Trzecia śmierć Waryńskiego

Pierwszy raz umarł Ludwik Waryński 12 lutego 1889 r. w Szlisselburskiej Twierdzy. Więzieniu, skąd – jak mawiał gen. Piotr Orżewski – skazani nie wychodzą, tylko są wynoszeni. W dzień śmierci miał Waryński 33 lata. Przez 15 działał w ruchu socjalistycznym, z tego siedem lat przesiedział w aresztach i więzieniach.
Drugi raz umarł Ludwik Waryński w Polsce Ludowej. Nonkonformiście, buntownikowi przeciwko władzy i panującym obyczajom dorobiono gębę ojca założyciela socjalizmu, ale tego w najgorszym, radzieckim wydaniu. Prawdą jest, że Waryński internacjonałem był. Idee socjalistyczne do ziem polskich szły wtedy przez Petersburg, Wiedeń, Kijów. Współdziałał z czołówką najwybitniejszych rosyjskich narodowców i socjaldemokratów. Z komunistami nie, bo ich wtedy jeszcze nie było. W Polsce Ludowej pasowano go na prekursora Kominternu i znak firmowy stuzłotowego banknotu. Przy okazji każdy w PRL mógł poznać winietę pierwszego socjalistycznego pisma na ziemiach polskich – „Proletaryat” i podstawowe hasła tej „Międzynarodowej, Socjalno-Rewolucyjnej Partyi”. Czyli: „Swobody, Fabryk i Ziemi” oraz „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”. Warto przypomnieć, że wołanie o „swobodę”, czyli wolność, było na pierwszym miejscu. Banknotowy Waryński z zaciśniętą krawatem szyją wyglądał jak stateczny urzędnik państwowy. A był młodzieńcem w owych czasach zbuntowanym, ubierającym się wbrew przyzwoitym modom. Raz nawet ufarbował włosy na zielono. Nie dlatego, że punkował. Był kiepskim, często roztargnionym konspiratorem. Źle wymieszał farbę do włosów, która miała zmylić policyjny rysopis, zapewnić mu anonimowość i bezpieczeństwo.
Trzeci raz umiera Ludwik Waryński obecnie. Za czasów PRL został patronem dużej firmy. Stał na pomniku. Na Woli, przy Kolejowej 57. Niedawno Bumar-Waryński sprzedał swe tereny firmie ProUrba. Ale pomnik zgodnie z umową kupna-sprzedaży ma „zająć miejsce przy ul. Jana Kazimierza”. Tam, gdzie jest siedziba firmy. Takie dostałem zapewnienie od Bumaru-Waryńskiego. Ale Społeczny Komitet Obrony Pomnika nadal boi się, że Waryński padnie ofiarą wolnego rynku i zniknie. Umierać będzie po raz trzeci.
Szkoda byłoby, gdyby tak rzeczywiście się stało. To prawda, że dziś Ludwik Waryński jest zapomniany, pewnie przez dorobioną mu gębę biurokratycznego socjalisty. Ale warto przypomnieć opinie tych, którzy go znali. Choćby urzędników i sędziów carskich. Ówczesne wyroki na proletariatczyków były surowe nie tylko dlatego, że była tam grupa optująca za wykorzystywaniem terroru indywidualnego w walce politycznej. Waryński tego nie popierał. Carscy bezpieczniacy trafnie odczytali w proletariatczykach zagrożenie dla samodzierżawia, dla rosyjskiego więzienia narodów. I choć socjaliści „swobodę” widzieli jako związek narodów w jednej federacji, to carscy przewidywali słusznie, że doprowadzi ta „swoboda” do haseł niepodległości uciemiężonych narodów. Proces proletariatczyków i kończące go szubienice były pierwszym takim powszechnie znanym, antycarskim wydarzeniem od czasów powstania styczniowego. Czemu teraz Bumar-Waryński wstydzi się takiego patrona? Przecież tak szlachetny człowiek może być znakomitym symbolem marketingowym.
A był Waryński niewątpliwie szlachetny. Urodzony w szlacheckiej rodzinie, młody, przystojny, zdolny, mógł zrobić karierę i dostatnio żyć. Wybrał los „socyalisty”, oddającego swe przymioty uciemiężonemu ludowi. Z Proletaryatu wyrastał ruch socjalistyczny i komunistyczny. Dziś socjaliści współtworzą Unię Europejską, a chińscy komuniści największą wolnorynkową gospodarkę świata.
Był też Waryński do końca szarmanckim polskim szlachetką. Wpadł, bo roztargniony zostawił paczkę z nielegalną literaturą. Mógł uciec, ale by ratować Rosjankę Szczulepnikową z Narodowej Woli, wdał się w bójkę z policją. Honor Polaka go zabił.

Wydanie: 2006, 41/2006

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy