Uleczony z HIV?

Uleczony z HIV?

Andrew Stimpson twierdzi, że jego organizm pozbył się wirusa HIV, ale nie chce się poddać szczegółowym badaniom. W środowiskach gejowskich rodzi to oburzenie

Korespondencja z Nowego Jorku

Nazwisko 25-letniego szkockiego geja z miasteczka Largs in Ayrshire, byłego fryzjera, a obecnego przygotowywacza kanapek z Londynu, Andrew Stimpsona, jest na ustach całego świata. Jego przypadek jest wielowymiarowy, skłania do różnych spekulacji, konstatacji i nadziei. Ma też swój polski kontekst…
Prawdopodobieństwo tego, co mu się przydarzyło, jest takie, jak dostanie się na Księżyc bez rakiety kosmicznej. Amerykanom porównanie to ożywia wyobraźnię, nam jedynie pamięć, bo jak wiadomo, Polak Twardowski dotarł tam już na kogucie. Bez pomocy rakiety, a jedynie Mickiewicza.

Juan i Andrew

Juan Gomez, Brytyjczyk z Jamajki, poznał w Londynie Brytyjczyka ze Szkocji, Andrew Stimpsona. Pojawiło się uczucie, a potem stały związek.
Po trzech latach, wiosną 2002 r. okazało się, że Juan jest „HIV positive”. Andrew zaczął odczuwać zmęczenie i osłabienie. Postanowił przebadać się w renomowanej Victoria Clinic for Sexual Health w Zachodnim Londynie. Pierwszy test, w maju 2002 r., dał wynik negatywny, ale lekarze wyjaśnili mu, że koncentracja przeciwciał we krwi może być zbyt mała, by zostać wykryta, i kazali przyjść za trzy miesiące. W sierpniu już nie było wątpliwości. Badanie wykazało obecność wirusa HIV w organizmie Stimpsona. Podobny wynik przyniosły powtórne testy. Ponieważ poziom zawartości wirusa we krwi był niski, nie zaordynowano mu zdecydowanej terapii farmakologicznej.
Po okresie początkowego załamania Andrew podjął walkę. Postanowił zrobić wszystko dla utrzymania jak najlepszej kondycji fizycznej i stanu swego ciała. Ćwiczył oraz codziennie zażywał spore ilości witamin oraz odżywek proteinowych. Stał się znacznie bardziej religijny, a modlitwa – jak twierdzi – była ważnym elementem codzienności. Równocześnie jednak nie zrezygnował z uprawiania niebezpiecznego seksu ze swym partnerem, uważając, że i tak nie ma nic do stracenia.
Poza Juanem o jego tajemnicy wiedziała tylko młodsza siostra Louisa, matce o zarażeniu śmiertelnym wirusem nie odważył się powiedzieć. Andrew przygotował się na podjęcie skutecznej próby samobójczej, gdyby pojawiły się u niego objawy AIDS. Te jednak nie nadchodziły. Mało tego, kondycja Stimpsona i samopoczucie znacznie się poprawiły.

Szok pozytywny

W październiku 2003 r. postanowił się przebadać w rejonowym ośrodku zdrowia Chelsea and Westminster Healthcare Trust. Pobrano mu krew. Po jakimś czasie – ponownie.
– Zapamiętam ten dzień do końca życia. Przyszedł do mego pokoju doktor i powiedział: „Sam się uleczyłeś. To niewiarygodne. Jesteś wspaniały” – wspomina Andrew.
Pierwszą refleksją, jaka pojawiła się u cudownie uleczonego, było podejrzenie, że podczas pierwszego badania został popełniony błąd, np. w laboratorium pomylono próbki krwi. Stimpson chciał nawet podać służbę zdrowia do sądu. Postępowanie kontrolne wykazało, że próbki krwi „A” i „B” pobrane od pacjenta były identyczne i obie dały wynik pozytywny na obecność HIV. Analogicznie w badaniu po 14 miesiącach – z tym że z zupełnie odmiennym rezultatem. System zabezpieczania materiału badawczego w brytyjskiej służbie zdrowia, National Health Services (NHS), praktycznie wyklucza możliwość podmiany, ponadto inne parametry analizy krwi się zgadzały. Stimpson nie miał szans wygrać procesu sądowego z kliniką. Pozostawało wytłumaczyć dobre wyniki cudem samouleczenia. I Stimpson jest o tym przekonany. – Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! – deklaruje entuzjastycznie. – Moje życie przeszło z jednego bieguna na drugi, by potem powrócić. Czuję się pobłogosławiony…
Lisa Power, rzeczniczka wpływowej i skutecznej organizacji wspierającej walkę z HIV/AIDS, Terrence Higgins Trust, oświadcza: – Mamy do czynienia z pierwszym w historii medycyny udokumentowanym przypadkiem samooczyszczenia organizmu z wirusa HIV.
Dodaje też zgrabne i robiące karierę porównanie prawdopodobieństwa takiego zdarzenia, cytowane na wstępie.

Czy to możliwe

Znany amerykański immunolog, prof. dr Marek M. Pieńkowski, nie wyklucza samouleczenia: – Każda choroba ma jakiś odsetek samouleczeń. Kiedy wiedza na ten temat dociera do opinii publicznej, jest już osobnym zagadnieniem. Znaczenie mają przy tym m.in. aspekty diagnostyczne, postęp wiedzy, staranność i rzetelność badawcza. Przypadek Andrew Stimpsona, jak wszystko na to wskazuje, może być takim właśnie samouleczeniem. W jego organizmie mogła wystąpić niezwykle korzystna zbieżność skutecznego funkcjonowania systemu immunologicznego, broniącego organizm przed skutkami obecności HIV, oraz systemu genetycznego, który wygenerował jakieś na przykład frakcje enzymatyczne reperujące uszkodzone struktury RNA i DNA odpowiadające za namnażanie i przeżywanie w organizmie wirusa HIV oraz w efekcie sianie przezeń destrukcji. Jest to pewna – uproszczona – hipoteza, którą należy pilnie weryfikować, wykorzystując organizm Stimpsona i kolejne kompleksowe badania, jakim powinien zostać poddany. Ustalenie mechanizmu samouleczenia w tym jednostkowym przypadku może być podstawą do owocnych uogólnień. Historia medycyny zna wiele przypadków, gdzie pozornie samoistne cofnięcie się choroby było wskazówką do odkrycia mechanizmu jej zwalczania.
Problem jednak w tym, że jak wynika z ostatnich doniesień, Andrew Stimpson nie chce się poddać nowym badaniom. Postawa taka wywołuje już pierwsze głosy krytyki środowisk gejowskich.
– Jeżeli miałoby być prawdą, że on nie chce pomóc nauce w uzyskaniu odpowiedzi na pytanie, jak pokonać HIV, na ten cud uleczenia nie zasługuje – można usłyszeć komentarze w gejowskich pubach nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village.
Nie brak podejrzeń, że Andrew Stimpson może prowadzić swoistą grę marketingową w celu jak najlepszego medialnego sprzedania swego przypadku i wynegocjowania wielomilionowego kontraktu za udostępnienie swego organizmu do poszukiwania w nim klucza do walki z HIV i AIDS. Na świecie nie brak bowiem fundacji dysponujących gigantycznymi środkami, które mogą być na taki cel udostępnione.
Dotychczas jednak 25-letni londyńczyk rozmawiał tylko z reporterami „News of the World” i „Sunday Times”. Pozostaje dla mediów nieuchwytny.

Cień „Pacjenta Zero”

W historii AIDS powszechnie znane jest nazwisko Gaetana Dugasa, słynnego „Pacjenta Zero”, któremu przypisuje się masowe rozprzestrzenienie choroby na kontynencie północnoamerykańskim w latach 1980-1884. Urodzony 20 lutego 1953 r. w Quebecu francuski Kanadyjczyk był stewardem linii Air Canada, w których przelatał 12 lat. Był gejem, którego aktywność seksualną otaczała swoista międzynarodowa sława. W ostatnich czterech latach życia miał co najmniej 250 partnerów rocznie. Często bywał w bath houses, męskich łaźniach, które odegrały we wczesnej fazie rozprzestrzeniania AIDS wielką negatywną rolę. Był jednym z trzech pierwszych pacjentów, u którego zdiagnozowano tzw. gejowskiego raka, czyli mięsak Kaposiego. Wśród 248 pierwszych przypadków AIDS opisanych przez dr. Williama Darrowa, legendarnego już specjalisty pierwszych lat walki z epidemią, 40 zostało zainfekowanych przez Dugasa. W pośredni sposób przyczynił się – jak się szacuje – do rozprzestrzenienia choroby na nawet ponad 1,2 mln osób. Gaetan Dugas zmarł 30 marca 1984 r. Ponurej sławy przydaje mu opinia, że aktywność erotyczną zachowywał również wtedy, gdy już wiedział o swym nosicielstwie.
Dugas wszedł do historii jako generator epidemiologiczny masowego rażenia. Ze Stimpsonem wiązane są oczekiwania, że może zainicjować proces odwrotny.
O ile Dugas hojnie rozdawał chorobę, Stimpson może dać lekarstwo. Nie brakuje takich nadziei. Oczywiście nikt nie przypuszcza, że stanie się to szybko.

Plan diabła?

Przypadek Andrew Stimpsona rozpatrywany jest jako rodzaj znaku, sygnału religijnego. Podczas mszy w jednym z kościołów nowojorskich kapłan (od razu wyjaśnienie: nie Polak) wywiódł, że „uleczenie” Stimpsona to plan diabła. Okazuje się otóż, że młody Szkot (katolik) pozostawał przez lata w „grzesznym” związku gejowskim, czego wynikiem było zarażenie wirusem HIV, uchodzące za wyrok. Nastąpił cud uzdrowienia, jednak bez zaprzestania przez Andrew gejowskiej praktyki ani nawet bez sięgnięcia po środki zapobiegawcze. Cud stał się doświadczeniem konsekwentnego grzesznika, lecz naprawy w nim nie wywołał. Rzec by można: hulaj dusza, piekła nie ma. Na dodatek Stimpson plecie o jakimś błogosławieństwie. Miałbyż HIV (i AIDS) nie być karą? W takim razie homoseksualizm nie byłby grzechem? Nie! To jedynie diabeł wymknął się na chwilę spod kontroli. Lecz wszystko wróci do normy.
Na razie norma to 5 mln nowych infekcji HIV, 2 mln zgonów na AIDS rocznie oraz 39,4 mln zakażonych ogółem. Nie stać nas na potraktowanie przypadku Andrew Stimpsona ani jako igraszki diabła, ani kaczki dziennikarskiej.
Także na wyśmianie go jako „kazusu Twardowskiego”.

 

 

Wydanie: 2005, 47/2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy