Czy Piłsudski i Żeromski mogą być wzorcami dla dzisiejszej lewicy, tej zwłaszcza z SLD
– Pomysły ze starego lamusa w roli nowatorskich, pojawiły się w tekście p, Grzegorza Drzycimskiego pt. “Poszukiwanie tożsamości” (“PT” z 15.12.1999 r.), “Pytanie tylko, czy na pewno zwycięża optyka Piłsudskiego i Żeromskiego (trzeba umacniać ten nurt)…”. Czyżby? Cóż ma optyka Piłsudskiego czy Żeromskiego do dzisiejszych wzorcotwórczych potrzeb naszej lewicy, tej zwłaszcza z SLD?
Piłsudski nie był socjalistą może nieco wtedy, gdy redagował “Robotnika”, wykorzystywał – i bardzo rozsądnie ze swego punktu widzenia – niegdysiejszą PPS do organizowania ruchu niepodległościowego, skierowanego przeciw zaborcom, szczególnie Rosji, starając się wykorzystać narastające w tym państwie nastroje rewolucyjne oraz rozbieżne interesy zaborców. Po 1918 r. wysiadł z PPS “na przystanku niepodległość”, a później starał się budować dobry, jego zdaniem, ustrój dla Polski, który się socjalistom raczej nie spodobał. Zadanie przerosło siły jego i jego zwolenników. Chwała mu za jego dokonania, nawet i za dobre chęci, za to, że życie swe poświęcił dla odbudowania i umocnienia niepodległego państwa polskiego. Za tym się zresztą opowiadały wszystkie ówczesne ugrupowania polityczne, wyjąwszy strachliwą część konserwatystów oraz lewackich komunistów.
Dziś “opcja” Piłsudskiego
to zacne, historyczne wspomnienie. A Żeromski? Był przede wszystkim patriotycznym moralistą i trochę marzycielem z sympatiami dla socjalizmu, świetnym pisarzem, o którym warto pamiętać. I tyle. Dodajmy, że endecka prawica wypominała Piłsudskiemu do końca życia i jeszcze dłużej jego socjalistyczne “korzenie”, nawet jako niegodne prawdziwego Polaka-katolika, jak dziś reklamiarsko patriotyczne ugrupowania, niby-prawicowe, wypominają komunistyczne niby-korzenie SLD. Stefan Kisielewski, który znał wielu ludzi kultury i polityki, stwierdził kiedyś, że poznał może 4 prawdziwych komunistów (w tym Gomułkę), a jednego z nich nawet poważał. Skąd więc takie masy zatwardziałych komunistów i “zdrajców narodu” na aktualne zapotrzebowanie solidarnościowych zwłaszcza propagandzistów? I skąd taka zgroza pana Drzycimskiego: “Aż strach myśleć, co będzie w innym wypadku, gdy wolą demokratycznej większości te postacie zostaną odrzucone na rzecz oswojonych przywódców PRL-U”, wiedzionych przez duchy Rokossowskiego i Putramenta. Ludzie, bądźcie czujni, szatan czuwa na wasze dusze! – mógłby tu jeszcze dodać.
Nieco na marginesie wypadałoby tu przypomnieć, że w czasach zaborów liczni Polacy byli oficerami w zaborczych armiach (w tym prawie 300 generałów), wtedy zaś, gdy Piłsudski prowadził swych legionistów
do boju o niepodległość,
generałami było co najmniej kilkudziesięciu przeważnie w armii rosyjskiej. I co dalej? Ano to, co się stało, Polsce
raczej nie zaszkodziło. Dziś inne postacie i inne sprawy ważniejsze są do przypomnienia z czasów trochę bliższych, jak choćby Daszyński, Wojciechowski, Barlicki, Lieberman, Żuławski, także jeden z najwybitniejszych naszych uczonych, Ludwik Krzywicki, socjolog, ekonomista, społecznik, współorganizator i wieloletni dyrektor Instytutu Gospodarstwa Społecznego, który (w latach międzywojennych) starał się wzmocnić naukowe podstawy gospodarczej i społecznej polityki naszego państwa.
Aktywni dziś, a zdaniem pana Drzycimskiego, “oswojeni przywódcy PRL-u” – którzy to i przez kogo oswojeni? Millera, Oleksego, Kwaśniewskiego nie trzeba było wcale “oswajać”, podobnie jak wielu innych, oni się już w PRL-u “odswajali” od dominujących a wmuszonych z zewnątrz zasad, a nie mieli nic wspólnego z wcześniejszymi, zbrodniczymi działaniami, skrytymi za lewicowe sztandary! Jak nic wspólnego nie mają i nie mieli nasi katolicy z tymi, którzy kiedyś jako ludzie Kościoła katolickiego dokonywali zbrodni lub je błogosławili.
Na koniec przypomnę, że to w kwietniu 1920 r. padły pierwsze
ofiary policyjnych strzałów
do polskich robotników, gdy robotnicy warsztatów kolejowych w Poznaniu przybyli tłumnie pod urząd wojewódzki dopominać się o zaległą im wypłatę zarobków. Zginęło ich wtedy dziewięciu, dokładnie tylu, ilu 61 lat później górników w Katowicach.
I co się potem stało w 1920 r,? Nic poza tym, że pochowali tych poległych koledzy bez żadnych manifestacji, jak zwykłych zmarłych – na mc innego im nie pozwolono. Co do oficera zaś, który wydał rozkaz strzelania do nich, nikt nie śmiał nawet wystąpić z propozycją ukarania go za to, bo działał “w obronie porządku publicznego”. Razem zaś zginęło w latach międzywojennych w Polsce od kul policji i wojska paruset robotników, bezrobotnych i chłopów! Ta “wzorcotwórcza” działalność ówczesnych sił “strzegących ładu i porządku” jest dziś nader skromnie przemilczana. Jak dotąd, nie naśladuje się jej, na szczęście, w III RP, choć do tradycji II RP chętnie niektórzy się odwołują
Emerytowany profesor Uniwersytetu Wrocławskiego
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy