Titaniców dwóch

 W NASZYM TYGLU

Chyba złożę do prokuratury doniesienie o przestępstwie, a to dlatego, że jak się obiecuje widzom thriller, to nie puszcza się w zamian głupawej komedii.
Człowiek kulturalnie o 9 rano, we wtorek, włączył pilotem telewizor, żeby jeszcze raz się dowiedzieć, co jedli podczas spotkania w Wiedniu doktor Kulczyk z nieznanym mu bliżej Ałganowem, ponieważ o czym naprawdę rozmawiali, to się za naszego życia nie dowiemy, nawet gdyby doktora przesłuchiwał cały sad Gruszek, bo paru facetów, co leży już w ciemnej mogile, przekonało się, co znaczy powiedzieć o jedno słowo za dużo w naszym demokratycznym kraju.
Wracajmy jednak przed ekran, czyli, pozwolą państwo, że zażartuję, do prac komisji.
Zaczęło się bardzo ciekawie od składania sobie nawzajem życzeń imieninowych przez dwóch solenizantów, Andrzeja Różańskiego i Andrzeja Celińskiego, który stojąc wcześniej na straży kultury, mówił wszystkim, że coś tam będzie załatwione „za półtorej roku”. Życzenia, trzeba przyznać, były bardzo oryginalne, nie żadne tam byle zdrowia szczęścia i pomyślności w pracach nad Orlenem, ale męskie, soczyste, żeby cię… i nawzajem. Znaczy, męskie to chyba przesadziłem, ponieważ pan poseł Celiński zachowywał się momentami tak, że gdyby był kobietą, to myślałbym, że tego dnia ma właśnie okres.
Z kolei przewodniczący Gruszka, który, jak mówią jego sąsiedzi, świetnie sobie radził wcześniej ze stadem gęsi, które hodował, i dlatego myślał, że sobie poradzi i z prokuratorem Wassermannem, zaczął spektakl od przepytywania posła Różańskiego, czy ten słynny Różański z powojennej bezpieki nie jest przypadkiem jego krewnym, co spowodowało zamieszanie w mojej pogubionej głowie, bo nie wiedziałem, czy to był żart zagubionego tak samo przewodniczącego komisji, czy perwersyjne życzenia imieninowe.
A w środeczku tej całej rozpierduchy siedział sobie niewinny jak aniołek Romanek Giertyszek, skromniutki, cichutki, taki prawie niezauważalny i tylko trzepotał nieśmiało rzęsami. Momentami nawet wydawało mi się, że on sobie dłuższe dokleił, żeby wyglądać jeszcze bardziej niewinnie. A z drugiej strony doktor Kulczyk. Dwóch Titaniców naprzeciwko siebie, pierwszy ze świadomością, że zatonie, drugi, widząc tę komisję, wie, że nie ma takiej góry, która by mu zrobiła krzywdę. Popatrując od czasu do czasu na zegarek, widział, jak mu niepotrzebnie uciekają minuty i miliony i być może przypominał sobie rozmowy z naszymi politykami na temat już załatwionych interesów.
– Od załatwienia tego kontraktu chcemy, doktorze Janie, 5 mln prowizji.
– W złotówkach?
– Nie.
– W dolarach?
– Nie
– W euro?
– Nie.
– To w czym?!
– W walizkach.

Wydanie: 2004, 50/2004

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy