Tabu na talerzu

Tabu na talerzu

W Indiach szykowanie potraw to świętość. Istotne jest, co się je oraz kto i jak robi jedzenie – Siostro! Pomóż mi dziś, a jutro cię nie zapomnę. – Uśmiecha się błagalnie i czeka. Lekko pochylony, ze skurczonymi ramionami, prosi całym ciałem. Jest teraz jedyną nieruchomą postacią na zatłoczonym chodniku, waży się jego los. – Zdobyłem ryż, ale potrzebujemy warzyw. Oni od dawna jedzą tylko dal (sos z soczewicy lub grochu). Przesuwa się o krok i odsłania dwóch chłopców. Stoją ramię w ramię i kołyszą się lekko, próbując wspólnie utrzymać dużą torbę ryżu. Przestawiają bose stopy na chodniku za każdym razem, gdy ktoś ich potrąca. Niczym boja uporczywie wracają na miejsce, z którego zostali zepchnięci. Zaciskają palce na torbie i wpatrują się w tatę. Skołowani rozpoznają tylko jego. Są w mieście od kilkunastu dni, przyjechali ze wsi. – Trudno o pracę, siostro. Może masz dla mnie jakieś zajęcie? Przybiegł tu z nimi z naprzeciwka, przeciskając się między samochodami. Osłaniał dzieci ręką, jakby wyprostowane ramię i machająca dłoń mogły zatrzymać zderzaki i maski. A jednak – rozgrzane maszyny hamowały, prawie dotykając chłopięcych ciał. Gdy dotarli na chodnik, wcisnął im torbę i przypędził tutaj. Tej szansy nie może zmarnować. – Targ jest blisko, siostro. Warzywa niedrogie. Stara się być pogodny. Już się nauczył, że biali wolą pomagać uśmiechniętym. Lubią czuć, że dając pieniądze, naprawiają świat. Nie wolno ujawniać przed nimi beznadziei, bo się zniechęcą. Dlatego nie mówi, że są głodni ani że mieszkają za rogiem, pod plandeką, z pledem i dwoma garnkami. Zamiast tego przykłada dłoń do czoła i zapewnia: – Bogowie ci to wynagrodzą. * Nawet najpotężniejsze indyjskie partie, żeby wygrać wybory, muszą obiecywać rolnikom darmowe dostawy ryżu. Ludzie, którzy pracują na polach, po kolana w wodzie, przesadzając zielone pęczki, nie mają co jeść. Wielu z nich to pracownicy najemni. Uprawiają cudzą ziemię, zapożyczają się, żeby kupić nasiona i nawozy, a plony ledwo wystarczają na to, by przeżyć. Dobry monsun oznacza, że nie będą głodować. Słabe deszcze i susza są śmiertelnym zagrożeniem. Raz po raz przez indyjskie wsie przetacza się fala samobójstw. Ojcowie wplątani w sieć pożyczek wieszają się albo piją koktajl z pestycydów. Mają nadzieję, że rządowe odszkodowanie pozwoli przetrwać ich żonom i dzieciom. Dziś już nie mówi się w Indiach o wielkim głodzie ani śmierci głodowej jako problemie społecznym. Najstraszliwsze były pierwsze lata niepodległości: masy imigrantów, przeludnione miasta, zacofane wsie. Wielkie socjalistyczne plany i liczone w milionach ludzkie tragedie tworzyły opowieść o światowym centrum głodu, trądu i ubóstwa. Indie były wychudzonym żebrakiem wyciągającym puste dłonie. Nowe niepodległe państwo budowało fabryki, ale nie potrafiło wykarmić ich pracowników. Anachroniczne wsie nie nadążały za industrializacją, ceny żywności rosły, wielki rolniczy subkontynent musiał sprowadzać ziarna ze Stanów Zjednoczonych. W krytycznym momencie, który przypadł na połowę lat 60. XX w., Hindusi importowali 10 mln ton nasion. Dwie wojny – z Pakistanem i Chinami – dodatkowo pogorszyły sytuację. Państwo znalazło się na krawędzi klęski głodowej. I wtedy wydarzył się cud zielonej rewolucji. Premier Lal Bahadur Shastri, a po nim Indira Gandhi robili wszystko, by uniezależnić kraj od zagranicznych dostaw. Na polach obrabianych dotąd przez pługi i szare woły pojawiły się wysokiej jakości ziarna, nawozy chemiczne, pestycydy, pompy, traktory i kombajny. Senne wioski nagle obudziły się w erze nowoczesnej edukacji rolniczej i pożyczek rządowych. Już pod koniec lat 60. Indie nie potrzebowały pomocy innych krajów, aby poradzić sobie z niszczącymi suszami. Zielona rewolucja bezpowrotnie je zmieniła i była uznawana za największy sukces gospodarczy kraju aż do 1991 r., czyli do reform finansowych i otwarcia wolnego rynku. Dziś ma wielu krytyków – uchodzi za modelowy przykład tego, jak modernizacja może zniszczyć tradycyjne uprawy i wyjałowić gleby. Dziś zamiast głodu Indie mają inny problem – niedożywienie. Pojawiła się łagodniejsza kategoria, tym trwalsza, że nie wszczyna alarmu. Wielu Hindusów je akurat tyle, by przetrwać. Ale nie dość, aby uchronić się przed infekcjami i chorobami, które skracają życie. Głód oszukiwany mało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 18/2022, 2022

Kategorie: Obserwacje