Uchylone drzwi dla polskiego hydraulika

Uchylone drzwi dla polskiego hydraulika

Walka o wolny rynek usług w Unii Europejskiej dopiero się zaczyna

Parlament Europejski przyjął tzw. dyrektywę Bolkesteina, przewidującą liberalizację rynku usług w UE. Dyrektywa wszakże została rozwodniona czy też, jak określił to niemiecki dziennik „Die Welt”, stała się bezzębna.
Drzwi przed słynnym polskim hydraulikiem nie otwarły się na oścież, niemniej jednak zostały uchylone.
Projekt dyrektywy przygotował przed dwoma laty ówczesny holenderski komisarz UE ds. rynku, Frits Bolkestein. Niektórzy, zwłaszcza socjaliści i związkowcy z Francji, Austrii i Niemiec nazywali ją dyrektywą Frankensteina. Projekt określał

liberalizację rynku usług,

zgodnie zresztą z traktatem rzymskim z 1957 r., będącym fundamentem Unii Europejskiej. Traktat rzymski przewidywał swobodny przepływ towarów, pracy, kapitału i usług na terenie Wspólnoty. Niestety, w tym ostatnim punkcie nie osiągnięto wiele. Na drodze zagranicznych usługodawców stały różnorodne bariery biurokratyczne. Napotykali je zwłaszcza obywatele nowych krajów UE. Dyrektywa Bolkesteina miała radykalnie rozwiązać ten problem. Eksperci przewidywali, że liberalizacja rynku usług przyczyni się do powstania 600 tys. nowych miejsc pracy. Zintensyfikuje też wzrost gospodarczy i pozwoli Europie skutecznie konkurować z USA oraz azjatyckimi olbrzymami – Chinami i Indiami. Dyrektywę popierały Wielka Brytania, Hiszpania i nowe państwa członkowskie UE.
W wielu krajach, zwłaszcza we Francji i w Niemczech, będących motorem Unii, nie ma jednak przyzwolenia na odważne reformy. Pracownicy i związkowcy, drżący o swe przywileje i wysokie płace, rozbudzali obawy przed „dumpingiem społecznym”. Media w Paryżu czy w Brukseli kreśliły czarne scenariusze, w których rzesze tanich usługodawców ze Wschodu

odbierają miejscowym pracownikom chleb,

powodują obniżenie płac, nie troszczą się o środowisko naturalne. Symbolem tej niebezpiecznej konkurencji stał się polski hydraulik. M.in. to widmo dyrektywy Bolkesteina sprawiło, że Francuzi odrzucili w referendum projekt konstytucji europejskiej, aczkolwiek prezydent Jacques Chirac przewidująco projekt liberalizacji usług rozwodnił.
Kontrowersje wokół dyrektywy stały się tak ostre, że Komisja EU nie dokonała w niej zmian, lecz przekazała decyzję w tej sprawie Parlamentowi Europejskiemu. Dwie najważniejsze frakcje parlamentarne: socjalistów i chadeków, doszły do kompromisu. W rezultacie znaczną większością głosów uchwalono „bezzębny” projekt dyrektywy. W napisanym skomplikowanym językiem dokumencie zajmującym 349 stron dokonano prawie 500 poprawek.
– Wywróciliśmy cały projekt do góry nogami. Udało nam się skupić na socjalnej ochronie naszych obywateli – triumfowała niemiecka socjalistka Evelyne Gebhardt. Obecny komisarz ds. rynku wewnętrznego, Irlandczyk Charlie McCreevy, chwalił za to projekt jako „realny postęp, którego przed 12 miesiącami nikt nie uważał za możliwy”.
Z nowej dyrektywy usunięto popieraną zwłaszcza przez nowe państwa UE „zasadę kraju pochodzenia”, zgodnie z którą hotelarze, ogrodnicy, restauratorzy, agenci handlu nieruchomościami i inni przedsiębiorcy mogliby działać za granicą na podstawie prawodawstwa własnego kraju. Zamiast niej przyjęto „zasadę wolności usług”, którą jednak można ograniczyć, jeśli przemawiają za tym ważne względy bezpieczeństwa publicznego lub ochrony środowiska. Zliberalizowano sektor usług publicznych o charakterze komercyjnym, np. dostawy wody, energii, wywóz śmieci. Dyrektywa nie przewiduje jednak wolnej konkurencji w usługach transportowych (obejmujących np. taksówki), audiowizualnych, pocztowych, w sektorze gier hazardowych, publicznej opieki zdrowotnej czy agencji usług tymczasowych. Ogólnie rzecz biorąc, zaakceptowany przez Parlament Europejski projekt jest

umiarkowanie korzystny dla polskich firm.

Tak naprawdę jednak nie wiadomo jeszcze, jaki zakres liberalizacji usług zostanie przyjęty. Dokument uchwalony w Strasburgu musi być jeszcze przyjęty przez rządy wszystkich 25 państw UE. Będzie omawiany podczas spotkań na szczycie państw Unii w marcu i w lipcu, a potem znów trafi do Parlamentu Europejskiego. Podczas procesu legislacyjnego, który potrwa do 2009 r., mogą zostać dokonane istotne zmiany. Podkreślić wypada, że dokument jest niejasny i sprzeczny, możliwy do interpretowania w różny sposób. Konserwatyści twierdzą, że usunięcie „zasady kraju pochodzenia” nie oznacza, iż została ona unieważniona. Socjaliści i związkowcy są wręcz przeciwnego zdania, uważają oryginalną dyrektywę Bolkesteina za ostatecznie pogrzebaną. Nikt z całą pewnością nie wie, jaka jest różnica między „usługami interesu powszechnego”, które z liberalizacji wyłączono a zliberalizowanymi „usługami ekonomicznego interesu powszechnego”. Wiele wody jeszcze upłynie, zanim ustawie zostanie nadany ostateczny kształt. A później o jej interpretację trzeba będzie stoczyć liczne bitwy w sądach.

 

Wydanie: 09/2006, 2006

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy