Ta ostatnia niedziela (handlowa)

Ta ostatnia niedziela (handlowa)

Dwa lata więzienia za zrobienie zakupów w niedzielę, Wigilię lub Wielką Sobotę

Dwa lata więzienia grożą klientowi, który zrobi zakupy w niedzielę, Wigilię lub Wielką Sobotę. W ten sposób zapis z obywatelskiego projektu ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę przygotowanego przez NSZZ Solidarność interpretuje prokuratura. Artykuł 6 tego projektu głosi bowiem: „Kto dopuszcza się handlu (…) w niedziele oraz wigilię Bożego Narodzenia i Wielką Sobotę (…) podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”. Zdaniem prokuratury zapis „Kto dopuszcza się handlu…” dotyczy obu stron, a więc także klienta. 24 listopada prokurator krajowy Bogdan Święczkowski przesłał do Sejmu opinię w tej sprawie.

Wygoda kontra idea

Zakaz handlu w niedziele, a także w Wigilię i Wielką Sobotę, jest już kolejnym, którym Prawo i Sprawiedliwość chce uraczyć Polaków. Podobnie jak w przypadku całkowitego zakazu aborcji pomysł ten wykrystalizował się w postaci projektu obywatelskiego, tym razem autorstwa związkowców z Solidarności. 6 października został on skierowany przez Sejm do pracy w komisji, dotychczas jednak nie wyznaczono terminu jej posiedzenia. W odróżnieniu od swojego antyaborcyjnego poprzednika projekt nie dotyczy bezpośrednio spraw życia i śmierci. Ale podobnie jak tamten dzieli społeczeństwo, jest przedmiotem coraz ostrzejszego sporu.

Na jednej szali jest wygoda Polaków, którzy traktują możliwość robienia zakupów w ciągu całego tygodnia jako coś normalnego. Na drugiej są argumenty ideowe, kulturowe, pracownicze, których też nie należy bagatelizować, ale może łatwiej doprowadzić tu do jakiegoś kompromisu.

W spór zaangażowało się już wiele stron, struktur i organizacji oraz mediów. Być może kwestia handlu w niedzielę stanie się dla nas jakimś wzorem debaty społecznej, w której padać będą rozmaite argumenty: racjonalne i emocjonalne, rzeczywiste i wyolbrzymione, ekonomiczne i społeczne, uczciwe i kabotyńskie. Dopóki ta debata będzie prowadzona w sposób wyważony i spokojny, możemy mieć nadzieję, że doprowadzi do jakiegoś kompromisowego finału. Jeśli jednak ktoś uzna, że zakaz trzeba wprowadzić na siłę, będziemy mieli kolejny powód do złej oceny rządów PiS.

Platforma utrąciła

Pomysł zakazu bądź ograniczenia handlu w niedzielę wraca jak bumerang. Był już zgłaszany za czasów koalicji PO-PSL. Solidarność zebrała wymaganą liczbę podpisów pod projektem, ale sejmowa większość go nie zaakceptowała.

Stało się tak, pomimo że związkowcy z handlowej Solidarności rozdali tysiące ulotek promujących ideę niedzieli jako dnia wolnego od pracy w handlu. Akcja została przeprowadzona przed centrami handlowymi m.in. w Warszawie, Katowicach, Krakowie, Białymstoku, Bydgoszczy, Łodzi, Rzeszowie, Lubinie, Głogowie i Gdańsku. Projekt znalazł poparcie w kręgach kościelnych i stał się tematem wielu konferencji, debat i homilii. Padały hasła: „Wolna niedziela dla rodzin”, „Niedziela wspólnym dobrem”. W 2013 r. Społeczne Sympozjum Piekarskie, poprzedzające pielgrzymkę mężczyzn i młodzieńców do sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach Śląskich, umieściło w swoich programach temat: „Świętowanie niedzieli jako kwestia społeczno-etyczna”. Inną konferencję, pt. „Wolna niedziela”, zorganizowano z inicjatywy Parlamentarnego Zespołu Członków i Sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. W Sejmie odbyła się też konferencja pt. „Oddajcie nam wolne niedziele”.

Jeszcze wcześniej idea została przeniesiona na grunt międzynarodowy. 20 czerwca 2011 r. przedstawiciele 65 organizacji z całej Europy podpisali w Brukseli deklarację założycielską Europejskiego Przymierza na rzecz Niedzieli. Jednym z sygnatariuszy dokumentu był przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność Alfred Bujara. Polskich pracodawców reprezentował dyrektor Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu.

Wszystko na nic. 21 marca 2014 r. Sejm odrzucił zarówno obywatelski, jak i poselski projekt ustawy wprowadzającej niedzielę jako dzień wolny od pracy w handlu. Za odrzuceniem opowiedziały się kluby PO, Twojego Ruchu i PSL. Za dalszymi pracami – kluby PiS, Solidarnej Polski i – z zastrzeżeniami – SLD. Premier Donald Tusk stwierdził, że argumenty wnioskodawców zakazu nacechowane były hipokryzją. Setki tysięcy ludzi tak czy inaczej muszą pracować w niedzielę. Chodzi nie tylko o obsługę hipermarketów czy galerii handlowych, ale również tysiące osób w różnych służbach porządkowych, policyjnych, pracowników stacji benzynowych czy elektrowni. Szef rządu dodał, że bardzo dużo instytucji i przedsiębiorstw pracuje w ruchu ciągłym, więc ideologiczny zakaz pracy w niedzielę nie wchodzi w rachubę.

Na portalu www.wolnaniedziela.pl napisano: „Odrzucenie projektów to zła wiadomość dla pracowników tej branży. (…) Projekt obywatelski podpisało ponad 120 tys. osób. Z kolei projekt poselski przygotowali parlamentarzyści z czterech klubów parlamentarnych. To pokazuje, że przekrój grup społecznych i środowisk popierających ideę wolnej niedzieli jest bardzo szeroki. Można tylko ubolewać, że Sejm odrzucił oba te projekty już w pierwszym czytaniu. Liczyliśmy na to, że trafią one do komisji, gdzie uda się wypracować kompromisowe rozwiązanie”.

Sprawa jednak nie umarła. NSZZ Solidarność, a konkretnie Krajowa Sekcja Pracowników Handlu i personalnie przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność Alfred Bujara postanowili nadal pracować nad tym tematem. Przyznać trzeba, że Solidarność w tej kwestii wykazała się dużą determinacją, bo postanowiono w nowych warunkach politycznych znów wprowadzić projekt do debaty publicznej i kolejny raz zmobilizowano wiele osób. W akcji zbierania podpisów popierających projekt obywatelski zgromadzono tym razem ponad pół miliona głosów.

Zakaz w „dobrej zmianie”

Związek zawodowy stanął w obronie warunków pracy ludzi zatrudnionych w dużych sieciach handlowych, ale odezwały się głosy, że nie we wszystkich sklepach jest tak samo, a wiele argumentów ekonomicznych i społecznych przemawia za tym, by w różnych miejscach i różnych okolicznościach zakazu handlu w niedzielę nie wprowadzać.

Po dokonaniu niewielkich poprawek Komitet Inicjatywy Ustawodawczej 2 września 2016 r. złożył w Sejmie obywatelski projekt ustawy ograniczającej handel w niedzielę, przygotowany przez NSZZ Solidarność. Pod projektem zebrano ponad 350 tys. podpisów – tyle napłynęło do 31 sierpnia. Inicjatywę poparły również inne organizacje i grupy, m.in. Związek Rzemiosła Polskiego, Spółdzielnie Spożywców „Społem”, Naczelna Rada Zrzeszeń Handlu i Usług, Kongregacja Przemysłowo-Handlowa, Akcja Katolicka, Polska Izba Paliw Płynnych i Polska Grupa Supermarketów. Ponadto projekt zyskał poparcie biskupów, wyrażone w stanowisku Konferencji Episkopatu Polski z 8 czerwca 2016 r.

Zakaz handlu w niedzielę miałby dotyczyć większości placówek handlowych, ale zwolnione z niego miałyby być m.in. stacje benzynowe, piekarnie i ciastkarnie (do godz. 13), apteki i kwiaciarnie. Zakaz nie dotyczyłby małych sklepów, w których zatrudniony jest tylko ich właściciel; w innym punkcie decyzję o zamknięciu sklepu uzależnia się od powierzchni tego obiektu (do 80 m kw.). Można będzie też handlować w internecie. Wreszcie w propozycji obywatelskiej uwzględniono potrzebę dokonywania większych zakupów w niedziele poprzedzające najważniejsze święta kościelne, a także okresy wielkich wyprzedaży.

Pomysły zaczęły się mnożyć, gdyż poszczególne grupy interesu nie chciały się poddać ogólnej idei wolnej niedzieli. Dano bowiem zielone światło np. aptekom, podczas gdy większość tych placówek – poza aptekami dyżurnymi oraz zlokalizowanymi w hipermarketach i galeriach handlowych – jest w niedzielę zamknięta.

Inne zastrzeżenia dotyczyły sklepów działających na zasadzie franczyzy. Takie jak Żabka były otwarte nawet w Boże Narodzenie, Wielkanoc, święta 3 Maja czy 11 Listopada. Ajenci wystraszyli się, że stracą dochody uzyskiwane w te szczególne dni. A dodatkowo, ponieważ sieć Żabka została wystawiona na sprzedaż, wydawało się, że cena tej firmy spadnie z 1 mld euro do marnych kilkunastu milionów i stracą ci, którzy tego najbardziej nie lubią.

Przepychanki objęły też sklepy przy stacjach benzynowych. W pierwotnym projekcie pozostawiono im swobodę handlowania w niedzielę, ale zaczęto podejrzewać, że aby ominąć zakaz, wielkie sieci zaczną budować przy stacjach paliw specjalne sklepiki na niedzielne zakupy. Solidarność zatem umieściła w ustawie zapis, że w terenie zabudowanym sklep przy stacji paliw będzie mógł mieć maksymalnie 80 m kw., a poza nim – 150 m kw. Grę interesów widać było tutaj jak na dłoni.

Według najnowszej wersji projektu ustawy z zakazu miałyby być zwolnione dwie niedziele przed Bożym Narodzeniem, jedna przed Wielkanocą, a także ostatnia niedziela stycznia, ostatnia niedziela czerwca, pierwsza niedziela lipca i ostatnia niedziela sierpnia. W sumie z 52 tygodni, jakie mamy w roku, autorzy projektu dali swobodę siedmiu handlowym niedzielom, a 45 byłoby poddanych restrykcjom.

Gdyby przepis wszedł w życie, na straży wolnej niedzieli stałyby także kary. Kto złamie zakaz i zacznie handlować w niedzielę, może pójść do więzienia nawet na dwa lata i zapłacić sporą grzywnę.

Do boju ruszyły organizacje pracodawców. Polska Rada Centrów Handlowych, Forum Obywatelskiego Rozwoju i Konfederacja Lewiatan zamówiły w spółce PwC raport „Skutki zakazu handlu w niedziele”, a dodatkowo przeprowadziły zbiórkę podpisów w 50 centrach handlowych na terenie całej Polski. Akcja trwała tylko dwa dni, konkretnie 20 godzin, i w tym czasie zebrano 75 tys. podpisów świadczących o tym, że Polacy chcą handlu w niedzielę. Zbierano głosy zarówno klientów, jak i pracowników tych centrów. Podpisy posłużyły jako podstawa do złożenia petycji pod hasłem: „Tak dla otwartych niedziel”, która trafiła już do Kancelarii Premiera.

Polityka na sklepowej półce

Projekt ustawy o zakazie handlowania w niedzielę zgłoszony w Sejmie jest też faktem politycznym. Ma więc zwolenników – w kręgach władzy, i przeciwników – w opozycji. Prezydent Andrzej Duda stwierdził, że jeśli ktoś chce kupić spodnie w niedzielę, to kupi w poniedziałek, sprowadzając tym samym kwestię zakazu do zakupu tekstyliów. Premier Beata Szydło już w styczniu deklarowała, że gdyby to od niej zależało, zakaz handlu w niedzielę już dawno by obowiązywał. – Ten dzień jest dla rodziny – dodała.

Przeciwni zakazowi są politycy opozycji. Zdaniem Ryszarda Petru zakaz jest karaniem Polaków za pracę.
– Polska jest krajem na dorobku, krajem biednym i to praca da nam możliwość bycia bogatszymi – wyjaśnił. Posłanka Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer wieszczyła bankructwa sklepów z odzieżą w galeriach handlowych, bo 30% dochodów czerpią one ze sprzedaży w niedzielę. Wspomniała też, że dla niej najmocniejszym argumentem przeciwko zakazowi jest to, że Polacy chcą robić zakupy w niedzielę.

PSL choć w poprzedniej kadencji Sejmu wspólnie z PO odrzuciło projekt zakazu handlu w niedzielę, teraz przyjmuje stanowisko mniej radykalne. – Będziemy zgłaszać poprawki do tej ustawy – ogłosili ludowcy ustami Władysława Kosiniaka-Kamysza. Piotr Apel z Kukiz‘15 oznajmił, że założenie projektu jest szczytne, ale jego ugrupowanie chce wiedzieć, czy skutkiem ograniczenia handlu w niedzielę nie będzie utrata miejsc pracy i czy nie stracą mali przedsiębiorcy.

Posłowie Platformy nie poprą projektu. Jest zły, opresyjny i może spowodować likwidację nawet kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy, ocenił rzecznik partii Jan Grabiec. Jego zdaniem projektodawcy pominęli analizę skutków społecznych i ekonomicznych proponowanych rozwiązań. Według Grabca posłowie PO byliby gotowi rozmawiać o różnych formach ochrony praw pracowników i stopniowego ograniczenia funkcjonowania obiektów handlowych w niedzielę, jednak projekt obywatelski temu nie służy i abstrahuje od tego, czego chcą Polacy.

Sceptycznie o projekcie Solidarności wypowiada się Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Zdaniem związkowców należy pomyśleć nie tylko o pracownikach handlu, ale także o innych grupach zawodowych, które pracują w dni wolne, np. zatrudnionych w transporcie, policji, służbie zdrowia, zakładach o ruchu ciągłym, kulturze itd. Podstawową zasadą jest jednakowe traktowanie tych, którzy pracują w niedzielę, i odpowiednie ich wynagradzanie, co najmniej dwuipółkrotnie wyższe niż w dni powszednie. Poza tym praca w niedzielę powinna być w pełni dobrowolna, nie należy też zatrudniać wtedy rodziców małych dzieci. – Całkowity zakaz to nie jest dobry pomysł – mówił przewodniczący OPZZ Jan Guz. – To powinna być dobrowolna decyzja pracowników. Są ludzie, którzy chcą pracować w niedzielę, choćby młodzi wchodzący na rynek pracy albo emeryci, którzy nie mają rodzin. Zamiast zakazu lepiej wprowadzić zasadę, że za pracę w niedzielę pracodawca płaci więcej. A co ze sklepami i stoiskami sezonowymi w ferie czy wakacje? Też mają być zamykane na niedzielę? – pytał Jan Guz.

Od siebie pytamy, co z handlem świątecznym na odpustach parafialnych, okazjonalnych piknikach, zgromadzeniach o charakterze marszów, demonstracji, pikiet, ogólnopolskich akcji charytatywnych? Taki przepis zakazujący czegoś musi mieć sążnisty aneks uwzględniający różne wyłączenia. W sumie – absurd.

Masowe zwolnienia i bankructwa?

Istotnym czynnikiem oceny ustawy o zakazie handlowania w niedzielę byłyby konsekwencje gospodarcze takiej decyzji. Rząd nie dokonał jeszcze takiej kalkulacji, bo ustawa nie przybrała ostatecznej formy. Eksperci ekonomiczni, których niestety w tym wypadku nie można uważać za w pełni obiektywnych, wypowiadają się przeciwko zakazowi. Wspomniany już raport PwC szacuje: spadek zatrudnienia w handlu detalicznym wyniesie co najmniej 36 tys. osób, a spadek obrotów – minimum 9,6 mld zł. Straty skarbu państwa sięgną 1,8 mld zł, w tym 660 mln zł z tytułu podatku VAT i 51,6 mln zł z PIT. Nie wpłyną składki na ubezpieczenie społeczne w wysokości 179 mln zł.

Zdaniem niektórych ekspertów utrata pracy groziłaby co siódmemu zatrudnionemu w handlu, co mogłoby oznaczać redukcję nawet dla 100 tys. osób. Inne prognozy określały liczbę zwolnionych na 35-40 tys. osób, a 70 tys. po dodaniu branż współpracujących z handlem.

Z wyliczeniami ekspertów nie zgadza się główny motorniczy tego projektu Alfred Bujara. Twierdzi on, że w sklepach brakuje personelu.
– Osiem lat kryzysu spowodowało, że pracodawcy zaniżyli koszty osobowe. Dzisiaj jeden pracownik wykonuje czynności, które wcześniej należały do obowiązków trzech osób – argumentuje przewodniczący handlowej Solidarności.

Podobna różnica zdań dotyczyła skutków ekonomicznych ustawy. Autorzy projektu zapewniali, że ograniczenie nie przyniesie spadku obrotów sieci handlowych, a wręcz przeciwnie, wzrosną one o ok. 5%, ponieważ ludzie będą robili zakupy na zapas. Jednak Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji przedstawiła czarny scenariusz, wedle którego zakaz najmocniej uderzy właśnie w sieci handlowe i ich pracowników, ponieważ handel jest kluczowym sektorem polskiej gospodarki, decydującym o powodzeniu wielu innych branż produkcyjnych i usługowych. Zabranie jednej siódmej czasu pracy uderzy nie tylko w sam handel, ale i w te branże. Szacowano np., że sprzedaż konsumencka produktów nieżywnościowych zmaleje od 3% do nawet 12%. Stracą firmy nie tylko handlowe, ale i produkcyjne. Uznano też, że sprzedaż w pozostałe dni tygodnia nie zrekompensuje zakupów dokonywanych w niedzielę, które stanowiły zwykle 20% tygodniowych obrotów. Z powodu niższych obrotów spadnie dynamika wzrostu wynagrodzeń, pogorszą się warunki premiowania i zostaną ograniczone inwestycje w sferę socjalną firm.

Ekspert Konfederacji Lewiatan Jeremi Mordasewicz dostrzegł nawet katastrofę w łańcuchu dostaw, bo skoro w niedzielę miałyby być zamknięte wielkie magazyny, to między sobotą a poniedziałkiem załamałyby się regularne dostawy od producentów. Po każdorazowej takiej przerwie uruchomienie załadunku i rozładunku setek tysięcy kontenerów przynosiłoby dodatkowe koszty.

Mając to wszystko na uwadze, eksperci, dla których sprawa jest już przesądzona, apelowali, by zakaz handlu przynajmniej wprowadzać stopniowo. Na przykład początkowo ograniczać godziny pracy w niedzielę (powiedzmy 8.00-16.00), a dopiero później zastosować pełny zakaz. Inny pomysł zakłada, aby nie robić od razu zakazu dla 45 niedziel w roku, ale za pierwszym razem „uwolnić od handlu” tylko kilka, w następnym roku kolejne itd.

Nowa świecka tradycja

A co sądzą rodacy o pomyśle zaniechania niedzielnej sprzedaży? Z sondażu Millward Brown dla „Faktów” TVN oraz TVN 24 wynika, że 53% Polaków nie popiera wprowadzenia zakazu. Za jego wprowadzeniem jest 39%. Zdania w tej sprawie nie ma 8% badanych. Zbliżone wyniki przyniósł sondaż TNS na zlecenie Konfederacji Lewiatan. W nim również 39% respondentów poparło pomysł zakazu handlu w niedzielę, 46% było temu przeciwnych. Najświeższy, listopadowy sondaż SW Research ujawnia, że poglądy w tej kwestii są równo podzielone: zwolenników i przeciwników jest po ok. 40%, a 20% nie ma zdania. Za zakazem są mieszkańcy wsi i miasteczek, przeciw – mieszkańcy większych miast.

Widać więc, że projekt zakazu handlowania w niedzielę mocno podzielił Polaków. Jedni podkreślają, że niedziela jest dniem odpoczynku i trzeba uszanować tradycję, a rodzice powinni ten dzień spędzać z dziećmi. Drudzy tłumaczą, że handel jest usługą dla ludności i biją na alarm, że skutkiem ustawy będzie utrata pracy przez pracowników handlu i usług. Zarówno argumenty o tradycji siedzenia w domu, jak i o katastrofie gospodarczej, którą przyniesie zakaz, można obalić przeciwnymi argumentami.

Faktem jest, że Polacy to jeden z najbardziej zapracowanych narodów. Według Eurostatu pracujemy o cztery godziny dłużej niż Francuzi i o sześć godzin dłużej niż Niemcy, w związku z czym mamy mniej czasu na zakupy w tygodniu. Pozostają weekendy. Są też takie artykuły, których nabycie wymaga dłuższego zastanowienia się, rodzinnej narady. Kiedy to zrobić, jeśli nie w czasie wolnym? Można sobie wyobrazić tłok w sklepach, jeśli wszystko trzeba będzie kupić w sobotę. Faktem jest też, że zwłaszcza w dużych miastach niedzielne wyjście do galerii handlowej stało się sposobem spędzania czasu. Do centrum handlowego idzie się całą rodziną – do kina, na lody i przy okazji na zakupy.

Z drugiej strony wiadomo, że człowiek doskonale się adaptuje do zmiennych warunków życia. Zakaz handlu w niedzielę uruchomi zapewne coś w zamian. Miejsce sklepowych eskapad zajmą inne formy aktywności – sport, turystyka, czytelnictwo, hazard, spotkania towarzyskie itd., ale taka sytuacja zbliży nas też trochę do państwa autorytarnego bądź wyznaniowego, gdzie różnych zakazów bywa sporo. Spójrzmy, czy czasem nie szykują się kolejne ograniczenia, np. zakaz niektórych zgromadzeń i demonstracji, zakaz studiowania na kilku kierunkach, zakaz jazdy na rowerze po chodniku itd. Może jednak lepiej byśmy się czuli, gdyby zamiast ograniczeń i regulacji były swobody i przyzwolenia?


W tej chwili zakaz handlu obejmuje 13 dni świątecznych: 1 stycznia – Nowy Rok, 6 stycznia – Trzech Króli, dwa dni Wielkanocy, 1 maja – Święto Pracy, 3 maja – Święto Narodowe Trzeciego Maja, pierwszy dzień Zielonych Świątek, Boże Ciało, 15 sierpnia – Wniebowzięcie NMP, 1 listopada – Wszystkich Świętych, 11 listopada – Narodowe Święto Niepodległości, 2526 grudnia – Boże Narodzenie.


Zakaz handlu za granicą
Argumentów za i przeciw szukano także za granicą. Tak popularne w kręgach władzy Węgry po przejściowym zakazie handlu w niedzielę zrezygnowały już z tego pomysłu z powodów społecznych i ekonomicznych. Z drugiej strony w wielu krajach Europy Zachodniej, m.in. w Austrii, Niemczech, Francji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Belgii czy Danii, nie ma niedzielnych, masowych zakupów. – U nich te ograniczenia jakoś nie spowodowały, że sklepy masowo bankrutują, a ich pracownicy są wyrzucani na bruk. Obywatele Niemiec czy Austrii nie umierają w niedzielę z głodu i pragnienia. Życie toczy się tam zupełnie normalnie, mimo że większość sklepów w niedzielę jest zamknięta – zapewnia Alfred Bujara. Jeremi Mordasewicz twierdzi jednak, że większość krajów Unii Europejskiej (19 z 28 państw członkowskich, w tym wszystkie nowe) nie ma nic przeciwko niedzielnym zakupom. Nie tylko na Węgrzech, ale też w Danii, Finlandii, FrancjiHiszpanii odchodzi się od zakazu albo wyraźnie go łagodzi, bo policzono, że to po prostu się opłaca.

Wydanie: 2016, 49/2016

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy