Tropiciel

Tropiciel

Zbigniew Ziobro na kolegach ze studiów wypróbowywał własne metody śledcze

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro w czasie studiów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego nie był orłem, o czym świadczy średnia ocen 3,84. W czerwcu 1994 r. oblał w Krakowie egzamin na aplikację prokuratorską. Zdał go rok później w Katowicach, tam też odbył praktykę w prokuraturze wojewódzkiej, ale pracy w wymiarze sprawiedliwości nie dostał. Nigdy nie był prokuratorem ani sędzią.

Gdzie więc zdobywał prawnicze doświadczenie, aby dzisiaj być najważniejszą osobą w polskim wymiarze sprawiedliwości? Minister Ziobro to prawnik samouk. Nie uniwersytet, nie Jarosław Kaczyński, ale życie zrobiło z niego śledczego. Przykre doświadczenia, które dotknęły go pod koniec studiów – szantaże, grożenie śmiercią, żądania płacenia okupu – to wszystko spowodowało, że na poważnie zainteresował się ściganiem przestępców. Prawie 10 lat prowadził własne śledztwo, sam zbierał dowody, na spotkania z kolegami przychodził z włączonym magnetofonem, do sądów pisał liczące wiele stron pisma, w których wskazywał sprawców.

Irracjonalne metody śledcze, wypróbowane przy tropieniu dwóch kolegów ze studiów, Ziobro stosuje do dzisiaj. Już jako student, uważał, że wymiar sprawiedliwości jest chory i sprzyja przestępcom. Nie wierzył policji ani sądom, nie miał do nikogo zaufania, wskazywał sprawców, choć nie miał dowodów ich winy. O groźbach kierowanych pod swoim adresem przez długi czas nie zawiadamiał policji. Sam chciał ująć przestępców, których błyskawicznie wytypował, i szukał potem potwierdzenia swoich przypuszczeń. Cały czas był przekonany, że jego sposób prowadzenia śledztwa jest najskuteczniejszy.

Student z zapleczem

Wśród studentów wydziału prawa Zbigniew Ziobro wyróżniał się nie tyle posiadaną wiedzą, ile poziomem życia, jaki zapewnili mu rodzice. Gdy inni tułali się po stancjach i akademikach, on miał własnościowe mieszkanie w renomowanej dzielnicy Salwator, tuż przy krakowskich Błoniach. Rodziców Zbigniewa Ziobry stać było na zapewnienie synowi komfortowych warunków do studiowania, bo należeli do elity krynickiego środowiska lekarskiego. Zmarły w 2006 r. Jerzy Ziobro był w latach 1961-1997 dyrektorem szpitala uzdrowiskowego, potem zastępcą lekarza naczelnego i dyrektorem ds. lecznictwa uzdrowiska Krynica-Żegiestów. Przez lata działał w PZPR, choć nie pełnił w partii eksponowanych funkcji. W 1980 r. wstąpił również do Solidarności. Matka, Krystyna Kornicka-Ziobro, to ceniony w Krynicy lekarz stomatolog.

Mając tak solidne zaplecze, Zbigniew Ziobro nie miał problemów z pieniędzmi, mógł stawiać kolegom piwo i drinki. Nie wyrażało się to jednak w liczbie przyjaciół. Właściwie jedynym kolegą Ziobry był Bogdan Święczkowski, który do Krakowa przyjechał z Sosnowca. Był wyróżniającym się studentem, jednym z najlepszych na roku. Ten wielkolud z Zagłębia imponował szczupłemu Ziobrze posiadaną wiedzą. Wkrótce ich losy związały się na długo. Razem odbyli aplikację prokuratorską w Katowicach. Gdy Ziobro po raz pierwszy został ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, pociągnął Święczkowskiego na stanowisko szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a potem zrobił podsekretarzem stanu w swoim ministerstwie. Obecnie Bogdan Święczkowski jest prokuratorem krajowym i pierwszym zastępcą prokuratora generalnego. Kiedy jednak w czasach studenckich Ziobrze grożono śmiercią i żądano okupu, o pomoc nie prosił Święczkowskiego, sam chciał wytropić przestępców.

Forsa albo śmierć

A zaczęło się jak w powieści kryminalnej. Pod koniec lutego 1993 r., gdy Zbigniew Ziobro jest studentem czwartego roku prawa, na jego krakowski adres nadchodzi pocztą pierwszy anonimowy list z żądaniem przekazania pieniędzy. Potem drugi, trzeci i następne. W swoim mieszkaniu Ziobro odbiera najpierw kilka głuchych telefonów, potem słyszy groźby pod swoim adresem. Gdy chce odpowiedzieć, dzwoniący odkłada słuchawkę. Zarówno w listach, jak i telefonicznie, szantażysta grozi mu śmiercią, jeżeli nie przekaże kwoty 8 mln zł (było to jeszcze przed denominacją, po niej to 800 zł). Potem żądania rosną do 100 mln zł, by w grudniu 1993 r. spaść do 30 mln zł.
Podczas jednej z wizyt u syna matka Ziobry znajduje listy z ulotkami reklamującymi zakłady pogrzebowe. W niezadrukowanych miejscach znajduje ostrzeżenie, że jeśli jej syn nie zapłaci okupu, to powinien wiedzieć, co go czeka, a te reklamy mogą być przydatne przy wyborze dobrego zakładu pogrzebowego. Na jednej z ulotek napisano: „Zobacz, co ci grozi. Będzie ci potrzebna trumna”. Zbigniew opowiada matce, że ktoś poprzecinał również w korytarzu przewody telefoniczne.

Wkrótce zaczynają się telefony do mieszkania rodziców Ziobry w Krynicy. Odbiera je cała rodzina – ojciec, matka i młodszy brat Witold. Najpierw pytanie: „Czy jest Zbyszek?” i stwierdzenie: „Powinien być, bo go nie ma w Krakowie”. Potem pytanie: „Dlaczego jeszcze nie ma pieniędzy?”. Następnie informacja, co zrobią, jak im nie zapłaci. Dzwoniący zawsze mówi w liczbie mnogiej: „My mu pokażemy”, „My się z nim rozmówimy”, „My go rozpier…”.

Autor anonimów wypomina Ziobrze w listach, że jest „pomiotem czerwonego tatusia”, a jego ojciec „partyjną świnią”, „partyjnym służalcem”. Sprawca musi więc znać krynickie realia i wiedzieć, że uderza w bardzo czuły punkt Zbigniewa Ziobry, który na studiach wręcz manifestuje swoją wrogość do czasów PRL, komunizmu i socjalizmu. Kolegom mówi, że jego ojciec należał do Solidarności, co jest zresztą prawdą, a on sam zakładał Solidarność, będąc uczniem krynickiego liceum.

Obydwoje rodzice błagają syna, aby zgłosił sprawę policji, chodzi przecież o jego bezpieczeństwo. Ale on nie chce tego zrobić – nie ma zaufania do policji, sam wytropi szantażystów. Ojciec nie wytrzymuje, jedzie do Krakowa i spotyka się ze znajomym, wysokim rangą oficerem policji. Ten go informuje, że osoby szantażowane powinny natychmiast zgłosić sprawę policji, która ma wypracowane procedury, zakłada podsłuchy, robi zasadzkę w miejscu składania okupu. Między ojcem i synem dochodzi do kilku ostrych polemik. Zbigniew Ziobro tłumaczy ojcu, że sam znajdzie sprawców. Przypuszcza, kim są, i musi to tylko udowodnić.

To oni

Swoje śledztwo Zbigniew Ziobro zaczyna od spisania wszystkich pięciu osób, które odwiedziły go kiedykolwiek w mieszkaniu przy krakowskich Błoniach i znają numer jego telefonu, nie ma go bowiem w książce telefonicznej. Trzy osoby od razu wyklucza i stawia poza wszelkimi podejrzeniami. Zostaje mu dwóch kolegów z krakowskiej Akademii Rolniczej – Jarosław G. i Marek K. Po przemyśleniu pierwszego na liście podejrzanych umieszcza Jarosława.

Z Jarkiem znają się i przyjaźnią od lat szkolnych. W krynickim liceum siedzieli nawet w jednej ławce. Jarek był częstym gościem w jego rodzinnym domu, dobrze zna rodziców Ziobry. Po maturze obydwaj wyjechali na studia do Krakowa, jeden na prawo, drugi na rolnictwo. W październiku 1992 r. Ziobro zgodził się, aby Jarek zamieszkał u niego. Po dwóch miesiącach doszło jednak między nimi do drobnych nieporozumień związanych z różnicą poglądów na życie. Z końcem listopada Jarek oddał klucze i przeprowadził się do akademika. Pozostali przyjaciółmi i spotykali się dość często.

W pierwszym etapie swojego śledztwa Zbigniew Ziobro poddaje dokładnym oględzinom dwa klucze, które zwrócił mu Jarek – jeden od bramy wejściowej przy domofonie, drugi od mieszkania. Porównuje je z kompletem swoich kluczy i dochodzi do wniosku, że to nie są te same klucze, które dał koledze. Aby się upewnić, idzie do dwóch zakładów ślusarskich i tam dowiaduje się, że prawdopodobnie klucze zwrócone przez Jarka nie są oryginalne. O swoim odkryciu nie informuje byłego lokatora, z którym nadal się spotyka, odwiedza natomiast dzielnicowego. Na komisariacie informuje, że Jarosław G. wyprowadził się z jego mieszkania i oddał mu nie te klucze, które otrzymał. Dlatego obawia się kłopotów w przyszłości i gdyby ktoś włamał się do jego mieszkania, sprawca będzie już znany. Policjant wysłuchuje tego prewencyjnego donosu, notuje nazwisko potencjalnego włamywacza, ale protokołu z rozmowy nie sporządza, bo do przestępstwa jeszcze nie doszło.

Koperty, w których nadchodzą anonimy, są bardzo dokładnie adresowane – zawierają numer kodu pocztowego i numer klatki schodowej. Ziobro przypomina sobie, że kiedy Jarek z nim mieszkał, nie doszedł do niego jakiś list, bo był źle zaadresowany. Jarek poszedł na pocztę i dowiedział się, jak poprawnie trzeba pisać adres tego budynku. A więc to chyba Jarek…

W anonimach jest mowa o rodzicach Ziobry, a szczególnie o partyjnej karierze ojca. Ktoś musi więc znać krynickie realia, wiedzieć, że są to osoby dobrze sytuowane, z których można wycisnąć pieniądze za syna. Te informacje musi też mieć Jarek.

Zresztą sam Zbigniew Ziobro często chwali się przed kolegami, że ma duże pieniądze. Pod koniec 1992 r. Jarosławowi G. pożycza na krótko 500 mln zł, a Markowi K. – 90 mln zł. Gdy nie oddają długów w terminie, przypomina im o tym telefonicznie. Najpierw pieniądze zwraca Marek, Jarek oddaje w ratach. W styczniu Jarek i Marek zjawiają się w mieszkaniu Ziobry z butelką, aby podziękować za udzielone im pożyczki. W czasie spotkania przy alkoholu Zbigniew Ziobro mówi, że wkrótce ma od rodziców dostać większą forsę. Szantażystą może więc być któryś z nich.

Prowadzący śledztwo we własnej sprawie Zbigniew Ziobro zauważa, że po każdym anonimie w jego mieszkaniu zjawia się Jarek i pyta, co słychać. Zapewne przychodzi, aby obserwować jego reakcję – domyśla się Ziobro. Postanawia wykorzystać wizyty kolegi w celu udowodnienia mu winy. Po drugim anonimie mówi Jarkowi, że jest bardzo zdziwiony, że szantażysta nie pisze literami drukowanymi, gdyż wtedy grafolog miałby większy kłopot ze wskazaniem autora. Kolejny anonim jest już pisany literami drukowanymi. Wszystko więc wskazuje na Jarka.

W czasie kolejnych odwiedzin kolegi Ziobro chwali się, że w najbliższych dniach rodzice mają mu przysłać 200 mln zł, i obserwuje jego reakcję. Jarek nic nie mówi, ale w następnym liście kwota okupu zostaje zwiększona z 30 do 100 mln zł. Kolejny dowód przeciwko Jarkowi. Metoda śledcza polegająca na przekazywaniu potencjalnym sprawcom nieprawdziwych informacji i czekaniu na ich reakcję zaczyna, zdaniem tropiciela, zdawać egzamin.

Nadal jednak Ziobro nie wie, kim jest mężczyzna, który zmieniając głos, przez telefon żąda od niego pieniędzy i grozi mu pobiciem lub śmiercią. Postanawia zdobyć próbki głosów Jarka i Marka. Umawia się z nimi w pubie przy krakowskim rynku. Po wejściu do lokalu włącza magnetofon ukryty w marynarce. Podczas spotkania zadaje kolegom pytania mogące być przydatne w śledztwie. Na przykład Marka pyta o narkotyki, bo podejrzewa, że pali on marihuanę. Marek jednak odpowiada, że nie ma nic wspólnego z narkotykami i nie wie, gdzie się je kupuje. Ziobro ma już zarejestrowane głosy kolegów.

Gdy dostaje anonim, że zapakowane w torbę foliową 30 mln zł ma złożyć 17 grudnia 1993 r. przy toaletach nad Wisłą, naprzeciwko Domu Handlowego Jubilat, wpada na pomysł kolejnego eksperymentu śledczego. Umawia się z Jarkiem i Markiem w akademiku Akademii Rolniczej i znowu magnetofonem ukrytym w ubraniu nagrywa całą rozmowę. Informuje kolegów, że ma złożyć okup i jest skłonny to zrobić. Chciałby, aby Jarek i Marek obserwowali teren i byli świadkami, kto te pieniądze podejmie. W najbliższych dniach ma otrzymać od szantażysty dodatkowe informacje i wtedy telefonicznie poinformuje ich o szczegółach zaplanowanej przez niego zasadzki.

Obydwaj koledzy uznają, że mogą mu pomóc i wziąć udział w przygotowywanej przez niego akcji, ale tłumaczą, że przecież najprostszym rozwiązaniem byłoby zgłoszenie sprawy policji, która wie, jak to zorganizować. Ustalają, że będą czekali na telefon od Ziobry. Ten jednak do nich nie telefonuje. Tak jak mu radzili, 17 grudnia 1993 r., trzy godziny przed terminem złożenia okupu, zjawia się w Komisariacie Rejonowym Policji Kraków-Zachód i mówi, że jego zdaniem szantażystą jest Jarek lub Marek.

Konfrontacja

Jest godz. 9.30. Sierż. Stanisław Kaczor notuje, że w komisariacie Kraków-Zachód zjawił się student Zbigniew Ziobro w celu złożenia zawiadomienia o przestępstwie i stwierdził: „W dniu dzisiejszym, 17.XII.1993, otrzymałem list polecony z żądaniem złożenia o godz.12.00 pieniędzy w kwocie 30 mln zł w okolicach toalet przy Jubilacie”. Następnie Ziobro powiedział, że najprawdopodobniej szantażowany jest przez Jarosława G., a może też i Marka K. Swoje domysły opiera na długotrwałej obserwacji kolegów. Sierżant Kaczor opisał, jakimi metodami posługiwał się Zbigniew Ziobro w celu ustalenia sprawców.

„Starałem się utrzymywać z nimi dobre stosunki i rozbudzać ich zaufanie, jednocześnie obserwując ich zachowanie, sprawdzałem stosunek do mojej osoby. Ich zachowanie, według mnie, wskazywało na to, że mogą oni być sprawcami tych gróźb. Są to tylko moje domysły, niepoparte żadnymi faktami. W trakcie spotkań z wymienionymi, których podejrzewam o groźby, podawałem fałszywe informacje, nie okazując, że ich podejrzewam, w celu obserwacji ich reakcji. Były zauważone pewne reakcje wynikłe z moich informacji – i tak, gdy podałem, że mam otrzymać od ojca kwotę 200 mln zł, w żądaniach telefonicznych pojawiła się kwota 100 mln zł, a nie 8 mln zł, jaka była poprzednio”.

Na końcu Ziobro stwierdził, że oprócz tych dwóch osób nie widzi nikogo innego, kto mógłby go szantażować. „Powyższe podejrzenia skierowane pod moim adresem opieram na swoich spostrzeżeniach, faktach i uważam, że tylko oni mogli mi grozić, lecz nie znam powodów ich zachowania. Jeszcze raz nadmieniam, że obawiam się spełnienia przez nich gróźb pozbawienia mnie i mojej rodziny życia” – podkreślił.

Po kilku dniach Zbigniew Ziobro zostaje wezwany do prokuratury, gdzie potwierdza, że o pisanie anonimów i telefony zawierające groźby pozbawienia go życia podejrzewa wyłącznie dwóch kolegów. Nikogo innego. Prokurator podejmuje decyzję o wszczęciu dochodzenia. Wkrótce wyznacza termin przeprowadzenia konfrontacji z udziałem trojga przyjaciół ze studiów.

Konfrontacja odbywa się w komisariacie policji Kraków-Zachód. Ziobro patrzy na kolegów i mówi, że podtrzymuje swoje wcześniejsze zeznanie i nadal twierdzi, że autorami anonimów są obecni w komisariacie jego koledzy. Za bardziej winnego uważa Jarka, który – jego zdaniem – nakłonił Marka do udzielenia mu pomocy.

Jarek odpowiada: „To, co powiedział pokrzywdzony Zbigniew Ziobro, uważam za wierutne kłamstwo. Jestem niewinny i chora wyobraźnia Zbigniewa Ziobry doprowadziła do sytuacji, w której tu się znajdujemy”.

Zbigniew Ziobro: „Uważam, że on kłamie i nadal uważam, że jest współtwórcą anonimów”.

Potem wyjaśnienia składa Marek. Zna sprawę anonimów, bo Zbyszek prosił go o pomoc w ujęciu sprawców, ale nigdy swojego kolegi nie szantażował.

Ziobro odpowiada: „Jestem w pełni przekonany, że to Marek K. wraz z Jarosławem G. są sprawcami tych anonimów żądających złożenia okupu i gróźb kierowanych pod moim adresem”.

Marek nie chce udzielać dalszych wyjaśnień i oświadcza: „Uważam, że pokrzywdzony Ziobro ma zmiany w mózgu. To wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Z anonimami nie mam nic wspólnego”.

Pomoc grafologa

Prokuratura decyduje o powołaniu biegłego z zakresu kryminalistycznych badań dokumentów. Listy z żądaniami okupu wraz z pobranymi przez policję próbkami pisma Jarosława G. i Marka K., otrzymuje grafolog prof. Antoni Feluś. W przekazanej prokuraturze opinii biegły pisze, że jego zdaniem, badania identyfikacyjne wskazują, że autorem anonimów jest Marek K. Prokuratura decyduje o aresztowaniu mężczyzny.

Posterunkowy Maciej Tomczyk notuje: „W dniu 24.II.1994 roku (…) udaliśmy się na ul. Urzędniczą 68 (…). Po przybyciu na miejsce zastaliśmy wymienionego w pokoju nr 316, gdzie mieszka w czasie trwania studiów, i zatrzymaliśmy jako sprawcę wymuszenia rozbójniczego na osobie Zbigniewa Ziobro”.

W czerwcu 1994 r. Marek K. staje przed Sądem Rejonowym dla Krakowa-Krowodrzy oskarżony o usiłowanie zmuszenia Zbigniewa Ziobry do wydania kwoty 30 mln zł, pod groźbami pozbawienia życia, wyrażonymi w przesyłanych anonimach oraz w rozmowach telefonicznych.

24-letni student prawa Zbigniew Ziobro, występujący w sądzie jako oskarżyciel posiłkowy, zeznaje: „Mój adres znały tylko trzy osoby spoza mojej rodziny, oprócz świadka i oskarżonego. Żadna z tych osób nie miała informacji, czy dysponuję jakąś gotówką, czy nie. Oskarżony oraz Jarosław G. wiedzieli, że mam antykomunistyczne poglądy i moim zdaniem w anonimach mogą być słowa »świnia«, »padlina«. Mój tata był działaczem partyjnym”.

Sąd uznaje Marka K. za winnego i skazuje go na karę roku pozbawienia wolności z zawieszeniem na okres trzech lat oraz na grzywnę w wysokości 5 mln zł.

Obrońca Marka K. mec. Jan Kuklewicz wnosi do Sądu Wojewódzkiego wniosek o rewizję w tej sprawie. Sąd pierwszej instancji jego zdaniem w sposób bezkrytyczny przyjął opinię biegłego, nie zgodził się na powołanie drugiego grafologa. Nie wziął też pod uwagę charakterystyki oskarżyciela posiłkowego Zbigniewa Ziobry wyrażonej przez świadka Jarosława G. Sąd Wojewódzki uznaje, że rewizja obrońcy jest uzasadniona, wnosi o uchylenie zaskarżonego wyroku i przekazuje sprawę do ponownego rozpoznania.

Dziwne dowody

Sąd Rejonowy dla Krakowa-Śródmieścia zleca Instytutowi Ekspertyz Sądowych przeprowadzenie kryminalistycznych badań całego kompletu listów nadesłanych na adres Zbigniewa Ziobry. Autorka nowej ekspertyzy, Ewa Fabiańska, stwierdza, że przedstawione jej dokumenty prawdopodobnie nie zostały napisane przez Marka K. Prof. Feluś zapoznaje się z jej ekspertyzą i sporządza opinię uzupełniającą, w której podtrzymuje swoje stanowisko co do winy Marka K. Ewa Fabiańska w kolejnej opinii polemizuje z prof. Felusiem i twierdzi, że to nie Marek K. jest autorem listów. Tak więc sąd ma już cztery opinie grafologiczne.

Sędzia dr Andrzej Zachuta prosi Zbigniewa Ziobrę, oskarżyciela posiłkowego, o wyjaśnienie, na jakich dowodach opiera twierdzenie, że to Marek K. jest autorem anonimów. Ziobro na świadka powołuje swojego brata Witolda, który zeznaje, że odbierając w Krynicy telefony z pogróżkami, rozpoznał głos Marka K. Na pytanie sędziego, czy zna oskarżonego, Witold Ziobro odpowiada, że nigdy nie miał z nim kontaktu, ale jego głos brat odtworzył mu z magnetofonu.

Kolejnym dowodem mają być dwie kasety magnetofonowe potajemnie nagrane przez Ziobrę w pubie przy krakowskim Rynku Głównym i w akademiku Akademii Rolniczej. Nie ma na nich żadnych gróźb, ale są głosy Jarka i Marka. Ziobro kładzie te kasety na sędziowskim stole jako dowód. Sędzia Zachuta poleca jednak je zabrać, bo nagrania zostały zrobione bez uprzedzenia rozmówców, nie zawierają gróźb karalnych, a więc nie mogą być brane pod uwagę przy rozpatrywaniu tej sprawy.

Ziobro próbuje przekonać sędziego, że sprawa jest polityczna i światopoglądowa, że Marek K. ma inne od niego poglądy na życie: „Oskarżony musiał wiedzieć, że pochodzę z Krynicy, że moi rodzice są lekarzami. Ja byłem negatywnie nastawiony do systemu komunistycznego. Byłem organizatorem Solidarności. Stąd chyba drażnili mnie partyjną świnią w listach”.

Sąd Rejonowy dla Krakowa-Krowodrzy uniewinnia Marka K. od zarzutu popełnienia przestępstwa. Ale dużo ciekawsze od samego wyroku jest jego uzasadnienie. Sędzia dr Andrzej Zachuta dokonuje szczegółowej oceny całego materiału dowodowego zebranego przez Zbigniewa Ziobrę. Pisze m.in.: „W postępowaniu pokrzywdzonego zauważa się eskalację stanowiska prezentującego nienawistny stosunek do oskarżonego do tego stopnia, że w ostatniej fazie procesu w obręb podejrzeń adresowanych do oskarżonego Zbigniew Ziobro włącza elementy polityki i światopoglądu, a nawet przestępcze. Podejrzewa oskarżonego o usiłowanie włamania do mieszkania, co wskazuje na zupełne stępienie racjonalnego myślenia pokrzywdzonego. Ta irracjonalność udzieliła się również bratu pokrzywdzonego, który nie znając osobiście oskarżonego, rozpoznaje nawet jego głos przez porównanie go z odtwarzanym głosem z magnetofonu”.

Wyrok zostaje zaskarżony zarówno przez prokuratora, jak i Zbigniewa Ziobrę jako oskarżyciela posiłkowego.

Sąd Wojewódzki w Krakowie nie uwzględnił wniesionych apelacji i orzeczenie sądu rejonowego podtrzymał. Ziobro nie dał jednak za wygraną i jego pełnomocniczka, mec. Wiesława Chmielowska, złożyła wniosek o kasację wyroku do Sądu Najwyższego. W uzasadnieniu wniosku była mowa o bezpodstawnym niedopuszczeniu do odsłuchania nagrań z kaset magnetofonowych, na których są zarejestrowane rozmowy pokrzywdzonego ze świadkiem i oskarżonym.

Sąd Najwyższy z uwagi na fakt, że dwie opinie grafologiczne wyrażały odmienne stanowiska, uchylił wyrok, przekazał sprawę Sądowi Okręgowemu w Krakowie do ponownego rozpatrzenia i polecił zlecić wykonanie ekspertyzy Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu Komendy Głównej Policji.

Sprawa wróciła do Krakowa. Eksperci policyjni z Warszawy ponownie zbadali cały przesłany im materiał dowodowy i stwierdzili: „Teksty listów anonimowych oraz adresy na kopertach nie zostały wykonane przez Marka K.”. 5 marca 2003 r., po dziewięciu latach procesów toczących się we wszystkich możliwych instancjach, łącznie z Sądem Najwyższym, po wykonaniu pięciu ekspertyz liczących wiele stron, za co nasz wymiar sprawiedliwości zapłacił kilkanaście tysięcy złotych, Marek K. został ostatecznie uniewinniony.

Wczesna diagnoza

Do dzisiaj nie wiadomo, kto chciał wymusić na Zbigniewie Ziobrze zapłacenie okupu. Czy była to jedna osoba, czy szantażystów było więcej? A wszystko dlatego, że śledztwo zostało kompletnie sknocone.

Kilku sędziów w różnych instancjach, w których toczyła się sprawa, próbowało zrozumieć, dlaczego Ziobro po pierwszym anonimie nie zgłosił policji próby szantażu i sam prowadził prywatne dochodzenie. Miałby założony w domu podsłuch, głos dzwoniącego byłby rejestrowany, potem funkcjonariusze przygotowaliby kontrolowaną próbę wręczenia pieniędzy. Pytany o to na rozprawach Ziobro zawsze odpowiadał, że nie miał zaufania do policji i chciał, jak to określił, „przeciwstawić się w sposób aktywny działaniu sprawców”.

Jednak jego śledztwo było prowadzone chałupniczymi, często zupełnie niezrozumiałymi metodami. Zamiast podłączyć swój cudowny mały magnetofon do telefonu i nagrywać głos osoby żądającej pieniędzy, Ziobro ukrył go w kieszeni i rejestrował rozmowy z kolegami przy piwie, bo jego zdaniem to byli sprawcy. Swoich kolegów, Jarka i Marka, informował o pieniądzach, które ma otrzymać, a w pubie przy Rynku Głównym pokazał im wyciąg ze swojego konta w banku, na którym widniała pokaźna kwota. Po zobaczeniu, jaki jest bogaty, powinni podnieść wysokość okupu i to będzie dowód.

W uzasadnieniu wyroku Sądu Rejonowego dla Krakowa-Krowodrzy z 16 kwietnia 1996 r. sędzia dr Andrzej Zachuta scharakteryzował osobę Zbigniewa Ziobry i jego umiejętności śledcze. Napisał o irracjonalności sposobu myślenia, bezsensownym włączaniu do sprawy elementów polityki i światopoglądu, insynuowaniu zamiaru popełnienia włamania, co w sumie daje „stępienie racjonalnego myślenia”. To diagnoza sprzed 20 lat.

Wydanie: 2017, 34/2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 9 października, 2017, 19:03

    zawsze jakiś cwaniak dojdzie do władzy, a Nas nawet nie stać na adwokata przy faszystowskiej napaści Getin banku i sądów!

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 9 października, 2017, 19:13

      tak było i będzie i nigdy to się nie zmieni!

      Odpowiedz na ten komentarz
      • GOCKO ANDRZEJ
        GOCKO ANDRZEJ 13 października, 2017, 17:37

        Temat: Kancelaria Senatu
        E-mail: puma8883@wp.pl
        Imię: ANDRZEJ
        Nazwisko: GOCKO
        Firma/organizacja/instytucja: NAWRACAJCIE SIE NA PRAWDE

        GOCKO ANDRZEJ BRONI MIASTO PRZEMYŚL ZEBY BYŁO WOJEWODZTWO TAK JAK ROZWIAZAŁ WOJEWODZTWA W 1999 ROKU DZIATKA DOKUMENTEM KWESTONARIUSZEM SZKOD WOJENNYCH Z 1946 ROKU RZESZOW WIEDZIAŁ BO BYŁ WOJEWODZTWEM TO UKRAINCY NIE MOGLI SIASC DO AUTOBUSU I SAMI DO SIEBIE MOWILI CO ON WOJNY RUSZYŁ SEMKO MICAŁ KIEROWNIK LOKALIZACJI Z PRZEMYSLA I WODNICKI BRONISĄŁW KIEROWNIK GEODEZJI I ZABYTKOW Z PRZEMYSLA MIELI SIE RAZEM ZGADZAC TERAZ OPISUJE DLACZEGO RZESZOW WSZYTKO ZABIERAŁ DO SOIEBIE Z PRZEMYSLA ZEBY SIE NIE BILI OD MIASTA PRZEMYSLA CZEBA BUDOWAC POLSKE I WSZYTKO NAJNOWOCZESNIEJSZE MA BYC PEŁNE ZAGOPODAROWANIE TERENU W PRZEMYSLU I WAZNE AZ DO ZREALIZOWANIA I NIE BEDZIE SAMOWOLKI BUDOWLANEJ I MUSI BYC WOJEWODZTWEM DOPIERO JAK ZMIENAI UL PIŁSUDSKIEGO 6 I SUCHARSKIEGO 58 N KROLA CAŁEGO SWIATA I ZMIENAI PLAN MIASTA PRZEMYSLA I MAPE POLSKI JAK BEDZIE WOJEWODZTWEM TO NIE BEDA BUDOWAC KOSCIOŁOW CERKWIE POMNIKI I MUZEA I NIE BEDZIE POWODZI ANI BURZY SATELITE USTAWIA NA PRAWDE SERCE BOGA I POSTAWIA NOWE OGRODZENIE DZIAŁKI 214/2 OBREB 87 ZROBIE NOWY PODZIAŁ DZIAKI I DOSTANE UCZCIWE NUMERU DWOCH DOMOW I BEDZIE MIESZKAŁ GOCKO KRZYSZTOF I GOCKO ANDRZEJ TA DZIAŁKE BEDZIE UTRZYMYWAŁ MIASTO PRZEMYSL NIE BEDA NA GOCKOW ZARABIAC BRUDNE PIENIADZE A GOCKOWIE BEDA CAŁY CZAS W CZYNIE SPOŁECZNYM PRACOWAC ILE MOZNA PRACOWAC A NIE ODPOCZAC O GRY POLITYCZNEJ JAK TO ZROBICIE NIE BEDZIE NOWEJ HISTORII O GOCKACH ZE GOCKAMI SIE BRONILI ZEBY DOJSC PRAWDE POWBIJALI GOCKOM DO GŁOWY STARE DOKUMENTY I POROBILI DEBILOW ZEBY POSPRAWDZAC TO DLACZEGO BYŁY WOJNY PRZEZ PROSOW I NIEMCOW A POLSKA CIERPIAŁĄ WROBILI NIEMCY TEZ ROSJE BARDZO PROSZE ROZLICZYC SAD ADMINISTRACYJNY RZESZOW Z 1998 ROKU PONIEWAZ PROWADZIL SPRAWE Z UL SUCHARSKIEGO 60 DLACZEGO DO DZISIEJSZEGO DNIA NIE WYTYCZYLI PAS DROGOWY W NIERUCHOMOSCI SKARBU PANSTWA TYLKO OD ROKU 1980 PAS DROGOWY JEST W NIERUCHOMOSCI GOCKOW PROWADZI SAD ADMINISTRACYJNY KRAKOW RZESZOW I BYŁY WOJEWODZKI PRZEMYSKI DLAQCZEGO PUSCILI BUDOWLE I PRZEJSCIE DLA PIESZYCH OTWORZYLI ZEBY DAC BRUDNE PIENIADZE ZAROBIC I ZATUSZOWAC SPRAWE PO SMIERCI GOCKA JAROSŁĄWA NIE WYJASNILI SPRAWE W 1998 ROKU MIELI ZBURZYC KAMIENICE MANIFESTU LIPCOWEGO 6 TERAZ PIŁSUDSKIEGO I SUCHARSKIEGO 58 NIE ZBURZYLI BO WOLELI SAMOWOLKE BUDOWLANA I ZLE GRUNTY POMIERZONE PANSTWOWYMI PIENIEDZMI KAZDY GŁUPI POTRAFI SIE BRONIC NA GRUNCIE I WSZYSTKO TUSZOWAC

        Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 9 października, 2017, 19:12

    Nas wpisano w protokół rozprawy głównej o Naszym niestawiennictwie przy Naszym stawiennictwie nieobowiązkowym i sprawę natychmiast umorzono z Naszego Powództwa przeciwko Pozwanym Getin banku S.A. i Firmie Euro Invest Group z Częstochowy za ujawnione oszustwa i fałszerstwa dokumentów na Nasze szkody!
    Ale gdy Cię pomówią na podstawie sfałszowanej i nieważnej umowy, to sprawę będą prowadzić nawet przy zawisłości postępowań bez możliwości otrzymania adwokata, bo już Nas woisali w protokół rozprawy o Naszym niestawiennictwie i bezprawnie okupują na podstawie bezprawnego przewłaszczenia rzekomego pojazdu na rzecz parabanku bez żadnej ważnej umowy z Pozwanymi!
    Tak działa bezprawie w Polsce, a Wy na takie coś głosujecie!
    Hańba!
    Czas aby zająć właściwe działania i wypędzić okupantów!
    Za komuny, to nawet człowiek miał swoją godność, a teraz fałszywą wolność pod przykrywką okupacji!

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 30 października, 2017, 20:10

    cos sobie ubzdural i szedl po trupach wszechwiedzacy Ziobro

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy