Supertajne konto

Supertajne konto

Uwierzyli, że znajomi dyrektora banku dostają 50-procentowe odsetki

Kazimierz S. złości się na samego siebie: – Człowiek stary, a głupi i chciwy – przyznaje. – Pozwoliłem, żeby wyciągnęła ode mnie tyle pieniędzy…
Z Dorotą K., pracownicą jednego z banków w Stalowej Woli, zapoznał go zięć. Kobieta przedstawiła świetną propozycję: Niedawno dowiedziała się o supertajnym koncie z bardzo wysokim oprocentowaniem. Oczywiście niedostępnym dla zwykłych śmiertelników, tylko dla wysoko postawionych urzędników państwowych. Miała to szczęście, że znalazła się wśród wybrańców i teraz może na koncie lokować swoje oszczędności. Nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystali też znajomi. Wystarczy, że powierzą jej pieniądze, a w określonym terminie odzyskają je z powrotem wraz z odsetkami.
Hurtownik S. zaczął skromnie, od 10 tys. Z pieniędzmi przyszedł do sekretariatu banku. Dorota K. poprosiła go do pomieszczenia technicznego. Nie chciała, wytłumaczyła mu, aby któraś z pracujących z nią koleżanek czegoś się domyśliła. Wszystko przecież musiało być przeprowadzone z zachowaniem wielkiej ostrożności. Chodziło o duże kwoty.
Wzięła od S. pieniądze, ale nawet ich nie przeliczyła. To na chwilę wzbudziło jego czujność. Poprosił o pokwitowanie. – Nie może być żadnych śladów naszej transakcji – przekonywała konspiracyjnym szeptem.
Trochę niespokojny udał się do zięcia. Ten jednak rozwiał jego obawy. – To przecież żona mojego kolegi – tłumaczył teściowi 33-letni Paweł W. – Jest sekretarką dyrektora i dobrze we wszystkim się orientuje. Niech tata łapie okazję, ja od pierwszej wpłaconej kwoty otrzymałem już 30% odsetek. I to po miesiącu! – Hurtownik uspokoił się.
Po dwóch miesiącach, zgodnie z umową, Dorota K. zatelefonowała. – Może pan już odebrać odsetki, ale radzę wstrzymać się jeszcze kilka dni – przekonywała. – Z centrali banku w Lublinie dowiedziałam się, że przewidziane są premie.
Pięć dni później podjechała taksówką przed dom Kazimierza S. Pewnym krokiem weszła do pokoju i oznajmiła, że uśmiechnęło się do niego szczęście. Wylosował premię. Z reklamówki wyłożyła na stół 3 tys. zł. Mężczyzna oniemiał z wrażenia. Tyle pieniędzy bez żadnego wysiłku? To dopiero fart. 10 tys. pozostawił dalej na koncie. – Utwierdziłem się w przekonaniu, że wszystko jest w porządku – opowiada Kazimierz S. – Pieniądze całkowicie mnie zaślepiły, nie potrafiłem już racjonalnie myśleć.

Toster od banku

Rodzinny interes przy pomocy Doroty K. kręcił się znakomicie prawie rok. Dołączyła jeszcze siostra Pawła W., 30-letnia Renata i syn Kazimierza S., 28-letni Krzysztof. Początkowo wpłacali niewielkie kwoty na kilka tygodni. Kiedy w terminie zaczęli otrzymywać 30, a nawet 40% odsetek, postanowili przekazywać Dorocie K. większe pieniądze i to na dłuższe lokaty.
Kazimierz S. wpłacił na superkonto najpierw 35 tys., potem 50 tys. Drobnych kwot po kilka tysięcy nawet dokładnie nie pamięta. Z Dorotą K. spotykał się albo w banku, albo w jej domu. Nigdy nie otrzymał od niej żadnego pokwitowania, za to zawsze w terminie odbierał wysokie odsetki. Wkładów nie wycofywał, bo liczył na kolejne zyski. Również jego syn nieraz przypatrywał się, jak Dorota K. zostawia jego pieniądze w okienku kasy. Nie zauważył natomiast, by odbierała jakiekolwiek dowody wpłaty. Zawsze tłumaczyła, że weźmie później. To obu panom wystarczało na wyciszenie rodzącej się nieufności do transakcji.
S. najpierw ulokował 20 tys. na trzy miesiące, potem kolejno dorzucał 30 tys., 15 tys., 20 tys. Kiedy Dorota K. wręczała mu 20 tys. odsetek, sam był tym zdziwiony.
Paweł W. miał w sumie na dwóch lokatach 170 tys. Jedna na 30%, druga aż na 40%. Odsetki zabierał, kapitał jednak pozostawiał dalej. Tak samo, jak inni członkowie jego rodziny. Siostra Pawła W. oblicza, że jej udział w lokatach wyniósł ponad 40 tys. zł. Zaczęła od 15 tys. Potem popłynęły do ręki Doroty K. kolejne sumy. Przy każdej wpłacie miała jednak zawsze cień wątpliwości, czy wszystko jest w porządku. Dorota K. postanowiła je rozwiać. Skontaktowała się z Renatą W. i radośnie powiadomiła o nagrodzie rzeczowej przyznanej przez bank. – Możesz wybrać, co tylko zechcesz! – zawołała do słuchawki, a potem odczytała długą listę sprzętu AGD. Renata W. zdecydowała się na toster. Po kilku dniach Dorota K. zjawiła się osobiście ze sprzętem.

Zwróć chociaż kapitał

Na początku roku wszyscy wtajemniczeni w sprawę superkonta usłyszeli od Doroty K., że nadarza się niesłychana okazja. Jeśli pozostawią pieniądze na trzy miesiące, mogą otrzymać odsetki sięgające nawet 50%. Nie tylko pozostawili, ale jeszcze dołożyli kolejne kwoty. I cierpliwie czekali do marca.
Pierwszy o pieniądze upomniał się Krzysztof S. Gdy usłyszał, że wypłata trochę się opóźni, zdenerwowany zadzwonił do szwagra. Ten przestraszył się porządnie. Obiecał sobie, że gdy tylko odzyska pieniądze, już nigdy nie ulokuje ich w ten sposób. Po co mu kołatanie serca i podwyższone ciśnienie? Gdy nadszedł termin odbioru wkładu wraz z odsetkami, zadzwonił do Doroty K. – Proszę się nie niepokoić – usłyszał w słuchawce przymilny głos kobiety. – To tylko nieznaczne opóźnienie w związku z reorganizacją banku.
– Zwróć mi chociaż kapitał, żadnych odsetek już nie chcę – prosiła Renata W. Pracownica banku twardo stała przy swoim, że wypłata pieniędzy to tylko kwestia dni. – Nasz dyrektor też się denerwuje, bo nie może pobrać pieniędzy – wyjawiała w sekrecie.
Potem podawała kolejne terminy i znów wymyślała nowe przyczyny opóźnienia. Wreszcie wszystkich swoich klientów zaprosiła do mieszkania.
– To jest kserokopia dokumentu z lubelskiej centrali – machnęła wszystkim przed oczami jakimś papierem. Wynikało z niego, że wypłaty z lokat terminowych będą opóźnione z uwagi na sporządzanie przez bank bilansu rocznego. Uwierzyli i Dorota K. znów zyskała kilka dni. Po upływie kolejnego terminu teść i zięć postanowili porozmawiać z dyrektorem banku. Przed wejściem spotkali Dorotę K. Prosiła, by tego nie robili. Dyrektor przecież ją zwolni z pracy, gdy dowie się, że udostępniła komuś tajne konto. Zdjęci litością zawrócili od progu. W domu Doroty K. pojawili się znów w komplecie. Wymogli na niej wystawienie pokwitowań na pobrane kwoty. Uczyniła to bez wahania i na dodatek ze wsteczną, styczniową datą. Hojnie wypisywała nie tylko kwoty pobrane od klientów, ale także wysokie odsetki. Wychodziły niebotyczne kwoty.
Mijały kolejne dni. Przyciskana do muru Dorota K. wyjawiła, że pieniędzy wcale nie wpłacała na konto, tylko inwestowała je w ropę i bawełnę. Niestety, padła ofiarą oszustów. Straciła nie tylko pieniądze klientów, ale i własne oszczędności. Właśnie miała jechać z mężem do Warszawy w poszukiwaniu nieuczciwej firmy.
Razem z nią zabrał się Krzysztof S. Na własne oczy przekonał się, że pod wskazanym przez kobietę adresem nie mieści się żadna firma.

Interes
na ropie i bawełnie

29-letnia Dorota K. kategorycznie odmawia rozmowy z dziennikarzem. Wszystko, co miała do powiedzenia, wyjaśniła w prokuraturze. Tej sprawy ma już serdecznie dość.
Policja przetrząsnęła jej mieszkanie. Znalazła różnego rodzaju umowy, związane z nimi zapiski, telefony, adresy, bankowe dowody wpłaty. Prokuratorowi kobieta przedstawiła swoją wersję zdarzeń: nigdy nikomu nie mówiła o tajnym koncie. Z tej prostej przyczyny, że takie konto w ogóle nie istniało. Chciała być dobra dla znajomych i dlatego wprowadziła ich w świetny interes z ropą i bawełną.
Wszystko zaczęło się od wizyty dwóch młodych mężczyzn. Czekali na nią przed bankiem. Zaprosili do najnowszego modelu audi z warszawską rejestracją. W samochodzie zaczęli wypytywać o dane. Chcieli się upewnić, czy jest córką Adama T. Kilka lat temu zainwestował pieniądze w firmie, ale od dłuższego czasu nie kontaktował się z nimi. Przyjechali sprawdzić, co się stało. Dorota K., oznajmiła ze smutkiem, że ojciec od roku nie żyje. Rewelacje mężczyzn trochę ją zaskoczyły. Ojciec nigdy nie wspominał o warszawskiej firmie.
Mężczyźni wyjęli reklamówkę. Znajdowała się w niej kwota, zainwestowana przez ojca Doroty K. wraz z odsetkami. Całe 300 tys. zł w banknotach po 100 i 200 zł. Pracownica banku nie miała kłopotu z szybkim przeliczeniem całej sumy. Złożyła podpis na pokwitowaniu i oniemiała z wrażenia udała się z reklamówką wprost do banku. Wpłaciła część pieniędzy, resztę zabrała do domu.
Po kilku dniach zjawili się ponownie. Namawiali Dorotę K. do zainwestowania w ich firmie. Przekonywali, że to świetny interes. Przecież ceny ropy ciągle idą w górę. Zaryzykowała. Z powrotem dała im pieniądze, które od nich otrzymała. Po miesiącu wypłacili jej olbrzymie odsetki. Niczego już nie podpisała, nie otrzymała żadnych pokwitowań. Wspomnieli mimochodem, że do interesu mogą dołączyć jej znajomi. Powiedziała o tym koledze męża, a on swojej rodzinie. Jak zapewnia Dorota K., wszyscy dobrze wiedzieli, gdzie lokują pieniądze.
Potem ci mężczyźni z warszawskiej firmy systematycznie zjawiali się przed bankiem. Raz przywozili olbrzymie odsetki, innym razem zabierali jeszcze większe wkłady. Pokwitowań nie zostawiali, więc Dorota K. też nie wystawiała żadnych zaświadczeń swoim znajomym. Wpłaty zapisywała w komputerze. Interes szedł świetnie, aż do marca. Wtedy ci od ropy i bawełny zatelefonowali, że trochę się spóźnią z wypłaceniem odsetek. Potem kontakt urwał się całkowicie. – To ja padłam ofiarą – przekonywała prokuratora Dorota K. – Nie rozumiem, co mi się zarzuca.

Gdzie się podziało
500 tysięcy?

Organy ścigania straciły sporo czasu, by sprawdzić opowieść pracownicy banku. A podała wiele szczegółów. Nazwiska, adresy, numery telefonów przedstawicieli warszawskiej firmy, początkowe litery numeru rejestracyjnego samochodu, którym przyjeżdżali.
Nic się nie zgadzało. Osoby o takich nazwiskach nie figurowały w ewidencji ludności. Numery telefonów należały do całkiem innych osób, które nigdy nie miały nic wspólnego z ropą i bawełną. Tak samo właściciele bordowych audi z warszawską rejestracją.
Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu nie dała wiary opowieściom Doroty K. Oskarżyła ją o wyłudzenie 230 tys. zł od Kazimierza S., 170 tys. od Pawła W., 80 tys. od Krzysztofa S., 52 tys. od Renaty W. Sprawę skierowała do sądu.
Wiele osób zastanawia się, co Dorota K. mogła zrobić z 500 tys. zł. Nadal z mężem i dwójką małych dzieci zajmuje skromne mieszkanie w bloku.

Personalia wymienionych w tekście osób zmieniono.

Wydanie: 2000, 25/2000

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy