Święty Karol – patron pacjenta

Przed pamiętną sobotą, 2 kwietnia, cały kraj zastygł w oczekiwaniu. Większość narodu czekała w smutku na wiadomość o śmierci Papieża. Spora część po cichu liczyła na cud uzdrowienia. Agencje telewizyjne z całego świata (cały świat jest w tym wypadku umowny, bo na przykład Chiny nie są tu uwzględniane) od dawna były przygotowane na najgorsze, miały wszędzie swoich reporterów, wynajęte od dwóch lat pokoje w najważniejszych punktach, a więc naprzeciw słynnego okna w Krakowie, obok domu urodzin w Wadowicach, przy Wawelu, w Victorii przy placu Piłsudskiego i wszędzie tam, gdzie jak przypuszczano, będzie się coś działo, jeśli… Agencje informacyjne czekały na coś, co będą mogły podać pierwsze. Stąd wzięła się informacja o prostej linii elektrokardiogramu, podana w momencie, gdy Papież jeszcze żył.
Gdyby chciał, gdyby wyraził taką wolę, mógłby zostać przewieziony do kliniki, podłączony do aparatury jak nieszczęsna Terry i żyć, nie żyjąc w pełni, jeszcze przez wiele lat. Wielce prawdopodobne jest, że widział fotografie „uśmiechniętej” kobiety, że słyszał o kłótni pomiędzy jej rodziną, która sądziła, że ona reaguje, daje znaki, a mężem, który uważał, że jego żona od dawna jest rośliną. Nie mógł poślubić kobiety, z którą żyje i ma dwoje dzieci, bo przecież był wciąż żonaty z Terry, byłby więc bigamistą. Nie mógł także rozwieść się z osobą, która leży z zastygłym grymasem uśmiechu. Znalazł się przy Terry polski ksiądz, który obwiniał jej męża. Zaczęto więc opowiadać o tym, że wziął milion dolarów, obłowił się i chce się teraz pozbyć Terry. Zapomina się, że podtrzymywanie jej życia kosztowało 80 tys. dol. rocznie i z tego ubezpieczenia on za nie płacił. Mam wrażenie, że tego rodzaju insynuacje są domeną ludzi, dla których pieniądz jest bóstwem.
Błąd tej dramatycznej sytuacji polegał na tym, że zwykli śmiertelnicy nie myślą na ogół o śmierci. Najpierw są młodzi i wydaje im się, że są nieśmiertelni, bo śmierć jest odległa; potem są starzy, lękają się i odpychają myśli o umieraniu. Mało kto zostawia testament, a jeśli nawet, jest to zwykle ktoś bogaty, kto dysponuje majątkiem i zapisuje go po uważaniu, żeby nie było wątpliwości ani walki pomiędzy najbliższymi. Choć często i to nie pomaga, gdy bogacz zapisał coś niezgodnie z rachubą rodziny, usiłuje ona obalić testament, robiąc z nieboszczyka wariata.
Mąż Terry twierdził, że ona nie chciała być sztucznie podtrzymywana przy życiu. Mógł o tym wiedzieć, może rozmawiali kiedyś na ten temat, oglądając w telewizji reportaż albo jeden z licznych seriali szpitalnych, typu „Ostry dyżur”, gdzie w każdym odcinku kogoś się odłącza, by podłączyć kogoś innego. Czy ludzie krzyczący tak bardzo w obronie Terry, zdają sobie sprawę, że gdyby wszystkich w podobnym stanie utrzymywać przy życiu, nie byłoby możliwości leczyć już nikogo innego, że podczas tych 15 lat leżenia słynnej pacjentki tysiące, a może setki tysięcy starych, młodych, jak również małych dzieci, odłączono od aparatury?
To, że rodzice Terry nie słyszeli, czego ich córka pragnie dla siebie, wcale mnie nie dziwi. Nie mówi się rodzicom takich rzeczy. To raczej rodzice, gdy są chorzy, mówią o tym dzieciom. Mój ojciec, astmatyk, nie chciał być przywalony płytą. Często nie rozmawia się o śmierci, żeby nie martwić bliskich. Nigdy o sposobie własnego pochówku nie rozmawiałam z rodzicami, a z mężem i synem, przed swoją ciężką operacją, owszem. Wierząc oczywiście we własną nieśmiertelność, bo przecież dopóki nie umrzemy, jesteśmy nieśmiertelni. Myślę, że trzeba jednak spisać swą ostatnią wolę, żeby nie było potem niesmacznych przepychanek nad łożem boleści.
Godny sposób umierania Papieża to dla nas nauka. Potworny zaś sposób odchodzenia Terry powinien być dla nas nauczką. Czy śmierć z głodu i pragnienia jest lepsza niż zastrzyk trucizny? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Oczywiście, eutanazja byłaby dobra w idealnym świecie, jednak u nas, w kraju, w którym „skóra” warta jest dla niektórych pielęgniarzy i lekarzy 800 zł, skóra cierpnie na myśl o wprowadzeniu takiej zasady.
Ojciec Święty jako głowa Kościoła nie chciał takiej dyskusji, dlatego odmówił pójścia do kliniki, wiedział, że współczesna medycyna może przedłużyć stan agonii, wybrał więc wolność duchową, zamiast zależności od aparatury. Ponadto musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo skomplikowałaby się sytuacja Kościoła. Jeśli jedna rodzina zajmowała przez całe tygodnie media, a sytuacja prawna była prawie nie do rozwiązania, to czy można wyobrazić sobie chaos, jaki powstałby po śmierci najważniejszej dla Kościoła osoby? Jak można by wybierać nowego papieża, jeśli żyłby jeszcze poprzedni? A przecież nie mógłby sprawować władzy. Tak więc Jan Paweł II zamknął z własnej woli księgę swego życia, tak jak wiatr zamknął Ewangelię podczas globalnego pogrzebu na placu św. Piotra.
Zaczął sporządzać testament bardzo wcześnie, nawet zastanawiająco wcześnie. Przyczynił się do tego niezwykle krótki pontyfikat jego poprzednika, konkurenta w wyborach, panującego ledwie miesiąc. Podobno kard. Wojtyle zabrakło wówczas tylko kilku głosów. Gdy więc ogłoszono śmierć Jana Pawła I, kard. Karol Wojtyła miał powiedzieć do kogoś ze swego otoczenia: myślałem, że będę miał więcej czasu. Tak, jakby wiedział, że teraz już na pewno zostanie papieżem.
Umierać nie jest łatwo, umierać z godnością, jeszcze trudniej. Papież pokazał nam, jak to się robi. Widzieliśmy wszystkie etapy jego drogi życiowej. Od mocnego, zdrowego Karola Wojtyły, poprzez rannego w zamachu Papieża, wreszcie pacjenta z postępującym parkinsonem, z drżącymi dłońmi, twarzą wykrzywioną bólem, zamazaną mową. Jeśli zostanie świętym, to myślę, że będzie PATRONEM PACJENTA. On sam jako pacjent był zawsze zorganizowany, zdyscyplinowany, dzielny. Silny. Wzorzec pacjenta. Nie wiem, czy będzie świętym Janem Pawłem, czy też świętym Karolem, jedno wiem z pewnością, że wszyscy chorzy w domach, wszyscy pacjenci w szpitalach, pacjenci terminalni w hospicjach, wszyscy ci zdrowiejący i słabnący, wierzący i niewierzący, wszyscy będą mieli w Nim oparcie.

Wydanie: 16/2005, 2005

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy