Świecić tyłkiem nie jest łatwo

Świecić tyłkiem nie jest łatwo

Każdy chciałby mieć bezbożnie długie szkity, smagłą łydkę i pociągłe udo. Jednak słowiańszczyzna przekazała nam głównie białą skórę Słowian. A w bonusie miłość do kotleta i sałatki z majonezem. W ogóle większość ludzi na świecie nie wygląda jak jaguary, które ktoś na chwilę przemienił w człowieka, zostawiając niechcący zwierzęcą sprężystość kroku i tajemnicze prążki w tęczówkach. Na starość nie rośnie nam trzeci garnitur zębów, a ulubione ciasteczka bezwzględnie poszerzają naszą osobowość.

Dlatego z taką ulgą witamy każdy przejaw litości producentów, którzy w rolach amantek i amantów obsadzają nie tylko Nicole Kidman (ona akurat na pewno jest kosmitką), ale i aktorów o bardziej wybujałym… ego. Reklama Dove, pełna „prawdziwych” kobiet, modelki plus size, amerykańskie i polskie prezenterki, którym tu i ówdzie wzrósł słupek (oglądalności) i wreszcie królowa w świecie dużych tyłków – Lena Dunham. Autorka (i producentka) filmu o hipsterkach z NYC, która z cudowną nonszalancją świeci pupą we własnym serialu jak jakiś świetlik. I bardzo, kurde, dobrze. Nie jest to kino ambitne i bardziej przypomina odmłodzony sequel „Seksu w wielkim mieście” niż Woody’ego Allena, ale – wiadomo – kto pokazuje prawdziwe ciała, ten robi dobrą robotę. I odejmuje nieco smutku z i tak ciężkiego życia dziewczynek, które wchodząc w dorosłość, nie wyglądają (jednak) jak jaguary.

Wiem, co mówię, całe dzieciństwo zrujnowała mi Kim Basinger, która też raczej jest robotką i dopiero jakoś po dziewięćdziesiątce zaczęła grać w filmach matkę Eminema. Zrobiła zresztą większą krzywdę całym pokoleniom, udając w „9½ tygodnia”, że seks w bitej śmietanie jest w pytę i nie trzeba potem sprzątać. Ech, Kim, czy tak wygląda prawdziwe ciało? Nic dziwnego, że zagłodzone patyczaki wybiegają codziennie do parku, by spalić rodzynkę, którą zjadły na rzęsie jarmużu. Schodzimy im z drogi – ja i mój pies – lekko przestraszeni, świadomi, że kieszenie mam wypchane smakołykami, z dala od perfekcji, mówiąc oględnie.

Dziennikarki na całym świecie postanowiły wspierać nowy wzorzec i nawet w „New Yorkerze” recenzują kolejne odcinki serialu Leny Dunham „Girls”.

Ale problem wzorca nie dotyczy jedynie tuszy. Ile razy fryzjer proponował tej lub innej Polce „odsiwianie”? Rozumiem prawa kapitalizmu, ale czemu miałabym chcieć się odsiwić? Ludzie – te włosy są srebrne! A może właśnie mamy ochotę wyglądać jak Andy Warhol, fotografować gwiazdy i zarabiać kupę szmalcu na multiplikowaniu portretów Michelle Obamy? Siwe, odważne, mądre prezenterki z francuskiej telewizji Arte – we love You! O co chodzi z terrorem blondu, ekspansją szatynek, skąd pewność siebie rudych i wszędobylstwo brunetek? Siwe też mają prawo do mediów publicznych, ot co!

I dobrze, że Lena Dunham nie chowa swojej wielkiej pupy w tuniki, tylko wciska w obcisłe dżinsy po to, by eksponować swoją seksualność. Właśnie że będzie paradować w kadrze bez majtek, przechadzać się po pokoju, siusiać i ogólnie na wszystkie dostępne sposoby mówić: tak jest! Tak wyglądam, czuję się świetnie, to jest moje ciało, sądzę, że jest kapitalne! Czy Susan Sontag zawsze była chuda? Czy Meryl Streep przypomina tasiemca? Czy Maria Janion musi koniecznie być fit? Po trzydziestce kumamy mniej więcej priorytety, łatwiej nam rozpoznać ściemę, zidentyfikować reklamowy fałsz. I dlatego nasza w tym głowa, żeby zapodać młodym dziewczynom wzorce z innej półki, podsunąć książkę Doris Lessing, opowiedzieć o Anne Applebaum, włączyć kawałek Patti Smith.

Na wrocławskiej PWST można obejrzeć dyplomowy spektakl studentów IV roku w reżyserii Eweliny Marciniak (tej od „Śmierci i dziewczyny”). „Szantaż” to świetna sztuka o przemocy w relacjach rodzinnych i miłosnych. Sztuka, która swobodnie mogłaby stać się spektaklem repertuarowym jakiegoś dużego teatru. Dobrze by było, żeby jak najwięcej dojrzewających młodych ludzi mogło zobaczyć „Szantaż”. Nie tylko po to, żeby się przejrzeć w tekście Marcina Cecki. Nie tylko, żeby sobie przypomnieć, czym się różni dobry teatr od złego. Ale przede wszystkim, żeby pamiętać o tym, jak różne mamy ciała. Różne proporcje, długości, szerokości. Bo aktorzy występują w „Szantażu” nago i nie wyglądają jak Kim czy Nicole. Mimo to są piękni, witalni. A oprócz tego utalentowani. Jak Maria Janion i Meryl Streep. I na pewno od czasu do czasu folgują swojej miłości do kotleta i sałatki z majonezem.

Tagi: uroda

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy