Zapisy ostatnich słów pilotów przed katastrofą mogą wprawić pasażerów w przerażenie
”Gdzie się podział ten pas startowy?”. ”Nie mam pojęcia, ale przed chwilą jeszcze tu był”. „To skąd mam go znowu wziąć?”.
„Czy nas samolot się pali?”. „Dlaczego tak uważasz?”. ”Bo wykładzina pod naszymi stopami się topi”. „Naprawdę się,topi?”. „Tak, czy nie czujesz zapachu?”. „Coś czuję, ale podobne rzeczy się zdarzają”.
Niewiarygodne, ale takie właśnie fachowe i kompetentne rozmowy prowadzili piloci na kilkanaście sekund przed katastrofą. Ostatnie ich słowa utrwalone zostały na taśmie rejestratora odgłosów w kokpicie, zwanego potocznie czarną skrzynką.
Brytyjski dziennikarz, Malcolm MacPherson, odczuwał paniczny lęk przed lataniem, jednak musiał wiele podróżować samolotami z uwagi na obowiązki zawodowe. Postanowił więc przeanalizować zapisy rozmów z czarnych skrzynek tych samolotów, które z różnych przyczyn roztrzaskały się o ziemię czy spadły do morza. MacPherson był pewien, że kiedy usłyszy,
rozmowy asów przestworzy,
aż do ostatniej chwili umiejętnie i z zimną krwią walczących o ocalenie pasażerów i swej maszyny, pokona lęk przed lataniem. Przeanalizował zapisy z 28 katastrof lotniczych. To, co usłyszał, sprawiło, że teraz boi się jeszcze bardziej.
Okazało się bowiem, że w momencie pierwszych oznak zagrożenia wielu pilotów traci panowanie nad sobą i, jak pisze niemiecki tygodnik „Der Spiegel”, prowadzi w kokpicie bełkotliwe rozmowy, przypominające dialogi z dramatów Becketta w rodzaju: „Co takiego? Gdzie? Co? Co robimy? No, lecimy, ale bez szybkości. W górę? W dół? Dokąd? Dokąd?”.
Loty pod takim dowództwem często kończą się tragedią. Jej ostatnim śladem pozostają utrwalone na taśmie przeraźliwe okrzyki. Tuż przed upadkiem pilotom wyrywa się najczęściej rozpaczliwe: ”O Boże!”. Inni żegnają się ze światem przekleństwami typu: ”0 shit”. Pewien podniebny weteran zorientował się, że zapomniał wysunąć podwozie dopiero wtedy, gdy samolot uderzył już o pas startowy. Pilot zdążył jeszcze wydać gniewny wrzask: „Fuck off”.
Dziennikarz, Malcolm MacPherson, opisał rezultaty swoich badań w książce: „Black Box” (czarna skrzynka). Autor przyznaje, że statystycznie rzecz biorąc, samolot jest najbezpieczniejszym środkiem komunikacji. Z drugiej jednak strony, 80% wszystkich wypadków lotniczych spowodowanych jest przez ludzkie błędy. Niekiedy w kokpicie zasiadają wyjątkowi gamonie, jak ten kapitan mknącego nad Syberią rosyjskiego Iljuszyna, który przekazał stery swemu 14-letniemu synowi, a sam prawdopodobnie uciął sobie drzemkę. Kiedy obudził się, spostrzegł, że maszyna
spada nosem w dół.
Kapitan wrzasnął na chłopca:
„Wyłaź z fotela! Wyłaź! Wyłaź! Wyłaź!”. Zdążył jeszcze przejąć stery, lecz w chwilę później wielki samolot spłonął w tajdze.
Niewyobrażalną głupotą popisali się również piloci rejsu 052 z Kolumbii do Nowego Jorku linii lotniczych Avianca. Ze względów oszczędnościowych zatankowąli w Medellin tylko tyle paliwa, by dolecieć do celu. Inżynier pokładowy, najwyraźniej dobrze znający swoich kumpli, błagał ich, by od razu trafili na pas startowy.
Pierwsze podejście jednak nie udało się. Zamiast
zgłosić brak paliwa,
kapitan, mający zresztą poważne kłopoty ze słuchem, postanowił spełnić polecenie kontroli lotów i wykonać przepisową pętlę. Podjął w ten sposób jedną z najbardziej bezsensownych decyzji w dziejach lotnictwa. Oto zapis ostatnich chwil tego Boeinga 707: Kontrola lotów: „Sprowadzę was na ziemię za 15 mil, czy to będzie dla was OK?”
Kapitan: „Co on mówi? Nie słyszę go?”.
Inżynier pokładowy: „Myślę, że kontroler jest z nas niezadowolony.
Kapitan: „Postąpię tak, jak on mówi”.
Drugi pilot: „Musimy tak zrobić”.
Kapitan: „Śmierć. Take it easy. Take it easy”.
W kilka sekund później cztery silniki potężnej, maszyny zgasły jeden po drugim. Boeing 707 runął do morza w pobliżu Long Island. Z 73 znajdujących się na pokładzie pasażerów i członków – załogi nikt nie został uratowany.
Więcej szczęścia mieli piloci południowokoreańskiego samolotu usiłują cy wylądować na lotnisku w mieście Cheju. Dokładniej rzecz biorąc, to kapitan próbował wylądować, drugi pilot czynił zaś wszystko, by poderwać maszynę w górę. Kiedy samolot mknął za
ledwie 15 metrów nad ziemią w kokpicie doszło do idiotycznej kłótni.
Drugi pilot: „W górę!”.
Kapitan: „Precz od sterów”.
Drugi pilot: „W górę!”.
Kapitan: „Nie, za nic. Człowieku pozabijasz nas wszystkich! (Słychać odgłosy trzasku. Prawdopodobnie kapitan uderzył drugiego pilota)”.
Drugi pilot: „Jestem całkiem OK!”.
Kapitan: „Dlaczego poderwałeś maszynę w górę? Byliśmy już na pasie i to z włączonym wstecznym ciągiem”.
Drugi pilot: „No, bo chciałem ponownie iść w górę”.
Skończyło się na tym, że maszyna ugrzęzła na polu ryżowym i stanęła w płomieniach. Na szczęście, pasażerowie i gamoniowaci piloci uszli z życiem. Tragicznie skończył się natomiast rejs dwusilnikowego samolotu, którego
kapitan dostał biegunki.
W tej trudnej sytuacji nie wiedział, jak postąpić. „Co pomyślą pasażerowie, gdy zobaczą, że idę do ustępu w tyle samolotu?” W końcu jednak poszedł. Wykorzystał to drugi pilot, który zabawiał stewardesę, demonstrując jej komunikaty ostrzegawcze poprzez głośniki w kokpicie: ”W górę! W górę! Whoop! Whoop! Uwaga! Ziemia!’’. Wkrótce jednak rozległ się prawdziwy alarm. Kiedy kapitan walczył ze swą biegunką, drugi pilot tak się rozochocił, że nie i spostrzegł, jak warstwa lodu zaczyna pokrywać usterzenie poziome. Kiedy rozległ, się alarm, za późno było na ratunek. Samolot runął w dół jak kamień. Ostatnim, co zapisała czarna skrzynka, były okrzyki paniki. Kapitan prawdopodobnie nie zdążył wyjść z ustępu. Z kilkudziesięciu osób znajdujących się na pokładzie maszyny nikt nie ocalał.
Oczywiście, nie wszyscy piloci popełniają tak rażące błędy. Wielu reaguje; fachowo i nawet w pozornie beznadziejnych okolicznościach potrafi ocalić samolot. Kapitan Boeinga, któremu nad Hawajami urwało 15 metrów poszycia kabiny, nadał komunikat zwięzły, fachowy i trafny: „Mamy całkowity spadek ciśnienia. Zgłaszam poważną awarię. Proszę o natychmiastowe podanie kursu do lądowania”. I rzeczywiście, jakimś cudem udało mu się posadzić Boeinga bezpiecznie. Niekiedy jednak samolotu nie jest w stanie ocalić nawet najbardziej wytrawny pilot. Tak stało się podczas lotu amerykańskiej czterosilnikowej maszyny transportowej typu Lockheed L-382G. Był to samolot linii lotniczej Southern Ań, przewożącej fracht na zlecenie armii Stanów Zjednoczonych. 4 października 1986 roku Lockheed miał miał wystartować z Utah z transportem materiałów wybuchowych na pokładzie. Na lotnisku pierwsza załoga podniosła w górę i zablokowała stery wysokości (poziome) tak, aby nie przeszkadzały w załadunku. Stery unieruchomiono, umieszczając za kolumną sterowniczą drugiego pilota tzw. blokadę szkowałową – długi na 10 cm kawałek aluminium w kształcie litery T. Pierwsza załoga zapomniała jednak poinformować zmienników, że ster wysokościowy jest zablokowany. Kapitan zorientował się w sytuacji, gdy samolot już oderwał się od ziemi. Wtedy jednak maszyna i trzyosobowa załoga skazane już były na zagładę. Oto zapis ostatnich chwil na pokładzie.
Drugi pilot: „Klapy startowe OK.”.
Inżynier pokładowy: „Światła włączone”.
Kapitan: „Dajcie pełny ciąg. Jaką mamy szybkość?”.
Drugi pilot: „60 węzłów”.
Kapitan: „Moje stery (tzn. kapitan chce sam poderwać maszynę)”.
Drugi pilot: „Twoje stery. Prędkość V1. Samolot w górę”.
(Po dwóch sekundach maszyna odrywa się od ziemi).
Kapitan: ”Ną rany Chrystusa! Pomóż mi przy sterach. Na miłość boską, pomóżcie mi. Pchaj stery do przodu!”.
(Z zablokowanym sterem wysokości samolot wznosi się po zbyt stromym torze. Kapitan usiłuje obniżyć lot).
Drugi pilot: ”Nie dam rady. Nie mogę przesunąć kolumny sterowniczej do przodu”.
(Maszyna znajduje się na wysokości 700 stóp. Nagle wali się na lewe skrzydło).
Kapitan: „Włączyli tę cholerną rzecz”.
inżynier pokładowy: „Spróbujcie pociągnąć stery do siebie, ciągnijcie do siebie”.
Drugi pilot: „Jaką mamy prędkość?”.
Kapitał na to: „Skończmy z tym”.
Drugi pilot: „Jesteśmy już martwi”.
Kapitan: “Stery, stery”.
(Zaczyna wyć alarm pokładowy, ostrzegający, że ziemia jest niebezpiecznie blisko – Whoop! Whoop! Pull up! Pull up! W górę! W górę).
Inżynier pokładowy: ”O Boże!”
Koniec zapisu.
Rejestratory rozmów nie zawsze pomagają wykryć przyczyny tragedii nawet w połączeniu z danymi uzyskanymi przez rejestratory parametrów lotu. Tak stało się w przypadku katastrofy Boeinga 767 egipskich linii lotniczych Egypt Air, który 31 października br. w 40 minut po starcie z Nowego Jorku runął do Atlantyku. Z obecnych na pokładzie 217 osób nikt nie ocalał. Inspektorzy z amerykańskiej federalnej agencji bezpieczeństwa lotów NTSB są niemal pewni, że katastrofę spowodował egipski drugi pilot, Al-Batuti, który postanowił popełnić samobójstwo, skierował więc maszynę w lot nurkowy i wyłączył silniki. Podczas ostatnich chwil powiedział 11 razy: „Tawakilt Ala Allah” co znaczy „Powierzyłem siebie Bogu” lub „Pokładam swą wiarę w Bogu”. Kapitan, przez chwilę nieobecny w kabinie, nie zdołał odzyskać panowania nad samolotem i nadaremnie prosił drugiego pilota: „Ciągnij! Ciągnij razem ze mną!” (czyli ciągnij stery wysokości do siebie, by poderwać samolot w górę).
Egipscy specjaliści twierdzą jednak, że ten zapis wcale nie znaczy, iż pilot był szalony. Według ich teorii, Al-Batuti powtarzał: 'Tawakilt Ala Allah” w obliczu śmiertelnego zagrożenia, a katastrofę mógł spowodować jakiś przedmiot, który uderzył w usterzenie ogonowe i uszkodził je. Szefowie NSTB proponują więc, aby ze względów bezpieczeństwa umieszczać w kokpicie nie tylko rejestratory rozmów, ale także
kamery wideo.
Gdyby na pokładzie egipskiego Boeinga były takie kamery, przyczyny tragedii można by wyjaśnić bez żadnych wątpliwości. Stowarzyszenia pilotów zareagowały na ten pomysł z umiarkowanym entuzjazmem, obawiając się, że kamery unicestwią resztki prywatności w kokpicie.
Już teraz podczas analizy zawartości czarnych skrzynek inspektorzy ze zdumieniem wysłuchują nietypowych dialogów asów przestworzy. I tak piloci zabijają nudę nad chmurami, opowiadając kolegom o swych kłopotach z potencją („Nie mogę już robić tego tyle razy, co dawniej. Moja żona się wścieka”) czy też z zapałem obgadują stewardesy: „Ona wygląda jak śnięta ryba, ale wcale nie jest taka zimna, wiem coś o tym”.
Zapis z czarnej skrzynki tego lotu robi wstrząsające wrażenie. Największa katastrofa lotnicza, w Polsce nastąpiła 9 maja 1987 r. Lecący do USA samolot Ił-62 'Tadeusz Kościuszko” rozbił się w Lesie Kabackim o godz. 11.12. Zginęły 183 osoby – wszyscy pasażerowie i cała załoga. Zapis tych 65 minut jest długi (całość opublikował M. Saryusz- Wolski w książce „Cisza po życiu”), możemy więc zamieścić tylko niektóre fragmenty.
10.16
Ziemia: – Po starcie kurs pasa na razie utrzymujecie i przyśpieszone wchodzenie do przecięcia poziomu czterdziestego.
Samolot: – Zrozumiałem.
10.26
Ziemia: – Gzy panowie w przeciągu 10 kilometrów przetniecie poziom 180?
Samolot: – Nie, dokładnie 180 nie będzie, ale tak 170 w górę.
10.31
Ziemia: – Wchodźcie na 310 i błyskawicznie 170 przecięcie.
Samolot: – Do 310 wchodzimy.
Kabina: – Błyskawicznie. Błyskawica to ma być.
10.40
Samolot: – Przeszliśmy Grudziądz o 39. Przecinamy poziom 2-6-5 w górę do 310 i Darłowo przewidujemy o 53.
Ziemia: – OK, dziękuję.
10.41
Kabina: – Ej! Hermetyzacja.
– Czy pożar? Co jest?
– Pewnie pożar.
– Silnik? Wyłączyć!
– Wyłączyć. Ten pierwszy płonie!
– Dwa silniki poszły!
– Wyłączyć.
– Zawracamy! Pożar!
Samolot: – Niebezpieczeństwo!
Warszawa radar lot! Warszawa radar!
10.42
Samolot: – Dwa silniki oberwało! Dwa silniki obcięło!
Ziemia: – Czy to zderzenie? Samolot: – Nie wiemy, co się stało. Dwa silniki obcięło. Opuszczamy się.
10.44
Kabina: – Następny! Następny ma awarię.
Samolot: – Warszawa. Radar. Pierwszy i drugi silnik wyłączony. Mamy awarię i schodzimy. Kręcimy w prawo.
Ziemia: – Zrozumiałem. Obserwuję skręt. Co dalej zamierzacie robić?
Samolot: – Będziemy zlewać paliwo. Wracamy do Warszawy. Schodzimy. 5400 metrów mamy, schodzimy do 4000.
10.46
Kabina: – Dziewczyny poproś.
– Gdzie był ten pożar?
– Nie w kadłubie, a w kabinie, idziemy zoba…
– Naprawdę nie dociągniemy do Warszawy.
– Ale ich tam nie ma!
10.48
Kabina: -Stery nie działają.
– No wiem o tym.
10.49
Ziemia: – To były które silniki? Pierwszy i drugi?
Samolot: – Pierwszy i drugi, ale mamy kłopoty ze sterowaniem bez steru wysokości.
Ziemia: – Rozumiem. Na razie utrzymujecie wysokość?
Samolot – Nie! Niżej schodzimy, bo tylko trymerem utrzymujemy wysokość.
10.51.
Kabina: – Przygotowania do Modlina i cześć! Nie?
– No, można by było, można by było siadać w Modlinie.
– Spytaj, do Modlina jak daleko i czy mogą nas Skierować.
– Warszawa. Radar. 55. Czy można, czy może nas pan skierować na Modlin? Bo wysokość nam ciągle spada, jest coraz niżej.
Ziemia: – Chwilę! Będę załatwiał. Moment.
10.52
Samolot: – Czy możecie nas skierować na Modlin?
Ziemia: – Czekamy na decyzję wojska. Sekundkę!
10.53
Kabina: – Trzymaj wysokość. Trzy tysiące. . –
– Co trzymaj, jak nie można. Przecież prędkość spada, czego chcesz?
– Ale stabilizator, kurka wodna, jest?
– Stabilizatora nie ma co…
Samolot: – No niech pan coś zrobi, bo przecież jesteśmy w. sytuacji naprawdę przymusowej, no! Maksymalnie szybko musimy siadać.
Ziemia: – 50-55, będzie wszystko załatwione i już w tej chwili jeszcze tam z wojskiem dogadują.
Kabina: – Szybko, niech nas skieruje. na Modlin.
– Eksplozja na silniku!
Ziemia: – 50-55, będziecie siadać na Modlinie. Jak was tylko zbliżanie zobaczy, będzie was podprowadzać.
Kabina: – Awaryjnie siadać i kurka!
– Eksplozja była na silniku!
– Prawdopodobnie jest dziura w kadłubie…
– Eksplozja na tym.
– Ale iskry z tyłu samolotu…
10.54
Ziemia: -1 macie zgodę na Modlin!
Samolot: – OK. Na Modlin.
10.58
Ziemia: – Spróbuję panów wprowadzić. Nie wiem na razie, gdzie tan jest próg pasa. Po prostu musimy to ustalić, jaki tam jest kierunek wiatru| jakie tam jest ciśnienie. Na razie nie ma żadnych danych. Wiem tylko, że długość pasa wynosi 3050 metrów.
Samolot: – OK. Dziękuję bardzo i za to.
10.59
Kabina: -Ale z wiatrem nie możemy siadać, człowieku, no?!
– Chodzi o paliwo, o silniki, bo są porozrywane i trzeba je robić.
– Ja bym leciał do Warszawy.
– Ja też bym leciał do Warszawy.
– Schodź pomału. Ja mu powiem, że do Warszawy lecimy.
– Tak, spróbujemy.
11.00
Samolot – Zbliżenie, 50-55. Decyzję podejmujemy, lecimy do Warszawy. W Warszawie lepsza będzie obstawa dla nas.
Ziemia: – Zrozumiałem. Kurs proszę na Piaseczno.
11.01
Kabina: – Aha, dziewczyny niech powiedzą, że…
-Tak, dziewczyny, niech one przyjdą, tak…
-Stacham, panie kapitanie?
– No, będziemy przygotowani, przygotowani wszyscy do awaryjnego opuszczenia. Wszystkie czynności tak jak powinno być, a wy wszędzie tam, gdzie powinniście być.
11.02
Kabina: Nie denerwuj się! Nie denerwuj sę, Marysiu. Wszystko będzie w porządku.
11.06
Kabina: – Zaczyna, cholera spadać prędkość.
– No widzisz, Warszawa już.
11.08
Kabina: – Nie ma Hanki, no!
– Gdzie jest właściwie.
– Brakuję jednej stewardesy, bo nam wyrwało drzwi.
– Okęcie już widać! Już można schodzić pomału.
11.09
Kabina: – Palimy się!
– Jest w bagażniku…
Ziemia: – Czy chcecie, czy podprowadzać panów krócej?
Samolot: – Tak.
11.11
Ziemia: – Końcowe schodzenie rozpocznijcie około 11 kilometrów od pasa.
Samolot: – Zrobimy wszystko, co możemy.
Ziemia: – Zrozumiałem. W lewo, kurs 3-2-0.
Samolot: – OK.
Ziemia: – Przeszliście na prawą stronę osi pasa, a dalej w lewo kurs 300. Wiatr jest 290-stopni, 22 kilometry na godzinę. Możecie lądować na pasie 3-3.
Samolot – OK.
11.12
Samolot (fragmenty niezrozumiałych wypowiedzi)
– Dobranoc!! Do widzenia!!
– Cześć!! Giniemy!!
Jak ustalono, do katastrofy doszło w wyniku zmęczenia metalu łożyska jednego z czterech silników. Być może, gdyby nie to, że samolot musiał szybciej niż zwykle osiągnąć poleconą wysokość (część obszaru powietrznego była zajęta przez samoloty wojskowe) i silniki pracowały z najwyższą mocą, łożysko dotrwałoby do końca lotu. Być może, gdyby samolot wcześniej uzyskał zgodę na lądowanie na lotnisku wojskowym w Modlinie i konieczne do tego dane, załoga nie podjęłaby decyzji o powrocie do Warszawy, a lądowanie w Modlinie zakończyłoby się pomyślnie. Być może…
ANDRZEJ DRYSZEL
Czarne skrzynki czyli rejestratory lotu, są w rzeczywistości jaskrawo-pomarańczowe, co ma ułatwić ich odszukanie. Umieszczane są w tylnej części samolotu, jako najmniej narażone na zniszczenie. Czarne skrzynki chroni pojemnik z nierdzewnej stali, z podwójnymi ściankami, między którymi znajduje się materiał termoizolacyjny. Nowoczesne czarne skrzynki muszą wytrzymać co najmniej poł godziny w temperaturze 1100 stopni. Rejestrator parametrów lotu zapisuje wszelkie dane dotyczące np szybkości, wysokości, kierunku położenia sterów i lotek. Informacje zapisywane są na taśmie magnetycznej w postaci elektronicznych impulsów. Można je później odtworzyć przy pomocy komputera, który opisze wszystkie manewry samolotu. Rejestratory parametrów utrwalają przebieg do 200 godzin lotu. Rejestratory odgłosów w kabinie zapisują je na zamkniętej w pętlę taśmie magnetycznej, która wystarczy na poł godziny. W każdym momencie zapisane są więc rozmowy z ostatnich 30 minut.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy