Tag "zdrowie psychiczne"

Powrót na stronę główną
Psychologia Wywiady

Depresja rodzaju męskiego

Dla wielu mężczyzn powiedzenie: „Mam depresję” to jak przyznanie się do porażki

Dr n. med. Robert Kowalczyk,
seksuolog i psychoterapeuta

Dr n. med. Piotr Paweł Świniarski,
urolog, androlog i lekarz medycyny seksualnej

Znalazłem statystyki, które naprawdę mnie poruszyły. W 2024 r. w Polsce życie odebrało sobie 4845 osób – aż 4088 z nich to mężczyźni (dane Komendy Głównej Policji). Z kolei dane NFZ pokazują, że w 2023 r. zaburzenia depresyjne nawracające zdiagnozowano u 91 tys. osób, z czego ponad 77% stanowiły kobiety. Jak to rozumiecie? Kobiety chorują na depresję, ale to mężczyźni odbierają sobie życie?

Dr Robert Kowalczyk: Myślę, że ten rozdźwięk bierze się przede wszystkim stąd, że wielu mężczyzn przeżywa depresję, ale jej nie diagnozuje u specjalisty. A to z kolei wynika głównie z faktu, że mężczyźni rzadziej mówią o swoich emocjach. Często sami przed sobą ukrywają, że coś jest nie tak. Rzadziej też chodzą do lekarza, więc depresja po prostu nie zostaje rozpoznana. A przecież brak diagnozy nie oznacza, że problemu nie ma.

Druga sprawa, mężczyźni rzadziej niż kobiety poszukają w tym obszarze pomocy. Nie dzielą się problemami ani z bliskimi, ani ze specjalistami. Bo przecież mają być twardzi, radzić sobie sami. Trzecia rzecz to kwestia tego, jak mężczyźni przeżywają depresję. Mężczyzna rzadko powie: „Jest mi smutno”. Zamiast tego pojawia się drażliwość, złość, ucieczka w alkohol, uzależnienia, ryzyko. Zachowania, które maskują prawdziwe emocje.

Gdybyśmy spróbowali wyobrazić sobie osobę w depresji, pewnie zobaczylibyśmy kogoś skulonego pod kocem. A nie faceta, który pędzi autem 200 na godzinę.

RK: W mediach depresja rzeczywiście przedstawiana jest jako bierność, smutek, zamknięcie w sobie. Ale ten obraz to tylko część prawdy, bo u niektórych osób, częściej właśnie mężczyzn, pojawia się wzrost skłonności do zachowań ryzykownych. Takie, o których słucham w gabinecie, to m.in. właśnie szybka jazda samochodem, ale też sięganie po alkohol czy substancje psychoaktywne.

Ale dla mnie najciekawsze jest to, jak depresja zawęża świat. To nawet nie jest metafora, tylko całkiem dosłownie rzeczywistość osoby w depresji zaczyna się kurczyć. Znajomi się wykruszają, świat wartości ograniczony zostaje do jednej idei, jednego rozwiązania. A tym rozwiązaniem w najtrudniejszych momentach może wydawać się śmierć jako jedyny sposób na rzekome odzyskanie kontroli. Bo to jest właśnie dramat śmiertelnej choroby, jaką jest depresja: człowiek zaczyna wierzyć, że jedyną decyzją, jaką jeszcze może podjąć, jest decyzja o własnym życiu i śmierci.

Dr. Piotr Paweł Świniarski: Często obserwujemy też objawy somatyczne: bóle głowy, kręgosłupa, chroniczne zmęczenie. Wtedy pacjent krąży od specjalisty do specjalisty, szukając fizycznego wyjaśnienia. Dobrze, jeśli w końcu trafi na lekarza, który powie: „A może warto też przyjrzeć się temu od strony psychicznej?”. A to nie jest takie oczywiste, bo gdy bolą plecy, szukamy neurologa czy rehabilitanta, nie psychologa.

Rozumiem, że jak się uderzę w rękę, boli mnie ręka. Ale że jest mi smutno i z tego powodu bolą mnie plecy?

PPŚ: Przypomnij sobie sytuację, kiedy miałeś przed sobą ważny egzamin albo stresującą rozmowę. Pociły ci się dłonie? Czułeś ścisk w żołądku albo ból głowy z napięcia? No właśnie, czyli doświadczyłeś fizycznych objawów emocji. Właśnie to nazywamy somatyzacją.

RK: Za różnymi bólami i fizycznym dyskomfortem związanym z depresją stoją dwa mechanizmy. Pierwszy jest czysto biologiczny – w depresji zmienia się działanie neuroprzekaźników, takich jak serotonina czy noradrenalina, a to może wpływać na odczuwanie bólu czy ogólne zaburzenia czucia. Drugi to mechanizm psychologiczny. Kiedy nie potrafimy wyrazić emocji, ciało robi to za nas. Ból może być formą komunikatu, zastępczym językiem emocji, których nie dopuszczamy do siebie.

Czyli ktoś może mieć np. wysypkę na plecach i ona też może mieć związek z depresją?

RK: Właśnie tak. Skóra reaguje na stres i napięcie. Nie każda wysypka czy ból pleców to dolegliwości psychogenne, ale w niektórych przypadkach, szczególnie przy braku innej przyczyny, warto rozważyć związek z przewlekłym stresem lub depresją. W seksuologii mamy mnóstwo takich przykładów. Pacjent przychodzi i mówi: „Nie mam erekcji, coś się dzieje z moim ciałem”. A my zaczynamy rozmawiać i okazuje się, że to nie jakiś radykalny spadek testosteronu, tylko przewlekłe napięcie, stres, lęk.

Ale jest jeszcze coś, co wynika często z naszego wychowania. W wielu rodzinach, nie tylko w Polsce, ból fizyczny jest bardziej akceptowalny niż ból psychiczny. Jak powiesz, że boli cię noga, ludzie się zatroszczą. Jak powiesz, że masz depresję, usłyszysz, że wymyślasz. Mimo licznych kampanii społecznych dotyczących zaburzeń nastroju zmiana w tym zakresie zachodzi niezwykle wolno.

Jeśli ktoś w rodzinie stale funkcjonował wokół swoich dolegliwości, takich jak migreny czy ból kręgosłupa, całe życie rodzinne mogło się toczyć wokół tej jednej osoby. Takie wzorce lubią się utrwalać. Ból somatyczny staje się językiem cierpienia. Czasem jedynym, na który otoczenie naprawdę reaguje.

Czy męska depresja różni się czymś od kobiecej? Przecież to jedna i ta sama jednostka chorobowa.

PPŚ: Z punktu widzenia medycyny depresja to konkretna diagnoza, wspólna dla wszystkich. Ale objawy mogą wyglądać zupełnie inaczej u mężczyzn i kobiet. Inaczej socjalizuje się chłopców, a inaczej dziewczynki, dlatego później mamy inny stosunek do emocji, inny sposób przeżywania trudnych stanów. W gabinecie widzę bogaty repertuar ucieczek,

Fragmenty książki dr. Roberta Kowalczyka, Dawida Krawczyka i dr. Piotra Pawła Świniarskiego, Męska rzecz. Wszystko co mężczyzna musi wiedzieć, by żyć długo i aktywnie, Znak Literanova, Kraków 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Zdrowie

Wąsy, które ratują życie

Movember w Polsce. Od modnego gestu do rewolucji społecznej

Pod koniec października miłośnicy futbolu zobaczyli w sieci krótki film z udziałem Roberta Lewandowskiego. Wąsaty kapitan naszej reprezentacji i gwiazda FC Barcelony zachęcał do profilaktycznych badań jąder i prostaty. „Trwają kilka minut, a mogą uratować życie. Zrób to dla siebie, zrób to dla swoich bliskich. Bo silny mężczyzna to taki, który nie boi się zadbać o swoje zdrowie”, mówił Lewy. Wraz z nim w materiale będącym częścią międzynarodowej kampanii społecznej Movember, promującej profilaktykę raka prostaty, raka jąder oraz zdrowia psychicznego mężczyzn, wystąpili piłkarz Jakub Błaszczykowski, indywidualny mistrz świata w żużlu Bartosz Zmarzlik, siatkarze Bartosz Kurek i Tomasz Fornal, dyskobol Piotr Małachowski, aktor Borys Szyc oraz prezydent Karol Nawrocki.

Listopad jest miesiącem, w którym dziesiątki tysięcy mężczyzn na świecie zapuszczają wąsy na znak troski o zdrowie, zachęcając do profilaktyki, która może uratować życie. Bo wąsy w kampanii społecznej Movember, która od 2003 r. stara się zmieniać oblicze męskiego zdrowia, mają przełamywać tabu i zachęcać do rozmów o tym, o czym panowie zazwyczaj wolą milczeć.

Pomysł australijskich piwoszy

Wszystko zaczęło się w Adelajdzie, stolicy stanu Australia Południowa, położonej nad Zatoką Świętego Wincentego. W 1999 r. kilku młodych mężczyzn wpadło przy piwie na pomysł, by połączyć w jedno słowa moustache (wąsy) i November (listopad) i stworzyć nową tradycję. Chodziło im o zebranie funduszy dla organizacji Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals zajmującej się ochroną zwierząt przed okrucieństwem. Pieniądze zbierali, sprzedając koszulki z hasłem: Growing whiskers for whiskers, w swobodnym tłumaczeniu: Zapuszczamy wąsy dla tych z wąsami. Mimo że w akcji wzięło udział ok. 80 mężczyzn, szybko zyskała ona rozgłos w całej Australii.

W 2003 r. dwaj inni Australijczycy, tym razem z Melbourne – Luke Slattery i Travis Garone – postanowili rozwinąć pomysł miłośników piwa i zwierząt z Adelajdy. Cel jednak był o wiele poważniejszy. Luke i Travis poprosili znajomych, by podjęli wyzwanie – każdy miał zapuścić wąsy, wpłacić 10 dol. australijskich i zachęcić kumpli do przyłączenia się. Zgromadzone środki miały trafić do organizacji wspierającej badania nad rakiem prostaty. Rok później w Melbourne powstała Movember Foundation – organizacja charytatywna, która kampanii społecznej rodem z pubu nadała międzynarodowy zasięg.

Początkowo, by zwrócić uwagę na problem raka prostaty i depresji wśród mieszkańców ziemi Krokodyla Dundee, wąsy zapuściło zaledwie 30 panów. Rok później było ich prawie 500. Udało im się zebrać ponad 40 tys. dol. australijskich dla Prostate Cancer Foundation of Australia.

W kolejnych latach kampania Movember rozprzestrzeniła się na inne kraje. W 2007 r. zorganizowano ją w Irlandii, Kanadzie, Czechach, Danii, Salwadorze, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Izraelu i RPA, na Tajwanie i w Stanach Zjednoczonych. W 2011 r. największym darczyńcą w jej ramach była Kanada.

Do tej pory Movember Foundation zebrała ok. 837 mln dol. i sfinansowała przeszło 1,2 tys. projektów w ponad 20 krajach. Uważana jest za jedną ze 100 najlepszych organizacji pozarządowych na świecie.

To też przykład, jak czyjś prosty pomysł może się przerodzić w globalny ruch społeczny.

W Polsce Movember

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Wywiady Zdrowie

Czy hałas nas zabija?

Długi kontakt z głośnymi dźwiękami negatywnie wpływa na zdrowie

Dr Dorota Kalka – psycholożka, seksuolożka, kierowniczka Zakładu Psychologii Wspomagania Rozwoju na Uniwersytecie SWPS w Sopocie.

Dr Dorota Kalka zajmuje się psychologią wspomagania rozwoju człowieka z uwzględnieniem obszaru zdrowia, w tym psychoseksualnego, a także psychologią kliniczną dzieci i młodzieży. Interesuje się jakością życia dzieci z zaburzeniami rozwojowymi, bada czynniki istotne dla dobrostanu człowieka. Jest współautorką kilkunastu metod diagnostycznych stosowanych w poradniach psychologiczno-pedagogicznych w całej Polsce.

 

Jak długotrwała ekspozycja na hałas wpływa na psychikę człowieka?
– Hałas miejski – nadmierny poziom dźwięków pochodzących głównie z transportu, działalności przemysłowej i społecznej w miastach – obok zanieczyszczeń powietrza jest jednym z głównych czynników środowiskowych negatywnie oddziałujących na nasz rozwój i zdrowie. Zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Dane Europejskiej Agencji Środowiska pokazują, że ponad 20% populacji Unii Europejskiej jest narażone na długotrwały hałas transportowy przekraczający poziom uznawany przez WHO za szkodliwy, 55 dB Lden (Lden, day-evening-night noise level, oznacza poziom hałasu w ciągu całej doby – przyp. red.).

Czyli nie chodzi wyłącznie o utratę słuchu?
– Według badań długotrwała ekspozycja na hałas miejski zwiększa ryzyko nadciśnienia tętniczego, chorób sercowo-naczyniowych oraz zaburzeń snu, które wtórnie prowadzą do obniżenia ogólnej kondycji zdrowotnej. Warto dodać, że nawet niskie poziomy hałasu nocnego (większe lub równe 40 dB) nasilają fragmentację snu, obniżają jakość regeneracji i sprzyjają zmęczeniu psychicznemu. Hałas oddziałuje również na zdrowie psychiczne. Podnosi poziom stresu i drażliwości oraz zwiększa ryzyko zaburzeń nastroju, w tym depresji i lęku. Mechanizmem leżącym u podstaw tych efektów jest m.in. aktywacja osi podwzgórze-przysadka-nadnercza i zwiększone wydzielanie kortyzolu. W dłuższej perspektywie może to prowadzić do wyczerpania zasobów psychicznych i somatycznych organizmu.

Gdy długo siedzę w głośnym miejscu, czuję irytację.
– Tak może być w wyniku przebywania w głośnym miejscu. Szczególnie istotnym skutkiem ekspozycji na hałas jest zjawisko tzw. irytacji hałasowej (noise annoyance), które wiąże się z poczuciem stałego przeciążenia bodźcami i ograniczoną możliwością regeneracji. Prowadzi ono do obniżenia jakości życia, pogorszenia samopoczucia oraz trudności w funkcjonowaniu poznawczym. Badania populacyjne wskazują, że mieszkańcy obszarów o wysokim natężeniu hałasu transportowego częściej zgłaszają bezsenność, przewlekłe zmęczenie, problemy z koncentracją oraz podwyższony poziom lęku. Ponadto zarówno dzieci, jak i dorośli narażeni na hałas miejski osiągają gorsze wyniki w testach poznawczych. Sugeruje to jego negatywny wpływ na zdolność do koncentracji, pamięć roboczą i ogólną zdolność uczenia się.

Jak hałas wpływa na rozwój dziecka, powiedzmy mieszkającego w dużym ośrodku miejskim powyżej 100 tys. mieszkańców?
– Dzieci dorastające w takich miastach jak Gdańsk, Warszawa czy Wrocław codziennie stykają się z podwyższonym poziomem hałasu. Źródłem są głównie ruch uliczny, komunikacja publiczna, a także liczne budowy. Dźwięki te mogą się wydawać elementem naturalnego pejzażu miasta, jednak badania jasno pokazują, że mają one poważne konsekwencje dla zdrowia i rozwoju najmłodszych. Hałas ma wielowymiarowy, negatywny wpływ na rozwój dzieci – są one szczególnie wrażliwą grupą w porównaniu z dorosłymi, ponieważ ich układ nerwowy znajduje się w fazie intensywnego rozwoju, a zdolności adaptacyjne są ograniczone.

Czyli dzieci potrzebują do prawidłowego rozwoju ciszy?
– Uważam, że dla rozwoju istotne jest to, co umiarkowane, dzieci potrzebują różnorodności, ale ciągłe przebywanie w hałasie nie sprzyja rozwojowi. Hałas maskuje sygnały mowy, co utrudnia dzieciom rozwój fonologiczny i percepcję językową, prowadząc do opóźnień w rozwoju językowym. Badanie przeprowadzone na grupie dzieci w wieku od 22 do 30 miesięcy wykazało, że jedynie te, które przebywały w cichym otoczeniu, bez rozmów w tle, efektywnie zapamiętywały nowe słowa. U dzieci hałas wywołuje reakcję stresową – podnosi poziom kortyzolu i adrenaliny. Konsekwencje to chroniczne zmęczenie, problemy ze snem oraz obniżenie koncentracji. Co w praktyce oznacza trudności w nauce, gorsze samopoczucie psychiczne i większą podatność na rozdrażnienie.

Na lekcjach w szkole jest cisza.
– I tutaj mamy paradoks, bo hałas w szkołach okazuje się szczególnie niebezpieczny. Na lekcjach z założenia panuje cisza, która jednak ustępuje hałasowi w czasie przerw. Badania wykazały, że nie sam średni poziom hałasu, lecz jego zmienność i nagłe skoki mają najgorszy wpływ na rozwój poznawczy – pamięć roboczą, uwagę i zdolność uczenia się. Dzieci uczęszczające

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Zakażmy telefonów w szkołach

Smartfony to problemy z koncentracją, cyberprzemoc oraz negatywny wpływ na relacje społeczne

Podczas gdy kolejne kraje europejskie wprowadzają zakaz korzystania ze smartfonów w szkołach, polscy politycy dopiero się nad tym zastanawiają. Niesmak budzi nie tempo rozważań, lecz sam styl przepychanki. Większość polityków jest co do zasady za zakazaniem używania komórek w szkołach (chociaż warto się przyjrzeć, jak szybko Ministerstwo Edukacji Narodowej przeszło od „i tak 60% szkół już zakazało, a my wolimy zostawić to w gestii społeczności szkolnych” do „pracujemy nad ustawą”). Osią sporów jest polityczne pierwszeństwo i możliwość powiedzenia, że zakaz smartfonów to nasza zasługa. MEN chce wejść w paradę marszałkowi Szymonowi Hołowni. Jak zwykle na ostatnim miejscu są dzieci. A czas ma znaczenie, co pokazują liczne badania i pozytywne dane płynące z krajów, które już zakazały korzystania z komórek w szkołach.

W stronę Zachodu

Te kraje to chociażby Francja, Norwegia, Grecja, Włochy czy Portugalia. Poza Europą podobne ograniczenia obowiązują w Brazylii, Australii i Nowej Zelandii oraz w ponad 20 stanach USA. Dotyczą zwłaszcza szkół podstawowych i gimnazjów, ale w wielu przypadkach również szkół średnich.

Francja zdecydowała się na ograniczenie smartfonów, smartwatchów czy tabletów na terenie szkół podstawowych i średnich już w 2018 r. Złamanie zakazu grozi konfiskatą sprzętu do końca dnia, nakazem pozostania w szkole dłużej lub dodatkowymi pracami domowymi. W przypadku nagminnego łamania zakazu uczeń może zostać nawet relegowany. Mimo tak ostrych ograniczeń zakaz nie wywołał kontrowersji ze względu na drastyczne przypadki rówieśniczej cyberprzemocy. Obecnie Francuzi sprawdzają nowy sposób na ograniczenie elektroniki w szkole. Testuje się tam pause numérique – rozwiązanie, które zakłada oddanie urządzeń na czas pobytu w szkole przez niemal 50 tys. uczniów. Celem jest nie tylko cisza na lekcji, ale też budowanie uważności i zdrowych relacji rówieśniczych.

O krok dalej poszła Belgia – tam w ponad 370 placówkach (region Walonii i Brukseli) uczniowie oddają telefony do depozytów lub zamykanych szafek już od przedszkola.

W grudniu 2022 r. włoskie ministerstwo oświaty wprowadziło zakaz używania telefonów komórkowych podczas zajęć lekcyjnych w szkołach podstawowych. Po trzech latach we Włoszech wprowadzany jest taki sam zakaz dotyczący szkół średnich.

Rząd Portugalii zatwierdził na początku lipca tego roku zakaz korzystania przez uczniów ze smartfonów w szkołach podstawowych oraz gimnazjach. „Dekret rządu został podyktowany dobrymi wynikami uczniów szkół, w których w ostatnich latach obowiązywał zakaz korzystania z telefonów komórkowych”, tłumaczył premier Luís Montenegro. Restrykcje zaczną obowiązywać z początkiem nowego roku szkolnego, czyli w połowie września.

W kolejnych państwach smartfon w szkole staje się synonimem rozproszenia. Ograniczanie używania tego typu urządzeń jest zaś sposobem na odbudowę uwagi i relacji oraz polepszenie jakości nauki. W Wielkiej Brytanii i Norwegii, które jako jedne z pierwszych zdecydowały się na bardziej rygorystyczne traktowanie telefonów w szkołach, widać wyraźną poprawę wyników egzaminów. Największy skok odnotowano wśród uczniów, którzy wcześniej mieli najsłabsze wyniki. Spektakularne są jednak dopiero dane dotyczące zdrowia psychicznego i bezpieczeństwa. W norweskich szkołach po wprowadzeniu

k.wawrzyniak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Promocja

Jak codzienna rutyna wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne?

Materiał partnera Przede wszystkim rutyna ma ogromny wpływ na zdrowie psychiczne oraz fizyczne. Wprowadza w życie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Zwróć więc uwagę na to, jak organizujesz swój dzień! Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć na ten temat! Codzienna rutyna

Promocja

Psychiatra – czym się różni od psychologa i kiedy warto do niego iść?

Artykuł sponsorowany Dobrostan psychiczny to stan, który pozwala nam na codziennie funkcjonowanie bez nadmiernego stresu czy lęku oraz natłoku negatywnych myśli. Niestety współczesny tryb życia wielu osób wystawia ich zdrowie psychiczne na takie właśnie zagrożenia. Nic dziwnego,

Felietony Tomasz Jastrun

Siekiera i skalpel

Badania nastolatków mówią, że „spada u nich poczucie szczęścia. Coraz więcej młodych wskazuje szkołę i rodzinę jako źródła negatywnych emocji”. A przecież nigdy jeszcze młodzi nie mieli tylu atrakcji i możliwości co teraz. Ale też nigdy nie było tak wiele rywalizacji, porównywania, zaszczuwania się w internecie, tyle presji na posiadanie. Apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia, niebywale obżeramy się pokarmem i rzeczami. Szczęście mieszka głównie w celebracji mijającego czasu, a na to właśnie nie mamy czasu.

Patrzę na swoich synków, bardzo, ale to bardzo chcą mieć dużo pieniędzy, bo tyle jest wokół rzeczy, które można kupić. Dlatego Franek marzy o jakiejś pracy, a ma 14 lat. Ma różne pomysły, jak zarobić, ostatni to plantacja marihuany. Ale jemu pasje przyrastają co miesiąc, ze starych nie rezygnuje, więc to wszystko mu się nie mieści w jednej głowie.

Mam Franiowi opowiedzieć o Polsce Ludowej, potrzebuje tego na lekcje historii. Okazuje się, że to karkołomnie trudne zadanie, jąkam się, wikłam, irytuje mnie moja bezradność, złoszczę się na siebie i na niego. Pewnie gdybym miał wykład w dużej sali dla dorosłych, radziłbym sobie lepiej. Dla niego Polska Ludowa to odległa planeta, coś niepojętego. To dlaczego żeście się nie zbuntowali, pyta. Tłumaczę mu, że jak się siedzi w więzieniu, bunt bywa niemożliwy lub nieskuteczny.

Salon literacki w ładnym domu, ta willowa dzielnica jest nazywana „Pod skocznią”. Stała tu metalowa skocznia narciarska, nieco przypominająca małą wieżę Eiffla. Świetnie ją pamiętam, chyba nasza wolność ją zjadła. A obok dom gen. Jaruzelskiego, brzydkie pudełko. Napisałem niedawno na blogu, że chętnie wypiłbym kawę z generałem, a na Kaczyńskiego kawę tylko bym mógł wylać. Mój przyjaciel z Toronto, teraz w argentyńskiej Patagonii, ale

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Psychologia

Samotność boli

Czy spędzacie czas z ludźmi, na których najbardziej wam zależy?

Gdy ktoś jest samotny, odczuwa ból. Nie tylko metaforycznie. Samotność oddziałuje fizycznie na nasze ciało. Wiąże się ze zwiększoną wrażliwością na ból, osłabieniem układu odpornościowego i funkcji mózgu, a także z mniej produktywnym snem, co sprawia, że osoba samotna staje się jeszcze bardziej zmęczona i rozdrażniona. Ostatnie badania pokazały, że w przypadku ludzi starszych samotność jest dwa razy bardziej niezdrowa niż otyłość, a chroniczna samotność zwiększa prawdopodobieństwo śmierci o 26%.

Przeprowadzone niedawno w Wielkiej Brytanii Environmental Risk Longitudinal Twin Study (Badanie nad ryzykiem środowiskowym w rozwoju bliźniąt) wykazało, że istnieje związek pomiędzy poczuciem samotności a gorszym stanem zdrowia i higieny wśród osób wkraczających w dorosłość. To wciąż trwające badanie obejmuje ponad 2,2 tys. osób urodzonych w latach 1994 i 1995 w Anglii i Walii. Kiedy uczestnicy badania skończyli 18 lat, zapytano ich, w jakim stopniu czują się samotni. U osób deklarujących głębsze poczucie osamotnienia zachodzi większe prawdopodobieństwo wystąpienia problemów natury psychicznej, zachowań ryzykownych dla zdrowia fizycznego i stosowania bardziej negatywnych strategii radzenia sobie ze stresem.

Dodajmy do tego, że przez współczesne społeczeństwa przetacza się właśnie potężna fala samotności i mamy poważny problem. Najnowsze statystyki powinny brzmieć dla nas alarmująco. W badaniu przeprowadzonym w internecie na grupie 55 tys. respondentów z całego świata jedna na trzy osoby, niezależnie od wieku, stwierdziła, że często czuje się samotna. Najbardziej dotkniętą samotnością grupą były osoby w wieku od 16 do 24 lat, z której 40% przyznało, że czuje się samotnie „często lub bardzo często”.

W Wielkiej Brytanii ekonomiczne koszty samotności – wynikające z tego, że ludzie samotni są mniej produktywni i bardziej skłonni do zmiany pracy – szacowane są na ponad 2,5 mld funtów (ok. 3,4 mld dol.) rocznie i doprowadziły do utworzenia ministerstwa do spraw samotności. W Japonii 32% badanych spodziewało się, że przez większość nadchodzącego 2020 r. będą czuli się samotni. Z badania przeprowadzonego w 2018 r. w Stanach Zjednoczonych wynikało, że trzech na czterech dorosłych poczucie osamotnienia dotyka w stopniu umiarkowanym bądź wysokim. Gdy piszemy te słowa, wciąż trwają jeszcze badania nad długofalowymi skutkami pandemii COVID-19, która oddaliła ludzi od siebie na niespotykaną wcześniej skalę i sprawiła, że wielu z nas poczuło się tak bardzo osamotnionych, jak nigdy dotąd. Szacuje się, że ok. 162 tys. zgonów w 2020 r. można przypisać przyczynom wynikającym ze społecznej izolacji.

Zapanowanie nad epidemią samotności jest dość trudne, ponieważ to, co sprawia, że jedna osoba czuje się osamotniona, na drugą może nie mieć najmniejszego wpływu. Nie możemy całkowicie polegać na łatwych do zaobserwowania wskaźnikach, takich jak to, czy ktoś mieszka samemu, ponieważ samotność to doznanie subiektywne. Ktoś może żyć z bliską osobą i mieć tylu przyjaciół, że trudno zliczyć, lecz mimo tego czuć się samotny. Tymczasem ktoś inny może mieszkać sam i utrzymywać bliskie kontakty wyłącznie z kilkoma osobami, a mimo tego odczuwać silną więź z otoczeniem. Obiektywne fakty na temat czyjegoś życia nie wystarczą, żeby wyjaśnić, dlaczego ta osoba jest samotna. (…) Ale skoro samotność to doznanie subiektywne, w jaki sposób może być szkodliwa dla naszego zdrowia fizycznego?

Odpowiedź na to pytanie stanie się łatwiejsza, jeśli zrozumiemy biologiczne przyczyny tego problemu. Biologiczne procesy skłaniające nas do zachowań społecznych służą temu, żeby nas chronić, a nie nam szkodzić. Gdy czujemy się odizolowani od innych

Fragmenty książki Marca Schulza i Roberta Waldingera Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem, tłum. Mariusz Gądek, Znak Literanova, Kraków 2025

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne

Nie tylko smutek. Jak wygląda depresja u dzieci, kobiet i mężczyzn?

Depresja niejedno ma imię – to złożone zaburzenie zdrowia psychicznego występujące niezależnie od płci czy wieku. Obraz depresji może jednak różnić się w zależności od grupy demograficznej. Czy depresja manifestuje się inaczej u dzieci, kobiet i mężczyzn? Jeśli tak,

Andrzej Szahaj Felietony

Brawo Australia!

Wreszcie ktoś się odważył powiedzieć: dość! Rzucić wyzwanie faktycznym władcom świata – wielkim korporacjom internetowym z Doliny Krzemowej. Chodzi o zakaz korzystania z mediów społecznościowych przez osoby, które nie ukończyły 16. roku życia. Rząd australijski wziął na poważnie to, co wiadomo od dawna i co zostało potwierdzone licznymi badaniami. Media społecznościowe szkodzą, przede wszystkim dzieciom i młodzieży. Uznaje się zasadnie, że odpowiadają za lawinowe pogarszanie się stanu zdrowia młodych ludzi – psychicznego, a poniekąd i fizycznego (epidemia otyłości wynikającej m.in. z braku ruchu). Ich fatalne oddziaływanie nie budzi już dziś żadnych wątpliwości. Dzieci i młodzież nie wytrzymują psychicznie hejtowania w sieci (mnożą się samobójstwa), ciągłego porównywania się z innymi, które skutkuje obniżonym poczuciem własnej wartości, przebodźcowania związanego z zalewem informacji płynących z sieci (w większości marnej wartości), wyobcowania ze środowiska rówieśniczego oraz, szerzej, społecznego, co wywołuje poczucie samotności. Źle znoszą dostęp do treści internetowych skoncentrowanych na silnych emocjach, najczęściej o charakterze negatywnym, zderzanie się z całym złem tego świata znajdującym odzwierciedlenie w internecie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że media społecznościowe stały się trucizną, która niszczy wchodzące w życie pokolenia. Nie tylko obniżają ich standard życia rozumianego w kategoriach psychicznych, ale także przyczyniają się do zmniejszania ich zdolności interaktywnych, społecznych, wspólnotowych, być może też intelektualnych.

Ta ostatnia sprawa jest elementem szerszego zjawiska – pogłębiania się zidiocenia ludzkości.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.