Technologia cudów

Wieczory z patarafką

Parę tygodni temu pisałem o książce Russela Shorto o Jezusie historycznym. Rzecz w tym, że Shorto uznaje tylko ewentualną historyczność cudownych uzdrowień, ale zastrzega przy tym, że takie bioenergetyczne uleczenia dopiero niedawno zostały uznane za rzeczywiste. Nawet dzisiaj wielu naukowców czy też po prostu „normalnych” ludzi odnosi się do tego rodzaju zjawisk z krańcową niewiarą, mówiąc najczęściej o sugestii, autosugestii itd. Ale czym jest ta sugestia, nadal nie wiadomo. A przecież jest to jednak wpływ umysłu na zjawiska materialne. Tyle że owe zjawiska mają charakter ograniczony. Więc już to wyjaśnienie – sugestia – otwiera właściwie furtkę na inne rozumienie świata, chociaż sceptycy nie chcą tego przyznać. Ja sam zostałem wychowany w atmosferze całkowitego sceptycyzmu, bo moja mama była lekarką starej daty, bezwzględnie wrogą „znachorom” i „zabobonom”. Przez długie lata musiałem się wyzwalać ze skutków racjonalistycznego wychowania. Dziś wcale nie jestem przeciwnikiem racjonalizmu czy empiryzmu, ale już zupełnie inaczej określam, co jest prawdziwe i racjonalne. Po prostu musiałem dojść do wniosku, że zjawiska paranormalne trzeba uznać za prawdziwe. Są one rzadkie, ale niewątpliwe. Zbyt wielu wręcz krytycznych świadków miało z nimi do czynienia, zbyt wiele dowodów się nagromadziło, żeby to miało być albo halucynacją, albo oszustwem. Nie ma już mowy o zjawiskach legendarnych, z odległej przeszłości – w ogóle przestały być sprawą wiary bądź niewiary. To są zarejestrowane na różny sposób fakty. Czy nam się podoba, czy też nie. Paradoksalnie jest to owoc nowych technik informatycznych, które sprawiają, że poszczególne, izolowane dotąd fakty zaczynają się sumować i wiadomo już dzisiaj, że nie są ani tak wyjątkowe, ani tak izolowane. Są w dalszym ciągu nieprawdopodobne, niemniej prawdziwe.
Myślę jednak, że dałoby się pogodzić sceptyków z entuzjastami i że tak naprawdę to tylko kwestia interpretacji. Cudem jest wszystko, co niezrozumiałe i bez znajomości biochemii nawet kiszenie ogórków może być poczytane za cud. To samo odnosi się do o wiele rzadszych zjawisk. One przecież też muszą mieć swój aspekt technologiczny – na przykład poltergeisty, rozmnożenie jedzenia lub wskrzeszanie zmarłych. I prawdopodobnie dałoby się podobne zjawiska uzyskać na drodze ściśle „empirycznej”. Cud jest po prostu „drogą na skróty”, przy czym cudotwórca nie ma pojęcia, dlaczego tak się dzieje, podobnie jak kucharz nie musi wiedzieć, dlaczego ogórki, woda i sól dają zupełnie inną, kwaśną jakość. Jednak owa „droga na skróty” istnieje, a odnosi się także do spraw największego kalibru. Bóg, jeśli jest, bywa także nazywany „Wielkim Architektem”, z czego wynika, że i On uwzględnia jakąś zawrotną technologię, co Go zresztą bynajmniej nie umniejsza.
Nowa wizja świata dopiero się kształtuje i nie bardzo wiadomo, co nam jeszcze przyniesie. Prawdopodobnie jest o wiele więcej wymiarów niż trzy czy cztery, prawdopodobnie świat składa się z energii, a materia to tylko jej aspekt – jeden ze „stanów skupienia”. Już to samo stwarza ogromne możliwości interpretacyjne, godzące ze sobą przeróżne stanowiska, np., że wszystko jest złudzeniem, mają Hindusów, że prawdziwą (?) rzeczywistością jest duch, ale też, że wszystko jest na odwrót. Po prostu każda teoria może być prawdziwa, a w tym samym stopniu fikcyjna.
Ja na przykład uważam, że nie ma w ogóle rzeczy, a tylko procesy. Procesem jest życie, ale i noga stołowa, i każdy przedmiot. Lecz – i tu tkwi sedno sprawy – także słowo, język i myślenie są procesami. Dlaczego by więc słowo-proces nie miało oddziaływać na proces-wodę i nie móc jej przekształcić w wino lub benzynę? Będzie to jedna z możliwych interpretacji „technologii” cudu, na pewno nie jedyna.
Oczywiście, nie ma lekko, jeśli się chce pogodzić Buddę z Kartezjuszem, czy dokładniej – sprowadzić ich do jednej podstawy. Ale skoro powszechnie się uważa, że Newton nie jest sprzeczny z Einsteinem, to i takie małżeństwo powinno być możliwe… A w ogóle przypominają mi się słowa, które w czasach saskich wojewoda bracławski, Jan Kajetan Jabłonowski, napisał w dziele „Paralele dwóch św. Józefów, Starego i Nowego Testamentu”:
Chcącemu pisać twe, Józefie, cuda
Pierwszy cud będzie, kiedy mi się uda”. No właśnie.

Wydanie: 2001, 29/2001

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy