Telewizja a sprawa polska

Telewizja a sprawa polska

Gorliwi dziennikarze TVP tak starali się pomóc PO, że Platforma wybory przegrała

Na Woronicza trwa poszukiwanie winnych i gorączkowa zmiana orientacji. Wyborów nie wygrała Platforma Obywatelska, partia prezesa Dworaka, tylko PiS Małgorzaty Raczyńskiej, wiceszefowej publicystyki w Jedynce. „Tej, co to musiała rozstać się z posadą w radiu, gdy okazało się, że pracowała dla Kaczyńskich”. Gorliwi dziennikarze Grzywaczewskiego i Warakomskiej tak pragnęli wymazać lewicę z politycznej mapy Polski, tak starali się pomóc Platformie Obywatelskiej, że Platforma wybory przegrała. Wygrało PiS i nie ma już koalicji POPiS. Może być co najwyżej koalicja PiS z Platformą, a to różnica zasadnicza, o czym bracia Kaczyńscy przekonują nas co kilka godzin, od godz. 20 w pamiętną niedzielę.
Wracajmy jednak do telewizji publicznej, bo choć trudno w to uwierzyć, wynik wyborów przewrócił ramówkę. Stało się coś, co warto wierzącym w apolityczność zespołu Jana Dworaka uprzytomnić.
Nazajutrz po wyborach (26.09.2005 r.)

zdjęto z anteny „Misję specjalną”,

bo miała pokazać kulisy sztabów wyborczych w dniu ogłoszenia wyborów. Ale jak można pokazać program, którego założenia odbiegły od rzeczywistości? Radość miała być w sztabie PO, a rozpacz w SLD i PSL. Wyszło, jak wyszło. Ściskali się Olejniczak z Napieralskim. Pobladł z rozpaczy Rokita z rodziną i nie do śmiechu było Tuskowi. Tryumf święciło PiS, a miało być przecież inaczej. Jeszcze na kilkadziesiąt minut przed zaplanowaną emisją pokazywano zwiastuny programu i programu nie pokazano. Ukaże się pewnie po gruntownym liftingu.
Choć według gazetowych informacji w publicznej Jedynce o 17.20 powinien być w minionym tygodniu program „Pod lupą”, to programu nie ma. Spadł z anteny, a miał pokazywać wyborcom sylwetki kandydatów na prezydenta. Telewidzowie mieli zobaczyć, jak żyją, co mówią ich żony, rodzice, sąsiedzi. Materiały skręcone i… do szafy. Nie ma już „Pod lupą”. Sylwetek nie będzie. Dlaczego? Podobno Donald Tusk nie zaakceptował pomysłu. Nie chciał, by telewizja pokazała jego dom, rozmawiała z żoną i rodziną.
W minioną środę telewidzowie mieli zobaczyć sylwetkę Henryki Bochniarz, a w czwartek kandydata ludowców Jarosława Kalinowskiego. Nie zobaczyli i nie zobaczą innych. Nie ma Tuska – innych też nie będzie. Jak równo, to równo. Pomyśleć, ile może dla społeczeństwa obywatelskiego zrobić odpolityczniona, bezstronna telewizja publiczna. Co zrobiła do tej pory? Podsumujmy na przykładzie kilku wybranych programów wyborczych.
„Misja specjalna”. Dla realizacji tego programu sięgnięto nawet po specjalistów z „Gazety Polskiej” zaprawionej w niszczeniu lewicy. Program „Misja specjalna” miał przekonać społeczeństwo, że lewica powinna zniknąć z politycznej sceny. Autorzy „Misji” program po programie odgrzewali stare kotlety, doprawiali nowym sosem i sprzedawali telewidzom obiektywne przesłanie. Cała lewica jest taka sama. Przez wszystkie lata okradała społeczeństwo. Popatrzcie na tych aferzystów, zapamiętajcie i nie głosujcie na nich. Nie ma znaczenia, czy urodzili się 20 lat temu, czy 50. Wszyscy są tacy sami.
Bliżej wyborów uruchomiono w najlepszym czasie antenowym, między „Teleexpressem” a „Klanem”, kolejny program wyborczy, „Pod lupą”. Telewizja Jana Dworaka postanowiła

uczulić Polaków na wybór właściwych ludzi.

Tak, by można było budować IV Rzeczpospolitą rządzoną przez mądrych ludzi o czystych rękach – czytaj: koalicję POPiS.
Publicystka „Gazety Wyborczej” (22.09.2005 r.), Teresa Bogucka, po kilku wydaniach programu napisała: „Z każdym kolejnym odcinkiem wyraźnie widać, że program „Pod lupą” jest wymierzony w cały świat polityki. Bo w tym serialu widz dzień po dniu ogląda polityków w ośmieszających ujęciach i przy okazji językowych potknięć, wydających miliony w kampanii mającej im przynieść upragnione stanowisko, którzy w dodatku nic nie potrafią zaproponować, nie mają wizji, nie potrafią podać konkretów. Pasożytnicza klasa próżniacza”.
Czy warto pójść do wyborów i na klasę próżniaczą głosować?
Sztandarową pozycją przedwyborczą telewizji publicznej był program „Wybory Polaków”, prowadzony na przemian przez Dorotę Gawryluk i Kamila Durczoka. Do „Forum” dodano dwóch ekspertów i w ostatniej chwili Janusza Korwin-Mikkego. Program wywieziono w Polskę, dorobiono ideologię, że w mieście, w którym rozgrywa się akcja, jak w soczewce skupiają się omawiane problemy, kazano zwieźć partyjnych fanów i niech się dzieje, co chce. No i działo się. Zamiast merytorycznej debaty telewidzowie oglądali wiece z gwiżdżącym motłochem wołającym na przykład w czasie debaty o polityce zagranicznej do Tadeusza Mazowieckiego: „Spie… Żydzie”. Kto wpadł na pomysł, żeby polityków mających debatować o tym, co chcą zrobić dla Polski i Polaków, ciągać po wiecach, zamiast stworzyć im studyjne warunki do merytorycznej dyskusji, zapracował na wynik wyborów i wyborczą frekwencję.
O innych programach wyborczych TVP wspominać nie warto. Oszczędzę parę prezenterów Dwójki, bo to nie oni byli autorami karykatury „politycznego show” „W imieniu obywatela”.
Jeśli Donald Tusk zostanie prezydentem, powinien odznaczyć prezesa Dworaka za ogromny wkład w budowę społeczeństwa obywatelskiego. Jeśli wygra Lech Kaczyński – powinien zrobić to samo. W zwycięstwie PiS TVP Jana Dworaka ma wielki, choć niezamierzony udział.

 

Wydanie: 2005, 40/2005

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy