Ugruntowanie cnót niewieścich

Ugruntowanie cnót niewieścich

Patrzę na mgr Julię Przyłębską, jak nieporadnie poprawia na głowie czarną sędziowską czapeczkę, patrzę na Piotrowicza, który zdaje się karykaturą wyciętą ostrymi nożyczkami z jakiegoś szmatławca – co za upadek, to takie upiory decydują, czy Polska będzie w Europie. Jeśli TK wyda orzeczenie zgodne z intencją premiera, że istnieje prymat polskiej konstytucji nad europejską, to żegnaj, Europo, ze swoją kulturą, z pieniędzmi, z otwartymi granicami.

*

Zamach na TVN. Ta telewizja jest jak odtrutka na jad kiełbasiany, którym zatruwa nas PiS. A pisowcy świetnie o tym wiedzą. Życzą nam śmierci duchowej.

*

Paweł Skrzydlewski, doradca ministra Czarnka, przekonuje, że „tylko dzięki cnotom społecznym możemy uzyskać człowieka dojrzałego, czyli takiego, który umie spełniać dobro”. A z kolei tego podstawą jest „zdrowa rodzina, oparta na monogamicznym, nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety”. I w tym celu potrzebujemy „właściwego wychowania kobiet, a mianowicie ugruntowania dziewcząt do cnót niewieścich”. Tymczasem w kulturze obserwujemy „bardzo niebezpieczne zjawiska moralne i religijne”, a także „zepsucie duchowe kobiety. To zaś z kolei owocuje próżnością i egotyzmem. Jeśli takie postawy się upowszechnią, to jednocześnie zabija się rodzinę, zamyka się na płodność”, przekonuje dr Skrzydlewski. A co proponują minister Czarnek i jego doradcy w sprawie onanizmu, który, jak wiadomo, wysusza mózg i demoralizuje młodych? Wystarczy rozejrzeć się wokół, rośnie nowe pokolenie dziewcząt, które zdaje się mieć wszystko oprócz pożądanych „cnót niewieścich”, za to ma sporo ludzkich po prostu. Widzę właśnie takie trzy nastolatki, co drugie słowo to kurwa, a nawet jeszcze gorzej. Jak wyplenić wulgarny język z ust dziewczęcych? A grzeszne, lubieżne myśli? Przez cnotliwą edukację szkolną? A może przez modlitwę?

*

Przemawiając do tysięcy wiernych w Częstochowie, o. Rydzyk zasugerował, że istnieje międzynarodowy spisek, który ma na celu odciągnięcie ludzi od Kościoła. „Tak robili komuniści, pamiętacie, w Związku Radzieckim czy gdzie indziej. Czy to nie jest plan podobny? Na pozór, że pandemia. Przecież do sklepów idą. Nawet na mecze już chodzą. Kochani, pomyślcie. Przyprowadźcie wszystkich do kościoła”, zwrócił się do wiernych ojciec dyrektor. Jedyny w swoim rodzaju, niezastąpiony kapłan.

*

Kilka dobrych i słonecznych dni w Zakopanem, na Zakopiańskim Festiwalu Literackim. Jestem od paru lat w jury konkursu na najlepszą książkę o Zakopanem. Wybraliśmy w tym roku pozycję „Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku”. Na placu Niepodległości wygłosiłem laudację, mówiłem na granicy burzy, a gdy kończyłem, zagrzmiało i lunął deszcz. Jak przyjemne i zdrowe są szczere pochwały.

Po raz pierwszy od wielu lat wyjechałem z żoną, bez dzieci. Dzieci to tyleż wielkie szczęście, ile wielkie nieszczęście. To stres codzienny, który często niszczy związki, o czym na ogół głośno się nie mówi, bo wstyd.

Elegancki hotel, śniadania w maseczkach, z przynajmniej jedną plastikową rękawiczką na dłoni. Jaskrawy idiotyzm, bo wszędzie poza hotelem tłoczą się i przewalają niezamaskowane tłumy. Kawiarnia na ostatnim piętrze z dużym tarasem, pięknie urządzona i pusta, wspaniały, niepokalany widok na góry. Siedzimy długo i oddychamy nim głęboko. Pożegnalna kolacja, też w hotelu, a ja niegrzecznie co chwila wychodzę rzucać jednym okiem na finałowy mecz mistrzostw Europy w piłce nożnej. Nie miałem faworyta, więc ze swoją sympatią oscylowałem między jedną a drugą drużyną, co było nieporęczne. Jednoznacznie tylko żałowałem zawodników obu drużyn, którzy nie strzelali karnych.

*

Kraków w deszczu; kiedyś nie uznawałem parasoli, a teraz używam, przestałem być nieprzemakalny. Mijam hotel Francuski, tu kiedyś na chodniku przypadkiem spotkałem poetę Adama Zagajewskiego, już nigdy nigdzie go nie spotkam. W pociągu otwieram poniedziałkowe wydanie „Gazety Wyborczej”. I od razu uderzenie między oczy. Pożegnanie Leona Neugera. Nie tak dawno rozmawiałem z nim właśnie o śmierci Zagajewskiego, przyjaźnili się. Leon to kolega jeszcze z moich czasów sztokholmskich, tam wykładał na slawistyce. Wiele zrobił dla przyswojenia w Polsce twórczości poety noblisty Tomasa Tranströmera. To mój ulubiony współczesny poeta. Poznałem go też osobiście dzięki Leonowi. Tranströmer też już nie żyje. Neuger kilka lat temu wrócił na stałe do Polski. Lubiłem go, błyszczał inteligencją i poczuciem humoru. Opowiadał mi z bolesną ironią, że po ostatnim pobycie w szpitalu był tak słaby, że gdy upadł na podłogę, a mieszkał sam, to nie mógł wstać, zadzwonił więc po straż pożarną. Wyważyli drzwi.

*

Rozchwianie się zęba trzonowego przenosi mnie do wspomnień z dzieciństwa, gdy chwianie się zębów było optymistyczne. Teraz jest w tym smutek utraty i przemijania.

t.jastrun@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2021, 30/2021

Kategorie: Felietony, Tomasz Jastrun

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy