Kinowy wizerunek żywego trupa z reguły budzi grozę. Zwykle też w filmowych apokalipsach to nie zombiaki okazują się najgorsze… Odpowiedź na pytanie, kim (czym) jest zombie, wydaje się oczywista. Nie wszyscy jednak wiedzą, że ta dobrze zakorzeniona w kulturze postać jest z nami niespełna 100 lat. Zachód zawdzięcza zombiaka niejakiemu Williamowi Seabrookowi i jego wydanej w 1929 r. książce „Magiczna wyspa”. Seabrook – dziennikarz, literat i podróżnik z awanturniczym zacięciem – był również alkoholikiem, zmarł przedwcześnie po przedawkowaniu proszków nasennych. Fascynowały go śmierć i praktyki wiodące człowieka ku granicy życia. I pewnie dlatego wziął na warsztat kult wudu, wyznawany na tytułowej wyspie – Haiti. Z lektury dowiadujemy się, że dla czcicieli wudu zombie to osoba bez świadomości. Wcześniej uśmiercona przez kapłanów na kilka godzin bądź dni przy użyciu odpowiedniej trucizny (np. atropiny i hioscyjaminy). Po co? Bezwolnego żywego trupa można wykorzystać do najcięższych prac, mówimy więc o niewolniczej sile roboczej. Wedle wciąż popularnych wierzeń sposobem na to, by zmarła osoba uniknęła losu zombie, jest przebicie ciała kołkiem lub odrąbanie jej rąk i nóg. Dla pewności dobrze też, jeśli rodzina nieboszczyka przez kilka dni po pogrzebie przypilnuje grobu. Apokalipsa zombie W 1968 r. na ekrany kin wszedł film George’a Romera „Noc żywych trupów”, który dał początek innym wyobrażeniom o zombie. Zgodnie z nimi umarły wstaje z grobu (bądź miejsca, gdzie dopadła go śmierć), by zaspokoić żądzę krwi – najlepiej poprzez konsumpcję świeżego ludzkiego mięsa lub mózgu. W takich okolicznościach tworzy się następny żywy trup i kolejne – głód jest w tej wizji siłą sprawczą i narzędziem ekspansji. Innymi słowy, potulnych niewolników zastąpiły oszalałe bestie – i to one, całe ich hordy, rozpalają dziś emocje wielbicieli filmów grozy. Horrorów, pastiszów, no i oczywistych komedii, wszak zombiaki nadają się nie tylko do straszenia. Jednak „The Last of Us”, głośny ostatnio serial HBO, nie ma w sobie nic z groteski – fabuła jest poważna, a gagi służą wyłącznie redukcji napięcia. Niezbędnej, bo oglądamy świat po apokalipsie, odtworzony z niezwykłą, przygnębiającą dbałością o szczegóły. Chodzi rzecz jasna o apokalipsę zombie – motyw częsty w popkulturze. W „The Last of Us” jest ona efektem epidemii grzyba Cordyceps. Zainfekowani ludzie zmieniają się w wiecznie głodne stwory, których głowy przypominają imponujące grzybnie. Transformacji towarzyszy utrata części indywidualnych cech – mutanci stają się ciałem zbiorowym, wyczulonym na dźwięki potencjalnych ofiar. W grze komputerowej o tym samym tytule, na której oparty został serial, akcja toczy się w USA w nieodległej przyszłości (na przełomie 2033 i 2034 r.), w adaptacji mamy rok 2023. W obu przypadkach od wybuchu epidemii dzieli wydarzenia 20 lat. Te dwie dekady stanowią przestrzeń powtarzających się retrospekcji, dzięki którym poznajemy okoliczności katastrofy i historie bohaterów. Zarówno w grze, jak i w filmie jedną z głównych postaci jest Joel Miller, przemytnik, który podjął się eskorty nastoletniej Ellie Williams. W ciele odpornej na zarażenie dziewczynki tkwi źródło nadziei na zapobieżenie dalszej zagładzie. Tak przynajmniej sądzą przedstawiciele organizacji Świetlików, do których Joel wiedzie Ellie. Po drodze para wielokrotnie mierzy się z zarażonymi grzybohumanoidami, ale i z ludźmi, którzy w realiach postapokalipsy zatracili człowieczeństwo. Mechanizmy zombifikacji Wydana przed 10 laty gra bardzo szybko zyskała status kultowej. Serial, którego pierwszy sezon został właśnie w całości wyemitowany, również cieszył się dużą popularnością. W Stanach każdy odcinek oglądało 6-8 mln osób, światowa widownia przekraczała zwykle 20 mln. Film, niezależnie od intensywnych zabiegów promocyjnych, stał się tematem artykułów prasowych, rezonował w rozmaitych dyskusjach, także tych prowadzonych na poważnie. Czy pasożytnicze grzyby w ogóle istnieją? – to pytanie pojawiało się w wielu dysputach. Znany mykolog Paul Stamets – przy okazji wzięty biznesmen handlujący grzybami leczniczymi – poczuł się wezwany do tablicy. „Jestem fanem science fiction, uwielbiam, gdy wplata się wątki dotyczące grzybów do fabuły. Ale bądźmy realistami. Maczużnikowate (do których należy Cordyceps – przyp. aut.) nie mogą zarażać ludzi”, napisał na jednym ze swoich
Tagi:
epidemie, George Romer, grzyby, Hollywood, kino, kultura, mykofobia, mykologia, pandemie, Paul Stamets, popkultura, William Seabrook, zombie









