Uczciwość złodzieja

Uczciwość złodzieja

Chciałby w przyszłości zająć się hodowlą roślin ozdobnych. Ale to zależy od tego, ile kradzionych choinek uda mu się jeszcze sprzedać

Intensywna robota Krzysztofa C. w branży iglastej trwa trzy, cztery tygodnie w roku i polega na dostarczaniu na rynek przed świę­tami Bożego Narodzenia jodeł, świerków i sosen prosto z lasu. Krzysztof C. ma też swoje życio­we motto: „Las rośnie wolno, ale sprzedaje się szybko”. Żeby jed­nak choinki sprzedać, iglasty bi­znesmen musi je najpierw ukraść.

Pieniądze w lesie

Mieszka niespełna godzinę ja­zdy samochodem od centrum Ka­towic. Kilkanaście lat przepraco­wał na kopalni. – Ze mnie to był taki typowy chłoporobotnik. Co tam narzekać, źle nie było. Zawie­źli człowieka do roboty, przywie­źli z powrotem, pieniądze były po­rządne.

Udało mu się na wsi dom posta­wić. Wprawdzie ziemia na Jurze słaba, ale zawsze coś na niej wyro­sło, kury i króliki hodował.

– Ile jednak można było robić za kreta – pyta retorycznie. – To był taki niby raj, ale w piekle. Zwolni­łem się. O pięć lat za wcześnie. Teraz żałuję, bo przynajmniej człowiek wziąłby odprawę górni­czą. Co się jednak stało, to się nie odstanie. Najgorsze, jak człowiek nie ma pomysłu na życie. A ja za­wsze miałem.

Kiedy jeszcze był mały, ojciec mu ciągle powtarzał: „Choćby nie wiadomo co, las cię zawsze wyży­wi”. Z całą rodziną zbierał jagody i grzyby. Ale nie. bardzo się opła­cało.

– Wsiadało się w samochód, je­chało w Zielonogórskie. Potem przejeżdżało się granicę, niemiec­ką, kosiło po tamtej stronie, praw­dziwki, wracało i sprzedawało w Polsce do skupu. Potem te same grzyby jechały w beczkach do Niemiec. Ale konkurencji przyby­ło w. zbieraniu i w sprzedawaniu. Ludzie też się wycwanili. Przyjeż­dżają całymi gromadami, chodzą tyralierą. Nawet przed świtem, z latarkami- Z grzybami to jest za­wsze ryzyko. Raz są w jednym miejscu, a w .następnym roku gdzie indziej. A drzewo, jak wyro­śnie; to już przecież samo się nie przesunie.

Najpierw jednak zaczął robić w branży, jak określa, woskowo-cmentarnej.

– Niektórzy kradli kwiaty z gro­bów i sprzedawali potem przed cmentarzem, ale to draństwo. Naj­więcej zarabiali we Wszystkich Świętych, na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Na niektórych cmen­tarzach działają całe szajki. Wiedzą, kiedy jest pogrzeb, który grób jest najczęściej odwiedzany, a nawet mają spisane z pomników, kie­dy przypada rocznica śmierci. Ja prowadziłem interes ekologiczny. Zbierałem stare znicze, wytapia­łem stearynę, wlewałem do umy­tych, starych opakowań i wkłada­łem kawałek sznurka jako knot. Ale to też nie były jakieś wielkie kokosy. Dorobiłem się jedynie używanego żuka. W końcu dałem sobie spokój, ale cmentarze mnie potem natchnęły.

– Mając już furgonetkę, mogłem pomyśleć o czymś nowym. I tak wpadłem na pomysł, że po pienią­dze niekoniecznie trzeba się schy­lać na ulicy, ale można wdrapać się po nie w lesie. Zostałem „igla­stym”.

Dużo i szybko

Przyznaje, że początki nie były łatwe. – Człowiek wszystkiego się bał, nie wiedział, jak się do tego zabrać. Podstawowej reguły nau­czył mnie jeszcze kolega w pod­stawówce: „Pamiętaj k…, nie kra­dnij w swojej klasie”. Trzeba było więc jeździć po okolicy, wynajdy­wać lasy i drzewa. Co ja zresztą mówię – po okolicy. Jeździ się po sto kilometrów i więcej w jedną stronę. Najpierw na rozpoznanie i to dużo wcześniej, jeszcze latem i wczesną jesienią, żeby potem nie błąkać się po ciemku; Szkoda cza­su na szukanie w ostatniej chwili, a sprzedać trzeba dużo i szybko w ciągu zaledwie kilkunastu dni. Poza tym towar pozyskuje się po zmroku, więc topografia musi być opanowana idealnie. Ale trzeba nie tylko poznać dokładnie teren, również ludzi. Jakie są zwyczaje miejscowych, gajowego czy leśni­czego, jak najbezpieczniej wje­chać i wyjechać z lasu, którędy wrócić, żeby ograniczyć do mini­mum ryzyko zatrzymania na dro­dze.

Nie chce dokładnie podać wy­sokości zarobków. – Nie tylko dla­tego, że już i tak jest w branży du­ża konkurencja. Po prostu: jeśli wszystko idzie dobrze, starcza do następnego razu. A ja przecież w porównaniu z innymi jestem detalistą. Do hurtowników mi da­leko. Zawsze- starałem się, żeby u mnie towar był tani, ale najlep­szego gatunku. Są dwa naj większe problemy: zdobycie i jeszcze większy – zbycie. Część towaru sprzedaję tym, którzy mają ze­zwolenia, część rozprowadzam sam. Kiedyś jeździłem przede wszystkim po targach i giełdach. W Żarkach, Będzinie, Katowi­cach, Sosnowcu, Mysłowicach, Gliwicach. Teraz wolę. sprzeda­wać towar z samochodu na osie­dlach. Przyjeżdżam, odjeżdżam; Najlepiej robić to po południu. Kiedy dzieci wracają z przedszko­la albo ze szkoły. Wystarczy, że jeden rodzić kupi choinkę, żadne dziecko nie chce być gorsze; Fakt, ta cała ekologia narobiła trochę zamieszania. Wszyscy rzucili się na sztuczne choinki. Ale są. tacy, którzy zawsze będą kupować prawdziwe. Do tego dochodzi je­szcze kwestia ceny. Sztuczne, ale porządnie wykonane drzewko ko­sztuje więcej od prawdziwego. No i nie pachnie. Mody zresztą też się zmieniają. Dawniej numerem je­den była jodła, potem świerk. Dzi­siaj coraz bardziej popularna staje się sosna. Ale na sosnach tyle się nie zarobi.

Na podstawie tego, co sam mówi, można jednak szacunkowo wyliczyć, że w ciągu kilkunastu dni grudnia jest w stanie na czysto zarobić od dwudziestu tysięcy zło­tych wzwyż.

Kilka tu, kilka tam…

Nie ma żadnych wyrzutów su­mienia ani poczucia winy.

– A czy ja robię coś złego? Czy ja na przykład podpalam lasy? Ja już tyle widziałem, że nie jestem naiwny. W lesie można robić takie przekręty, że daj Boże zdrowie. Legalnie i z pomocą niektórych gości w zielonych mundurach. Ja sam gonię z lasu tych, co wycina­ją sadzonki w szkółkach albo mło­dniaki. To jest dopiero bandytyzm i wandalizm. Niektórzy z nich na sam mój widok spieprzają jak za­jące. Leśnego się mniej boją niż mnie. A ci, co kradną drzewka z prywatnych działek, to już ostat­nie szumowiny. Jak można wyci­nać komuś z ogrodu kilkuletnie srebrne świerki lub jodły? Wolę się trochę bardziej wysilić, ale z sensem.

Sens wysiłku Krzysztofa C. pole­ga na tym, że ścina wierzchołki star­szych drzew. – Raz, że bardziej do­rodne, dwa, że drzewo żyje i ro­śnie dalej. Poza tym, nie każdy i nie od razu może dostrzec, że czegoś brakuje. Jest z tym robota, bo to i trzeba się wspiąć – a prze­cież nie będę po lesie biegał z dra­biną i ciął siekierą albo zwykłą pi­łą, a nie mechaniczną, bo by mnie z tej wysokości w całym nadle­śnictwie usłyszeli. Dwa lata temu miałem wypadek. Spadłem, zła­małem obojczyk i byłem do tyłu w interesie. Od tamtej pory w pra­cy nie piję. W tym roku w nie­których lasach łatwiej zresztą towar. Wichura połamała i po­wyrywała z korzeniami sporo drzew.

Sadzonka na klej

Opowiada, jak inni działają bez przygotowania i bezmyślnie. On odwrotnie. Wszystko musi być za­planowane.

– Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale do tego samego lasu można. Byle bez pazerności nie na chama. Jak na jednym miejscu rośnie kilkadziesiąt nada­jących się drzew, to obciąć można tylko kilką, a nie wszystkie. Kilka tu, kilka tam, kilka jeszcze gdzie indziej. Nic nie widać, nikt nie tra­ci, ja zadowolony, klient zadowo­lony, dzieci klienta zadowolone.

Rok temu przyszedł mu do gło­wy nowy pomysł. Przydały się dawne układy z cmentarzy. Zaczął oferować usługi przy sprzątaniu grobów.

– Wiele osób nie ma na to albo czasu, albo sił. A ja to robię szyb­ko, profesjonalnie i bez reklama­cji. Do tego jeszcze bardzo tanio. Czasem nawet za tanio, gdy widzę biedną babinę. Od tych lepiej wy­glądających też nie wezmę więcej

jak pięć złotych. Włącznie z my­ciem pomnika. Ale też nie chodzi mi o zarobek, bo co by tu człowiek zarobił. Ile jesienią czy zimą gro­bów można umyć? Po Wszystkich Świętych w ogóle by się nie wyro­biło.

Sprząta, bo potem nie ma pro­blemów z doniczkami. – Ludzie kupują chryzantemy w donicz­kach, kwiatki marzną, ale donicz­ka zostaje.. Niby to są grosze, ale po co wydawać niepotrzebnie pie­niądze. W dodatku biorę z grobów towar legalnie.

Uczciwy dla klienta

W komórce zgromadził wystar­czający zapas doniczek. Interes opłaca się podwójnie. Do doni­czek wsypuje ziemię, następnie wkłada ucięty wierzchołek iglaka, jeszcze kokarda i ewentualnie parę przylepionych szyszek i na handel.

– Drzewko wygląda i świątecz­nie, i jak żywe. Trzeba je tylko dobrze umocować od. spodu. Te­raz są jednak takie kleje i zapra­wy, że nie ma z tym problemów. Liczy się również element psy­chologiczny. Nie każdy decyduje się na duże drzewka z lasu. Ale sporo osób bierze małe drzewko w doniczce. Mają w domu jedną dużą; często sztuczną choinkę, a dla radości dzieciaków kupują mu „żywą” w doniczce, żeby ła­dnie pachniała i wyrosła do lata na balkonie.

No i jest mniejsze ryzyko kło­potów na drodze: – Już w tym ro­ku policja mnie parę razy zatrzy­mała, A ja im mówię: wiozę sa­dzonki do siebie na działkę i to one tak pięknie pachną. Z tyłu miałem przykryte ścięte drzewka. Raz pod Siewierzem o mało co nie było wpadki, jak wziąłem drzew­ko za pień, doniczka odpadła i zo­stał mi w rękach tylko kikut. Po­wiedziałem, że kupiłem to na tar­gu w Żarkach i niewiele brakowa­ło, a policjanci pojechaliby ze mną złapać oszusta.

Nikogo nie zmuszam

W stosunku do klientów jestem uczciwy – nie mówię nikomu, że to sadzonka. W ogóle nic nie mówię. Zresztą, jak drzewko będzie pod­lewane – a kto by go nie podlewał – to normalne, że dłużej się utrzy­ma. Nikogo do niczego nie zmu­szam. Kto chce, ten kupuje. Wia­domo, że nie mogę tylko ciągle sprzedawać towaru w tym samym miejscu.

W domu nie ubrał jeszcze choinki. Jest teraz zbyt zajęty, nie ma czasu.

– Dla mnie ten okres przed świę­tami to być albo nie być. Ale cho­inkę, oczywiście, będziemy mieli. Sztuczną. Ma już osiem lat, przy­wiązaliśmy się do niej. Chciałem nawet w tym roku kupić nową, w końcu się zniechęciłem. Poje­chałem do Koziegłów, gdzie mie­ści się taka hurtownia, a tam droga zamknięta. Teraz, zimą, wzięli się za remont. Miejscowi mówią, że dlatego, bo ktoś z rodziny gminnej władzy ma swoją wytwórnię choi­nek w innej części miasta, więc za­blokowali dojazd do konkurencji.

Tak w ogóle Krzysztof C. chciałby w przyszłości zająć się hodowlą roślin ozdobnych, ale to zależy od tego, ile kradzionych choinek uda mu się jeszcze sprze­dać. A jego synowie od początku grudnia pilnują, żeby nikt nie kradł drzewek z lasu, który widać z okien ich domu.

Wydanie: 01/1999, 1999

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy