Święta wojna godnościowa

Święta wojna godnościowa

Politycy PiS ciągle mówią o godności. Czy ich deklaracje mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością?

– Tak jak polskiej godności bronił rząd Beaty Szydło i sama pani premier, tak broni jej dzisiaj, w szczególnie trudnej sytuacji, rząd Mateusza Morawieckiego. I to jest obrona godności, prawa do obrony tej godności, ale także jest to sprawa obrony naszych elementarnych interesów, naszej przyszłości (…). I nie zejdziemy z tej drogi! (…) Warto walczyć! – grzmi Jarosław Kaczyński na internetowym nagraniu jednego z zeszłorocznych przemówień.

– Przywrócenie godności Polaków jest naszym wielkim celem – deklarował z kolei przed wyborami do Parlamentu Europejskiego prezes PiS na konwencji regionalnej swojej partii pod Rzeszowem. – Nasi przeciwnicy tego celu nie rozumieją.

W Chełmie na przedwyborczym pikniku rodzinnym pod hasłem „Dobry czas dla Polski” pod koniec lipca: – Będąc u władzy, staraliśmy się przez cały czas zabiegać o materialne warunki życia, ale także – co bardzo ważne – o godność Polaków, o to, by żyło się godnie, byśmy się czuli równi.

Śledząc wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego i przedstawicieli rządu, można odnieść wrażenie, że od czterech lat słucha się tego samego przemówienia. Jednym z jego kluczowych słów jest godność: przywracana, broniona, narodowa, nasza…

– Godność używana jest jako narracyjne spoiwo, mające uspójniać działania rządu – komentuje prof. Ewa Marciniak z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistka w dziedzinie aspektów psychologicznych komunikacji społecznej. – Działa to na trzech poziomach, które się uzupełniają. Pierwszy jest ekonomiczny – rząd mówi np. o przywracaniu godności polskim rodzinom przez program 500+. Drugi zaś symboliczny – ci, którzy wcześniej czuli się słabsi, mogą teraz poczuć się nie tyle równi, ile wręcz ważniejsi niż reszta. Na przykład polska rodzina w retoryce rządu zajmuje szczególne miejsce. Trzeci poziom jest ideologiczny – mówiąc o godności, rząd wybiera tych, którym będzie ją przywracał. Jeśli rodzina, to polska, spełniająca określone kryteria. Jeśli Polacy, to katolicy.

Godność jest główną obietnicą wyborczą Prawa i Sprawiedliwości – tym skuteczniejszą, im większe są kompleksy karmionego nią elektoratu. Jednak w rządowej retoryce godność jest także bardzo zręcznym narzędziem podziału – na tych, którym się ona należy, i tych, którzy na jej przywrócenie nie mają co liczyć.

Świat pisowskiej wyobraźni

– Polaków wpędza się w kompleksy (…). Obraża się naszą historię (…). Musimy bronić naszej historii, naszej narodowej historii! Bo jest atakowana w naszym kraju. Ale musimy jej bronić także na zewnątrz, bo akcja obrażania Polaków ma dzisiaj ogromną – można powiedzieć globalną – skalę. I nie ma, w gruncie rzeczy, żadnego przeciwdziałania ze strony naszego państwa i ze strony tzw. elit. Musimy bronić naszej tożsamości, naszej godności tu, w Polsce – w programach nauczania, w polityce kulturalnej. Ale musimy jej bronić także na zewnątrz – i to jest możliwe! – to fragment przemówienia Jarosława Kaczyńskiego sprzed zwycięskich dla PiS wyborów w 2015 r. Jest tu wszystko: atak na Polskę, konieczność obrony narodowej tożsamości, elity, wróg wewnętrzny i zewnętrzny. W rządowej mitologii wszystko, co „polskie”, jest w stanie permanentnego zagrożenia. Świat snutej przez PiS opowieści jest światem ciągłej walki: dobro przeciw złu, cywilizacja życia przeciw cywilizacji śmierci, światłość przeciw ciemności. Po jednej stronie barykady stoją obrońcy narodowej tożsamości, po drugiej – zdrajcy, targowiczanie czy – jak określił Jarosław Kaczyński na wiecu w Stoczni Gdańskiej w 2006 r. – ZOMO. Stawką w tej wojnie jest, rzecz jasna, godność, która, wcześniej utracona, ma być teraz zwrócona Polakom – o ile tylko PiS wygra wybory.

Znamienne, że paranoidalna opowieść Jarosława Kaczyńskiego jest wciąż zaskakująco skuteczna. Jak pokazywał sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, poparciu PiS niewiele zaszkodziły nawet loty marszałka Kuchcińskiego – partia Jarosława Kaczyńskiego mogła w nim liczyć na 41,2% poparcia, co przekłada się na 243 mandaty i samodzielną większość w Sejmie.

Zdaniem dr. Tomasza Markiewki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, filozofa, językoznawcy i specjalisty w dziedzinie teorii interpretacji, skuteczność uprawianej przez PiS retoryki wynika m.in. z tego, że koresponduje z dobrze znanymi symbolami. – Motyw walki jest głęboko zakorzeniony zarówno w naszej historii, jak i edukacji: od najmłodszych lat uczy się nas tego, że „narodowa tożsamość” jest przedmiotem walki i obrony. Zresztą każdy z narodowych bohaterów zasłynął właśnie w walce z jakimś wrogiem, przed którym trzeba się bronić. Komuś, kto od dzieciństwa jest karmiony podobnymi opowieściami, trudno się nagle przestawić z trybu wojennego na tryb pokojowy – wyjaśnia badacz.

Jest tu jednak jeszcze coś: choć PiS „broni polskiej godności” przed „pedagogiką wstydu” i „wmawianymi Polakom kompleksami”, w rzeczywistości owe kompleksy i poczucie poniżenia są motorem, bez którego godnościowa retoryka nie mogłaby działać. Gdyby elektoratowi PiS odebrać poczucie wykluczenia, opowieść Jarosława Kaczyńskiego straciłaby swoją moc.

Prof. Ewa Marciniak: – Retoryka godnościowa najbardziej trafia do tych, którzy wcześniej czuli się poniżeni lub marginalizowani. Przy tym nazywanie własnych działań przywracaniem godności utrwala w ludziach przekonanie o poniżeniu i o tym, że było ono niesprawiedliwe. Bardzo dobrze to współgra z elitami – których przedstawiciele, według rządu, są lub byli uprzywilejowani.

PiS, sprzedając swoim wyborcom obietnicę zwrócenia godności, bardzo sprawnie odczytuje ich potrzeby. O ile jednak wydaje się, że ponad 40% Polaków potrzebuje godności, o tyle PiS, żeby mieć władzę, potrzebuje ich poczucia poniżenia.

Godność dla wybranych

Pisowska mitologia obrońców godności zawiera jednak jeszcze jeden ważny element: cierpienie. – Według sondaży większość Polaków uważa, że Polska wycierpiała więcej niż inne narody. Politycy sprawnie wykorzystują te głęboko wdrukowane w nasze umysły wzorce, odwołując się do motywu walki o narodową godność, który towarzyszy nam od dzieciństwa. Odwoływanie się do wojenno-ofiarniczej symboliki jest skuteczne nie tylko dlatego, że idealnie wpasowuje się w najbardziej wszystkim znany kod, ale również dlatego, że tym, którzy się nim posługują, daje poczucie moralnej wyższości. W zbiorowej wyobraźni atakowany jest zawsze tym dobrym, z tego powodu tak ważne jest ustawienie się w roli atakowanego – zauważa dr Tomasz Markiewka.

Wygląda na to, że politycy partii rządzącej dobrze zdają sobie z tego sprawę. Walka o godność jest bowiem w ich narracji udziałem jedynie tych, którzy zgadzają się z ich metodami i wizją świata. Przykładem mogą być strajkujący rezydenci – ci według pisowskiej logiki pozostają elitami. „Narzekają na zarobki, jedzą kanapki z kawiorem”, „Rezydenci: 5 tys. zł pensji to za mało” – to niektóre z tytułów mediów publicznych w odniesieniu do strajku rezydentów z 2017 r. Podobnie strajkujący nauczyciele przedstawiani byli w mediach publicznych jako nieliczący się z dobrem dzieci roszczeniowcy albo wręcz terroryści. „Interes nauczycieli ważniejszy od uczniów?” – to pytanie z jednego z pasków w dole ekranu, wyświetlonego przy okazji emisji „Wiadomości” TVP. „Premier Morawiecki uwalnia uczniów zakładników” – głosi inny napis w TVP Info tuż po zawieszeniu strajku. Najgorzej jednak było z bronieniem godności strajkujących w Sejmie opiekunów osób niepełnosprawnych. Posłanka PiS Bernadeta Krynicka stwierdziła, że „znalazłaby paragraf na tych rodziców, którzy przetrzymują swoje dzieci w Sejmie”. Poseł Marek Suski z kolei uznał, że „panie chcą żywej gotówki, bo chcą iść do kina, do teatru, na basen”. Ostatecznie walczący o większe wsparcie państwa opiekunowie osób niepełnosprawnych zostali zasłonięci kotarą.

Rażącym kontrastem wobec przytoczonych komentarzy jest wypowiedź Beaty Szydło na temat wypłaconych członkom jej rządu wielotysięcznych premii: „Te pieniądze nam się po prostu należały!”. Jednak w opowieści Jarosława Kaczyńskiego i jego współpracowników elity chcące przywłaszczyć należną Polakom godność wciąż są poza Sejmem.

– Polityk „przywracający godność” stawia się w roli sprawiedliwego, który zabiera bogatym, żeby oddać biednym, przywraca właściwy porządek świata. W rzeczywistości kryje się za tym przekaz, komu ta godność się należy, a komu nie. I tak politycy mogą dowartościowywać wybrane przez siebie grupy, mówiąc o przywracaniu godności, i dewaluować inne, mówiąc o roszczeniowości i nazywając je elitą, jak było np. z nauczycielami – podsumowuje prof. Marciniak.

Wszystkie chwyty dozwolone

W pisowskiej opowieści walka toczona przez Jarosława Kaczyńskiego jest święta – nie jest wyścigiem po władzę, ale obroną godności. Oznacza to jednak także uświęcenie używanych w niej środków. Ta gra Jarosława Kaczyńskiego jest w istocie groźna – pozwala bowiem tym, którzy uczestniczą w jego walce, wierzyć, że – jakiekolwiek stosują metody – czynią to w imię świętej sprawy. W tym świecie każda przemoc jest obroną. A „obrona polskiej godności” daje przecież większe prawa niż walka o własne interesy, np. wyższe zarobki albo równe prawa. Jak zwraca uwagę prof. Marciniak, człowiek, który czuje się zagrożony, jest także bardziej agresywny i mniej empatyczny niż ten, który czuje się równy.

– Sugerowanie ludziom pozycji ofiary budzi w nich postawę defensywną. Dlatego tam, gdzie mowa o przywracaniu godności czy wstawaniu z kolan, zwykle jest także mowa o bronieniu – np. rodziny czy chrześcijańskich wartości. Rzecz w tym, że obrona zawsze implikuje obecność jakiegoś wroga. Przekonanie o tym, że trzeba się bronić, radykalizuje postawy i może budzić w ludziach większą agresję, zagłuszając w nich empatię. Człowiek przekonany o tym, że broni nadrzędnych wartości, czuje wyższość moralną, nie widzi słabości drugiej strony, a więc i tego, że może wyrządzać komuś krzywdę. Pokazały to chociażby wydarzenia w Białymstoku – wyjaśnia badaczka. – Ten mechanizm przyczynia się do mylenia patriotyzmu z nacjonalizmem. Widząc zagrożenie polskich wartości, niektórzy nie zauważają, jak to, co polskie, wywyższane jest nad wszystko, co polskie nie jest. Wreszcie obrona wartości jest w powszechnym przekonaniu postawą moralną. Patriotyzm natomiast to postawa społeczna. Ta różnica jednak coraz bardziej się zaciera – patriotyzm równoważony jest z bronieniem polskich wartości. Przy czym kryteria polskości rozumiane są tu bardzo wąsko.

Dr Tomasz Markiewka: – W zbiorowym rozumieniu cierpienie daje monopol na moralną słuszność – ofiara zawsze ma rację. Retoryka Prawa i Sprawiedliwości daje tym, którzy ją podzielają, poczucie moralnej wyższości i tego, że sami uczestniczą w czymś wzniosłym. To działa na ego. Jednak cierpienie także usprawiedliwia: stawiając się w roli ofiary, łatwo nie zauważyć krzywdy, jaką samemu się czyni. Obrońca wyższych wartości może więcej, bo walczy o coś większego.

Rzecz w tym, że skoro polska godność i narodowe wartości zagrożone są z tak wielu stron, nigdy nie wiadomo, przed kim trzeba ich będzie za chwilę bronić. Choć zmieniają się aktorzy, opowieść pozostaje jednak ta sama.

– Bóg, honor i ojczyzna! Zakaz pedałowania! Wypier…! – krzyczeli przeciwnicy I Marszu Równości w Białymstoku pod koniec lipca, rzucając w maszerujących kamieniami i petardami.

Na swoim koncie na Twitterze radny PiS napisał po białostockim marszu równości: „Obroniliśmy Katedrę pw. Wniebowzięcia NMP. Wielkie podziękowania wszystkim białostoczanom przywiązanym do tradycyjnych wartości!”.

Fot. Magda Pasiewicz/East News

Wydanie: 2019, 35/2019

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 28 sierpnia, 2019, 15:21

    Fajny transparent na tym zdjeciu. Pozostaje tylko szybko znaleźć „wrogów ojczyzny” i…
    Oto dziedzictwo tego rzekomo pokojowego „etosu Solidarności”. Tylko kto wypisywał w 1980/81 te hasła „A na drzewach zamiast liści…”? Ktos straszyl „targaniem po szczekach”? Niech wiec dziś post-solidarnościwe „elity” nie udają, że nie wiedzą, skąd sie wzieła ta nienawiść i agresja, (którą, jak to prawdziwi światowcy, nazywają hejtem).

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Andrzej
    Andrzej 31 sierpnia, 2019, 19:49

    Z Schopenhauera:

    „Najmniej wartościowym natomiast rodzajem dumy jest duma narodowa. Kto bowiem nią się odznacza, ten zdradza brak cech indywidualnych, z których mógłby być dumny, bo w przeciwnym wypadku nie odwoływałby się do czegoś, co podziela z tyloma milionami ludzi. Kto ma wybitne zalety osobiste, ten raczej dostrzeże braki własnego narodu, ponieważ ma je nieustannie przed oczyma. Każdy jednak żałosny dureń, który nie posiada nic na świecie, z czego mógłby być dumny, chwyta się ostatniej deski ratunku, jaką jest duma z przynależności do danego akurat narodu; odżywa wtedy i z wdzięczności gotów jest bronić πυξ και λαξ [rękami i nogami] wszystkich wad i głupstw, jakie naród ten cechują”.
    Arthur Schopenhauer (z książki W poszukiwaniu mądrości życia. Parerga i paralipomena. t. 1)

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy