Świat oczami Xi Jinpinga

Świat oczami Xi Jinpinga

Przywódca Chin nie chce, aby sektor prywatny stał się tak potężny, że generowałby alternatywne wzorce i ośrodki władzy w chińskiej polityce

Były premier Australii (dwukrotny, w latach 2007-2010 i w roku 2013) Kevin Rudd ma na Zachodzie opinię jednej z osób najlepiej orientujących się w polityce Chin. Studiował i pracował na Tajwanie oraz w Pekinie, Szanghaju i Hongkongu. Karierę zaczynał jako akademik badający Chiny, następnie – zanim zanurzył się w „twardą” politykę – był australijskim dyplomatą działającym na placówce w Pekinie. Biegle mówi po chińsku. Jako premier Australii rozmawiał wielokrotnie z Xi Jinpingiem oraz innymi przedstawicielami chińskiej elity politycznej. Jak pisze w książce „The Avoidable War”, podziwia „chińską, klasyczną cywilizację wraz z wyjątkowymi tradycjami w zakresie filozofii, literatury i sztuki, a także dokonania gospodarcze ery postmaoistowskiej, umożliwiające wydźwignięcie z nędzy jednej czwartej ludzkości”. Jego artykuły ukazują się w najważniejszych gazetach świata, m.in. w „New York Timesie”, „Le Monde” i „Financial Timesie”. Gości w telewizjach BBC, CNN, CNBC, Bloomberg.

30 września br. na stronie wydawnictwa National Defense University Press ukazał się obszerny wywiad z Ruddem przeprowadzony przez Michaela Miklaucica. Pretekstem do wielowątkowej rozmowy, której fragmenty prezentujemy, było właśnie ukazanie się książki, której pełny tytuł brzmi: „The Avoidable War. The Dangers of a Catastrophic Conflict Between the US and Xi Jinping’s China” (Wojna, której da się uniknąć. Niebezpieczeństwa katastrofalnego konfliktu pomiędzy USA a Chinami Xi Jinpinga). W przeciwieństwie do Johna Mearsheimera (PRZEGLĄD nr 12/2022), kreślącego na podstawie teorii stosunków międzynarodowych zwanej ofensywnym realizmem scenariusz nieuniknioności starcia Ameryki z Chinami, Rudd przedstawia nieco bardziej optymistyczną wersję wydarzeń. Pod warunkiem jednak, że rywalizacja dwóch gigantów nie wymknie się spod kontroli. Że uda się nią w pewien sposób zarządzać, tak aby zaangażowane mocarstwa przy świadomości odrębnych interesów nie traciły z oczu tych domen, w których współpraca jest nie tylko możliwa, ale wręcz pożądana i nieodzowna. Są to chociażby kwestie ochrony środowiska naturalnego czy globalnej stabilności finansowej.


Co skłoniło pana do napisania „The Avoidable War”? Jakie potrzeby chciał pan zaspokoić, na jakie pytania odpowiedzieć?
– Mój przyjaciel z Uniwersytetu Harvarda Graham Allison cztery czy pięć lat temu napisał książkę „Destined for War” (wydanie polskie „Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny unikną pułapki Tukidydesa?”, przeł. R. Mościcka, M. Wacław, M. Żbikowska, Bielsko-Biała 2018). Analizował w niej to, co nazwał pułapką Tukidydesa (pojęcie w teorii stosunków międzynarodowych nawiązujące do „Wojny peloponeskiej”, arcydzieła autorstwa największego historyka starożytności Tukidydesa. Dotyczy ono oddziaływania mocarstwa wschodzącego na mocarstwo dominujące. Prawdziwą przyczyną wojny peloponeskiej – stwierdza Tukidydes – był wzrost potęgi Aten i strach, jaki wzbudziło to w Sparcie, dominującej potędze lądowej. Podobnie – uważa Allison – wzrost potęgi Chin, wywołujący poczucie zagrożenia u Amerykanów, może doprowadzić do konfliktu zbrojnego na niewyobrażalną skalę. Allison opisuje cztery przypadki, kiedy z pułapki Tukidydesa udało się wyjść, oraz 12, które zakończyły się wojną – P.K.). Zastanawiał się nad zastosowaniem tego pojęcia do przyszłych stosunków amerykańsko-chińskich. Jestem wielkim zwolennikiem badań dr. Allisona. W mojej książce uzależniam możliwość uniknięcia wojny od sposobu, w jaki skonstruujemy ramy tego, co określam mianem zarządzanej rywalizacji strategicznej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, biorąc pod uwagę, jak te stosunki się kształtują w 2022 r.

Mój pogląd jest całkiem prosty. Albo mamy do czynienia z niezarządzaną rywalizacją strategiczną, czyli bez barier ochronnych, bez zasad poruszania się, co zawsze niesie ryzyko eskalacji, kryzysu, konfliktu i wojny. Albo działamy w ramach zarządzanej rywalizacji strategicznej, która oznacza, że istnieją pewne minimalne zasady poruszania się, akceptowane przez administrację zarówno w Pekinie, jak i w Waszyngtonie, co prowadzi do uświadomienia sobie przez obie strony czerwonych linii. Dotyczy to i obszarów rywalizacji strategicznej – wzrostu potęgi militarnej, wpływu polityki zagranicznej, rywalizacji gospodarczej, handlu, inwestycji, technologii, talentu – i wielkiej batalii ideowej, toczonej między autorytarnym kapitalizmem na wzór chiński a liberalnym porządkiem międzynarodowym, któremu przewodzą Stany Zjednoczone. Trzecim elementem zarządzanej rywalizacji strategicznej jest wzajemne zrozumienie w tych sferach, w obrębie których strategiczna współpraca ciągle leży w interesie obu krajów. Na przykład w kwestii zmian klimatycznych, zarządzania następną falą pandemii (…) czy globalnej stabilizacji finansowej. (…) I wreszcie w książce staram się dogłębnie zbadać światopogląd Xi Jinpinga, to, jak patrzy on na rzeczywistość.

Pomówmy więc chwilę o jego światopoglądzie. Jak by pan scharakteryzował różnice pomiędzy tzw. liberalnym porządkiem światowym a wyłaniającym się porządkiem zbudowanym wokół Chin?
– Różnice są fundamentalne. Widać je gołym okiem, jeśli zagłębić się w chińską literaturę ideologiczną, która jest rozprowadzana pośród 95 mln członków Komunistycznej Partii Chin.

Po pierwsze, Chiny pragną zająć miejsce Stanów Zjednoczonych jako dominującej siły w Azji Wschodniej zarówno pod względem militarnym, jak i gospodarczym. (…) Ponadto pragną stać się dominującą potęgą globalną. (…) Trzeci element dotyczy samego „porządku światowego”. Wstępny szkic architektury systemu międzynarodowego, w którego centrum mieściłyby się Chiny, musiałby być systemem biorącym zdecydowanie pod uwagę interesy narodowe Państwa Środka oraz takim, w którym autorytarne cechy tego państwa byłyby inkorporowane do instytucji funkcjonujących w ramach tego porządku. Oznaczałoby to rewizję tego, co reprezentują ONZ oraz globalne instytucje finansowe stworzone podczas konferencji w Bretton Woods w lipcu 1944 r. Oznaczałoby w końcu utworzenie nowych instytucji bezdyskusyjnie sinocentrycznych. (…)

Czy dobrze pamiętam, że jeden z poprzedników Xi Jinpinga powiedział, iż wyzwanie, które nie daje mu spać w nocy, to konieczność stworzenia milionów nowych miejsc pracy każdego roku?
– To prawda. Wielu chińskich przywódców tak mówiło. Jednak trzeba pamiętać, że chociaż wyzwania w zakresie zatrudnienia pozostają sprawą palącą, Chińczycy mają obecnie kurczący się rynek pracy i prawdopodobnie doświadczają początku spadku liczebności populacji. Podstawowym wyzwaniem gospodarczym dla przywództwa politycznego jest teraz zagwarantowanie, że utrzyma się poziom życia, że dochód na mieszkańca będzie nadal rósł, że chińska klasa średnia wciąż będzie miała pole do działania i jeśli ktoś założy prywatny biznes, nie czekają go represje ze strony rządu. (…) Jeśli spojrzy się na listę problemów, z jakimi boryka się chińskie przywództwo – pomijając Ukrainę i Rosję oraz pandemię – pojawia się pytanie o zdolność Xi Jinpinga do dostosowania się do chińskiego modelu rozwoju gospodarczego, ponieważ w ostatnich kilku latach obserwujemy spowolnienie chińskiego wzrostu.

Co pan sądzi o niedawnych uderzeniach KPCh w niektóre sektory chińskiego przemysłu, np. w branżę nieruchomości i w edukację?

Jakie wnioski powinniśmy z tego wyciągnąć?
– W ostatnich kilku latach spędziłem sporo czasu na studiowaniu światopoglądu Xi Jinpinga, na lekturze tego, co powiedział na temat marksizmu-leninizmu – ideologii spajającej KPCh. Na Zachodzie istnieje pokusa wrzucania wszystkiego do jednego worka i twierdzenia: „Oni udają komunistów, lecz w rzeczywistości są zakamuflowanymi kapitalistami”. Im więcej jednak czytam i przyglądam się kierunkowi, w którym Xi Jinping prowadzi kraj, tym bardziej dochodzę do wniosku, że ideologiczne ciążenie członków partii nabiera mocy. (…) W ostatniej dekadzie Xi Jinping przesuwał środek ciężkości chińskiej polityki coraz bardziej na lewo. Oznacza to, że instytucje państwa popadają w coraz większą zależność od naczelnego przywódcy i samej partii. Oznacza także więcej ograniczeń tego, co jednostkom wolno robić. Jak również rozprawę z organizacjami pozarządowymi.

W sferze ekonomii, której dotyczyło pana pytanie, mamy do czynienia z podobnym zwrotem na lewo. Z przedkładaniem biznesów, których posiadaczem jest państwo, nad biznesy prywatne. Z represjami w stosunku do prywatnych platform high-tech. Z nową doktryną wspólnego dobrobytu, mającą na celu redystrybucję i wytworzenie równości dochodów w kraju, który ma najwyższy wskaźnik nierówności od 30 lat. Ta zmiana w założeniach polityki gospodarczej wynika moim zdaniem z uwarunkowanych ideologicznie poglądów Xi Jinpinga pokazujących, że nie chce on, aby sektor prywatny w Chinach stał się tak potężny, iż generowałby alternatywne wzorce i alternatywne ośrodki władzy w polityce. Naturalnie, jeśli robi on to wszystko z przyczyn ideologicznych i aby utrzymać kontrolę, musi to się odbić na gospodarce, ponieważ przestaje ona być tak efektywna jak wcześniej i wzrost zaczyna wyhamowywać. Sądzę, że właśnie w tym punkcie chińskiej historii się znajdujemy.

Czy uważa pan, że ta wewnętrzna dynamika chińskiej polityki będzie skłaniać kraj do prowadzenia bardziej agresywnej polityki zagranicznej?
– W pracy, którą piszę na temat światopoglądu Xi Jinpinga, określam ten światopogląd jako marksistowski nacjonalizm. To dziwaczny termin, ale najlepiej oddaje pozycję ideową chińskiego przywódcy. Jak już mówiłem, (…) przesunął on partię oraz politykę na lewo. (…) Istnieje jednak trzeci element tego ideologicznego zwrotu. Xi Jinping przesunął chiński nacjonalizm na prawo. W ten sposób stworzył podstawy pod znacznie bardziej asertywną chińską politykę bezpieczeństwa w regionie i na świecie. Te trzy zmiany dokonują się jednocześnie. (…) Pierwsze dwie – przesunięcie na lewo gospodarki i polityki – są wytłumaczalne na gruncie marksizmu-leninizmu. Jeśli chodzi o zwrot na prawo, to trzeba pamiętać, że nacjonalizm jest bardzo przydatnym narzędziem utrzymywania legitymacji politycznej w kraju takim jak Chiny, w którym ryzykujesz utratę części tej legitymacji w wyniku ograniczania jednostkowych swobód politycznych i swobód gospodarczych. Tak zatem w moim przekonaniu wygląda synteza trójwymiarowego marksistowskiego nacjonalizmu Xi Jinpinga. Przekłada się on na bardziej asertywną politykę Chin na świecie. (…) Oczywiście polityka taka nie byłaby możliwa bez jednoczesnego zwiększenia materialnych i militarnych sił państwa.

Jak scharakteryzowałby pan chińską długofalową wizję stosunków ze Stanami Zjednoczonymi? Czy przybiera ona postać dominacji, bycia pierwszym pośród równych czy stabilnej, konkurencyjnej równowagi sił?
– Moje wnioski opierają się na tym, co da się wyczytać z pism krążących wewnątrz chińskiego systemu. Kiedy uważnie przyglądam się ideologicznemu językowi stosowanemu przez Xi Jinpinga, określającemu, gdzie chce widzieć Chiny w 2049 r. – roku wielkiego odnowienia chińskiego narodu – i gdzie chce widzieć Chiny w 2035 r., to wszystko opiera się na ukończeniu modernizacji chińskiej armii, mającym nastąpić do 2027 r. Z chińskiej literatury jasno wynika, że Xi Jinping nie chce zająć pozycji równorzędnej z USA. Chce, aby gdzieś pomiędzy rokiem 2035 a 2049 Chiny faktycznie stały się potęgą dominującą zarówno regionalnie, jak i globalnie. Szczerze mówiąc, takie ujęcie sprawy wyjaśnia zachowanie Chin w dzisiejszym świecie. Cokolwiek zatem Chiny by mówiły na temat stosunków z USA, mamy moim zdaniem do czynienia ze zdecydowaną rywalizacją strategiczną. Chińczycy wolą nie używać tego terminu, ale jest on stosowany przez USA od momentu opublikowania Strategii bezpieczeństwa narodowego w 2017 r. Myślę, że jest to rzetelny opis tego, co się dzieje w wymiarze wojskowym, w polityce zagranicznej, w gospodarce, w technologii i w sferze ideologicznej z konkurencyjnymi poglądami na naród i na zasady rządzące systemem (międzynarodowym – P.K.) w przyszłości.

Fot. DPA/East News

Wydanie: 2022, 48/2022

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy