Różne informacje i materiały dotyczące życia wewnętrznego MSZ do nas docierają. Na przykład kopia „zawiadomienia o mobbingu”, które do dyrektora generalnego służby zagranicznej Macieja Karasińskiego wysłał jeden z dyplomatów wcześniej zatrudnionych w ambasadzie RP w Tokio (zakładamy, że to pismo prawdziwe). Dość dobrze pokazuje ono, jak działają polskie placówki, jak to wszystko wygląda od środka. Ale, po pierwsze, zwróćmy uwagę na datę owego zawiadomienia – to maj br. Kopia zaś dotarła do nas w listopadzie. Można więc przypuszczać, że sprawa nie została załatwiona po myśli skarżącego, że MSZ stanęło po stronie oskarżanego o mobbing ambasadora Pawła Milewskiego. I dlatego ktoś chce ją jeszcze raz nagłośnić. Kto? To może być każdy – skarżący, jego znajomi, którzy sprawę znają, albo urzędnicy MSZ, którym jej rozwiązanie nie odpowiada. Po drugie, zawiadomienie zostało złożone już po tym, jak dyplomata przeszedł do pracy na inną placówkę. On to tłumaczy w ten sposób, że obawiał się, że zostanie wówczas w MSZ zablokowany. Nie zda egzaminu konsularnego, nie zostanie przeniesiony. Czyli tłumaczy się strachem. Po trzecie, zawiadomienie jest cennym opisem obyczajów panujących w polskich ambasadach. Dowiadujemy się oto, że nasz dyplomata został skierowany do rotacji na nową placówkę, na której miałby również pełnić czynności konsularne. Ale uprawnień konsularnych nie miał, więc musiał przejść odpowiedni kurs. Oraz zdać egzamin w Warszawie. A tu dyrektor Biura Spraw Osobowych Radosław Gruk odmówił mu sfinansowania przez MSZ biletu lotniczego na trasie Tokio-Warszawa-Tokio. Kompromitujący bałagan. Jeżeli MSZ kieruje urzędnika do pracy konsularnej, powinno wpierw sprawdzić, czy ma do tej pracy papiery. A jeżeli nie ma – to powinno się albo z niego zrezygnować, albo umożliwić mu odbycie szkolenia i zdanie egzaminu. Tymczasem mamy zabawę – czy dyrektor się zgodzi (następca Gruka się zgodził), by kupić mu bilet, co na to ambasador itd. Takie zwyczaje psują każdą instytucję. A potem mamy bałagan już na placówce. Oto bowiem dyplomata organizował wydarzenie promujące polskie firmy z sektora smart agriculture. Pierwszy claris w tej sprawie napisał w listopadzie 2020 r. i przesłał do akceptacji swojemu bezpośredniemu przełożonemu (na placówce). Ten udzielił mu zgody. Nasz dyplomata zatem 17 grudnia przekazał ów claris do akceptacji ambasadorowi. „Jednak i to nie przyniosło rezultatu – czytamy w piśmie. – Dopiero po moich kilkukrotnych interwencjach udało się go wreszcie wysłać w dniu 26.01.2021, a więc… po dwóch miesiącach od jego sporządzenia”. Takie jest tempo pracy małej ambasady, w której wszyscy codziennie się spotykają… A jeśli chodzi o te codzienne spotkania – też jest ich opis. „Regularnie spotykałem się również z fałszywymi zarzutami i oskarżeniami, m.in. o spóźnianie się – pisze skarżący. – Przykładem może być rozmowa z dnia 27.04.2021, podczas której Pan Ambasador Paweł Milewski w obecności Pana Radosława Tyszkiewicza podniesionym głosem czynił mi zarzuty, jakobym spóźniał się do pracy ok. godzinę. W rzeczywistości, spóźnienie wyniosło 10 minut – co mieściło się w dopuszczalnej »normie« komunikowanej wcześniej wszystkim pracownikom na spotkaniu organizacyjnym przez kierownika placówki”. I jak tu się dziwić ludziom, którzy co jakiś czas wzywają do rozpędzenia tego humorzastego i rozlazłego towarzystwa? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint