Szwindel z promocją

Szwindel z promocją

Polska Fundacja Narodowa na budowanie wizerunku Polski wydaje miliony. Przede wszystkim służą one ludziom i firmom współpracującym z PFN

Wygląda na to, że zdaniem działaczy Prawa i Sprawiedliwości wspieranie firm naszego najważniejszego sojusznika stanowi nader chwalebną działalność. Czy ktoś więc mógłby mieć pretensje do władz Polskiej Fundacji Narodowej o to, że w sumie wypłaciły amerykańskiemu przedsiębiorstwu ponad 5,5 mln dol. pod pretekstem promowania wizerunku Polski w Stanach Zjednoczonych?

Pod pretekstem – bo tylko tak można określić skromne działania, jakie za te pieniądze wykonywała od października 2017 r. firma o dumnej nazwie White House Writers Group (opisał to w Onecie red. Andrzej Stankiewicz).

Lekką ręką

Polska Fundacja Narodowa ma lekką rękę do wydawania publicznych pieniędzy, co poniekąd można zrozumieć, bo jest to instytucja państwowa stworzona w 2016 r. przez pisowską władzę w celu dbania o dobre imię i honor Polski za granicą (a jak wiemy od 80 lat, jest tylko jedna bezcenna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw. Tą rzeczą jest honor). PFN w dodatku nie musi się liczyć z kasą, bo na polecenie obecnej ekipy jest finansowana przez 17 największych spółek państwowych.

Drugim, mniej oficjalnym celem PFN jest organizowanie kampanii przeciw środowiskom uznanym przez PiS za nieprzyjazne (takim jak sędziowskie). I kto wie, czy ostatnim, już zupełnie nieoficjalnym celem, nie jest transferowanie części tych państwowych pieniędzy w prywatne ręce osób związanych z obecną ekipą.

W przeszłości Polska Fundacja Narodowa niejednokrotnie angażowała się w poczynania, delikatnie mówiąc, mało skuteczne, za to kosztowne, które można by określić jako wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto. Tak było np. z rejsem jachtu o nazwie „I love Poland”, nabytym za 0,9 mln euro. Polska jest ponoć potęgą w produkcji jachtów, ale kupiono jednostkę francuską (używaną). Zaplanowano, że popłynie po morzach i oceanach, szkoląc polskich żeglarzy regatowych i promując nasz kraj. W kwietniu br., 14 godzin po rozpoczęciu wyprawy, złamał się jednak maszt, jacht czeka na naprawę w amerykańskim porcie, rejs się nie odbył.

PFN ma wyraźne, acz niezbyt szczęśliwe predylekcje do jachtingu. Wcześniej w rejs do stu portów, sławiący Polskę w stulecie jej niepodległości, miał bowiem popłynąć żeglarski mistrz olimpijski Mateusz Kusznierewicz ze swoją załogą – na czym bardzo zależało wicepremierowi Piotrowi Glińskiemu. Wicepremier stwierdził, że bierze odpowiedzialność za ów patriotyczny projekt. Fundacja zrezygnowała jednak ze współpracy z naszym mistrzem (zarzucając mu za duże wydatki, i to dla siebie, nie dla załogi), więc i tego rejsu nie było. Mateusz Kusznierewicz odpowiedział zaś, że PFN zdradziła go, kłamie w żywe oczy, gra poniżej pasa – a sama za późno kupiła jacht i nie przekazała środków na jego remont.

Trudno także pojąć sens gruntownej modernizacji i rozbudowy muzeum gen. Ryszarda Kuklińskiego w Warszawie. PFN podkreśla, że to jedyna taka placówka w Europie. Ciekawe, ilu gości z Zachodu zawitało do tego muzeum (nie mówiąc już o tym, jak to wpłynęło na poprawę wizerunku Polski w ich oczach)? Albo jak miało się przysłużyć dobrej marce naszego kraju za granicą wydanie w Polsce przez PFN śpiewnika pieśni żołnierskich i legionowych?

Podobne uwagi można zgłosić wobec konkursu dla mazowieckich uczniów, zatytułowanego „Odkrywanie śladów historii 1944-1989” (oczywiście z uwzględnieniem martyrologii, „żołnierzy wyklętych” i opozycji antykomunistycznej) – bo Mazowsze, niczego mu nie ujmując, to jednak nie zagranica. Żeby więc nikt się nie czepiał, zmieniono lekko statut Polskiej Fundacji Narodowej, wpisując weń upowszechnianie w kraju wiedzy o historii Polski. Teraz PFN może wydawać państwowe pieniądze praktycznie na to, na co chce. Dlatego uzasadnione są opinie, że 500 mln zł, które łącznie ma dostać PFN od spółek państwowych, to sposób obecnej władzy na ominięcie systemu finansowania partii politycznych – bo część tej kasy idzie na działania ewidentnie służące PiS.

Wspomniana wcześniej kampania przeciw sędziom, kosztująca prawie 8,5 mln zł i nosząca oficjalną nazwę „Sprawiedliwe sądy”, zakończyła się zaś właśnie w sądzie. Sąd rejonowy orzekł, że jest ona sprzeczna ze statutowymi celami działalności fundacji. Orzeczenie się uprawomocniło, bo w czerwcu br. sąd okręgowy oddalił apelację wniesioną przez PFN.

Gdy natomiast trzeba było działać serio, jak w przypadku nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która doprowadziła do poważnego kryzysu w relacjach Polski z USA i Izraelem, to reakcja PFN była niezauważalna.

Historia współpracy fundacji z White House Writers Group dobrze się wpisuje w te, oględnie mówiąc, nieudane scenariusze.

Efekty nie są wymagane

WHWG dostawała najpierw za swoje usługi 45 tys. dol. miesięcznie, potem ta kwota dwukrotnie wzrosła. Co robi za te sumy? Wysyła dziennikarzom różnych amerykańskich redakcji informacje prasowe i komentarze dotyczące naszego kraju. Czy i jak ci odbiorcy z nich korzystają, to już ich rzecz. Prowadzi też poświęcony Polsce serwis na Twitterze, mający prawie 6 tys. obserwatorów, oraz dwa profile internetowe. Oba niespecjalnie popularne. Pierwszy, na Instagramie, obserwuje regularnie „aż” 51 osób. Drugi, na YouTubie, ma 13 subskrybentów. Tylu zainteresowanych było na całym świecie (wedle stanu na połowę września). Prawdopodobnie to grono składa się z pracowników polskiego personelu dyplomatycznego i ich rodzin. Dla porównania – 20-letnia polska blogerka Littlemooonster ma 1,5 mln obserwatorów.

Na jednym z profili prowadzonych przez WHWG piękny zachód słońca w Polsce ilustruje zdjęcie zrobione w Pradze, a Zakopane jest przedstawione jako Zakapone – ale zrozumiałe, że firmie z USA mogło się pomylić, bo przecież w Warszawie też jest Praga, a Al Capone mógł w końcu być w Zakopanem. W innym miejscu gratulacje dla Kamila Stocha za zdobycie Pucharu Świata 2018 zilustrowano zdjęciem jakiegoś narciarza freestyle’owego wykonującego akrobację, lecz także nie ma co się czepiać, bo w końcu jeden i drugi to skoczkowie.

Gdy w ubiegłym tygodniu „dokonania” promocyjne Polskiej Fundacji Narodowej stały się bardziej znane, doszło do radykalnych zmian. Liczba osób obserwujących profil na Instagramie wzrosła raptem do 189, a grono subskrybentów na YouTubie do 37. Serwis na Twitterze został zaś w ogóle zlikwidowany. A co z osieroconym gronem prawie 6 tys. osób, które jakoby go obserwowały?

WHWG organizuje też niekiedy konferencje i dyskusje, acz nie można ocenić, czy cokolwiek one dają. To zrozumiałe, gdyż w umowie między WHWG a PFN przezornie zapisano, że strona amerykańska nie gwarantuje żadnych konkretnych rezultatów. Ówcześni szefowie PFN, wiceprezes Maciej Świrski oraz prezes Cezary Jurkiewicz, przystali na takie postanowienie – no i rezultatów nie ma.

Czy da się bowiem ocenić, jakie rezultaty przyniosła ubiegłoroczna konferencja poświęcona współpracy prezydenta Reagana z papieżem Janem Pawłem II, stanowiąca najbardziej widoczne osiągnięcie organizacyjne firmy WHWG (wzięła w niej udział ambasador USA w Watykanie)? Czy można chociaż wskazać, czy konferencja ta bardziej służyła promowaniu dokonań amerykańskiego prezydenta, czy polskiego papieża?

Tak więc w majestacie prawa działalność promocyjna WHWG może przynosić zerowe efekty, a Polska musi za nią płacić (ta narracja jest także powszechnie stosowana przez PFN, która informuje nie o tym, co osiągnęła, lecz czym się zajmowała).

Wszelkie konferencje i spotkania są finansowane przez Polską Fundację Narodową osobno, poza comiesięcznymi honorariami. Zdarzało się, że WHWG wśród swoich działań wymieniała imprezy, których bynajmniej nie organizowała – jak choćby dwa spotkania w polskiej ambasadzie w Waszyngtonie – ale to nikomu nie przeszkadzało. PFN zwraca też koszty wykazywane przez WHWG, co oznaczało wydatki sięgające dotychczas niemal 3 mln dol.

Kwota robi wrażenie, w porównaniu np. z kampanią „polski hydraulik”, która 14 lat temu w dobrym świetle zaprezentowała Polskę w całej Europie (nie tylko we Francji) i kosztowała grosze, mieszcząc się w zwykłym budżecie Polskiej Organizacji Turystycznej.

Krewni i znajomi królika

Zarząd Polskiej Fundacji Narodowej zareagował na publikację w Onecie. Nie odniósł się jednak merytorycznie do tego, jak wygląda i ile kosztuje współpraca z WHWG, lecz stwierdził: „Z ubolewaniem przyjmujemy fakt, że Grupa Onet wybiórczo i subiektywnie postanowiła wykorzystać współpracę PFN z WHWG, aby zdeprecjonować i zdyskredytować podejmowane przez Fundację działania (…). Z niepokojem zauważamy, że inicjatywy PFN wspierające polską rację stanu są intencjonalnie negowane przez portal należący do zagranicznego koncernu medialnego (…). Jest to kolejna, obok wywiadów z kandydatami Koalicji Obywatelskiej do Sejmu, próba wpływania na rzeczywistość polityczną w Polsce i brutalna operacja zaangażowania PFN w trwającą kampanię wyborczą (…). Dobór i zatrudnienie pracowników przez WHWG oraz wysokość uposażeń pozostaje w kompetencjach WHWG. Polska Fundacja Narodowa nie ma żadnego wpływu na decyzje kadrowe i płacowe zewnętrznego kooperanta”.

Dwa ostatnie zdania są najważniejsze w całym tym oświadczeniu władz fundacji. Mówią one jasno, że PFN nie ma wpływu na wydatki WHWG. Może tylko je pokrywać z pieniędzy polskich podatników. Nie zmienia to faktu, że z dotychczasowych oświadczeń Polskiej Fundacji Narodowej wynika, iż jest ona zadowolona ze współpracy z WHWG.

Chyba jeszcze bardziej zadowolony jest związany z PiS historyk, prof. Marek J. Chodakiewicz. Tak się bowiem składa, że profesor, na co dzień nauczający w waszyngtońskim Instytucie Polityki Światowej, to dobry znajomy Macieja Świrskiego, który był wiceprezesem PFN, w chwili gdy fundacja nawiązywała współpracę z WHWG. Zrozumiałe więc, że np. profesor dostał 1 tys. dol. za to, że wziął udział w konferencji na temat współpracy Ronalda Reagana i Jana Pawła II. Była już tu o niej mowa, bo to sztandarowe (gdyż niemal jedyne) dokonanie PFN na amerykańskim gruncie.

Ponadto w WHWG pracuje siostra prof. Chodakiewicza, Anna Chodakiewicz-Wellisz, która zarabia rocznie 120 tys. dol., a przede wszystkim korzysta ze zwrotu kosztów. Przelewy z WHWG otrzymywała także małżonka, Monika Jabłońska-Chodakiewicz. W sumie, jak obliczył red. Stankiewicz, państwo Chodakiewiczowie na współpracy z PFN zarobili ponad 250 tys. dol. w ciągu dwóch lat.

I to jest chyba najbardziej konkretny i mierzalny rezultat działalności promocyjnej Polskiej Fundacji Narodowej w Stanach Zjednoczonych.

Fot. PAP/Marcin Bielecki

Wydanie: 2019, 39/2019

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Jacek Uczkiewicz
    Jacek Uczkiewicz 23 września, 2019, 08:34

    Chciałbym zwrócić uwagę na niejasne okoliczności powstawania PFN. Moje zastrzeżenia zawarłem w zawiadomieniu do Prokuratury Warszawa Śródmieście o możliwości popełnienia przestępstwa działania na szkodę spółek skarbu państwa z dnia 25 czerwca 2018 . Treść zawiadomienia dostępna jest na moim blogu http://jacekq.pl we wpisie „Zawiadomienie” z dnia 27.06.2019. Prokuratura w prymitywny sposób odmówiła wszczęcia postępowania wyjaśniającego.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy