Toksyczne poświęcenie

Toksyczne poświęcenie

Niektórzy zaspokajają wyłącznie potrzeby innych. Nawet ich nastrój zależy od innych, czują się dobrze jedynie wtedy, kiedy ich bliscy czują się dobrze

Magdalena Sękowska – psycholog, psychoterapeutka, wykładowczyni na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu. Prowadzi psychoterapię par, rodzin i indywidualną. Dyrektorka Kliniki Uniwersytetu SWPS Rodzina – Para – Jednostka.

Taka sytuacja: matka przygotowuje na święta tyle jedzenia, że nikt nie jest w stanie tego zjeść. Ale każdy wmusza w je siebie, bo przecież się starała. „Nie po to robiłam, żeby się zmarnowało”, mówi. I tak zamiast odpoczynku mamy pretensje. Kto tu jest toksyczny? Matka, która nagotowała za dużo, czy dzieci, które nie szanują jej starań?
– W psychologii mówi się nie o toksycznych osobach, ale raczej o toksycznych relacjach. Nikt nie jest „toksyczny” jako taki, natomiast może być stroną toksycznej relacji.

Na czym polega toksyczny związek?
– Toksyczna jest każda relacja, w której jedna strona czuje się słabsza, a druga silniejsza, i ta nierówność staje się podstawą do wykorzystywania swojej silniejszej lub słabszej pozycji. Niektórzy budują tożsamość na sile – np. poniżając drugą osobę – inni na słabości, poniżając siebie. Jednym z podstawowych celów rozwoju każdego człowieka jest autonomia, czyli samodzielność w myśleniu, działaniu, decydowaniu o sobie i zaspokajaniu swoich potrzeb psychicznych. Jeśli te rzeczy są uzależnione od drugiej osoby – słabszej lub silniejszej – autonomia jest zaburzona, a relacja z niej wynikająca – toksyczna.

Potrafię sobie wyobrazić budowanie własnej siły na poniżaniu innych. Ale na czym może polegać budowanie własnej siły na poniżaniu siebie?
– Są ludzie, którzy żyją, zaspokajając wyłącznie potrzeby innych, a ignorując własne. Nawet ich nastrój uzależniony jest od innych. Czują się dobrze jedynie wtedy, kiedy ich bliscy czują się dobrze. Kiedy bliscy czują się źle – oni także funkcjonują gorzej. Żyją w rodzaju symbiozy z innymi. I czerpią z tego siłę – w ten sposób czują się potrzebni. Trzeba jednak pamiętać, że zdrowa dynamika w relacji opiera się na poczuciu, że „ja” jest tak samo ważne jak „ty”, i na odwrót. Tylko na takim założeniu można budować zdrowe „my”.

W nadmiernym skupieniu na potrzebach innych ludzi jest chyba jakiś element kontroli. Bo jeśli ktoś czuje się ze sobą OK tylko wtedy, kiedy jego bliscy są zadowoleni, to im z kolei trudno wyrazić jakąkolwiek frustrację z obawy przed sprawieniem tej osobie przykrości. Tak jak w przykładzie ze świętami: dzieci oczekują nie jedzenia, ale spokoju, jednak nie mogą tego powiedzieć, bo to popsuje atmosferę.
– Ta kontrola jest nieuświadomiona, chociaż, rzecz jasna, w przytoczonej na początku sytuacji nie chodzi o jedzenie. Jedzenie odgrywa w naszej kulturze rolę symboliczną. Przyczyna naszych określonych zachowań jest właściwie zawsze ta sama – chcemy zaspokoić jakąś swoją potrzebę psychiczną. A jedną z najważniejszych potrzeb psychicznych każdego człowieka jest poczucie, że jest się ważnym. To nas łączy – każdy chce być ważny. Tylko mamy różne sposoby, żeby tak się poczuć. Jeśli matka dorosłemu synowi albo córce wręcza przy okazji każdego rodzinnego obiadu 10 jajek, to chce słyszeć nie: „Mamo, przecież tydzień temu też dałaś nam jajka”, tylko: „Jak dobrze, że jesteś”. Wiadomo, że nigdy nie chodzi o te jajka.

Rzecz w tym, że jeśli matka nadaje komunikat emocjonalny za pomocą jedzenia, to informacja zwrotna może dotyczyć jedzenia, a nie tego, co się za nim kryje. Ona tymi jajkami mówi: „Chcę być potrzebna”, a odpowiedź: „Nie chcę twoich jajek” rozumie jako „Nie chcę ciebie”.
– No właśnie. Toksyczność polega czasem na tym, że ludzie będący w relacji posługują się dwoma zupełnie różnymi kodami bliskości. Dla jednej strony mogą to być jedzenie albo prezenty, dla drugiej – czułe gesty albo rozmowa. Skutkuje to tym, że komunikaty, które wysyłają, są dla drugiej strony zupełnie nieczytelne. Ci, którzy wyrażają przywiązanie do drugiej osoby za pomocą słów, mają trudność z zauważeniem wyrazu uczuć np. w prezencie od partnera, bo to odpowiednie słowa kojarzą się im z bliskością. Nie rozumieją przy tym, że partner może się posługiwać innym językiem emocjonalnym. Z tym problemem często mierzą się przychodzące do mnie pary. On nie posprzątał, bo zapomniał, a w awanturze, która z tego się wywiązała, chodzi nie o porządek, tylko o to, że jego partnerka traktuje to jako wyraz braku miłości czy szacunku. Często jednak jest tak, że on nigdy nie sprząta, bo ona go o to nie prosi – wtedy w niej narasta poczucie, że ona robi więcej, czeka zatem, aż on to doceni. Ale on nawet nie widzi problemu. Oczywiście te role nie są przyporządkowane do płci. Nie dotyczy to zresztą wyłącznie związków czy bliskich relacji. Niektórzy czerpią napęd i motywację do działania poprzez zaspokajanie potrzeb innych ludzi. Wśród znajomych albo w miejscu pracy są znani jako ci, których zawsze można o wszystko poprosić, którzy nigdy nie odmawiają. A potem przychodzą na terapię i mówią: „Wszystkim pomagam, wszyscy mnie lubią, ale moje własne życie się wali, nie wiem, kim jestem”.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 45/2019, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.

Fot. 

Wydanie: 2019, 45/2019

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy