Tłoczno i kolorowo

Tłoczno i kolorowo

Na Jarmarku św. Dominika w Gdańsku było…

– Tu kupisz głosy ptaków i szum morza, pogadasz na każdy temat, nabędziesz bibeloty i stare fotografie ze Lwowa, Wilna, ale i Warszawy, Wrocławia, Gdańska. Mamy wszystko, co kochali nasi dziadowie – od ksiąg, lamp po wytworną zastawę – takie głosy słychać na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku już od tygodnia.
Tradycja lipcowo-sierpniowego targowania w murach Głównego Miasta sięga XIII wieku. Nuncjusz papieski, Giullio Ruggieri, pisał, że „zbierają się tu Niemcy, Francuzi, Anglicy, Hiszpanie, Portugalczycy i wtedy zawija do portu przeszło 400 okrętów naładowanych winem francuskim, jedwabiem, konfiturami, korzeniami portugalskimi, cyną i suknem”, a spichlerze i magazyny nad Motławą pełne pszenicy, miodu, potażu, solonej wołowiny, wabią kupców, którzy zewsząd nader licznie do Gdańska zjeżdżają, by swe sklepy zaopatrzyć.
Dzisiejszy jarmark – kolorowy, rozkrzyczany,

z muzyką, tańcami, hejnalistami,

kataryniarzami cukrową watą nadal wabi. Do Gdańska ciągną tysiące turystów. Na ulicach słychać wszystkie języki europejskie. Jerzy Lewandowski – wiceprezes Międzynarodowych Targów Gdańskich, które od kilku lat są organizatorem tej imprezy – uważa, że „oferta handlowa dobrze towarzyszy bardzo ciekawym propozycjom kulturalnym“. Jarmark w tym roku otwierało nocne, zabawne widowisko kostiumowe „Memento vivere, czyli żyje się tylko raz” w reżyserii Marcela Kochańczyka, twórcy znanego w wielu teatrach w Polsce.
Występy trup ulicznych, zespoły folklorystyczne z różnych państw, zespoły dziecięce z całej Polski, grupy wokalno-taneczne, iluzjoniści i cyrkowcy – wszyscy są na jarmarku. Wakacyjna atmosfera udziela się nawet pracującym gdańszczanom, którzy pod wieczór tłumnie ciągną na jarmark.
W tym roku znaczną częścią starego Gdańska zawładnęli kolekcjonerzy i rzemieślnicy. Jest ponad 350 stoisk i miejsc na ulicach, gdzie można podziwiać oryginały i falsyfikaty. Króluje secesja, ale i sztućce, księgi, porcelana z XVIII wieku nie są rzadkością. Ceny oszałamiają równie mocno jak prezentowane cudeńka. Ale targować się oczywiście można.
Współczesność to ciuchy, garnki, kosmetyki, egzotyczne zapachy, płyty, portfele (niestety, puste) – słowem wszystko. Miejsca na jarmarku wykupują

handlujący z całej Polski.

– To fascynująca impreza – mówi Anna Turczyńska, antykwariusz z Krakowa. – Nie mogę nie przyjechać na ten jarmark, nie zawsze coś kupuję, ale rozmawiam, oglądam. Tutaj tworzą się takie mikroklimaty, ludzie nawiązują kontakty, czasami na lata.
– Po powodzi w Gdańsku obawialiśmy się mniejszego zainteresowania – mówi Agata Unczur z MTG, odpowiedzialna za imprezy jarmarkowe – ale okazało się, że zainteresowanie jest bardzo duże.
Święto kataryniarzy, dzień bicia rekordu Guinnessa przez kowali, którzy wykuli dla Gdańska największą podkowę szczęścia, bo jak mówią, miastu się ona bardzo przyda, zgromadziły tłumy.
Porywające są koncerty hejnalistów, a festiwal iluzji ma zaskoczyć niejednego niedowiarka – twierdzą mistrzowie sztuki magii. Na jarmarku można kupić oczywiście konika na biegunach – to tegoroczny przebój – i bambusową drapaczkę do pleców, oszałamiające zapachy Wschodu – do szafy, samochodu i na wieczorowe party w ogrodzie.
Również „Przegląd” miał swe promocyjne stoisko na jarmarku. Lipcowe komplety pisma spotykały się z żywą reakcją tych, którym sztuka czytania nie jest obca. A dwie mieszkanki Oruni, które bardzo ucierpiały w powodzi, zobaczyły na stoliku w czasie naszym namiocie numer właśnie jej poświęcony i zaczęły opowiadać o sobie i o Gdańsku.
Jarmark św. Dominika potrwa do 12 sierpnia.
(ak)

Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy