Symetryści

Symetryści

Do licznych podziałów w społeczeństwie doszedł jeszcze jeden. Przeciwnicy PiS dzielą się mianowicie na symetrystów i niesymetrystów.

Niesymetryści uważają (wierzą?), że z PiS wygrać może jedynie Platforma Obywatelska, ewentualnie wsparta jakąś drobnicą, do której ostatnio, nad czym ubolewam, dopisała się Nowoczesna. Trzeba zatem wspierać ze wszystkich sił PO jako najpoważniejszą siłę opozycyjną. Wszelka jej krytyka, i za rządzenie w latach 2007-2015, i za czas bycia w opozycji po 2015 r., jest szkodliwa i obiektywnie służy PiS.

Symetryści mają, zdaje się, kilka odmian. Odmiana skrajna mówi, że PiS i PO to jeden diabeł, i nie ma motywacji do głosowania na mniejsze zło. Mniej skrajna – że bez względu na to, czy PiS i PO są siebie warte, czy nie, PO ani cały zbudowany przy niej front antypisowski nie mają szansy wygrać najbliższych wyborów. Sondaże opinii publicznej pokazują, że niestety rzeczywiście tak jest. Poparcie dla PiS rzędu 40% przy kilkunastoprocentowym poparciu dla Platformy nie powinno pozostawiać złudzeń. PO nie jest w stanie wygrać wyborów.

Dlaczego? Z kilku powodów. Platforma przegrała ostatnie wybory, bo nie spełniła oczekiwań wyborców (zwanych teraz suwerenem albo Polkami i Polakami). Oczekiwań realnych czy nierealnych, uzasadnionych czy nieuzasadnionych, do spełnienia czy nie do spełnienia – to już nieważne. Co PO robi teraz? Punktuje niszczenie demokracji przez PiS, idiotyczną politykę zagraniczną prowadzącą do izolacji Polski w Europie i cywilizowanym świecie. To słuszne, ale przecież niewystarczające. Po pierwsze, jak widać, to niszczenie demokracji (jak najbardziej autentyczne), ta szkodliwa, a w perspektywie lat bardzo szkodliwa i śmiertelnie niebezpieczna polityka zagraniczna niespecjalnie przeszkadzają 40% „Polek i Polaków”. Po drugie, opozycja musi zaproponować coś własnego, nie tylko wskazywać błędy rządzących. Musi przedstawić własny program. Platforma tego nie robi, ale z drugiej strony nie jest w stanie tego zrobić w sposób wiarygodny. Przedstawi swój projekt reformy wymiaru sprawiedliwości, choćby najlepszy, i co z tego? Przeciętny Polak zapyta: Jeśli wiecie, jak ulepszyć wymiar sprawiedliwości, to dlaczego tego nie zrobiliście, rządząc przez pełnych osiem lat? Co zrobił wasz minister sprawiedliwości (o ironio!) Jarosław Gowin? Deregulował taksówkarzy i przewodników miejskich, a najlepszą rekomendacją, jaką na to stanowisko wystawił mu premier Tusk, była „pozytywna szajba” do deregulacji.

Czy PO przedstawi swój projekt reformy służby zdrowia? Choćby był perfekcyjny, pozostanie niewiarygodny. Dlaczego nie zrobiliście tego przez osiem lat swoich rządów? Już absolutnym minimum byłoby, gdyby takie projekty (inna sprawa, czy Platforma potrafiłaby je stworzyć) prezentowali nowi ludzie, a nie ci, którzy kierowali tą partią i z jej rekomendacji zajmowali stanowiska ministrów. Ale nawet tego – wymiany własnego szefostwa – PO nie jest w stanie zrobić. Grzegorz Schetyna bardzo lubi być szefem partii, długo pozostawał w cieniu Tuska i wreszcie się dorwał. Nie przeszkadza mu, że jako lider PO jest faktycznie kapitanem beznadziejnie dryfującego okrętu.

Przeciętnego Polaka bardziej interesuje, kto robił przekręty ze zwrotem nieruchomości i kto mu na to pozwalał, niż to, czy Trybunał Konstytucyjny działa dobrze i w jakim wieku sędziowie Sądu Najwyższego przejdą w stan spoczynku.

Skandale ze zwrotem nieruchomości są konsekwencją zaniechań wszystkich rządów po 1989 r., teraz PiS je rozgrywa przeciwko Platformie.

Piszę, że to konsekwencja zaniechań wszystkich rządów, ale największe pretensje mam do rządów lewicy. Rządziła dwukrotnie. I kto, jeśli nie lewica, powinien wyraźnie powiedzieć: żadnej reprywatyzacji nieruchomości ani ruchomości nie będzie. Bo nie da się tego zrobić uczciwie, a sama idea zwracania nieruchomości (a nawet ruchomości, w tym muzealiów) wnukom, prawnukom lub osobom wskazanym przez prawnuki (o fałszywych wnukach i prawnukach już nie wspominam) nie ma nic wspólnego z ideą sprawiedliwości. Tak miała odwagę powiedzieć lewica po 1918 r. Po roku 1989 już nie miała. Bredzono coś o rzekomo świętym prawie własności, o konieczności „zwrócenia zagrabionego”. Po pierwsze, powtarzam to po raz nie wiem który, jeśli prawo własności święte i niezmienne, to uwłaszczenie chłopów w XIX w. nieważne. Po drugie, jak się chce oddawać zagrabione, to trzeba najpierw dobrze określić, komu zagrabiono, kto zagrabił, a kto ma zwracać.

Te zaniedbania po 1989 r. zrodziły ogromną patologię związaną ze zwrotami (de facto z rozdawnictwem), bo zrodzić musiały i nie trzeba było wielkiej przenikliwości, by ją przewidzieć. Teraz PiS po mistrzowsku, cynicznie wykorzystuje to do swoich celów i zyskuje kolejne punkty w sondażach. A lewica dalej w tej sprawie nie ma nic mądrego do powiedzenia.

Jak widać, zaliczam się do symetrystów. Tak, nie wierzę, by PO miała najmniejsze szanse wygrać z PiS wybory, a już na pewno nie z tym składem osobowym na pierwszej linii. Wciąż wierzę, że pojawi się jakiś twór nowy, centrolewicowy, i sam ten fakt przebuduje polską scenę polityczną. Jeśli się nie pojawi, przez następną kadencję (następne kadencje) rządzić będzie PiS, a Polska cofać się będzie do XIX w., budząc na przemian litość lub obrzydzenie cywilizowanego świata.

Wydanie: 2017, 43/2017

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy