Skąd tyle mitów?
– To kwestia propagandy. Wspaniała jest historia o tym, jak radzieckie psy poleciały w Kosmos. Od początku było wiadomo, że Łajka nie przeżyje, bo gdy ją wysyłali, nikt nie opracował jeszcze procedury bezpiecznego sprowadzania statków kosmicznych z orbity na Ziemię. Biełka i Striełka, dwie suczki spod Moskwy odłowione przez hycli, miały już możliwość powrotu. Kiedy Biełka i Striełka wróciły, Chruszczow obiecał Jackie Kennedy szczeniaka po jednej z psich kosmonautek. I rzeczywiście są zdjęcia, jak Puszynka – bo tak ją nazwano – razem z Jackie Kennedy, jej mężem i ich psem bawi się w ich ogródku w Białym Domu. Ta zabawna historia stanowi jednak rodzaj poważnej deklaracji politycznej: wysyłamy zwierzaki w kosmos, potem one wracają i są jeszcze w stanie dać szczeniaki. To idealnie wpisywało się w rywalizację amerykańskiego i radzieckiego programu kosmonautycznego.
Jak wpłynęło na Tierieszkową to, że jednak nie podbiliśmy Marsa?
– Do dzisiaj na nią wpływa. W jednym z wywiadów powiedziała, że teraz – w wieku 78 lat – zgłasza się do samobójczej misji na Marsa. Tierieszkowa chciałaby dotrzeć na Marsa i tam umrzeć. Jej życie zrosło się z jej legendą, a ona cały czas ma potrzebę jej tworzenia, nawet dziś.
Chciałbyś z nią się spotkać?
– Nie wiem… Walentyna nie wygląda na sympatyczną babcię z poczuciem humoru. To, co sobie z Julią Kijowską odgrywającą jej rolę wymyśliliśmy na temat Tierieszkowej w „Walentynie”, jest przepuszczone przez naszą wrażliwość. Konfrontowanie tych wyobrażeń ze źródłem mogłoby rozczarować. Tierieszkowa nie udziela wywiadów, chociaż pozostaje ikoną współczesnej Rosji, dostaje nowe odznaczenia i fotografuje się z dostojnikami. My w Polsce nie mamy podobnych ikon. Nasz system nie stworzył takich tytanowych ludzi.
Jak w Rosji odebrano „Walentynę”?
– Kiedy w Polsce pokazywaliśmy spektakl, nie mogliśmy liczyć na to, że odbiorcy znają wszystkie fakty, do których się odnosimy. To, że część słyszała o Tiereszkowej, to już było dużo. W Mos-
kwie, gdzie spektakl pokazywaliśmy na festiwalu Wisła, było odwrotnie. Bałem się reakcji Rosjan, tego, że będę musiał się tłumaczyć z podjętych decyzji. Bo jednak trzeba mieć dobry powód do grzebania się w czyjejś historii. Rozmontowywanie mitu radzieckiej kosmonautyki było dość stresujące. Ale radykalne głosy pojawiły się ze strony nie Rosjan, lecz Polaków, którzy mówili, że ryzykowne było pokazywanie w Moskwie tego spektaklu. Niekoniecznie mieli rację.
Foto: vk.com
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy