Szymański vel Szynkowski

Szymański vel Szynkowski

Polscy komentatorzy rozpisują się szeroko, że Konrad Szymański, odwołany minister ds. europejskich, był wielkim fachowcem od spraw unijnych, że wobec Brukseli prowadził politykę dogadywania się i łagodzenia konfliktów. I z tego powodu musiał odejść. Oznacza to wojnę (dyplomatyczną) z Unią, którą prowadzić będzie jego następca, Szymon Szynkowski vel Sęk.

Uporządkujmy to wszystko.

Na początek: nie jest trafne opisywanie Konrada Szymańskiego jako wielkiego fana Unii, fachowca, bez mała bezpartyjnego. Bo to człowiek partyjny. Na początku lat 90. był wiceprezesem Młodzieży Wszechpolskiej. W latach 1989-2000 należał do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Działał w ruchach antyaborcyjnych, od 1998 do 2002 r. był członkiem zarządu Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. W 2007 r. wstąpił do PiS. W 2004 i 2009 r. wybrany na europosła z listy PiS.

Oto więc życiorys polityka bardzo prawicowego. Skąd zatem opinia, że był umiarkowany? Może stąd, że Szymański ma umiejętność mówienia w sposób mało konkretny i nudny? Bo przecież chyba nikt nie sądzi, że prowadził wobec Unii politykę inną niż PiS.

Patrząc na zimno, Szymański kierował sprawami polityki wobec Unii przez siedem lat, najpierw jako wiceminister w MSZ podległy Witoldowi Waszczykowskiemu, potem jako minister podległy premierowi. Jak widać, samodzielności nie miał nawet formalnej. I gdyby w ciągu tych siedmiu lat zaczął prowadzić własną politykę, natychmiast zostałby odwołany. Nie został, bo widocznie to, co robił, było akceptowane.

A polityka wobec Unii polegała na kluczeniu. Na opowiadaniu w Brukseli jednego, a robieniu w Warszawie drugiego. Tak działał przecież Morawiecki, Szymański zaś był tej polityki wykonawcą.

Nie miejmy złudzeń, został odwołany nie dlatego, że prowadził samodzielną politykę wobec Unii, ale dlatego, że prowadził politykę Morawieckiego. Jego dymisja jest uderzeniem w premiera, kolejnym po dymisji Michała Dworczyka i odwołaniu prezesa KGHM Marcina Chludzińskiego.

A teraz parę słów o jego następcy. Szymon Szynkowski vel Sęk skończył tę samą uczelnię (UAM w Poznaniu) i ten sam wydział, co Szymański. Potem pracował w strukturach PiS, był m.in. pracownikiem biur posłów i eurodeputowanych, w tym Konrada Szymańskiego.

Obaj do MSZ przyszli w tym samym czasie – Szymański jako wiceminister od Unii, Szynkowski vel Sęk – od spraw europejskich. A tak naprawdę jako człowiek PiS w MSZ, który miał patrzeć na ręce Waszczykowskiemu.

Przez te siedem lat Szynkowski vel Sęk był w MSZ postrzegany jako pisowski komisarz, bez jakiegokolwiek błysku. Jego ulubionym ambasadorem był Andrzej Przyłębski, na nim się wzorował.

Czy jego przyjście oznacza konflikt z Unią? A czy jego wiceministrowanie w MSZ oznaczało konflikt z Niemcami? Ten był raz mniejszy, raz większy, w zależności od tego, jak PiS to sobie kalkulowało. To nie Szynkowski vel Sęk o tym decydował. W sprawie Unii będzie podobnie. Tylko mniej zręcznie.

I pod dyktando już nie Morawieckiego, ale głosów z jądra partii. Oto zmiana.

Wydanie: 2022, 43/2022

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy