To jest wojna…

To jest wojna…

To hasło jest wypisywane na kartonach, skandowane przez manifestantów. „To jest wojna” – tylko kogo z kim? Jeśli wojna, dobrze by było określić walczące strony. Niektórzy nie mają wątpliwości: „To wojna cywilizacji życia z cywilizacją śmierci!”. Inni mówią: „To wojna z PiS”. Jeszcze inni dodają dość zdecydowane, ale mało konkretne polecenie: „Wypierdalać!”. Kto konkretnie ma „wypierdalać”? PiS? Kościół katolicki? A może tylko biskupi? A może cała klasa polityczna? I na czym to „wypierdalanie” ma polegać?

Nie bardzo to wszystko jasne. Ale jedno jest pewne. Młodzi wreszcie zrozumieli, że rządzący, wspierani energicznie przez hierarchów kościelnych, prowadzą ich do bantustanu nowoczesnego świata, do jakiegoś rezerwatu Europy. Iskrą zapalającą od dawna gromadzony proch było nieszczęsne orzeczenie pseudo-Trybunału Konstytucyjnego, praktycznie eliminujące możliwość legalnego dokonania aborcji. Młode pokolenie uświadomiło sobie, do czego służyć może Trybunał Konstytucyjny, i chyba w końcu zrozumiało, o co chodziło tym, którzy go swego czasu bronili przed zawładnięciem przez PiS i jego nominatów sędziów dublerów.

I pewnie bardziej wyczuło, niż zrozumiało, że dzisiejszy zakaz aborcji to przekroczenie pewnej granicy, że to początek drogi do uczynienia z Polski państwa wyznaniowego, gdzie pod groźbą kary wymierzanej przez sąd w imieniu państwa zabronione będzie to, co Kościół uważa za grzech. Jeśli dziś grzech aborcji staje się przestępstwem, to jutro przestępstwem równie dobrze mogą być stosowanie antykoncepcji, seks przedmałżeński lub pozamałżeński, rozwody, masturbacja, oglądanie striptizu lub pornografii. Tak na początek, bo Kościół najbardziej zdaje się wyczulony na VI przykazanie. Ale grzechem jest też niechodzenie na niedzielną mszę, nieprzystępowanie do wielkanocnej spowiedzi, jedzenie mięsa w post…

Gdyby sejmowa większość uchwalała stosowne przepisy, biskupi (a już abp Jędraszewski na pewno) przyjmowaliby to z radością, uzasadniając, jaką to wartością są rodzina, małżeństwo, cnota czystości. A rzeczą najważniejszą jest zbawienie duszy, toteż zmuszanie pod groźbą więzienia do chodzenia na msze, do spowiedzi, do przestrzegania postów jest wyrazem najwyższej troski o przyszłość obywateli. Tyle że takie myślenie to nawrót do średniowiecza. Młode pokolenie to czuje i tego nie chce.

Na ulice naszych miast, a także – co jest nowością – miasteczek, wyszły tłumy nie tylko kobiet, ale w ogóle tłumy młodych ludzi. Jesteśmy świadkami ogromnej, największej od 1968 r., rewolty młodzieży, która ma dość starego porządku i do niego adresuje owo słynne „Wypierdalać!”.

Władzę ogarnęła panika. Rządzący zrobiliby chętnie stan wyjątkowy albo i wojenny (w końcu też uważają, że „to jest wojna”), ale z jednej strony mają pandemię, z którą sobie nie radzą, z drugiej nie są pewni służb mundurowych. Poza tym wiedzą, że przed nimi jeszcze najgorsze. Wywołany pandemią kryzys gospodarczy nadchodzi i niebawem starsze pokolenie również zacznie protestować.

Próbują więc przeczekać. Prezydent wymyślił lekkie złagodzenie rygorów wyroku pseudo-Trybunału, a samego wyroku rząd na wszelki wypadek nie publikuje. Ma w tym zresztą wprawę. Trochę straszą ludzi. Prokurator krajowy grozi więzieniem (do lat ośmiu!) za udział w manifestacjach, wspiera go w tym rzecznik episkopatu, który mówi, że udział w nich to grzech ciężki. A więc uważajcie, manifestanci, nie dość, że was Ziobro ze Święczkowskim wsadzą na osiem lat do więzienia, to jeszcze pójdziecie do piekła! Czy Kościół naprawdę nic nie zrozumiał? Nie chce zrozumieć? Minister Czarnek straszy uczniów i nauczycieli, nakładając na nich równocześnie obowiązek donosicielstwa. Nic wam to nie pomoże! Jesienne deszcze i znużenie uspokoją manifestacje. Ale ziarno posiane w ostatnich dniach prędzej czy później wzejść musi. A jak wzejdzie, trudno, będziecie musieli „wypierdalać”. I ci od straszenia ośmioletnim więzieniem, i ci od straszenia piekłem za udział w demonstracjach.

Ciekawie odbija się to w sondażach poparcia dla partii politycznych. PiS spadło o 10%. Platformie nieznacznie wzrosło, kilkanaście procent ma Hołownia, Lewica niewiele ponad progiem, pod progiem na szczęście Konfederacja i PSL. Ale najwięcej od lat jest niezdecydowanych. Czyli tych, którzy nie identyfikują się z żadną partią. Wskazuje to wyraźnie, że jest miejsce na jakiś nowy polityczny byt. I nawet z grubsza widać, jaki powinien mieć program. Ludzie mają dość PiS, ale też dość Platformy. Z jej nijakością, brakiem wyrazistości ideowej. W szeregach Platformy są ludzie, którzy światopoglądowo nie różnią się od członków PiS. Swoją drogą, bardzo jestem ciekaw, jak w sprawie aborcji orzekłby Trybunał pod przewodnictwem prof. Andrzeja Rzeplińskiego albo nawet samego prof. Andrzeja Zolla. Obawiam się, że podobnie jak pseudo-Trybunał pod przewodnictwem mgr Przyłębskiej. Parafrazując słowa przezacnego red. Turskiego, „PiS nie spadło z nieba”. Na PiS i jego rządy pracowała niemal cała klasa polityczna przez ostatnie 30 lat. I to do niej adresowane jest wezwanie: „Wypierdalać!”.

j.widacki@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2020, 46/2020

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 9 listopada, 2020, 11:10

    Formacja polityczna, która rządziła Polską do 1989 roku wyprowadziła swój sztandar i odeszła spokojnie. Zostawiła kraj mocno nadszarpniety kryzysem gospodarczym, ale jednak w nieporównanie lepszym stanie, niż ten, który zastała w 1945 roku. Czegoś sie jednak nauczyła przez tamte pół wieku.
    Formacje post-solidarnościowe po 1989 roku przeszły droge od ducha porozumienia i kompromisu, do nienawiści i podziałów nieznanych w całej polskiej historii powojennej. Czyli nie dość, że sie niczego nie nauczyły, to jeszcze całkiem zdziczały i zgłupiały. Czyli pod wzgledem społeczno-politycznym cofneły Polske. Doprowadziły do podziałów nie tylko na szczytach polityki (to jeszcze nie byłoby najgorsze), ale do głebokich podziałów społecznych, na każdej możliwej płaszczyźnie, wzdłuż której sie ludzi podzielić da. No to trudno sie dziwić młodym Polakom, że mają dla nich tylko jedną propozycje: „wypierdalać”. W 1989 roku, nawet zmeczone kryzysem gospodarczym społeczeństwo nie było aż tak do białości wściekłe i rozczarowane, żeby podczas manifestacji używać wobec władzy aż tak karczemnych wyzwisk. Bo jednak liczyło, że sprawy zmienią sie na lepsze. Czyżby teraz nadzieje trzeba zbudować na wybuchu bezgranicznej złości? A co bedzie, kiedy sprawy wyrwą sie spod kontroli? Dziś nie ma już w Polsce meża stanu tej rangi, jak gen. Jaruzelski, który miał cywilną odwage podjąć dramatyczną decyzje w nieporównanie trudniejszych od obecnych uwarunkowaniach politycznych. Decyzje jak najbardziej słuszną, okupioną minimalną (jak na skale operacji) liczbą ofiar. Decyzje, za którą do końca swoich dni brał całkowitą odpowiedzialność.
    Dziś na szczytach władzy mamy do czynienia z małymi gnojkami, karierowiczami, żałosnymi kunktatorami, patologicznymi kłamcami i śmierdzącymi tchórzami. Jeśli takim ludziom przyjdzie do łbów rozwiązanie „siłowe”, to skutki bedą nieporównanie bardziej tragiczne, niż w grudniu 1981 roku. Nie cofną sie przed niczym, nie mają żadnych skrupułów, w ogóle nie wiedzą, co to elementarne zasady moralne. Najgorsze szumowiny wyniesione do władzy na grzbietach oszukiwanych od 1980 roku Polaków. Swołocz wypromowana przez 40 lat negatywnej selekcji, która wymiotła z polskiego życia publicznego niemal wszystkich ludzi przyzwoitych. To historyczna szansa (być może ostatnia), żeby wypłukać to cuchnące błoto.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy