Test Rywina

W chwili, gdy felieton ten dotrze do rąk czytelników, będzie już wiadomo, czy Lew Rywin, skazany przez sąd na dwa lata więzienia, znajduje się w celi, czy też górę wzięły względy humanitarne.
Za pierwszym z tych rozwiązań z iście zwierzęcym wyciem agituje brukowa prasa, rozkoszująca się obrazem Rywina w zatłoczonej więziennej celi, z półgodzinnym „spacerniakiem”, zdanego na obyczaje panujące wśród przestępców kryminalnych. Podeptanie człowieka zamożnego, światowego, znanego, kulturalnego jest rozkoszą gawiedzi. Etyczny, a wreszcie profesjonalny poziom tego obrzydlistwa dziennikarskiego dosadnie opisał w „Polityce” Daniel Passent.
Argumenty przemawiające za rozwiązaniem humanitarnym wyłożył natomiast w „Przeglądzie” znakomity komentator prawa, Stanisław Podemski, zajmuje się nimi także Ludwik Stomma w „Polityce”. Jest więc oczywiste, że Lew Rywin to człowiek chory i już niemłody, trudno się też spodziewać, aby ktoś będący od dwóch lat obiektem nieustannej nagonki, obelg i inwektyw zachował niezachwiane zdrowie i nienaruszony system nerwowy. Jego pozostawanie na wolności nie stwarza żadnego zagrożenia dla nikogo i niczego, o czym mówi Podemski, osadzenie zaś w celi więziennej oznaczać będzie nie tylko okrucieństwo fizyczne, lecz także uwięzienie człowieka, którego dotychczasowe postępowanie było nienaganne i przyniosło kolosalne korzyści kulturze narodowej, o czym przypomina Stomma. W Polsce od niemal stu lat produkuje się filmy, ale nikt przedtem nie zdołał sprawić, że powstały tu tytuły, na które spadł deszcz Oscarów, jak na współprodukowane przez Lwa Rywina „Listę Schindlera” i „Pianistę”, że pominę już inne jego osiągnięcia producenckie. Dziś statuetki Oscara stoją na półkach polskich artystów, ale Rywin leżeć ma na więziennej pryczy.
Czy znaczy to, że ludzie tacy jak Lew Rywin, a więc należący do elity kulturalnej narodu – której przecież żadną miarą nie można porównywać do tzw. elit politycznych czy też elit biznesowych – mogą się znajdować poza czy ponad prawem?
Oczywiście, że nie znaczy.
Ale proces Rywina czy też „sprawa Rywina” pozostaje przedmiotem wielu nierozwianych bynajmniej wątpliwości i jest w niej więcej znaków zapytania niż pewników. Dał temu wyraz także sam sąd, zmieniając już w trakcie kolejnych rozpraw nie tylko wyrok, ale i kwalifikację prawną stawianych oskarżonemu zarzutów. Dziś Rywin uwięziony ma być za pomocnictwo w ofercie korupcyjnej, ale nadal nie wiadomo, komu właściwie pomagał, nie mógł tego ustalić ani sąd, ani działająca uprzednio sejmowa Komisja Śledcza. Co zaś do samej korupcji, to bardzo starannie pomija się i bagatelizuje skromny fakt, że mimo wszelkich oskarżeń i podejrzeń nie stwierdzono, aby jakakolwiek złotówka zmieniła faktycznie swoje miejsce i przepłynęła za pośrednictwem Rywina z jednej kieszeni do drugiej, nie mówiąc już o jego własnych kieszeniach.
Wyrok sądowy jest wyrokiem i przez szacunek dla niezawisłości sądu nie wolno go kwestionować. Jeśli jednak ktokolwiek zechciałby mnie zapytać, dlaczego w moim mniemaniu Lew Rywin według woli brukowej prasy i Tomasza Nałęcza iść ma do więzienia, miałbym na ten temat swój pogląd.
Otóż Lew Rywin iść ma do więzienia dlatego, że obradująca przez wiele miesięcy pod przewodnictwem publicysty tygodnika „Wprost”, Tomasza Nałęcza, sejmowa Komisja Śledcza nie zdołała ustalić wspólnego sprawozdania ze swoich prac, lecz wyprodukowała pięć różnych sprawozdań, z których Sejm, w drodze głosowania, wybrać miał to, które jest prawdziwe. Głosowanie parlamentarne nad tym, co jest, a co nie jest prawdą materialną, jest jedynym chyba takim wypadkiem w historii parlamentaryzmu. Ale wybranym losowo przez Sejm sprawozdaniem okazało się sprawozdanie posła Ziobry, wschodzącej gwiazdy polskiego prawa i sprawiedliwości, w trakcie zaś oskarżycielskiej działalności komisji szeroka publiczność miała okazję zapoznać się z nieznaną dotąd w tej skali osobą posła Jana Marii Rokity oraz wspomnianego wyżej p. Nałęcza. Jest to ważny powód, aby uwięzić Rywina, w przeciwnym bowiem razie wspomniane tu osoby mogłyby się okazać, łagodnie mówiąc, niekompetentne.
Powodem do uwięzienia Rywina jest to, że wniesione przeciw niemu oskarżenie opiera się na nagranej potajemnie przez jednego z jego rozmówców rozmowie dwóch dobrych znajomych, w trakcie której rozpatrywana była sprawa ewentualnego zakupu telewizji Polsat, czemu mogła przeszkodzić projektowana właśnie ustawa, zakazująca nadmiernej koncentracji mediów w ręku jednej spółki. Gdyby Rywin nie został skazany, wątpliwa etycznie okazałaby się praktyka nagrywania na taśmę rozmów ze znajomymi, trudno też byłoby wyjaśnić, dlaczego właściwie ustawa obejmująca zakaz nadmiernej koncentracji mediów została w zamieszaniu wrzucona do kosza. To znaczy stało się to, o co miałoby chodzić w ewentualnej łapówce. Ciekawe.
Powodem, aby skazać i uwięzić Rywina, jest również to, że w aurze skandalu wytworzonej wokół tej sprawy z niewiadomych powodów prawnych lub formalnych skrócona została kadencja wybranego niewiele wcześniej na kolejną kadencję prezesa Telewizji Polskiej SA, po czym rozwiązana została także zmieniona personalnie rada nadzorcza tej spółki, która wybrała nowy zarząd, o odmiennej orientacji politycznej. Wszystkie te działania, dyktowane przez prasę, a wykonywane przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, byłyby niepojęte, gdyby Lew Rywin nie został skazany i nie groziło mu uwięzienie.
Wreszcie niebagatelnym powodem, aby skazać Rywina, było to, że w trakcie prac komisji sejmowej do „sprawy Rywina” przesłuchiwany był ówczesny premier, Leszek Miller, i wprawdzie niczego konkretnie w tej akurat sprawie mu nie udowodniono, wystarczyło jednak klimatu medialnego, aby go obalić i rozpocząć okres likwidacji zarówno jego, jak i jego formacji politycznej.
Twierdzi się, że lawina zdarzeń, jaka nastąpiła po sprawie Rywina, obnażyła w nieoczekiwany sposób korupcjogenny charakter rządów w Polsce. Jest to temat, który od tej pory nie schodzi z łamów prasy i wokół którego obraca się dyskusja publiczna. We wskazywanie na Rywina jako symbol wszelkiego zła zaangażowało się już tyle osób, należących bądź do dotychczasowych autorytetów moralnych, bądź też robiących dzięki niemu błyskotliwe kariery publiczne, że nieskazanie Rywina byłoby dla nich wszystkich ośmieszeniem i katastrofą osobistą. A do tego nie można dopuścić.
Bo przecież, mimo niezdarnie gromadzonych pozorów, proces Rywina jest procesem politycznym. Polityka zaś jest bezwzględna i bezlitosna, chociaż ostatnio litość, miłosierdzie i miłość bliźniego sąna ustach wszystkich polityków, wyznaczając wręcz nowy standard poprawności politycznej.
Przekonamy się, ile ten nabożny klimat ma wspólnego z rzeczywistością. Będzie to bardzo wymowny test.

Wydanie: 16/2005, 2005

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy