czy czuje pan z tego powodu żal?
– Żal? Do kogo? I o co? Ja już jestem na ostatniej prostej, stygnę powoli, a film to przede wszystkim domena ludzi młodych. Starszym człowiekiem raczej niespecjalnie się zajmuje. Trzeba mieć pomysł na to, jak go zagospodarować, co gość w latach mógłby mieć do powiedzenia z ekranu. Zdarzają się takie filmy na Zachodzie. Ale widocznie u nas nie ma takich pomysłów. Ja jednak z tego powodu nie płaczę, nie cierpię szczególnie, bo od zawsze czułem się przede wszystkim człowiekiem teatru. W teatrze wciąż gram. Jestem w normalnym rytmie scenicznym. A film? Zagrałem sporo chyba.
Doliczyłem się 87 filmów i 41 seriali z pańskim udziałem. Do tego 117 spektakli Teatru Telewizji.
– Niemożliwe, ludzie tyle nie żyją, żeby w tylu rzeczach zagrać.
A jednak.
– A role teatralne pan policzył?
Oczywiście. Zagrał pan w 59 sztukach.
– A w każdej co najmniej kilkadziesiąt razy, jeśli nie więcej. Wyjdzie tego pewnie z 5 tys. wieczorów na scenie, jeśli nie 10 tys. – zresztą niech pan to lepiej liczy, skoro taki z pana buchalter. Pan wie, że „Kolację dla głupca” gramy w Ateneum od ponad 14 lat i kilka miesięcy temu przekroczyliśmy już 800 przedstawień? A końca nie widać… (…)
Moim zdaniem świetnych ról filmowych ma pan w dorobku mnóstwo. Począwszy od znakomicie zagranego Horna w „Ziemi obiecanej” Wajdy…
– Sam pan widzi, jak to w moim zawodzie jest. Człowiek zagra kilkuminutowy epizod u zarania tzw. kariery i do końca życia będą mu go przypominać, jakby był ważniejszy od wszystkich późniejszych głównych ról…
Cały mój udział w „Ziemi obiecanej” to jeden dzień zdjęciowy przed ponad 40 laty w 1974 r. Przyjechałem porannym pociągiem do Łodzi, zameldowałem się w atelier, kostium, charakteryzacja, chwila rozmowy i marsz na plan. Zagrałem, co było do zagrania, wszystkiego chyba raptem ze dwa duble i rach-ciach wróciłem do Warszawy na wieczorne przedstawienie. Rutyna.
Oczywiście cieszę się, że zagrałem w tym filmie – uważam go za, kto wie, czy nie najlepszy w dorobku Wajdy. (…)
Sukces aktora filmowego polega na tym, że reżyser znajduje do niego klucz i otwiera w nim jakieś przestrzenie, których istnienia on sam nawet w sobie nie przeczuwał. Mam wrażenie, że nikt, łącznie ze mną samym, tego klucza do mnie nie znalazł. Ale nie rwę z tego powodu resztek włosów z głowy, bo to w ogóle niezwykle rzadko się udaje. Niewielu jest w Polsce aktorów, którzy rzeczywiście spełnili się w filmie. Myślę, że udało się to tylko Zbyszkowi Cybulskiemu i Danielowi Olbrychskiemu. Może jeszcze Krysi Jandzie i Bogumiłowi Kobieli. Chyba nikt inny nie dostał szansy pokazania na ekranie pełni swojego talentu, chociaż oczywiście wiele jest w historii polskiego filmu wybitnych kreacji aktorskich. (…)
F. jak Wałęsa swoje wcześniejsze osiągnięcia rozmienił na drobne. Dziś dla mnie to ikona getinbanku i polo.
Rozumiem,ze” jam „nie skorzystalby z okazji i odrzucilby z odraza propozycje reklamy,gdyby byl Fronczewskim. Wylazi typowa polska,bezinteresowna zawisc.