Trudna niepodległość

Trudna niepodległość

Stawka wyborów prezydenckich na Ukrainie jest znacznie wyższa niż w Polsce ze względu na większe kompetencje głowy państwa

Wybierając 17 stycznia prezydenta, Ukraińcy będą się kierowali głównie nadzieją na poprawę swego życia, a nie stosunkiem do rynku i demokracji, sympatią do Rosji, Unii Europejskiej czy NATO. Wybory wygra – w drugiej turze – kandydat, który przekona Ukraińców, że to on lepiej rozumie troski ludu i to on zdoła wyprowadzić kraj z biedy i zacofania.
Walka rozstrzygnie się między Julią Tymoszenko a Wiktorem Janukowyczem.
Gdy w grudniu 1990 r. ponad 90% biorących udział w referendum poparło niepodległość Ukrainy, jej ludność przekraczała 52 mln. Obecnie Ukraina liczy niespełna 46 mln mieszkańców. W okresie niepodległości skurczyła się o ponad 6 mln – to więcej niż ludność takich państw europejskich jak Dania, Finlandia, Norwegia czy Słowacja.
Gdy w grudniu 1990 r. Ukraińcy

wybierali niepodległość,

wiodącą siłą przemian była inteligencja, cieszący się powszechnym autorytetem intelektualiści. Wkrótce potem elity intelektualne zostały zepchnięte na margines lub skorumpowane przez nowych panów ukraińskiego życia – klany polityczno-biznesowo-mafijne.
Gdy w grudniu 1990 r. Ukraińcy wybijali się na niepodległość, mogli się poszczycić potężnym potencjałem gospodarczym, przemysłowym, naukowym. Po rozpadzie ZSRR uległ on degradacji. Do tej pory Ukraina nie odbudowała poziomu PKB z okresu, gdy wchodziła w skład Związku Radzieckiego. Majątek Ukrainy jest dzielony w skrajnie niesprawiedliwy sposób. Nasz wielki sąsiad pod wieloma względami przypomina kraj Trzeciego Świata – prawie 40% obywateli żyje poniżej granicy ubóstwa, państwo toczy rak korupcji, epidemia AIDS wymknęła się spod wszelkiej kontroli. Wielka liczba chorych na świńską grypę wynikała z prozaicznego powodu – całe rodziny przebywały w jedynym ogrzewanym pomieszczeniu w mieszkaniu lub domu, przenosząc wirusa.
Gdyby Ukraińcy ponad wszystko cenili niepodległe państwo, gdyby drogie im były ideały rynku i demokracji, gdyby chcieli odciąć się od Rosji i podążyć najkrótszą drogą do Unii Europejskiej i NATO, oddaliby głos na Wiktora Juszczenkę – bohatera poprzednich wyborów, wyróżnionego w Polsce m.in. przyznanym w ubiegłym roku tytułem doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Grudniowe sondaże wyborcze (od 2 stycznia do dnia wyborów włącznie na Ukrainie obowiązuje zakaz publikowania wyników badań opinii publicznej na temat poparcia kandydatów na prezydenta) wskazują jednak na niewielkie szanse urzędującego prezydenta.
Prezentując swój program wyborczy w Kijowie, Juszczenko podkreślił, że jego celem jest „stworzenie prawdziwie niepodległego państwa ukraińskiego”. Prezydent uważa, że Moskwa brutalnie ingeruje w wewnętrzne sprawy Ukrainy, a Wiktor Janukowycz jest narzędziem Kremla. Sugeruje, że także po zwycięstwie Julii Tymoszenko Ukraina trafi pod skrzydła Moskwy.
Wiktor Juszczenko

przypomina Lecha Kaczyńskiego.

Obydwaj prezydenci mają poczucie szczególnej misji do spełnienia. Obydwaj na pierwszym miejscu stawiają wartości niepodległościowe. Obydwaj próbują budować tożsamość narodową na wybranych przez siebie wydarzeniach i tradycjach historycznych. Czym dla Lecha Kaczyńskiego w Polsce jest powstanie warszawskie i działalność zbrojnego podziemia antykomunistycznego, tym dla Wiktora Juszczenki na Ukrainie jest Wielki Głód i działalność Ukraińskiej Powstańczej Armii. W 2007 r. prezydent przyznał tytuł Bohatera Ukrainy naczelnemu dowódcy UPA w czasie wojny, Romanowi Szuchewyczowi, a przed wyborami polecił rządowi Julii Tymoszenko nadanie uprawnień kombatanckich ukraińskim nacjonalistom. Juszczenko używa swych wpływów w telewizji publicznej do popularyzowania własnej wizji dziejów. Podobnie jak Kaczyński uwielbia historię, patronuje ukraińskiemu Instytutowi Pamięci Narodowej (w końcu września 2009 r. w czasie rozmowy z Januszem Kurtyką wyraził chęć pełniejszego korzystania z polskich doświadczeń IPN-owskich).
Juszczenko to najbardziej wiarygodny kandydat dla tych Ukraińców, którzy uważają, że ich niepodległości zagraża Rosja. W czasie konfliktu rosyjsko-gruzińskiego w 2008 r. Juszczenko był najbliższym, obok Lecha Kaczyńskiego, przyjacielem Micheila Saakaszwilego. Cała trójka była przedmiotem drwin i ataków rosyjskich mediów. Juszczenkę krytykują i pouczają publicznie przywódcy Rosji Dmitrij Miedwiediew i Władimir Putin.
W przeciwieństwie do polskiego prezydenta Juszczenko wyznaje liberalne poglądy na gospodarkę. Jego zdaniem, zarówno Julia Tymoszenko, jak i Wiktor Janukowycz wyrażają interesy oligarchii i nie są zainteresowani budową gospodarki rynkowej, w której wszyscy gracze mieliby jednakowe szanse. Mimo krytyki Julii Tymoszenko za populizm Juszczenko, wbrew opinii pani premier, podpisał ustawę o wzroście od 1 stycznia 2010 r. najniższej płacy.
Wiktor Juszczenko w najlepszym razie może liczyć na trzecie miejsce. Jego głównym rywalem w pierwszej turze nie jest Janukowycz, lecz najbliższy sojusznik w czasie pomarańczowej rewolucji – Julia Tymoszenko. Na walce z obecną premier zbudował swoją kampanię wyborczą. Jednak

agresja prezydenta wobec kobiety

przysparza sympatii Julii Tymoszenko.
Pani premier zachowuje się w stosunku do prezydenta mniej arogancko. W grudniu oświadczyła, że gdyby do drugiej tury wyborów wszedł Juszczenko, a nie ona, to zaapeluje do swoich zwolenników o poparcie urzędującego prezydenta w starciu z Wiktorem Janukowyczem. W wywiadzie dla lwowskiej telewizji, odbieranej w głównym bastionie Juszczenki, potwierdziła swoje słowa z 2004 r., że w jego sztabie wyborczym może nawet prać bieliznę. W ten sposób zabiega o wyborców, którzy mogą przesądzić o jej sukcesie w drugiej turze wyborów.
Julia Tymoszenko jest w gorszej sytuacji startowej niż Wiktor Janukowycz. Najlepiej pasująca do niej rola rewolucjonistki okazuje się trudna do grania, gdy jest się obsadzoną na stanowisku premiera urzędującego w okresie straszliwego kryzysu, jaki przetoczył się przez Ukrainę. Musi lawirować między obietnicami pomocy potrzebującym a ograniczaniem tej pomocy proporcjonalnie do rozmiarów budżetu. To się Tymoszenko udaje. Spora część społeczeństwa nadal wierzy w jej obietnice poprawy życia i karania za korupcję dożywotnim więzieniem. Powinna bez trudu wygrać rywalizację nie tylko z Juszczenką, lecz także z nazywanym do niedawna „ukraińskim Obamą” Arsenijem Jaceniukiem (rocznik 1974), biznesmenem, byłym urzędnikiem kancelarii prezydenta Juszczenki, byłym prezydenckim ministrem spraw zagranicznych, byłym przewodniczącym Rady Najwyższej. W ubiegłym roku sondaże wskazywały nawet 20-procentowe poparcie dla Jaceniuka. Spekulowano, że Juszczenko wycofa się z wyborów na jego korzyść. Obecnie gwiazda Jaceniuka przybladła, może on przegrać z Serhijem Tihipką (1960 r.), szefem sztabu wyborczego Janukowycza w 2004 r., który podobnie jak „ukraiński Obama” łączy działalność biznesową i polityczną. Wywodzi się z klanu dniepropietrowskiego, w okresie prezydentury Leonida Kuczmy był m.in. wicepremierem. Obecnie stoi na czele partii Silna Ukraina.
Wiosną 2009 r., w środku kryzysu, Julia Tymoszenko,

obawiając się przegranej z Janukowyczem,

pertraktowała z nim w sprawie zawarcia układu: ona miała pozostać premierem, a Janukowycz – prezydentem wybranym przez parlament i o ograniczonych w stosunku do obecnych kompetencjach. Popierające oboje polityków partie miały dokonać odpowiednich zmian w konstytucji. Po zakończonych fiaskiem negocjacjach, w czerwcu 2008 r., Julia Tymoszenko w telewizyjnym orędziu do narodu oświadczyła: „Wezmę udział w wyborach i wygram”.
Jednak zgodnie ze wszystkimi sondażami zwycięzcą pierwszej tury wyborów na Ukrainie powinien zostać Wiktor Janukowycz, negatywny bohater pomarańczowej rewolucji, wiązany z klanem donieckim lider Partii Regionów. Jego hasło wyborcze brzmi: „Ukraina dla ludzi”. Janukowycz zarzuca wszystkim frakcjom dawnych pomarańczowych, że budują swoją politykę na poszukiwaniu wroga. Tymczasem, jego zdaniem, na Ukrainie nie ma wrogów. Należy jednoczyć społeczeństwo do walki z rzeczywistym wrogiem – „skrajnym ubóstwem milionów obywateli”.
Janukowycz skupia się na problemach społecznych – biedzie, sześciomilionowym bezrobociu. Obiecuje, że jeśli zostanie prezydentem, to zapewni każdemu Ukraińcowi „godne życie”. Zrobi z Ukrainy demokratyczne państwo, w którym będzie najlepszy w Europie Środkowo-Wschodniej klimat do inwestycji.
Inwestycje zapewnią odbudowę ukraińskiego przemysłu i nowe miejsca pracy. W jednym z wywiadów przekonywał: „Pieniądze inwestorów przypłyną do nas, a nie do Rosji, Warszawy lub państw bałtyckich”. Największe przedwyborcze marzenie Janukowycza to państwo, w którym nie będzie ludzi biednych, bo bieda poniża człowieka.
Stawka wyborów prezydenckich na Ukrainie jest znacznie wyższa niż w Polsce ze względu na większe kompetencje szefa państwa.
Znamienna jest cisza w Polsce przed wyborami na Ukrainie. Nie ma śladu emocji, które były tak żywe przed pięcioma laty, gdy cały kraj, łącznie z warszawskim Pałacem Kultury i Nauki, przybrał kolor pomarańczy, a tysiące ochotników,

śpiewając „Razom nas bohato”,

spieszyły z Polski na odsiecz ukraińskiej demokracji.
Problemy społeczne Ukrainy ani życie jej mieszkańców nie mogą obchodzić polskich polityków, bo ich obecna trudna dola nie jest związana z działalnością Rosji i komunizmem, lecz funkcjonowaniem niepodległego od niemal 20 lat państwa.
Gdyby było inaczej, to niewątpliwie pojawiłaby się uchwała w treści podobna do uchwały z 6 grudnia 2006 r. w sprawie uczczenia ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie: „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej łącząc się w bólu z bliskimi ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie, który w latach 1932–1933 kosztował życie miliony mieszkańców ukraińskich wsi, potępia totalitarny reżim odpowiedzialny za to ludobójstwo. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyrażając swoje najgłębsze współczucie obywatelom Ukrainy, pragnie dać wyraz nadziei, że pamięć o ofiarach tej zbrodni pozostanie przestrogą przed wszelkimi formami totalitaryzmu, który jakże boleśnie dotknął XX-wieczną Europę, w tym szczególnie Polaków i Ukraińców”.
Po euforii związanej z pomarańczową rewolucją polscy politycy nadal odczuwają kaca. Pogłębiają go wątpliwości, czy Ukraina kiedykolwiek wydobędzie się z chaosu walk wewnętrznych. Zanika wiara w perspektywę przystąpienia Ukrainy do NATO i Unii Europejskiej, a ponadto – to zjawisko nowe – pojawiło się podejrzenie o rzeczywiste intencje Kijowa wobec Polski.
W przyjętym 10 stycznia 2003 r. oświadczeniu Sejmu w związku z 60. rocznicą tragedii wołyńskiej starano się łagodzić nastroje: „Moralnym obowiązkiem tych, których sumienia wciąż porusza tragedia sprzed 60 lat, jest wezwanie do pojednania naszych narodów w imię przyszłości, w imię wspólnoty celów. Niech umiejętność przebaczania stanie się fundamentem lepszej przyszłości, dobrego sąsiedztwa i przyjaźni polsko-ukraińskiej”. Jakże inna była przyjęta 15 lipca 2009 r. uchwała Sejmu w sprawie tragicznego losu Polaków na Kresach Wschodnich, którą podjęto – wbrew zwyczajowi – nie czekając na okrągłą rocznicę: „W lipcu 2009 roku mija kolejna – 66. rocznica rozpoczęcia przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na Kresach II Rzeczypospolitej tzw. antypolskiej akcji – masowych mordów o charakterze czystki etnicznej i znamionach ludobójczych”. Już tytuł uchwały, w którym użyto uważanego za obraźliwe na Ukrainie (podobnie zresztą jak na Białorusi) określenia Kresy Wschodnie, miał element zamierzonej prowokacji. Ten akt nie wpisywał się w główną intencję polityki polskiej wobec Ukrainy, którą potwierdzono m.in. w uchwale Sejmu z 22 października 2004 r. w sprawie wyborów prezydenckich na Ukrainie: „Sejm pragnie zapewnić, że nie będzie ustawał w wysiłkach na rzecz wspierania Ukrainy w jej współpracy z Unią Europejską i Sojuszem Północnoatlantyckim. Silna obecność demokratycznej i niepodległej Ukrainy w Europie stanowi istotny element stabilizacji i umacnia ład europejski”.
Choć w 2003 r. powołano Zgromadzenie Parlamentarne Rzeczypospolitej Polskiej i Ukrainy, to nie słychać o jego pracy. Donald Tusk jako pierwszy premier zerwał

z tradycją podróży do Kijowa

przed wizytą w Moskwie. Nawet wspólne mistrzostwa Europy w piłce nożnej nie wydają się czynnikiem wpływającym na relacje polsko-ukraińskie.
Przywiązany do własnej polityki historycznej i własnych bohaterów (m.in. żołnierzy z formacji, które po zakończeniu II wojny światowej szykowały się do zdobycia Lwowa), szykujący się do własnych wyborów Lech Kaczyński ostudził przyjaźń z Wiktorem Juszczenką. Co więcej, wykonał gest w stronę Kremla – zaprosił na styczniowe uroczystości 65. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz Dmitrija Miedwiediewa.
Od 1989 r. Polska w polityce wschodniej kierowała się ideami Józefa Piłsudskiego, Jerzego Giedroycia i Zbigniewa Brzezińskiego. Jej istota sprowadzała się do umacniania niepodległych państw wokół Rosji i przeciwko Rosji. Osłabienie Rosji miało służyć umocnieniu Polski. Ta polityka – licząc włożone wysiłki i uzyskane efekty – okazała się niewydolna i niewydajna. Może więc przyszedł czas na zmianę?

Co może prezydent

Konstytucja Ukrainy
Art. 106. Prezydent Ukrainy:
3. reprezentuje państwo w stosunkach międzynarodowych, kieruje polityką zagraniczną, prowadzi rokowania i zawiera umowy międzynarodowe Ukrainy; (…)
7. ogłasza przedterminowe wybory do Rady Najwyższej (…);
8. uchyla pełnomocnictwa Rady Najwyższej Ukrainy w przypadkach przewidzianych przez Konstytucję; (…)
10. kieruje do Rady Najwyższej wniosek o mianowanie Ministra Obrony Ukrainy, Ministra Spraw Zagranicznych Ukrainy; (…)
12. mianuje połowę składu Rady Narodowego Banku Ukrainy;
13. mianuje połowę składu Narodowej Rady Ukrainy do spraw Telewizji i Radia;
14. kieruje do Rady Najwyższej Ukrainy wniosek o mianowanie i odwołanie Szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy;
15. zawiesza obowiązywanie aktów Gabinetu Ministrów Ukrainy w związku z ich niezgodnością z niniejszą Konstytucją z jednoczesnym zwróceniem się do Sądu Konstytucyjnego w sprawie ich zgodności z Konstytucją; (…)
17. jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Ukrainy; mianuje i odwołuje najwyższe dowództwo Sił Zbrojnych Ukrainy, innych formacji wojskowych; sprawuje kierownictwo nad bezpieczeństwem narodowym i obroną państwa; (…)
22. mianuje jedną trzecią składu Sądu Konstytucyjnego Ukrainy; (…)
30. przysługuje mu prawo weta wobec ustaw Rady Najwyższej Ukrainy (…);
31. (…) Prezydent Ukrainy (…) wydaje dekrety i rozporządzenia, które są obowiązkowe do wykonania na terytorium Ukrainy.

Wydanie: 02/2010, 2010

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy