Ten obcy

Ten obcy

„Dla dobra dzieci” polscy rodzice zażądali usunięcia z klasy czeczeńskiego dziewięciolatka

Zakończenie roku szkolnego. Dzieci recytują wierszyk dla nauczycieli – poza jednym chłopcem. Nieco starszy od kolegów, rudawy dziewięciolatek stoi z boku, uśmiechając się szeroko do kamery smartfona. Wygląda na bardzo podekscytowanego – to jego pierwsze zakończenie roku w nowej szkole. Pod koniec przedstawienia każde dziecko wręcza nauczycielom różę. Robi to również chłopiec, tyle że kwiatek daje nie wychowawczyni, ale szkolnej socjoterapeutce. Potem jest piosenka o wakacjach (rudy uczeń nie śpiewa, wciąż się uśmiechając, obserwuje ruchy ust kolegów), a następnie dzieci idą do klas na wręczenie świadectw. Poza rudawym dziewięciolatkiem – on otrzyma świadectwo osobno. Będzie na nim napisane, że nie dostał promocji do klasy trzeciej. O tym jednak dowie się dopiero po jakimś czasie, kiedy mówiący po rosyjsku lub czeczeńsku wolontariusze przetłumaczą dokument jego mamie.

Rudy chłopiec to Arbi, a filmik z zakończenia roku nakręciła jego mama Amina, która dwa lata temu uciekła z Czeczenii z Arbim i jego młodszą o siostrą. Pierwszy rok w Polsce chłopiec spędził w strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców. Kiedy Amina dostała decyzję pozwalającą jej na pozostanie w kraju, rodzinie, dzięki wsparciu organizacji pozarządowych, udało się wynająć pokój z kuchnią.

Do klasy, którą widzimy na filmie, Arbi trafił na początku grudnia zeszłego roku. Po mniej więcej miesiącu rodzice polskich dzieci zażądali usunięcia chłopca ze szkoły. Pretekst: kilka razy użył niecenzuralnego słowa i popchnął kolegę. Wobec retoryki o „dobru naszych dzieci” nie pomogły argumenty, że podobne wykroczenia zdarzają się większości uczniów.

Ostatecznie dyrekcji udało się czasowo udobruchać rodziców, izolując chłopca od reszty klasy. O uczestniczeniu w klasowych wycieczkach nie było mowy. Na pytanie, czy cokolwiek przeszkadza mu w szkole, Arbi odpowiada: „Nie. Ja wszystkich lubię”, po czym zmienia temat.

Jak zrozumieć lekcję

Dokładna liczba dzieci imigrantów w polskich szkołach nie jest znana. Jak podaje portal „Rzeczpospolitej”, w Warszawie jest ich ok. 3,5 tys., w Krakowie – ponad 2 tys., w Białymstoku – ok. 500. Do tego dochodzą jeszcze Lublin (ok. 300), Poznań (ok. 150) i mniejsze miasta. Najwięcej przybyszów pochodzi z Ukrainy, Wietnamu i Czeczenii.

Uczniowie imigranci to zarówno dzieci, których rodzice mówią po polsku i orientują się w systemie edukacji, jak i te, które – często po ciężkich przeżyciach w kraju pochodzenia – trafiają do strzeżonych ośrodków, a po polsku mówią słabo. Rodziny tych drugich nie są pewne, kiedy i czy w ogóle dostaną pozwolenie na pobyt, żyją w ciągłym poczuciu tymczasowości, cierpią niedostatek i z trudem starają się spełniać wymagania stawiane przez szkołę. Do tej grupy należą Amina i jej dzieci. To właśnie one stają się obiektem niechęci ze strony rówieśników i ich rodziców.

W przypadku Arbiego i innych cudzoziemskich uczniów pierwszą barierą w integracji jest język. Problem ten dotyczy szczególnie tych dzieci, które nie mówią po rosyjsku ani w innym języku słowiańskim. – Zupełnie inaczej pracuje się z małym dzieckiem z Ukrainy i np. z nastoletnim Irakijczykiem – mówi Marysia Złonkiewicz z Fundacji Polska Gościnność, która prowadzi program wsparcia w nauce dla dzieci imigrantów. – Ustawowe dwie godziny polskiego w tygodniu to zdecydowanie za mało. Lekcje są często po południu, kiedy dzieci mają dużo mniejszą zdolność skupienia. Do tego nauczyciele, którzy prowadzą te lekcje, nie są odpowiednio przygotowani. Czym innym jest prowadzenie lekcji języka polskiego w grupie dzieci polskich, a czym innym uczenie go jako języka obcego.

– Dwie godziny lekcyjne nauki polskiego w tygodniu to jakieś 80 godzin na rok. Za mało, żeby nauczyć się czegokolwiek, a co dopiero zupełnie nowego języka – dopowiada Hanna Szewczyk, nauczycielka w jednej z warszawskich podstawówek, prowadząca również lekcje języka dla uczniów spoza Polski. – Dziecko, które nie rozumie treści lekcji, bardzo szybko przestanie w nich uczestniczyć.

Życie w niepewności

Ale nie tylko bariera językowa utrudnia adaptację w szkole. – Wiele zależy od indywidualnych cech dzieci: sytuacji ich rodziny, wcześniejszych przeżyć i cech charakteru – wskazuje Marysia Złonkiewicz. – Duże znaczenie ma poczucie bezpieczeństwa. W naszym programie mamy dziewczynkę, która została porwana ze szkoły w kraju, z którego pochodzi. Do dziś boi się rozstawać z mamą.

Kamil Kamiński, psycholog pracujący z rodzinami uchodźców: – Znamy rodzinę, którą straż graniczna już wywiozła na lotnisko w celu deportacji. Ostatecznie do niej nie doszło, ale chłopiec przestał chodzić do szkoły. Bał się, że go złapią i wywiozą. Dopiero dzięki pomocy psychologów i psychiatrów zaczął funkcjonować względnie normalnie.

– Część tych rodzin latami ubiega się o prawo pobytu, pisząc kolejne odwołania, czekając na kolejne przedłużenia – dodaje Kamil Kamiński.

– Często zwyczajnie nie ma głowy do tego, żeby w pełni zająć się edukacją swoich dzieci. Niektórzy nie wiedzą, jak długo zostaną w Polsce, czy nie będą musieli za chwilę uciekać dalej.

Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców o status uchodźcy ubiega się 878 dzieci migrantów w wieku szkolnym. Zdecydowana większość nie otrzymuje prawa do ochrony międzynarodowej. Ci, którzy mogą pozostać w Polsce, najczęściej dostają zgodę na pobyt tymczasowy. Jeśli sąd nie przedłuży zgody na pozostanie w kraju, migrant musi go opuścić.

Zdarza się, że decyzja o deportacji zapada, gdy uczeń zdążył już się zaadaptować i zżyć ze szkolnymi rówieśnikami. Tak było z Walentyną Kalaitan z Ukrainy, która w Polsce mieszkała dwa lata. Mimo petycji i protestów szkolnych kolegów została deportowana kilka miesięcy przed maturą.

Podobny los spotkał 10-letniego Mikaiła Turpalowa i 13-letniego Kharona Aldamowa z Czeczenii. Chłopcy chodzili do dzielnicowego klubu sztuk walki. Po pół roku treningów mieli jechać na mistrzostwa Polski. „Obie rodziny zaraz po przyjeździe złożyły wniosek o przyznanie ochrony międzynarodowej – czytamy na stronie „Gazety Wyborczej”. – Decyzja była odmowna. O tym, że rodzinom kończy się wiza, poinformował rodziców dzielnicowy. Już drugiego dnia rodzina Mikaiła wsiadła do pociągu do Rosji”.

Podstawówkę zmieniałem trzy razy

Ciągłą niepewność nasilają praktyki straży granicznej. – Na przesłuchania straży granicznej trzeba się stawić razem z dziećmi. To oznacza, że rodzice nie idą do pracy, a dzieci do szkoły – tłumaczy Marysia Złonkiewicz.

– Bardzo często urzędnicy zapowiadają wizytę konkretnego dnia, cała rodzina czeka wtedy w domu, a oni nie przychodzą. A potem przychodzą bez zapowiedzi. Zdarza się też, że wizyta straży granicznej kończy się deportacją.

Hanna Szewczyk: – Wspólną cechą rodziców dzieci spoza Polski jest brak zaufania do szkoły, tak jakby ich wcześniejsze doświadczenia z instytucjami były złe. Mama jednego z naszych ukraińskich uczniów dopiero w drugiej godzinie rozmowy uwierzyła, że wzywamy ją do szkoły po to, żeby współpracować, a nie dlatego, że chcemy źle dla jej dziecka. Musiał minąć rok, żeby sama zaczęła zgłaszać do nas problemy syna z nauką.

Aby poradzić sobie w szkolnej rzeczywistości, dzieci cudzoziemców często muszą wykazywać więcej siły i samozaparcia niż polscy rówieśnicy. A jednocześnie wymagania wobec nich są niekiedy bardziej wyśrubowane. – Jak polskie dziecko kogoś uderzy, mówi się, że „to tylko dziecko” albo „to tylko kłótnia” – wytyka pochodzący z Czeczenii Elsi Adajew, który przyjechał do Polski 18 lat temu. – Jak uderzy dziecko muzułmańskie, to dlatego, że jest „agresywne”.

Elsi kilka lat temu skończył szkołę. Ale początki nie były łatwe: – Podstawówkę zmieniałem trzy razy. Zawsze było to samo: byłem wyzywany, często musiałem się bić we własnej obronie. Jak oddawałem, natychmiast była afera. Nieraz słyszałem: terrorysta, kozojebca, morderca. Kiedyś koledzy z klasy zagrozili mi, że pobiją mnie w 11 osób. Mój kuzyn powiedział im wtedy, że jak chcą się bić, to jeden na jednego, ale grupowo pobić mnie nie pozwoli. Grożący poszli się poskarżyć. Usłyszałem, że zostanę deportowany razem z rodziną. Moja mama przyszła wtedy do szkoły i zapowiedziała, że jak taka sytuacja jeszcze raz się powtórzy, zawiadomi swoich przyjaciół, m.in. prasę. W szkole więcej mi tak nie grożono.

Elsi miał szczęście. Jego rodzice mówili po polsku. To właśnie znajomość języka decyduje o tym, że rodzic może stanąć w obronie dziecka.

Justyna, matka dwujęzycznego sześciolatka: – Ponieważ ja jestem Polką, a ojciec mojego syna Rosjaninem, Janek bardzo dobrze zna polski i rosyjski. W Rosji nigdy nie był, ale w przedszkolu bardzo lubił o niej opowiadać innym dzieciom. Aż pewnego dnia jedna z matek uznała, że Janek za dużo mówi o Rosji. Od innych rodziców i wychowawców dowiedziałam się, że Janek, jej zdaniem, promuje przemoc. Próbowała prowadzić cichą kampanię w tej sprawie. Skończyło się, kiedy zainterweniowałam.

Justyna podkreśla jednak znaczenie własnej narodowości i pozycji w przedszkolnej społeczności. – Inaczej było z siostrzeńcem mojego męża, który trafił do szkoły w Warce. Od początku nie był akceptowany w klasie. Sytuacja była wzmacniana przez nauczycielkę, która uznawała za stosowne karanie chłopca przy całej klasie. Formą „dyscyplinowania” było m.in. nazywanie go kacapem.

– Zdarza się, że cudzoziemscy rodzice są zwyczajnie izolowani przez Polaków – mówi Marysia Złonkiewicz. – Najczęściej niechęć jest wyrażana biernie, np. przez nieodpowiadanie na dzień dobry. Ale może przybierać bardziej zdecydowane formy, np. żądania usunięcia dziecka ze szkoły.

Hanna Szewczyk: – Rodzice dzieci niebędących obywatelami Polski nie przychodzą na zebrania często dlatego, że nie rozumieją, co się na nich dzieje. Jeśli przychodzą do szkoły, to zwykle na wezwanie nauczyciela.

Właśnie na jednym z klasowych zebrań rodzice polskich dzieci postanowili, że pozbędą się Arbiego ze szkoły. Na kolejne zebranie dyrekcja zaprosiła Aminę i ludzi ze wspierających ją instytucji. – To, że Arbiego ostatecznie nie udało im się wyrzucić, jest skutkiem naszych interwencji i negocjacji ze szkołą – mówi Marysia Złonkiewicz. – Pani Amina nie byłaby w stanie zrobić tego sama.

Na wycieczkę nie pojedziesz

Również na zebraniach nauczyciel informuje rodziców o szkolnych wycieczkach. – W naszej szkole nie ma takiej opcji, żeby jakiekolwiek dziecko nie pojechało na wycieczkę – zaznacza Hanna Szewczyk. – To szczególnie ważne w przypadku dzieci obcokrajowców, bo przecież głównie na wycieczkach klasa się integruje.

Marysia Złonkiewicz: – Kiedy rodziny nie stać na opłacenie wycieczki, zdarza się, że rada rodziców wykłada na nią pieniądze. Jednak standardem jest, że dzieci cudzoziemskie na wycieczki nie jeżdżą.

Kamil Kamiński: – Wszystko zależy od szkoły. Bywają nauczyciele, którzy poświęcają dodatkowy czas na to, żeby przeprowadzić rodziców przez wszystkie procedury, np. pokazując im, co trzeba wypełnić, żeby dziecko pojechało na wycieczkę za darmo.
Wola i możliwości nauczycieli, inicjowanie współpracy przez szkołę i życzliwość innych rodziców ułatwiają adaptację. Liczy się m.in. to, czy w szkole są organizowane zajęcia integracyjne albo warsztaty o kulturze kraju pochodzenia nowych uczniów. Przykładem tego, jak wiele zmienia nastawienie szkoły, może być podstawówka w Berezówce niedaleko Białej Podlaskiej. Chodzi do niej 80 uczniów, połowa to dzieci migrantów z pobliskiego ośrodka, czekających na decyzję polskich władz w sprawie nadania im statusu uchodźcy. Szkoła kładzie nacisk na atmosferę tolerancji i różnorodności. Muzułmańskie dziewczynki mogą chodzić na lekcje w hidżabie. – Nikomu to nie przeszkadza – mówi radiu TOK FM Beata Sobolewska ucząca w szkole angielskiego.

Szkoła organizuje też zajęcia integracyjne dla rodziców. Podczas Święta Ziemniaka mamy polskie i czeczeńskie wspólnie pieką ciasta. W efekcie dzieci cudzoziemskie w szkole odnajdują się bardzo szybko.

Jak podkreśla Kamil Kamiński, działania, jakie podejmuje szkoła, by wspierać uczniów spoza Polski, zależą wyłącznie od dyrekcji i nauczycieli. – Nie istnieją żadne ramy postępowania z dziećmi migrantów. Jeśli szkoła ma doświadczenie w pracy z takimi dziećmi, sama sobie te ramy wypracowuje. Ale żeby takie doświadczenie mieć, trzeba chcieć je zdobyć – tłumaczy psycholog. – Tymczasem szkoły nie korzystają nawet z tych rozwiązań, do których mają prawo, chociażby z asystenta kulturowego.

Elsi Adajew na pytanie, jak to się stało, że polubił Polskę, odpowiada: – Kiedy przyjechałem do Polski, nienawidziłem chodzić do szkoły. Cały czas mi dokuczali, a ja musiałem nieustannie walczyć we własnej obronie, żeby przetrwać. I widzę to wśród dzieciaków, z którymi pracuję: część uczy się, że cokolwiek zrobią, zostaną ukarane. Stają się agresywne. A inne zaczynają to traktować jako normę, taki los. Kiedy miałem 13 lat i trafiłem do gimnazjum, wszystko się odmieniło. Spotkałem się z wielką otwartością, nagle przestało się liczyć, jaką religię wyznaję i skąd pochodzę. Od razu zacząłem lepiej się dogadywać z rówieśnikami i dzięki nim chłonąłem polską kulturę: zacząłem oglądać polskie filmy, słuchać polskiej muzyki, czytać polskie książki i komiksy. Wszystko się wtedy zmieniło. Zacząłem się czuć jak w domu.

Fot. Szkoła Podstawowa w Berezówce

Wydanie: 2018, 41/2018

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. MC377
    MC377 14 października, 2018, 15:41

    2 lata temu nie bylo wojny w Czeczenii! W ogole wojna w tym kraju zakonczyla sie dawno temu w zwiazku z tym powinni byc natychmiast odeslani do domu!

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Rysiek Pietruczuk
      Rysiek Pietruczuk 14 października, 2018, 23:17

      Mniemam że nigdy nie byłeś i raczej nie będziesz w tym kraju czy rejonie KAUKAZU. Czeczenia Inguszetia,Osetia to inny świat i mentalność tylko pragnienia te same co europejczyków. Z artykułu trudno jest wywnioskować na ile jest napisany rzetelnie. Problemy z przystosowaniem się do polskich reali są dużym problemem wielu azylantów. Z polskimi dziećmi również bywają problemy i te trafiają do ośrodków szkolno-wychowawczych czy poprawczaków.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • MC377
        MC377 15 października, 2018, 10:48

        Nie, nie bylam i nie wybieram sie. Dobrze ze wspomniales o problemach z polskimi dziecmi, zajmijmy sie nimi a nie dziecmi z odleglych mentalnie krajow gdzie, jeszcze raz podkreslam, nie ma wojny. Pragnienia te same co Europejczykow…moze moglbys sprecyzowac? O pragnieniach czeczenow slysze regularnie w Austrii gdzie mam drugi dom. Rzeczywiscie, bardzo europejskie. Wiezienie juz nie wytrzymuja ich „europejskosci”! Moglbys tez o te „pragnienia” zapytac mieszkancow wsi wokol G.Kalwarii, tam byl a moze i nadal jest osrodek w ktorych mieszkali. Zachowaj swoja tania propagande dla siebie, czeczencow pozbywaja sie wszedzie w Europie bo to kryminalisci. Niech realizuja swoje pragnienia (pro-europejskie naturalnie!) w swoim kraju, my w Polsce mamy inne pragnienia. Mamy wlasny margines do resocjalizacji i nie potrzebujemy importu problemow. Powinni byc natychmiast wydalenia a dzieci zaczac uczyc we wlasnych szkolach a nie zyc na koszt podatnika w Polsce. Niech lekcja importowania Turkow i innych nacji bedzie przestroga dla Polakow. 2. lub 3. pokolenie w tej chwili dzieci i wnukow gastarbeiterow jest tak ekstremistycznie ukierunkowana ze i chyba z rodzicami nie potrafia znalezc wspolnego jezyka…

        Odpowiedz na ten komentarz
    • mariamoriewna
      mariamoriewna 15 października, 2018, 21:37

      Manipulujesz, albo jesteś po prostu idiotą wypowiadającym się na tematy, o których nie ma pojęcia. Czeczenia to kraj znajdujący się pod rosyjską okupacją. Nie jest tam bezpiecznie.

      „Do domu?” A może to Polska jest domem tych ludzi?

      Odpowiedz na ten komentarz
      • MC377
        MC377 18 października, 2018, 11:34

        daruj sobie te naiwna narracje! Polska nie jest i nigdy nie bedzie dla nich domem. Nie interesuje mnie okupacja, interesuje mnie natomiast bezpieczenstwo Polakow nie zyczacych sobie Czeczencow w Polsce. Juz napisalam powyzej, z Austrii zaczeli ich masowo wydalac (niestety, czesc tego zwlecze sie do Polski ale mam nadzieje ze wladze zareaguja tsak, jsak nalezy). Jest to skryminalizowany narod, mentalnie blizej im do Arabii Saudyjskiej i to na koszt tamtego podatnika niech sie bawia…Jesli ci sie nie podoba w Polsce bez Czeczencow, droga wolna! berlin albo Czeczenia po prostu.

        Odpowiedz na ten komentarz
  2. ANTYWSIOK
    ANTYWSIOK 27 października, 2018, 14:51

    MASAKRA JAKI RASIZM I CHAMSTWO,”PRAWDZIWYCH POLAKÓW”,POD BUTEM KACZKI I PiS, STAEJMY SIĘ GRAJDOŁEM:RASIZMU, PROSTACTWA W ŻYCIU SPOŁECZNO-POLITYCZNYM I WSZECH OGARNIAJĄCEJ GŁUPOTY!!

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy