System Orbána

System Orbána

Jesteś z Fideszem, to masz: środki unijne, zamówienia publiczne, pieniądze na reklamę i etat. Jeśli nie jesteś, nie masz nic

Dr hab. Bogdan Góralczyk – politolog, profesor w Centrum Europejskim UW, jego nowy dyrektor. Znawca Chin, ale od dziesięcioleci związany z Węgrami, gdzie ma dom, a przez lata był tam dyplomatą. Dużo o nich pisze, także na Węgrzech.

Jaki jest system na Węgrzech? Czy to jest demokracja, tak jak ją rozumiemy?
– To jest system Orbána. Gdyby nie było Viktora Orbána, nie byłoby systemu.
Co to znaczy – system Orbána?
– Jeden z najwybitniejszych węgierskich analityków, Péter Tölgyessy, który był zresztą posłem Fideszu (Węgierska Unia Obywatelska), zdefiniował go już ponad 10 lat temu: „Fidesz to taka partia, w której jeden mówi, a reszta stoi i klaszcze”. Po 2010 r. ten mechanizm został przeniesiony z partii na państwo. Czyli jest jeden, kto decyduje o wszystkim i wszystkich.
Łatwo mu poszło…
– Wcześniej, w latach 1998-2002, był premierem. W roku 2010 wygrał wybory i to tak, że uzyskał w parlamencie większość pozwalającą na zmianę konstytucji. Już wtedy wiedział, czego chce. We wrześniu 2007 r. miał wystąpienie w miejscowości Kötcse nad Balatonem, gdzie nawiązując nie wprost do Węgier horthystowskich*, powiedział, że trzeba utworzyć centralną siłę polityczną, taki front jedności narodu, która obejmie wszystkich. Stwierdził też, że jest podział na elity i społeczeństwo czy też naród. Z natury rzeczy naród to pojęcie szersze niż elity. Czyli umizgujemy się do narodu, a elity albo się kupi, albo odsunie na bok. Bo drugi mechanizm, który wyróżnia ten system, jest następujący: jesteś z Fideszem, to masz: środki unijne, zamówienia publiczne, pieniądze na reklamę, no i oczywiście etat. A jeśli nie jesteś, nie masz nic. I radź sobie, jak chcesz.
Czysty, żywy klientelizm.
– Ten mechanizm powoduje, czego już w Polsce absolutnie się nie wie, że w wyniku sześciu lat niepodzielnych rządów mamy zupełnie nowe społeczeństwo węgierskie, składające się z trzech grup. Pierwsza to są akolici, obóz Fideszu. Ponieważ Fidesz wszystko podporządkował sobie, łącznie z samorządami, oświatą, nauką i kulturą, wszędzie jest centralizacja, a nawet nacjonalizacja, wobec tego tych ludzi, którzy z systemu żyją, wraz z rodzinami, jest ponad 2 mln.
Na niespełna 10 milionów Węgrów…
– Oni są beneficjentami i popierają Orbána. Drugi obóz to opozycja, głównie budapeszteńska, liberalna plus socjalistyczna, która jest niezadowolona, która sarka i narzeka, ale czegoś na wzór KOD zorganizować nie potrafi. I trzeci, największy obóz polityczny na Węgrzech, liczący już powyżej 40%, to obóz apatii. Który powiada – tamci kradli, ci też kradną, alternatywy dla Orbána nie ma; jedyną, która zaczęła się wyłaniać, jest szowinistyczny Jobbik, wobec tego nie robimy nic i niczego nie chcemy.

Jak to się stało?

Jak do tego doszło?
– W 2002 r. Orbán przegrał z socjalistami o włos. Zniknął na pół roku ze sceny politycznej, a potem zorganizował masowy ruch nieposłuszeństwa obywatelskiego. W czasie drugich wyborów, w 2006 r., zaczął budować opozycję antysystemową. I wtedy wpadła mu w ręce złota oferta, to słynne przemówienie lidera socjalistów Gyurcsánya: „Kłamaliśmy rankiem, w dzień i w nocy”. Orbán rozpętał wielką kampanię. Była akurat 50. rocznica rewolucji 1956 r., zapłonęły ulice. Rządząca koalicja straciła legitymację, straciła twarz w społeczeństwie, w końcu się podzieliła i już dogorywała. Toteż Orbán w roku 2010 dostał władzę na tacy. Dostał ją jeszcze z jednego powodu…
Bo rządy socjalistów były marnej jakości?
– Jeszcze w kampanii w 2002 r. Orbán obiecywał Węgrom 13. i 14. pensję, a Medgyessy, szef rządu, choć nie socjalista, przebijał te obietnice. Potem, bojąc się niezadowolenia społecznego i rywala, który kursuje na ulicach, socjaliści zaczęli spełniać obietnice wyborcze. I rozwalili budżet. W początkach 2008 r., pół roku przed wybuchem kryzysu Lehman Brothers, musieli zaciągnąć pożyczkę w wysokości 17,5 mld dol. To zrujnowało kraj. Była totalna frustracja, Węgrzy już wiedzieli, kim jest Orbán, do czego jest zdolny, ale mimo wszystko uznali, że innego rozwiązania nie ma, i oddali mu władzę.
A on wziął wszystko. Zmienił konstytucję, zmienił ordynację, zmienił media, Trybunał Konstytucyjny…
– Orbán w zasadzie wyprowadził Węgry z kryteriów kopenhaskich, czyli z liberalnej demokracji i neoliberalnych rozwiązań w gospodarce. Ma wszystkie dźwignie władzy pod kontrolą. To nie rząd rządzi, tylko Kancelaria Premiera, z Jánosem Lázárem, jej szefem, na czele. Ma też oczywiście pełną kontrolę nad swoją frakcją parlamentarną. Prezydentem jest osoba przez niego desygnowana, teraz János Áder, wywodzący się z twardego jądra Fideszu. Wcześniej był nim inny nominat Orbána, Pál Schmitt, były szablista i mistrz olimpijski, który poległ w aferze plagiatowej. W Polsce się tego nie podkreśla, ale zasada checks and balances, kontroli i równowagi, to nie jest tylko monteskiuszowski podział władzy, do tego dochodzą jeszcze dwa elementy – silne społeczeństwo obywatelskie, niezależne od tych trzech władz, i niezależne media. Orbán to wszystko rozmontował, wszystko jest w jego rękach. Wszędzie są nominaci. Włącznie z samorządami, z systemem oświaty, dyrektorami szkół. Włącznie z Narodowym Bankiem Węgier i Węgierską Akademią Nauk.
Jak w PRL…
– Pytanie – czy to jest dobre dla Węgier? On uważa, że tak. Inni uważają, że nie. Ja też. W dalszej perspektywie to recepta na skansen w zglobalizowanym i wzajemnie połączonym świecie.

Sojusznicy i wrogowie

Orbán mówi – wstaliśmy z kolan, nie będziemy się słuchać Brukseli, odbudowujemy naszą godność.
– I co, że wstaliśmy z kolan? Jak się ma niespełna 10 mln mieszkańców i 0,15% światowego PKB w dobie globalizacji? 80% węgierskiego PKB dają firmy międzynarodowe. Fascynujący wątek, w Polsce pomijany – Viktor Orbán nawet w czasie kryzysu migracyjnego, który też sprytnie rozegrał, nigdy nie zaatakował wprost kanclerz Merkel. A przecież oni są na przeciwstawnych biegunach politycznych. Orbán budował zasieki i mur, pani Merkel zapraszała migrantów. Ale Orbán nigdy nie atakuje Niemiec. Bo wie jedno – na Węgrzech są montownie wszystkich największych niemieckich fabryk samochodowych. I gdyby te fabryki wyszły, to Węgry leżą.
A z Europą jest mu coraz bardziej nie po drodze…
– On coraz mocniej gra na nucie nacjonalistycznej. Bo własny naród ma poszatkowany, bo Trianon. Nie ma żadnej wątpliwości, że w drugich wyborach, w 2014 r., kwalifikowanej większości by nie zdobył, gdyby nie poparcie diaspory. Aż 90% Seklerów było za nim. Proszę sobie policzyć, jak bardzo te głosy przeważyły…
O co chodzi z tymi Seklerami?
– Węgry są specyficznym narodem, gdzie państwo to nie naród, a naród to nie państwo. To jest syndrom Trianon, dyktatu wielkich mocarstw po I wojnie światowej, powtórzony po II wojnie. Orbán, gdy tylko doszedł w 2010 r. do władzy, podjął dwie znamienne decyzje. Po pierwsze, uznał 4 czerwca, rocznicę Trianon za święto narodowe. A po drugie, przyznał prawa obywatelskie, także wyborcze, diasporze. W tym Węgrom w Siedmiogrodzie i Seklerom – to są węgierscy górale, mieszkający 900 km od Budapesztu w linii prostej, pod Braszowem, u stóp Karpat Południowych.
W Rumunii…
– To jest prawie milionowa enklawa Węgrów. Kiedy się idzie przez miasto Csíkszereda (Miercurea-Ciuc), słyszy się tylko węgierski. Orbán już od ponad dwudziestu kilku lat tam jeździ co roku w lipcu i w miejscowości Tusnádfürdo“ (Baile Tus¸nad) spotyka się z młodzieżą. W czasie takiego pikniku kreuje się nie na przywódcę państwa węgierskiego, tylko na przywódcę narodu węgierskiego. Łącznie z diasporą. Bo Węgrzy są wszędzie wokół – i w Wojwodinie, i w Siedmiogrodzie, i na Słowacji. Nawet w Burgenlandzie w Austrii, i na Ukrainie, na Zakarpaciu. I to tam, w Tus­nádfürdo“ trzy lata temu ogłosił, że nie wierzy, by instytucje europejskie, czytaj: Rada Europejska, Komisja Europejska, Parlament Europejski, mogły wyprowadzić Europę z kryzysu. Dlatego ogłosił nową strategię – Otwarcia na Wschód. Rok później na tym samym pikniku powiedział, że zamiast demokracji liberalnej może istnieć demokracja nieliberalna. I pokazał przykłady: Rosja, Chiny, Turcja. Dla niego punktem odniesienia jest silny wódz, silny przywódca, skuteczny, typu Erdogan, typu Putin, typu Xi Jinping.
Z Putinem na poważnie?
– Na poważnie, bo sprawa jest poważna. Chodzi o porozumienie w sprawie renowacji już istniejącej poradzieckiej elektrowni atomowej w Paks, które jest nadal kwestionowane przez Komisję Europejską. Mówi się, że jego wartość wynosi 10-14 mld euro, ale nie wiadomo ile, bo parlament węgierski przegłosował, że przez 30 lat jego treść będzie utajniona. Niezależnie od sprawy elektrowni Węgry podpisały z Rosją duże porozumienia gazowe. Czyli tych nitek łączących Władimira Putina z Viktorem Orbánem jest co najmniej kilka. Węgry robią z Rosją autentyczne interesy, będąc członkiem UE i NATO. Natomiast w sensie aksjologicznym, kiedy jadę na Węgry, odnoszę wrażenie, jakbym jeździł w te miejsca, które są mi zawodowo znacznie bliższe – jakieś Chiny, Azerbejdżan, Kazachstan… Gdzie jest silny władca i cicha, kwiląca opozycja.

Unia szczeka, ale nie gryzie

No właśnie, co z tą opozycją?
– Dwa przykłady – dwa lata temu, w październiku, były wybory samorządowe. Opozycja przez całe wakacje kłóciła się, kogo wystawić jako kontrkandydata Fideszu w Budapeszcie. W końcu postawiła na nieznanego lekarza. I wydawało się, że jest już dobrze, tymczasem oni we wrześniu zmienili decyzję, postawili na Lajosa Bokrosa. To taki węgierski Balcerowicz. Ten, który wprowadził terapię szokową. Jak mógł osiągnąć dobry wynik? Kilka tygodni przed naszą rozmową były wybory uzupełniające w Dunaújváros. I wygrała je kandydatka Fideszu, bo opozycja wystawiła ośmiu kandydatów. Gdyby ta ósemka się dogadała, jej kandydat wygrałby w cuglach. Mamy więc i rozproszkowanie, i brak alternatywy. Orbán wiosną tego roku, dokonując dorocznej oceny sytuacji w kraju i swojej polityki, powiedział z przekąsem: „No, jeszcze trzeba ze trzy, cztery kadencje porządzić, a potem zastanowimy się, komu to oddać”.
Co na to wszystko Unia?
– Orbán daje sobie radę. Zna unijne mechanizmy, jest bardzo sprawny. Uważa, że Unię można rozegrać. Tak to wręcz nazwał – pavatánc. Że trzeba tańczyć jak paw. Unosić ogon, stroić piórka, ale robić swoje. Przez pięć i pół roku Orbán był Czarnym Piotrusiem, chłopcem do bicia, sekowanym a to przez Komisję Europejską, a to przez Departament Stanu. Tańczył ten taniec pawia, jeździł, elokwentnie się bronił. Co innego mówił w języku angielskim w instytucjach europejskich, co innego, gdy wracał do Budapesztu. Bo jak wrócił do stolicy, to powiedział, i to w dniu święta narodowego, przed zebranymi tłumami: „Dotychczas było tak, że rządzili nami oficerowie w dobrze skrojonych mundurach, a teraz rządzą nami biurokraci w dobrze skrojonych garniturach. Więc różnica jest prawie żadna, a ciągle jest syndrom Trianon i jest dyktat”.
Teraz – Unii…
– Dlatego pojawienie się pisowskiej Polski jest dla niego zbawieniem. Jeśli Polska wchodzi w jego kalosze, to wszystkie te instytucje, które dotychczas zajmowały się Węgrami i Orbánem, zajmują się Polską, bo jest bardziej newralgicznie położona, większa i ważniejsza pod każdym względem.
Dlatego tak wspiera Kaczyńskiego…
– Pamiętamy, jak w styczniu tego roku doszło do spotkania Kaczyńskiego z Orbánem. Sześć i pół godziny rozmawiali, nie wiemy o czym. Ale na Węgrzech poszedł jeden przeciek – że Orbán powiedział Kaczyńskiemu: Unia ugat, de nem harap (szczeka, ale nie gryzie).
Co powiedział mu niedawno, podczas drugiego ich spotkania, tym razem na Węgrzech – nie wiemy, bo media milczą jak zaklęte. Ale długoletnie doświadczenie dyplomatyczne podpowiada mi, że tam, gdzie nie ma protokołu i konferencji prasowych, tam rozmawia się o istocie…
A Brexit? Rozegrał to dobrze?
– Orbán jest jak chorągiewka na dachu, a może sejsmograf… Gdy zobaczył, że ten Brexit, to na poważnie, najpierw dał ogłoszenie w brytyjskim dzienniku, opowiadając się przeciw Brexitowi, a potem, obawiając się o własne interesy, za rozwałką Unii już się nie opowiadał. Nadal walczy jedynie z brukselską biurokracją.
Teraz, jak wiemy, jako pierwszy premier państwa członkowskiego UE stawia na Donalda Trumpa… Zapewne także dlatego, że u Hillary Clinton, jako ten, który rozmontował system równowagi i kontroli i zbudował u siebie nieliberalny system, nie miałby czego szukać. Natomiast z nieprzewidywalnym Trumpem – kto wie?
Czyli wszystkich ogrywa…
– Spotkałem się z opiniami, że Orbán to mąż stanu. To mnie poruszyło, bo jeśli nie zna się węgierskich realiów wewnętrznych, to jego skuteczność i dominacja na scenie politycznej rzeczywiście mogą robić wrażenie. Dlatego niektórzy stawiają mu u nas kapliczkę. Ale jednej rzeczy nie wiemy w Polsce – o tym, co nazywa się fenomenem Felcsút.

Fenomen Felcsút

To znaczy…
– To jest miejscowość położona ok. 65 km od Budapesztu, w której Orbán się urodził i w młodości mieszkał. Najpierw zbudował tam akademię piłkarską im. Ferenca Puskása, później postawił stadion kryty, drewniany. Jak tam pojechałem, osoby chroniące ten obiekt powiedziały mi, że drewno sprowadzano z Tyrolu, czyli było najdroższe z możliwych. Do tego jest sztucznie zraszane boisko i specjalnie wyściełana trybuna honorowa dla Orbána i jego akolitów.
Ten klub, pod nazwą Ferenc Puskás Akadémia, występuje w węgierskiej Ekstraklasie. A wie pan, że w Rumunii w czasach Ceauşescu w tamtejszej Ekstraklasie występował klub z wioski, w której Ceauşescu się urodził?
– Tyle że tamtejszego sołtysa nikt nie znał, a na Węgrzech nazwisko sołtysa Felcsút, Lo”rincza Mészárosa, teraz już biznesmena i jednego z najbogatszych ludzi w kraju, zna niemal każdy. Krisztina Ferencsi, nieżyjąca już dziennikarka śledcza, napisała dwie wnikliwe książki o tym, jak Orbán dorabiał się majątku. Opisała też, jak zbudował sobie na wzgórzach Budy willę, odbudował dom rodzinny w Felcsút itd. Teraz tłumaczona jest na polski inna książka, Bálinta Magyara, który z ramienia liberałów był ministrem oświaty w rządach koalicyjnych: „Postkomunistyczne państwo mafijne”. Już sam tytuł jest jednoznaczny – Orbán zoligarchizował Węgry.
Czytam te informacje… Lőrincz Mészáros uważany jest przez niektórych za „słupa” Orbána, choćby dlatego, że jest związany biznesowo z jego ojcem…
– Premier Orbán formalnie majątku nie ma. Ma piątkę dzieci i zięcia. Ten zięć, István Tiborcz, ma 30 lat i już wszedł do piętnastki najbogatszych Węgrów. Głośna była sprawa Rachel, córki Orbána, a żony Tiborcza, która skończyła najbardziej elitarną szkołę hotelarstwa w Szwajcarii. I, jak policzono, płaciła za tę szkołę więcej niż Viktor Orbán zarabia jako premier. A jak ją zapytano, skąd ma na to pieniądze, odpowiedziała, że jest niezależna. Bo ma męża, który jest jednym z najbogatszych Węgrów i wygrywa kolejne przetargi państwowe.
Najnowszy przykład. Wiemy, jak dobrze poszło węgierskim pływakom na igrzyskach w Rio. Nic dziwnego, że Budapesztowi przyznano organizację kolejnych mistrzostw świata w tej dyscyplinie. I co się okazuje? Kto wygrał przetargi na największe prace inwestycyjne na Wyspie Małgorzaty? Firma ojca premiera Dolomit Kft. Stąd tytuły prasowe: „Orbánowie już wygrali”…
Tak jak związani z Orbánem oligarchowie – jeden pośredniczy w handlu gazem z Rosją, drugi buduje osiedle w Budapeszcie, trzeci drogi.
– W tym roku skończyły się okresy przejściowe, więc zaczęto wykupywać ziemię, winnice. Kto? Orbán, jego rodzina, jego ojciec, jego żona… A najwięcej, ponad 1,5 tys. ha, wziął Lo“rincz Mészáros. Sami sobie rozdają. Mamy uwłaszczenie nomenklatury już zupełnie z innego rozdania. A równocześnie oficjalne dane węgierskie podają, że 40% społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego. Czyli mamy rosnące rozwarstwienie. Na Węgrzech są obszary, które mnie, jako byłemu ambasadorowi w Birmie, przypominają raczej realia azjatyckie. Temu towarzyszy apatia społeczeństwa i coś jeszcze gorszego.
?
– Jest jedna rzecz, która wyraźnie różni Węgry od Polski – na Węgrzech żyje prawie milion Romów. I nikt nie ma na nich pomysłu. Na niechęci do nich zbudował elektorat Jobbik, podobnie jak zaczął to robić w stosunku do imigrantów. Kiedy tylko Orbán w kwietniu zeszłego roku, gdy stracił w wyborach uzupełniających kwalifikowaną większość na rzecz Jobbiku, zorientował się, że to jest temat nośny, przystąpił do działania. Najpierw rozesłał kwestionariusz do wszystkich obywateli państwa. 12 pytań, co zrobić z imigrantami. Pierwsze pytanie było mniej więcej tej treści: „Czy wpuścisz do domu człowieka, który będzie jadł z twojej michy?”. Ankieta się nie powiodła, bo zbyt grubymi nićmi była szyta. Wobec tego zaczął budować mur przed uchodźcami. Z takim zamiarem, że zabierze elektorat Jobbikowi. Udało mu się.
A teraz, też przede wszystkim z powodów wewnętrznych, eksperyment powtarza: przed rozpisanym na 2 października narodowym referendum przeciwko kwotom uchodźców, które Komisja Europejska chce narzucać państwom członkowskim, oplakatował – z budżetu państwa – miasta i obrzeża dróg wielkimi billboardami i napisami w stylu: „Czy wiesz, że UE chce rozlokować u nas grupę migrantów wielkości jednego miasta?”. Rząd, jak widać, nie przebiera w środkach, a opozycja się waha – aż w końcu dwie największe partie o socjalno-liberalnych korzeniach opowiedziały się za bojkotem referendum.

Zręczny złodziej koni

Znowu sukces.
– Orbán tryska energią, optymizmem i mówi: „Idziemy dobrą drogą”. Ma też inne hasło: „Węgry sprawują się najlepiej”. W zeszłym roku powtarzane było też i takie: „Węgry mają największy wzrost w Unii Europejskiej”. I media, które są oczywiście państwowe, na okrągło to mówiły.
A te niepaństwowe?
– Opozycyjne? One są bez środków unijnych, bez etatów. W najlepszym tygodniku opozycyjnym redaktorzy już dwa lata nie biorą pensji. Media państwowe takich problemów nie mają. I sączą swoje racje. Choć to się chwieje. Orbán wprowadził swojego człowieka na prezesa Banku Narodowego Węgier. I w maju wybuchła afera – okazało się, że prezes György Matolcsy potworzył fundacje, zatrudnił tam swoich najbliższych i tym fundacjom bank dawał ogromne dotacje. W sumie – prawie miliard dolarów. Zwrócono się więc do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem, czy te pieniądze były publiczne, bo, zdaniem prezesa, nie były. I po raz pierwszy Trybunał zaskoczył wszystkich, bo wypowiedział się, że są to pieniądze publiczne. Drugi przejaw oporu to bunt nauczycieli. Otóż w ramach centralizacji ustanowiono jeden podręcznik do historii, bezalternatywny. Tak, żeby była wpajana jedyna słuszna racja. I zbuntowali się nauczyciele. Powiedzieli, że to nie jest to, ku czemu Węgry powinny zmierzać. Zorganizowali strajk, największy od 1996 r. Tyle że Orbán dokładnie w tym dniu udał się do chorego i wiekowego kanclerza Helmuta Kohla – i odwrócił od strajku uwagę wszystkich zachodnich mediów. Znów je ograł.
Kaczyński będzie naśladował Orbána?
– Jest z innego pokolenia. Orbán rozumie współczesny świat. Mówi po angielsku, jest obyty, zręczny. Ale co do ideologii – widzę dużą zbieżność. Bo podstawowe pojęcia: naród, państwo, rodzina, nawet Kościół, suwerenność, one wszystkie są podobnie rozumiane. Ideologia jest zbieżna, ale wykonanie – nie. Węgierska opozycja nazwała kiedyś Orbána złośliwie „zręcznym złodziejem koni na Bałkanach”. Kaczyński, na jego tle, jest raczej słoniem w składzie porcelany. No i inna jest ranga i waga państw, nie mówiąc o ich położeniu.

* Adm. Miklós Horthy de Nagybánya – regent Królestwa Węgier w latach 1920-1944, wcześniej głównodowodzący austro-węgierską marynarką wojenną. Horthy udzielił przyzwolenia na tzw. biały terror, który pochłonął ok. 5 tys. ofiar. Było to swoiste odreagowanie rządów komunistów w okresie Węgierskiej Republiki Rad.

Wydanie: 2016, 34/2016

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 23 sierpnia, 2016, 10:51

    kérjük, hagyja békén ingyenes

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Qba
    Qba 25 sierpnia, 2016, 11:41

    Ale bieda, nawet za doprowadzenie przez dwie kadencje przez rzady lewicowe Węgier do ruiny gospodarczej odpowiada Orban. To jest kabaret nie analiza 🙂

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Michał
      Michał 25 sierpnia, 2016, 22:58

      Czy zaprzeczysz, że na Węgrzech obowiązuje zasada: ” jesteś z Fideszem, to masz: środki unijne, zamówienia publiczne, pieniądze na reklamę, no i oczywiście etat. A jeśli nie jesteś, nie masz nic.”
      Co jesteś taki zakochany w Orbanie ? Masz krewnych na Węgrzech w Fideszu ?
      Jeżeli szalał antysystemowo w opozycji, a lewica ze strachu przed utratą władzy realizowała węgrom wszelkie zachcianki na kredyt, to jak najbardziej po części odpowiada za kryzys.
      Tak samo jak Błasik siedzący nad głową pilota i jego mocodawca za katastrofę smoleńską, mimo że to pilot pilotował. Tacy szalejący nieodpowiedzialni antysystemowcy są dla demokracji, szczególnie niedojrzałej najbardziej niebezpieczni, bo nie do zatrzymania i wtedy kraj wpada w dziesięciolecia dyktatury. Niemcy mieli szczęście, bo Hitler chciał zdobyć świat i dlatego trwało to krótko, bo świat mu szybko przywalił w łep.

      Odpowiedz na ten komentarz
  3. Józef Brzozowski
    Józef Brzozowski 31 sierpnia, 2016, 04:36

    Pan Profesor (w papierowym wydaniu Przeglądu) między innymi stwierdza, cytuję: [c] ale zasada (…) kontroli i równowagi, to nie jest tylko monteskiuszowski podział władzy, do tego dochodzą jeszcze dwa elementy – silne społeczeństwo obywatelskie, niezależne od tych trzech władz, i niezależne media. [/c] Ja uważam, że trzy władze, wynikające z monteskiuszowskiego podziału władzy powinny być niezależne względem siebie (trójpodział władz jest wtedy, gdy każda z władz jest niezależna od dwóch pozostałych, a wszystkie są zależne od swoich wyborców w okręgach), a społeczeństwo obywatelskie jako hegemon, powinno być ponad tymi władzami (władza ma służyć obywatelom – nie odwrotnie, jak jest dziś).

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy