Tam, gdzie giną miliony

Tam, gdzie giną miliony

Z PFRON można uzyskać wielotysięczne dofinansowanie. Można pożyczyć i nie oddać. I nie mieć z tego powodu kłopotów

Jest taki fundusz, który obraca milionami. Z którego można uzyskać wielotysięczne dofinansowanie, można pożyczyć i nie oddać. I nie mieć z tego powodu żadnych kłopotów. Eldorado, kraina z baśni tysiąca i jednej nocy? Skądże, tu i teraz taką krainą jest Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Pomaga, wyposaża, kredytuje działalność gospodarczą, nie zawsze jednak skrupulatnie dba o zwrot pożyczonych na specjalnych zasadach pieniędzy. A jeżeli pieniądze nie wracają, gdzie leży przyczyna? To wina nieuczciwych przedsiębiorców, którzy zwietrzyli świetny interes, czy źle funkcjonującego systemu windykacji? Okazuje się, że jedno z drugim znakomicie współgra. Spryciarze wiedzą, jak pieniędzy nie oddawać, a nadzorcy w PFRON specjalnie im w tym nie przeszkadzają. Jak długa historia funduszu, tak długo trwa proceder, który próbowano zwalczać, ale z wiadomym skutkiem.

Nie jest tajemnicą, że w PFRON giną miliony. Według miarodajnych źródeł apogeum strat finansowych nastąpiło w ostatnich dwóch latach. Jedni twierdzą, że to zwykły zbieg okoliczności, drudzy obarczają odpowiedzialnością „dobrą zmianę”. Mają argumenty, bo w funduszu doszło do wielkiej wymiany kadr kierowniczych. I to, niestety, w myśl zasady mierny, bierny, ale wierny. Obsadzanie kluczowych stanowisk przez osoby niedoświadczone, niekompetentne, ale zaufane i bez granic oddane nowej władzy spowodowało bałagan organizacyjny. Brak procedur i nadzoru sprzyja tworzeniu układów korupcyjnych i opieszałości w ściąganiu spłat dotacji pobranych przez pracodawców.

Jak jednak przełożeni mogli nadzorować podwładnych, skoro sami zostali świeżo powołani na kierownicze stanowiska i musieli się szkolić na wyjazdowych kursokonferencjach? W atrakcyjnych miejscowościach, z dala od biurowego zgiełku i codziennych obowiązków uczyli się podstaw zarządzania i podejmowania dyrektorskich decyzji. Gdy pod koniec roku PFRON powinien nasilać prace windykacyjne, dyrektorzy i naczelnicy chłonęli wiedzę wraz z ożywczym powietrzem kurortów. A decyzje w sprawach windykacji nie zapadały. Nie miał kto się tym zajmować. W efekcie na koniec 2017 r. w samym departamencie ds. wpłat zanotowano braki z powodu nieściągniętych dotacji na sumę ok. 22 mln zł plus kilka milionów odsetek. Zdaniem ekspertów te pieniądze są nie do odzyskania.

Nepotyzm kadrowy

Niestabilność kadr kierowniczych w PFRON to łagodne określenie tego zjawiska. Dyrektorzy, naczelnicy i eksperci zmieniają się z częstotliwością uderzeń zegara. Nie sprzyja to sprawnemu funkcjonowaniu instytucji. Od niedawna funduszem dysponującym budżetem w wysokości setek milionów złotych kieruje p.o. prezes zarządu Dorota Habich. Zanim jednak doszło do zmiany na stanowisku szefa PFRON, z nadania minister Elżbiety Rafalskiej funkcję prezesa zarządu pełnił Robert Kwiatkowski. Pracownicy zapamiętali, że nowo powołany prezes już następnego dnia po nominacji rozpoczął niezrozumiałą karuzelę kadrową. Na dyrektora generalnego prezes Kwiatkowski powołał dotychczasowego kontrolera Zbigniewa Skrzypczyńskiego. Zaufanego kolegę, bez żadnego doświadczenia na stanowisku kierowniczym czy dyrektorskim, za to wiernego uczestnika miesięcznic smoleńskich i marszów niepodległości. Kontroler dyrektor szybko zrezygnował z posady, ale w ciągu tych kilku miesięcy zdążył poobsadzać swoich znajomych na fotelach dyrektorów i naczelników. Dzięki takim koleżeńskim nominacjom Janusz Szymański, zajmujący dotychczas najniższe stanowisko samodzielnego referenta w PFRON, został naczelnikiem. W tym przypadku nie obyło się bez protekcji Agnieszki Falskiej, która prywatnie jest partnerką byłego dyrektora generalnego Skrzypczyńskiego.

W następnym rozdaniu nowym dyrektorem generalnym został Sebastian Szymonik, który biorąc przykład z poprzednika, kontynuuje dzieło przedziwnych nominacji. Na stanowisko naczelnika w jednym z wydziałów postępowań podatkowych, gdzie wymaga się wieloletniego doświadczenia, wybrał Jarosława Chyćkę, który z postępowaniami podatkowymi nie miał żadnego kontaktu. Chyćko wygrał konkurs, zostawiając w pokonanym polu wieloletnią, doświadczoną pracownicę funduszu, doskonale znającą zagadnienia podatkowe. Wychodzi na to, że konkurs był fikcją. A o wygranej Chyćki zdecydowała bliska znajomość kandydata z zastępcą prezesa zarządu PFRON ds. finansowych Tomaszem Maruszewskim.

Niedługo powinna zapaść decyzja w sprawie obsadzenia stołka prezesa. Już krąży wieść, że konkursu nie będzie, a do startu szykuje się Tomasz Maruszewski.

Solidarność rządzi

W PFRON działają dwa związki zawodowe. Solidarność jako przewodnia siła związkowa i OPZZ zepchnięte przez tę wiodącą siłę na margines. Większość kluczowych stanowisk jest obsadzona przez działaczy funkcyjnych słusznego związku. Obecny dyrektor generalny był pierwszym wiceprzewodniczącym Solidarności. Czy zrezygnował z funkcji związkowej, nikt oficjalnie nie wie. Choć powszechnie mówi się w PFRON, że łączenie stanowisk związkowych z funkcjami kierowniczymi jest niezgodne z prawem. Powinna być tego świadoma również przewodnicząca Solidarności Teresa Tyszkiewicz, która mimo osiągniętego wieku emerytalnego zajmuje stanowisko eksperta w departamencie ds. wpłat. Jej siostra Zofia Kozłowska, w podobnym wieku, też nadal pracuje w PFRON. Zapomniano, że według zapowiedzi poprzedniego prezesa osoby, które osiągnęły wiek emerytalny, powinny odejść z funduszu. Zakładowi działacze Solidarności w tej kwestii mają szczególnie krótką pamięć, nie zapominają natomiast o związkowych kolegach przy obsadzaniu intratnych stanowisk. Nie wymaga się odpowiednich kwalifikacji, wystarczy chęć, a słuszna organizacja związkowa przy nominacjach, nagrodach i wyróżnieniach będzie o swoich pamiętać. Takiej troski doświadczyli Marta Rzepka i Dariusz Suchanek powołani na stanowiska naczelników. Inny członek Solidarności, Marcin Szymkiewicz, przez jedną kadencję był rzecznikiem etyki w instytucji, która pod wieloma względami z etyką zawodową jest na bakier.

W drugiej połowie 2017 r. w PFRON zmieniono regulamin wynagrodzeń. Tak przy tym ustawiono widełki płacowe, by można było podnieść wynagrodzenia obecnym i byłym kadrowym członkom Solidarności. Wynagrodzenie dyrektora generalnego w ciągu dwóch lat wzrosło o 6 tys. zł brutto. Dyrektor Szymonik zarabia obecnie 16 tys. zł. Na żadnym stanowisku w PFRON płaca nie rosła w takim tempie. Związkowcy z Solidarności doprowadzili do tego, że funkcje kierownicze pełniły osoby mające niższe wykształcenie niż podlegli im pracownicy. To dotyczy również pensji. Wystarczy przynależność do Solidarności, by pracownik ze średnim wykształceniem zarabiał więcej niż jego kolega na takim samym stanowisku, po studiach, ale do Solidarności nienależący. Funkcyjni nie stronią też od wysokich nagród i nie zamierzają z nich rezygnować. Przykładem niech będzie domniemany kandydat na prezesa, który w marcu otrzymał nagrodę w wysokości 40 tys. zł.

Redakcja PRZEGLĄDU zwróciła się do PFRON z 10 pytaniami na temat funkcjonowania tej instytucji. W odpowiedzi tylko na dwa pytania otrzymaliśmy informację o liczbie osób mających upoważnienia lub pełnomocnictwa prezesa zarządu PFRON. W 10 departamentach takie upoważnienia mają 202 osoby, w oddziałach funduszu – 72. Dołączono również regulamin wynagradzania pracowników PFRON oraz tabelę zaszeregowania stanowisk i wymaganych minimalnych kompetencji lub umiejętności zawodowych. Dokumenty sobie, a codzienna praktyka wykazuje spore odstępstwa od regulaminów.

Kodeks jak lekarstwo

Obecny zarząd doszedł do słusznego wniosku, że panaceum na wszelkie plagi nękające fundusz może być kodeks etyki. W styczniu br. dokonano więc zmian w tym zakładowym dokumencie, dodając zapisy, których celem była likwidacja patologicznego zjawiska – zatrudniania w ramach jednego departamentu osób spokrewnionych, małżeństw, rodzeństwa, wujków i ciotek. Kodeks jednak nie okazał się skuteczny. Jak wiadomo, samo lekarstwo nie wystarczy, trzeba jeszcze chcieć je zaaplikować. Nie wszyscy dyrektorzy departamentów sięgnęli po zbawienny lek. Przeniesienia pracowników okazały się pozorne. Na przykład w departamencie ds. wpłat, kontroli i windykacji oraz rynku pracy nadal pracuje kilkanaście spokrewnionych osób.

Przy ciągłych zmianach kadrowych i awansach ludzi bez odpowiedniego doświadczenia szkolenie jest ze wszech miar wskazane. W PFRON jest to zjawisko permanentne. Nie byłoby w tym nic zastanawiającego, gdyby nie fakt, że na atrakcyjne szkolenia merytoryczne wyjeżdżają ciągle te same osoby. Uczestniczą w nich także sekretarki, którym nadano tytuły asystentek tylko po to, aby uzasadnić ich obecność na szkoleniach kadry kierowniczej. Na co dzień asystentki są nadal tylko sekretarkami, jak Marzena Morzy i Renata Orłowska, oczywiście członkinie Solidarności.

Faktury za szkolenia to następny temat chyba dla rzecznika etyki, bo jak wieść gminna niesie, pod wynagrodzeniami za wykłady mogą się kryć np. ilości zamówionego alkoholu albo atrakcje w formie wycieczek turystycznych, niemające żadnego związku z tematyką szkolenia.

Prawie 30-letnia historia PFRON obfitowała w liczne wzloty i upadki. Fundusz przeszedł wiele zmian. W latach 90. był często krytykowany m.in. za słabe procedury kontroli wydawanych środków, defraudacje i korupcję. Nieustannie starano się eliminować negatywne zjawiska. W roku 2001 fundusz otrzymał pozytywną opinię Najwyższej Izby Kontroli. W tym samym roku, jako jedna z pierwszych instytucji państwowych, dostał certyfikat jakości ISO. Od tego czasu minęło 17 lat, certyfikaty i pozytywne opinie straciły swój blask, nowych na razie nie ma, a w funduszu nie wszystko na pochwały zasługuje.


Caritas wziął, Kościół nie chce oddać
W 2006 r. PFRON przekazał płockiemu Caritasowi 13 mln zł na realizację czterech programów dotyczących aktywizacji zawodowej. Niektóre kursy i szkolenia nigdy jednak się nie odbyły, a sądy do tej pory nie były w stanie ustalić, co się stało z pieniędzmi. Na umowie PFRON mógł stracić wraz z odsetkami nawet 25 mln zł. Teraz oddać tej kwoty nie chcą ani Kościół, ani Watykan. Sąd Okręgowy w Płocku wydał wyrok w 2014 r. Sprawa dotycząca niedopełnienia obowiązków została uznana za przedawnioną. Natomiast za zlecanie fałszowania dokumentów i przedstawiania ich PFRON ks. Jerzy Z. został skazany na rok więzienia i 20 godzin prac społecznych miesięcznie. Choć prokuratura się odwoływała, w 2015 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi podtrzymał wyrok. Sądom nie udało się ustalić, co stało się z pieniędzmi. PFRON nie odzyskał kwoty ponad 13 mln zł przekazanej Caritasowi. Pieniądze przeznaczone dla Caritasu pochodziły z dotacji Unii Europejskiej, a na fundusz trafiły poprzez Ministerstwo Infrastruktury. PFRON musi więc oddać resortowi ok. 11,5 mln zł.


Dubieniecki – zarzuty na 14 milionów
Cztery lata trwał proceder wyłudzania środków z PFRON przez grupę „biznesmenów” z Trójmiasta, której przewodził Marcin Dubieniecki, były mąż Marty Kaczyńskiej. Prokuratura Regionalna w Krakowie sporządziła akt oskarżenia w tej sprawie przeciwko dziewięciu osobom. Na Dubienieckim ciąży zarzut wyłudzenia z PFRON ponad 14 mln zł. Śledztwo było skomplikowane, trudny też będzie, jak można wnioskować z zapowiedzi, proces sądowy. Nikła więc nadzieja, że szybko się zakończy, i małe szanse na odzyskanie milionów przez PFRON.


Zgrana grupa
Prezes, dyrektor oraz czworo pracowników jednej z lokalnych spółek zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy CBA. Cała grupa odpowiada za wyłudzenia milionów złotych z PFRON. Zatrzymania mają związek ze śledztwem w sprawie udziału w grupie przestępczej mającej na celu doprowadzenie funduszu do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Przedmiotem postępowania objęto działalność kilku powiązanych podmiotów gospodarczych, które od 2005 r. uzyskały ponad kilkanaście milionów złotych dofinansowania z PFRON. Śledztwo ma charakter rozwojowy.

Wydanie: 2018, 22/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Stanisław Sienko
    Stanisław Sienko 31 maja, 2018, 14:16

    Ojcem tego bezprawia jest Tusk przed odejściem do Brukseli ropożądzeniem rady ministrów zmienił wiele uchwała dotyczących ZPCH.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Arkadiusz Szczydomiski
      Arkadiusz Szczydomiski 3 czerwca, 2018, 18:04

      Nie no jest i to jest świetne usprawiedliwienie całego tego nepotycznego szytu – bo PO też tak robiło. Przecież PiS wrzeszczał na całe gardło, że po to idzie do władzy aby walczyć z nepotyzmem. No chyba, że chodziło im o to że z nepotyzmem PO i zastępowanie go nepotyzmem PiS jest ok. A to przepraszam 🙂

      Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy