Nasz szambiarz wsadza rurę w szambo i mówi: „Ale się porobiło, co pan o tym myśli?”. Po czym sam odpowiada: „Nie ma na kogo głosować”. Było oczywiste, że chodzi mu o politykę. Przy okazji skarży się, że od 14 lat nie był na urlopie. Patrzę, że ma nowiutki wóz szambiarski, z fantazyjną fioletową beczką. I niech mi ktoś powie, że Polska się nie rozwija. Też w sferze szambiarskiej.
•
Ktoś pisze mi w mejlu: „Byłam w małym miasteczku – buduje się dużo i dużo remontuje. Drogi równe, urzędnicy stali się sympatyczni – a ludzie chodzą, nic nie widzą, bo głowy zwieszone, miny strapione i wszyscy narzekają, że ONI temu winni. Czemu? No, temu wszystkiemu. Chciałoby się potrząsnąć ludźmi, zeskrobać z nich to przekleństwo komuny…”.
•
Znajoma, która jest szefową restauracji, relacjonuje: „W kraju o 20-procentowym bezrobociu jak ciągły krwotok i ciągła transfuzja brakuje ludzi do pracy, więc z rozpaczy przyjmuję prawie dzieci, które o niczym nie mają pojęcia. Mówię: »Umyj okno«. »Umyłem«. Sprawdzam: »Nie umyłeś«. Patrzy na mnie jak na kosmitę i pyta: »To z drugiej strony też się myje?«”.
•
Znajomy za to jest wójtem w malutkiej gminie. Jego relacje szczególnie cenię. To mówi Polska gminna, inny świat, który czasami zdaje mi się lepszy niż nasz wielkomiejski. Pytam o problemy. „Powszechną bolączką wszystkich gmin w Polsce jest beztroska i bezrefleksyjna tendencja Sejmu do nakładania nowych zadań bez wskazania źródeł finansowania, bo jak orzekł Trybunał Konstytucyjny, »wszystko zawiera się w subwencji ogólnej«. Wielkim utrudnieniem jest stosunek do prawa sądów powszechnych. W naszym sądzie okręgowym gminy są dyżurnym chłopcem do bicia. (…) Dowolność w stosowaniu prawa przez instytucje powołane do jego przestrzegania jest bandyckim zwyczajem naszego państwa. (…) W III RP nadrzędną rolę przewodniej siły narodu z czasów PRL zastąpiła żądza pieniądza. Mam wrażenie, że Przewodnia Siła Narodu była łaskawsza dla Kowalskiego w porównaniu z tą Suwerenną i Demokratyczną, a koniecznie katolicką siłą. (…) O zmianach ostatnich lat myślę, jak większość ludzi w Polsce, że materialnie nam się poprawiło, i to bardzo, ale czy umiemy się tym cieszyć? Gdzie się podziała wzajemna życzliwość? Żal mi dawnej atmosfery i luzu. Rygory administracyjne z przeszłości zastąpił dyktat posiadania, władza pieniądza. Boli znieczulica i dominacja procedur nad rozsądkiem. Kiedy otrząśniemy się z tej bezdusznej głupoty?”.
•
Z obrazków żałosnych i niezwykłych: Jacek Kurski dał publiczny pokaz cynizmu, jaki skojarzył mi się ze stalinowskimi samokrytykami. „Prezesie!”, wołał z trybuny drżącym i błagalnym głosem. Naiwny myślałem, że cynizm jest przypisany tylko systemom niedemokratycznym. Cynicznienie naszej polityki – życie to tylko gra, więc grajmy.
•
Polska plemienność, podobnie jak inne plemienności w Europie, czuje się zagrożona w swoich stadnościach przez globalizację, napływ imigrantów i otwarcie granic. Stąd zaskakujące mobilizacje narodowe, jakby pod prąd głównego nurtu zmian. Polska stadność bywa jednak upokarzana, gdyż mimo postępu jesteśmy nadal gorsi i biedniejsi. A przede wszystkim mamy nędzną drużynę piłkarską. Piłka nożna jako odbudowywanie nadwątlonej plemienności we współczesnym świecie. Jak wiele jednak się zmieniło w naszej świadomości, skoro młodsze generacje kibicowały Niemcom w piłkarskim finale. A skład „rasowy” niemieckiej drużyny jak wiele mówi o współczesnej Europie. Są tam Polacy, Turcy i Afrykanie. A gdy trafią się nordyckie rysy, to jak z żurnala z lat 30. Ja mogę jeszcze tak myśleć, na mnie rzuciła cień ostatnia wojna.
•
Warszawa, środek Wisły. Nad nami mosty jak arterie tłoczące tysiące pojazdów, pociągi czasami zardzewiałe, czasami supernowoczesne, dudnią nam nad głowami, co mojego małego Frania wprawia w stan ekstazy. Podbrzusza mostów, znanych mi od drugiej, asfaltowej strony. A na rzece pusto, szaleją tylko wiry i wodne kipiele. Jakiś nieszczęsny ptak płynie głównym nurtem na tratwie porwanego gniazda. Nie do wiary, ale w gorące popołudnie w milionowym mieście jesteśmy jedynym pojazdem wodnym. Jakby był zakaz poruszania się po rzece, mulistej, mętnej i brudnej po wezbraniu. Suną gałęzie i kłody, trzeba uważać. Co było kiedyś pełnym życia Portem Praskim, teraz jest pustką i poczerniałym betonem z ospą po pociskach. Jest coś poruszającego w tej dżungli w centrum miasta. Za to na lewym brzegu, na wielką skalę, na przestrzeni kilku kilometrów, trwa budowa nabrzeża. Będą knajpki, miejsca spotkań. Szykuje się mała rewolucja. Strona praska – piękny busz i piaskowe plaże. Nieuregulowanie Wisły, które było zaniedbaniem, okazało się przypadkiem proroczym zaniechaniem. Polska jako kraj kontrastów, gdzie wiele zrobiono, ale o wiele więcej nadal jest do zrobienia. Jak nudno byłoby bez tego?
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy